Chyba dość niezauważenie dla polskich mediów odbyła się wczoraj prezentacja w Boca Chica nad meksykańską granicą Starshipa Elona Muska. Jak można się domyślać, jest to na razie jedynie jego zewnętrzna powłoka. Trzeba przyznać, że robi duże wrażenie. Ogromny srebrzysty cylinder (9 metrów średnicy, 50 metrów wysokości) wygląda jednak nieco jak prowizorka. Arkusze stalowej blachy nierdzewnej wydają sie mieć niezbyt dobrze zeszlifowane spawy. Być może celowo - Starship najpierw przejdzie serię prób na niskich pułapach - podobnie jak prototyp promów kosmicznych (Enterprise).
Teraz zapewne przyjdzie czas na montaż "bebechów" tego kolosa - awioniki, zbiorników paliwa i tlenu, silników Raptor.
Nasuwa się jednak pytanie: jakie są szanse na powodzenie tak przełomowego projektu w historii astronautyki? Czy Elon Musk nie zaprezentował wczoraj czegoś w rodzaju filmowego Misia, którym chce otworzyć oczy niedowiarkom? Choć trzeba przyznać, że ten z filmu Bareji był jakby troche mniejszy, no i oczywiście zrobiony głównie chyba ze słomy.
Jako entuzjasta różnych pomysłów Muska, a w szczególności jego programu kosmicznego, muszę powiedzieć, że bardzo bym chciał, aby mu się powiodło. Z jednego oczywistego względu. Starhip to ogromna szansa na przełom w technologii wynoszenia ładunków w przestrzeń kosmiczną. Przełom finansowy, czyli ostrożnie szacując, podzielenie obecnej ceny transportu jednej tony ładunku na orbitę przez powiedzmy pięć, a co za tym idzie, umożliwienie wynoszenia ogromnych mas, prawdziwych statków miedzyplanetarnych, wraz z paliwem i zaopatrzeniem. Nawiasem mówiąc, Starship w swoim założeniu ma być pojazdem umożliwiającym dotarcie na Marsa, oczywiście po uprzednim ponownym zatankowaniu na orbicie okołoziemskiej.
Wydaje się, że największą niewiadomą w programie Starship pozostaje kluczowa rzecz, czyli w jaki sposób ten statek ma powrócić z kosmosu na Ziemię. Program lotów wcześniejszych rakiet Muska - Falconów - udowodnił, że możliwe jest precyzyjne sprowdzenie pierwszego stopnia rakiety nawet w pobliże miejsca startu. Jednak pomiędzy powrotem pierwszego stopnia, a rakiety orbitalnej, jaką jest Starship, istnieje zasadnicza różnica. Pierwszy stopień nie wchodzi na orbitę okołoziemską, ma zatem o wiele mniejszą prędkość opadania. Nie są potrzebne systemy zapobiegające jego spłonięciu podczas powrotu przez atmosferę. Wyhamowuje prędkość oporem powietrza i uruchamianiem silników rakietowych. Przy czym cały czas opada silnikami w dół, co bardzo ułatwia sterowanie - po prostu środek cieżkości stopnia znajduje się w pobliżu jego podstawy, w okolicy silników. Dodatkowo stopień utrzymują w pionie rozkładane powierzchnie sterujące przy jego górnej krawędzi. Czyli prosta fizyka, na którą wpadli jednak dopiero ludzie Muska (lub on sam).
Ze Starshipem sprawa mocno się komplikuje. Jeśli pomyślnie wyjdzie na orbitę okołoziemską, będzie miał prędkość ponad 28 000 km/h. Aby zejść z orbity, musi zredukować tę prędkość. Pytanie jak bardzo będzie to w stanie zrobić. Jego masa to 120 ton, plus paliwo potrzebne do wyhamowania prędkości orbitalnej i na samo lądowanie, identyczne jak pierwszych stopni Falconów. Wydaje mi się, że tutaj Musk zastosuje równie rewolucyjne, co proste rozwiązanie. Jego statek kosmiczny będzie miał na tyle paliwa, żeby w początkowej fazie schodzenia z orbity (a zatem silnikami w kierunku lotu) włączyć maksymalny ciąg na długi czas i zmniejszyć jak tylko się da prędkość wejścia w gęste warstwy atmosfery. Następnie, jeszcze przed tym wejściem, Starship obróci się "dziobem" w kierunku lotu i zacznie wchodzić w atmosferę. Podobnie jak wahadłowce - w innym przypadku by się spalił od strony silników. Prawdopodonie statek będzie posiadał coś na kształt osłony termicznej jak wahadłowce, jednak dużo lżejszą i cieńszą - mniejsza prędkość wejścia w atmosferę. Jest także mowa o nowym systemie chłodzenia powierzchni polegajacym na odparowaniu paliwa, ale ja to między bajki dla konkurencji pana Muska włożę.
Załóżmy, ze Starship szczęśliwie wyhamował w atmosferze Ziemi. Teraz musi jeszcze ustawić się w pozycji pionowej do lądowania. Właśnie temu wydają się służyć dziwne powierzchnie sterowe na jego dziobie. Kolejna faza - to uruchamianie co jakiś czas silników aby tracić prędkość i sterowanie w kierunku miejsca lądowania. Końcowy etap - Starship osiada łagodnie na odpowiednio ustawionym ciągu silników i specjalnie przeznaczonych do tego celu stałych trzech wspornikach w części silnikowej. Kosmonauci wysiadają, wchodzą ekipy techniczne, tankujemy paliwo i możemy startować. To oczywiście żart, ale należy mieć nadzieję, że program Starship nie obrośnie tysiącami procedur jak program wahadłowców, bo pogrzebie to ideę "tanich linii" kosmicznych Elona Muska
Inne tematy w dziale Technologie