...żali się w jednej z kontestujących rządy Prawa i Sprawiedliwości stacji radiowej dziennikarka Eliza Olczyk. Do swoich żalów dorzuca jeszcze obronę terytorialną i 500+. Wybrzmiewa to tak jakby reformy rządowe i programy społeczne to furda w zetknięciu z oczekiwaniami rozkapryszonych młodzików - owych rezydentów, którzy za chwilę dołączą do wielkiej korporacji lekarzy, choć niektórzy wolą nazywać ich wilczymi stadami, gotowymi pożreć każdy rzucony między nie pieniądz.
Przyznaję bez owijania w bawełnę i krygowania się na kogoś kim nie jestem, że nie lubię współczesnych lekarzy tak tych na początku kariery jak i wyżartych basiorów z tytułami i dorobkiem naukowym. A nie lubię, gdyż uważam ich za egoistyczną i niechętną ludziom grupę zawodową, dbającą tylko o swoje interesy, co nie było by jeszcze tak naganne, gdyby nie to, że czyniącą to kosztem innych i to całkiem pokrewnych zawodów.
Leżąc swego czasu w jednym z pod poznańskich szpitali byłem świadkiem takiej sceny: otwierają się drzwi szpitalnej sali. Na progu staje ordynator i pyta się głośno pacjenta leżącego na jej samym końcu czy wie, że ma odjęte jądro. Pacjent zaskoczony i skonfundowany kiwa potakująco głową. Nie tylko jemu jest głupio. Głupio jest także innemu pacjentowi lezącemu obok, a także piszącemu te słowa, gdyż wiemy, że owa informacja nigdy nie powinna zaistnieć w przestrzeni publicznej i nie była przeznaczona dla naszych uszu, a to, że ją usłyszeliśmy, to wina ordynatora, któremu nie chciało się podejść do pacjenta i spokojnie wyjaśnić mu skutki operacji. I taka jest właśnie jedna z twarzy polskich lekarzy, o których, wybierając cuda - wianki, nie dba polskie państwo.
Już słyszę głosy oburzenia, zarzucające mi stronniczość, ale zapytajcie moją znajomą, której wykonywano kolonoskopię w pozycji na czworaka z całkowicie obnażoną dolną partią ciała przy udziale grupy studentów i nie robiącego sobie nic z sytuacji profesora, zapytajcie jej czy jestem stronniczy?
Nie mam zamiaru rozpisywać się o lekarzach przyzwoitych i wspaniałych, bo pewnie tacy są, nie chcę bo nie zamierzam czynić z owego środowiska ideału z niewielką ilością czarnych owiec, bowiem ideał już dawno sięgnął bruku, a szpitalna codzienność nie ma nic wspólnego z etosem i to nie dla tego, że brak pieniędzy na służbę zdrowia, ale z powodu korporacyjnego sznytu niezakazującemu ludzi traktować jako przypadki, a dbać wyłącznie o stan swojego konta.
Nie mam także ochoty akceptować punku widzenia pani Olczyk, traktującej wzbogacanie pieniężne niedoszłych lekarzy jako zadanie specjalne dla rządu. Po prostu walę piąchą w stół czytając jak Olczyk bagatelizuje obronność i programy społeczne na rzecz karmienia lekarskiej wilczej sfory, także i młodych wilczków, które za chwile do sfory dołączą. Dla Olczyk lekarskie fartuchy to najwyraźniej świętość, zaś my maluczcy to jedynie mało ważny przyczynek do trwania tej świętości. Według niej powinniśmy karmić owego białego boga kosztem innych ważnych dziedzin naszego życia, bowiem z bóstwem w dziedzinie życia i śmierci, jak chce Olczyk, się nie dyskutuje.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo