W Rzeczpospolitej XVII wieku królewiętami nazywano magnatów posiadających wielkie latyfundia na wschodzie Rzeczpospolitej, dysponujących nieograniczoną władzą, mających swoje własne armie i często prowadzących także własną politykę zagraniczną. Tak mówi Wikipedia i jeśli chcieć by dosłownie przełożyć to na osobnika, którego nazwisko zawarłem w tytule pewnie do tamtejszych królewiąt przystaje jak zdziczały kot do tygrysa szablozębnego. Niemniej jednak analogia istnieje, zaś wnioski z analizy owego, współczesnego królewiątka są znaczące.
Podobnych królewiąt jest więcej w naszym państwie. Wystarczy popatrzeć na Adamowicza z Gdańska, Karnowskiego z Sopotu, Dutkiewicza z Wrocławia czy Zdanowską z Łodzi. Nie wspominam tu specjalnie o Hannie Gronkiewicz Waltz, bo jest to przykład nie królewięcia ale prawdziwej carycy władającej udzielnie swoim miastem państwem w sposób, który prokuratorzy opisują w zarzutach karnych, a uczciwi sędziowie przedstawiają w wyrokach, więc o pani Hani na razie sza! Jedno nie podlega dyskusji: na polskiej ziemi w pęczki można wiązać wszelkiej maści wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz różnych marszałków powiatów i województw, któremu śni się samodzierżawie wbrew parlamentowi, rządowi, wbrew narodowi całemu, jednak wymieniony w tytule, zdaje się być wzorcem z Sevre współczesnych królewiąt, próbujących prowadzić politykę inną niż państwowa, a co istotniejsze, często sprzeczną z jego interesami i interesami narodu.
Prezydent Jaśkowiak włodarz Poznania to w dużej mierze ale nie tylko królewiątko obyczajowe pragnące na siłę, idąc po linii swoich, osobistych swawolnych przekonań i libertyńskiego zacięcia uczynić z Poznania miasto nie tyle nowoczesne, co nowo myślące. Jaśkowiak z automatu przyjmuje wszelkie założenia liberalno dekadenckie i się z nimi utożsamia. Wkładanie tęczowych chorągiewek w miejskie latarnie oraz udział w paradach ruchów lgbt to jeden ze sposobów wprowadzania nowo myślenia wśród Poznaniaków.
Prezydent nic sobie nie robi z tradycjonalizmu Poznaniaków i na odlew wali ich ideologią równości płci i potrzebą akceptacji wszelkiego rodzaju zachowań ekstremalnych z ową płcią związanych. Zachowania seksualne uznawane do niedawna za dewiacje są dla prezydenta Poznania wartością dodaną, którą bez oglądania się na wolę mieszkańców wspiera i propaguje. Przybiera to wymiar niemal terroru kulturalnego, zupełnie tak, jakby Jaśkowiak chciał wszystkim powiedzieć, że liberalizm z natury ma prawo narzucać obowiązek poprawnego politycznie myślenia i idąc dalej, jak gdyby nigdy nic znosić tradycję i możliwość wyznawania klasycznej formy moralności.
Dla Jaśkowiaka dziwaczność i obrzydliwość jawią się jako tak bardzo pożądana nowoczesność, a każdy choćby najbardziej odjechany "performance" zdaje się mieć większe znaczenie niż od dawna ukształtowana tradycja. Przykładem jest hołubienie przez niego obrazoburczej "Klątwy" i promowanie na kuratora Festiwalu Malta twórcę owej oralno masturbalnej stękawki Olivera Frjićia. Jaśkowiak uderza tutaj w tam-tamy walki z cenzurą oraz wolności wypowiedzi artystycznej ponownie drwiąc z opinii większości Poznaniaków na siłę wpychanych w jakieś szalbiercze, dekadenckie uwikłania mające świadczyć o poznańskiej ultranowoczesnej i proeuropejskiej postawie.
Wysuwanie się przed szereg poprawności politycznej i ultra liberalna postawa to sznyt Jaśkowiaka. Także prowokowanie choćby zgodą na wystawienie na Malcie "Golgoty Picnic" dzieła o stopniu kloaczności porównywalnym z "Klątwą" . W nurcie owych zachowań mieszczą się także wszelkiej maści połajanki jakie prezydent Poznania nie szczędzi ministrowi kultury. Brodząc dalej w tym nurcie poznajemy kolejny leitmotiv owej prezydentury mianowicie wszczętą i cały czas kontynuowaną walkę z kościołem poznańskim.
Owa walka to nic innego jak kontestacja poznańskiego katolicyzmu, kontestacja o tyle głupia, że skupiająca się między innymi na utrudnianiu życia instytucji kościelnej w Poznaniu poprzez podnoszenie rozliczeń finansowych z kurią mające jeden cel - uderzenie w stabilność tutejszego kościoła. Do tego dochodzą także negatywne decyzje odnośnie stawiania obiektów sakralnych jak choćby mającego jeszcze swoją tradycję przed II Wojną Światową pomnika Chrystusa Króla. W tym wypadku sprawa jest o tyle bulwersująca, że nie wydając zgody na budowę pomnika na przedwojennym miejscu poznański magistrat utrudniał przechowywanie elementów pomnika na terenie jednej z poznańskich parafii.
Jaśkowiak zaprzecza jakoby był antykościelny, twierdzi, że chodzi mu jedynie o oddzielenie spraw kościelnych od miejskich. Jeśli jednak wziąć pod uwagę jego ultraliberalne poglądy, lewacką retorykę i działania, którymi promuje to, co nominalnie odrzuca kościół katolicki, jasnym staje się przesłanie prezydenta, że tak, jak nienormalny swoją polskością Tusk; przed księżmi klękać nie będzie, a co więcej księży i cały kościół traktować będzie jak persona non grata przestrzeni publicznej.
"Precz z kaczyzmem" wykrzykiwał Jaśkowiak podczas jednej z demonstracji KOD-u w której wziął udział. i właśnie ów okrzyk determinuje całe jego podejście do spraw Poznania i Poznaniaków. "Precz z Kaczyzmem" to Oliver Frjić i jego "Klątwa", to sprzeciw wobec pomnika Chrystusa Króla i tęczowa chorągiewka wisząca prawem kaduka na miejskiej latarni, to veto poznańskiego królewiątka wobec chrześcijańskich korzeni i polskiej tradycji, którą wyznaje Jarosław Kaczyński i członkowie Prawa i Sprawiedliwości. Jacek Jaśkowiak to koderskie gwizdy i buczenia podczas rocznicy Poznańskiego Czerwca i wizja Poznania jako ultraliberalnego miasta w którym dobrze czują się wszelkiej maści dewianci poglądowi i moralni, to miasto Frilićiów obdarte z rozsądku, wartości, a co najgorsze z przyzwoitości. Takiego miasta chce dla nas Jacek Jaśkowiak - prezydent Poznania.
Inne tematy w dziale Polityka