Tak się jakoś stało, że Kongres Liberalny, później Unia Wolności, aż wreszcie Platforma Obywatelska, wydają się być nierozerwalnie związane z Niemcami, zblatowane - chciałoby się powiedzieć, albo zszyte z sobą jak solidny, niemiecki płaszcz w kolorze specyficznej zieleni z POlszewicką podszewką?
Pisząc o owym połączeniu staje mi przed oczami Tadeusz Mazowiecki w Krzyżowej - wtulony w wielkiego posturą Helmuta Kohla. Obrazek ten stał się dla mnie symbolem jak to premier Polski - wierny syn Unii Wolności pragnie poddać się niemieckiemu protektoratowi. Rzecz jasna wtedy w roku dziewięćdziesiątym ów obraz miał inne znaczenie, ale teraz gdy jesteśmy bogatsi o dwadzieścia siedem lat sąsiedztwa polsko-niemieckiego, symboliczna wymowa owej wizji brzydkiej panny bez posagu połączonej w uścisku z postawnym, niemieckim kawalerem nabiera zupełnie innej wartości.
Wielu, pierwszych rękodajnych Republiki Federalnej Niemiec pomarło zabierając do grobu sekrety współpracy, choć ja wolę używać sformułowania- stopniowego uzależniania się od zachodniego sąsiada. Geremek, Kuroń czy Mazowiecki gdyby ich ożywić i napoić serum prawdy z pewnością opowiedzieli by nam jak ich ugrupowanie niczym kosmiczna planetoida do czarnej dziury - przyciągane było do wielkich Niemiec. Analogia może nie do końca trafiona bo zakłada całkowitą bezbronność przyciąganego obiektu. W wwypadku Kongresu Liberalnego, Unii Wolności, a potem Platformy Obywatelskiej absolutnie nie można mówić o bezbronności tylko o świadomym działaniu, a w konsekwencji o świadomym wyborze.
Niemieckie tłuste wabiki były doskonale oznakowane, a łapiące się na nie partyjne szczupaki świetnie wiedziały, co robią. Wszelkiej maści fundacje i dotacje płynące z niemieckiego skarbczyka, różne nagrody i apanaże bez trudu znajdowały swoich beneficjentów, zaś możliwość politycznego wsparcia tych polskich partii , których prawomyślność definiowały Niemcy, była równie ważna jeśli nie ważniejsza niż materialne korupcje.
Jednak aby załapać się na niemiecką michę trzeba było stać się lojalnym psem łańcuchowym, pilnującym interesów swojego pana, co być może na początku było problemem, ale co po dwudziestu siedmiu latach tzw, niepodległości dla spadkobierców Kongresu Liberalnego i Unii wolności - Platformy Obywatelskiej, stało się stanem tak naturalnym jak oddychanie. Niemieckie "udomowienie" stało się tak permanentne, że obecni politycy PO nie potrafią już myśleć inaczej niż po niemiecku, a co ważniejsze losy Niemiec są dla nich bardziej znaczące niż losy własnego kraju.
Szczególnym przedstawicielem takiego podejścia jest obecny Przewodniczący Rady Europy Donald "policzmy się" Tusk. Zawdzięcza on Niemcom wszystko począwszy od wsparcia jego partii, poprzez wsparcie jego premierostwa, a na załatwieniu unijnego stołka przez Angelę Merkel kończąc. Dla wielu tysięcy ludzi okazało się, że proniemiecki serwilizm stał się sposobem życia - pokarmem i tlenem bez którego nie ma istnienia, nie tylko politycznego, ale istnienia w ogóle. W tej sytuacji jakakolwiek retoryka antyniemiecka staje się automatycznie retoryką anty POwską, a próba zerwania z germańskim uzależnieniem - niemal próbą zabójstwa z zimną krwią.
Każdy lekarz wie, że początkiem skutecznej kuracji przywracającej zdrowie organizmom uzależnionym jest odstawienie czynnika uzależniającego. Tak też się teraz dzieje. Czasami jednak organizmy zbyt silnie uzależnione nie przeżywają takiej kuracji. W klasycznej medycynie śmierć jest zawsze porażką lekarza, jednak w polityce między Odrą, a Bugiem, śmierć tego właśnie POlszewickiego organizmu stanie się zwycięstwem wszystkich porządnych ludzi i naszej Najjaśniejszej.
Inne tematy w dziale Polityka