Nie wiedziałem, śmiać się czy płakać kiedy zobaczyłem Grzegorza Schetynę, który całkowicie zmarginalizowany w sporze parlamentarnym, postanowił spróbować nowego rozdania i udał się na ziemię opolską aby wesprzeć mieszkańców gminy Dobrzyń Wielki niegodzących się na przyłączenie znacznej części gminy do Opola.
Co ma piernik do wiatraka i jaką to więź nagłą i gorącą poczuł kapitan tonącej Platformy Grzegorz Schetyna, że nagle postanowił ująć się za mieszkańcami gminy mimo, że podobne korekty terytorialne dzieją się ciągle na terenie naszej Najjaśniejszej?! Trudno odpowiedzieć na to pytanie.
Łatwo jednak odgadnąć, czemu ma to służyć, oczywiście przeniesienia sporu na inny grunt choćby tak dziwaczny i egzotyczny jak sala głodówkowa ludzi protestujących diametralnie za czym innym niż protestuje nasz Schettino. Jednak, jak się okazuje przewodniczący Platformy nie takie rzeczy potrafi spinać w przekaz dnia i nieważne, że jest to karkołomna dezynwoltura informacyjno polityczna w rodzaju tych kiedy gwiazda porno zaczyna kontestować sposób mielenia mąki. Można i tak, ale w ten sposób naraża się na szyderczy rechot albo sugestię odstawienia leków psychotropowych. To tak jakby Schetyna wyszukiwał samobójcę gotowego skoczyć z mostu i przed mediami z emfazą, zadęciem i zmarszczeniem ponurego czoła informował, że tylko Pani premier może uratować samobójcę, choć samemu miłośnikowi skoku z mostu nawet nie przyszło to do głowy.
Schetyna w ten sposób popełnia powolne, polityczne seppuku tępym, bambusowym mieczem. Nie wiadomo czy współczuć czy wskazywać na niego paluchem jak na dziw natury. Pan Grzegorz, niestety coraz bardzie upodabnia się do nieobliczalnego, a jednocześnie feralnego włoskiego Kapitana o podobnym nazwisku, zaś sama Platforma Obywatelska do tonącej Concordi.
Inne tematy w dziale Polityka