Donald Tusk, który ostatnio wyraźnie utył, a jego twarz o, nazwijmy to - dyskusyjnej urodzie, stała się jeszcze bardziej ponura i obwisła, jakby naznaczona stresem i używkami, ubiera się w polityczny ornat! Ów ornat przywdziewa kiedy mówi o obronie polskiej granicy wschodniej, albo kiedy się na tą granicę, w towarzystwie tygryska ze spakowanym plecaczkiem ewakuacyjnym oraz z podwójnym ministrem "swiatełko w oczy" Siemoniakiem, udaje. Donald Franciszek, przystrojony w ową szatkę, niemal jak Fantomas upodabnia się do swojego największego wroga politycznego Jarosława Kaczyńskiego. Mówi Jarem, zachowuje się jak Jaro i rozdaje jak Jaro, chociaż na razie tylko obietnice.
Człowiek od ogrodzenia, które nigdy nie powstanie, od wału pod prądem. Miłośnik łukaszenkowych nachodźców, w których do niedawna widział jedynie biednych ludzi szukających swojego miejsca na ziemi. Przeciwnik określeń - obrona granic czy wojna hybrydową. Nie przyjmujący do wiadomości rosyjsko białoruskiej operacji "śluza". Ów pro nachodźczy pacyfista, ten anty push- back'owy gołąbek pokoju, nagle zamienił się w wyrywającego, przykutym do granicy nachodźcom, wątroby - jastrzębia! Niema już nieszczęsnych matek z dziećmi usiłujących dostać się do lepszego świata, które jakby za przyczyną ujawnionej nagle rosyjskiej maskirowki, zamieniły się nagle w młodych, agresywnych mężczyzn - nożowników, posiadający w 90 procentach rosyjskie paszporty!
Tak, Tusk przebrał się w ornat i na patriotyczną nutę obrony wschodnich granic, rudym ogonem dzwoni. Jednak, choćby dzwonił z takim zacięciem, jak ów kościelny z "U Pana Boga za piecem", którego sznur na dzwonnicy aż do góry podrywał, to i tak owo dzwonienie brzmi jak fałszywy pogłos pękniętego spiżu, a sam dzwonnik bardziej przypomina Quasimodo na dopalaczach, takiego parszywego, przebranego w komżę dla beki, kłamliwego fryca niż szlachetnego dzwonnika, dzwoniącego na trwogę i budzącego naród, bo wróg ciało matki Ojczyzny swymi parszywymi łapskami chce rozerwać! Ci bardziej złośliwi patrzą na dzwonnicę z której fałszywy głos pękniętego dzwonu się rozlega i wołają; nic to! To tylko nasz kłamczuch wiejski na dzwonnicę się dostał i jaja sobie robi! Inni jednak biegną na trwogę, bowiem wierzą, że w zamęcie jaki powstał, będzie się można nieźle obłowić, a za nimi inni biegną, gdyż dzwonnica to nie bardaszka, a głos dzwonu, choć fałszywy, to przecież nie zawodzenie znienawidzonej teściowej!
Jednak zamęt uczyniony ową tuskową woltą graniczną, choć, jak do tej pory nie kontestowany przez jego zwolenników i tak, nawet dla nich, śmierdzi totalnym przekrętem i politycznym łajdactwem. Nikt normalnie myślący nie wierzy w tuskowe nawrócenie, bowiem człowiek ów zasłynął z tak wielu łgarstw i konfabulacji, że trudno, nawet jego akolitom, uwierzyć w kolejną polityczną deklarację. Tym razem jest jeszcze gorzej!. Jego zmiana poglądu, ów poglądowy wymyk jest tak niewiarygodnie kłamliwy, zaprzeczający wprost, bez jakiegokolwiek medialnego znieczulenia, faktom, jakie miały jeszcze niedawno miejsce i tamtym słowom wypowiedzianym przez te same tuskowe usta, że sytuacja przypomina jakąś podrobioną, slapstikową rzeczywistość alternatywną, w jakiej się nagle znaleźliśmy. To tak, jakby niespodziewanie wejśc do sypialni i zobaczyć na własne oczy swoją małżonkę w namiętnej akcji z jakimś gachem, a po przerwaniu owej oczywistej zdrady, usłyszeć od roznamietnionej, spoconej i śmierdzącej jeszcze tamtym gościem żony, że wszystko to, na co patrzyły twoje oczy, nie miało miejsca! To Tusk jest własnie tą wiarołomną żoną. Pamiętajcie o tym idąc na wybory!
Inne tematy w dziale Polityka