10 listopada w przeddzień Dnia Niepodleglości, Jarosław Kaczyński wygłosił dwa uliczne przemówienia, w których nawoływał do obrony polskiej niepodległości, zagrożonej przez unijne, a właściwie niemieckie plan stworzenia beznarodowej Europy.
Rychło w czas! Chciało by się odkrzyknąć panu prezesowi, którego partia, mając przez długi czas pełnię władzy i praktycznie wszystkie jej mechanizmy z wyjątkiem większości konstytucyjnej, w najgorszym, możliwym czasie, oddała Polskę na żer pro europejskich i pro unijnych profanów z tym największym - Tuskiem na czele!
Jak mamy bronić naszej Rzeczpospolitej, jak nie oddać jej na pastwę Niemcom, a może i Rosji? Jak to zrobić, skoro wrogom Polski udało się wmówić Polakom, że chcą tego, co Tusk, Hołownia, Kosiniak Kamysz i Czarzasty? Gdzie był PiS kiedy społeczeństwo krok po kroku, mimo rosnącego dobrobytu, emocjonalnie głupiało, dając sobie wmówić, że Polska jest krajem niepraworządnym, a ważniejszą od niepodległości jest europejskość?
Co z tego, że tuman z wielu rodaków zaraz opadnie, gdy tylko zobaczą jakich orłów wybrali. Przez cztery lata, Tusk ze swoimi pomagierami może zrobić z Polski bezwolnego, obszarpanego dziada, niosącego na plecach byka Niemca, poganiającego pałą polskiego Untermenscha? A my będziemy mogli jedynie płakać z rozpaczy albo zaciskać pięści z bezradnej wsciekłości.
Gdzie był PiS? Był na wojnie z samym sobą o wpływy poszczególnych partyjnych mandarynów. O spółki skarbu państwa, o umoszczenie się na wygodnych piernatach władzy i dostatku wszystkich funkcyjnych i ich rodzin. Ojczyzna stała się odległym echem powinności i przyzwoitości, wołających na puszczy tych nielicznych, którzy przeczuwali upadek. Wszystkie patriotyczne werble na państwowych uroczystościach brzmiały fałszem, nie jak zagrzewające do boju o Polskę, ale jak tam - tamy zapraszające PiSowskich kacyków do wielkiej konsumpcji Rzeczypospolitej.
I co z tego, że mimo puchnięcia PiSowskiej świty, Polska rosła w siłę, ludziom żyło się najlepiej w jej historii, skoro nie umiano tego wszystkiego przekuć na realną siłę? A rządząca elita zajęta konsumpcją własnej władzy, uwikłała się w unijne zależności, które ściągnęły ją w bagno liberalnej, brukselskiej poprawności?
Wszystko to działo się w cieniu wielkiego przekrętu, jaki zafundował nam Morawiecki, zgadzając się na unijne warunki, odbierające Polsce wolność, samostanowienie i dostatek, czyniące z nas ludzi pozbawionych ojczyzny i państwowości. Posilając się kłamstwem samego Kaczyńskiego o końcu uległości wobec Unii, oddano nas prosto w łapy Brukseli i Berlina.
10 listopada prezes Prawa i Sprawiedliwości, odwołując się do targowicy, woła o potrzebie obrony ojczyzny i wzywa do walki o ochronę jej niepodległości. To żart? Bezczelność? A może podzwonne, dla człowieka, który na prawdę powinien już odejść?
Inne tematy w dziale Polityka