Jak czytam w artykule napisanym dla Wirtualnej Polski przez Tomasza Terlikowskiego (autor ten w widoczny sposób, ostatnimi laty polubił media antypisowskiej), papież Borgoglio przygotowuje rewolucyjne zmiany w kościele, upodabniając go do kościołów protestanckich i stawiając na głowie katolickie prawdy wiary.
Dubia to pytania jakie konserwatywni kardynałowie i biskupi zadali Borgoglio i odpowiedzi na nie stanowią clou całej notki. Otóż już wprost, praktycznie bez jakiegokolwiek mydlenia oczu papież odpowiada kościelnym konserwatystom, że lekką bullą wiszą mu wszelkie kwestie dotyczące wielowiekowego nauczania kościoła, a co najgorsze, biblijne prawdy wiary!
Błogosławienie pederastów, sakrament komunii dla rozwodników, wyświęcanie na księży kobiet, spowiedź z postanowieniem poprawy i rachunkiem sumienia, traktowanymi jako przystawka, która można uwzględnić w spowiedniczym menu, ale wcale nie trzeba. Jednym słowem: zmiany, zmiany, zmiany, zmiany...!
Kościół ma się zmienić, a właściwie zamienić w coś na kształt protestanckiej bożnicy, połączonej z przychodnią psychologiczną, w której każdy powinien czuć się lekko, łatwo i przyjemnie. Grzechy mają być odpuszczane z automatu, a słowo Boże zastąpią encykliki i nakazy Borgoglio, który swoją raciczką spycha Biblię w zakurzony kąt staroświeckości i przestarzałych zasad.
Kościół Borgoglio stracić ma mistycyzm na rzecz dostępności, a dziesięć przykazań zastąpione zostaną soborową pseudo filozofią. Obecny papież pragnie zburzyć obecny kościół i zbudować go na nowo, według liberalno agnostycznych planów z księżmi w roli post soborowych didżejów.
Skąd u Borgoglio te pomysły? Pewnie z południowo amerykańskiej teologii wyzwolenia i z argentyńskiego kościoła o lewackich klimatach i ukrytym masońskim przekazie. Jednak, jak dla mnie, oprócz tego spod białej sutanny Borgoglio wali siarką jak z zakładu produkującego zapałki i aż korci aby owego "reformatora" poddać egzorcyzmom...
Na koniec zadziwia mnie sposób w jaki o tym wszystkim pisze Terlikowski. Czytając jego artykuł odnosi się wrażenie jakiegoś niezdrowego podniecenia autora, jakby to, co dzieje się w kościele powodowało u niego emocjonalny wzwód, niemal erotyczne wzmożenie, jakby Terlikowski zacierał ręce w nadziei na jakąś niezłą rozróbę. No cóż, najwidoczniej, tak jak w przypadku Hołowni, zajmowanie się religią,nie daje patentu na przyzwoitość, widać to doskonale na przykładzie Tomasza Terlikowskiego.
Inne tematy w dziale Polityka