Dziennikarka "Newsweeka" Dominika Długosz, krytykując wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego odnośnie nazwiska europosłanki, wypowiedzi, która brzmiała: "Róża Thun Von jakaś tam..." stwierdziła, że jej żoliborskie wychowanie nie pozwoliłoby naśmiewać się z czyjegoś nazwiska. No cóż, najpierw mój ulubiony przykład z hipotetycznym grubasem. Otóż, jeśli mamy do czynienia z kimś puszystym, który jest miły, sympatyczny i uczynny, jego puszystość będzie działała tylko jako czynnik podbijający ową sympatyczność. Jeśli jednak, ów grubas będzie obleśny, złośliwy i wulgarny, to jego otyłość będzie wykorzystywana przez innych aby tylko uwypuklić jego złe cechy!
Tak jak wyżej, dzieje się w przypadku Róży Marii Barbary Gräfini von Thun und Hohenstein z domu Woźniakowskiej, która w atakach na własny kraj, prezentując werbalny poziom zmaskulinizowanej, agresywnej aktywistki niemieckiego Związku Wypędzonych, dodatkowo podbity zapałem neofitki. Trudno więc się dziwić, że każdy, polski patriota widzi w niej własnie owego moralnego i mentalnego, złośliwego grubasa. W takiej sytuacji, jej nazwisko w korelacji z zachowaniem, może jedynie podbijać bębenka drwin i złośliwości!
Czy prezes Kaczyński zakpił sobie z Róży Thun? Z pewnością tak. Czy powinien tak robić? Na pewno nie. Jednak, tak jak zasugerowałem, są okoliczności łagodzące, które w kontekście jakże organicznie wrogiej Polsce, postawy pani Woźniakowskiej, każą w dużej mierze usprawiedliwić prezesa w jego niechęci do pełnego cytowania nazwiska naszej Róży, które w pełnym brzmieniu, kojarzy się wielu Polakom z junkrami pruskimi i Hakatą!
Zastanawiam się także, jak żoliborskie wychowanie pani Dominiki Długosz radzi sobie z takimi wypowiedziami: "PiSowscy frajerzy", "prezydentowi rura zmiękła", "chleją, biją swoje dzieci i żony, nie zhańbili się pracą od wielu lat" - o elektoracie PiS, czy *gościa wyprowadzić z NBP" o nielegalnym usunięciu Adama Glapińskiego. Najwidoczniej z takimi wypowiedziami przewodniczącego Tuska, żoliborskie wychowanie pani Długosz daje sobie radę jak ona sama z wciągnięciem na raz papieskiej kremówki.
"Szczyty hipokryzji" to określenie, które najwidoczniej nie funkcjonuje w świadomości i moralności Dominiki Długosz, bo cienkim alwaysem powiewa jej zgniła, antypolskość Woźniakowskiej i knajacki język niemieckiego nominanta Tuska. Najwidoczniej, relatywizm postaw jest dla Długosz czymś zupełnie naturalnym, tak samo jak dla niegdysiejszego Szefa Neesweecka niejakiego Lisa, zaś postawa POwskiego Kalego to stan powszedni dla tej pani, taki samo jak antypolonizm dla Róży Thun!
Inne tematy w dziale Polityka