Jeśli hipotetycznie założyć, że ryży ulubieniec Merkelowej wygrałby wybory, jak zachowałby się, gdyby po krótkim resecie z Ukrainą, jego człowiek w Moskwie, (jak mówił swego czasu o Putinie, kiedy utrwaliła się fraza, że on z kolei jest człowiekiem Putina w Warszawie), postanowił przetestować siłę polskie armii i wkroczył na nasze ziemie. Aby było ciekawiej, załóżmy, że właśnie zacząłby się atak Chin na Tajwan.
Rzecz jasna reforma polskiej armii została by zatrzymana przez speców od chaosu naszego Donka. Już widzę rozgrzanego generała Różańskiego wywalającego z wojska i stawiającego przed sądy rożne " PiSowskie złogi w mundurach". Aż "staje mi" kiedy oczyma wyobraźni postrzegam tych wszystkich POwskich nawiedzeńców, zrywających kontrakty na uzbrojenie, likwidujących już formujące się dywizje...
I wtedy rusek atakuje! Wchodzi w nasz chaos w naszą bezdecyzyjność w Donka który jedyne, co potrafi robić kiedy trzeba porzucić partyjne rozgrywki i wycieranie butów za trzy tysie o marynarkę nieszczęsnego Schettino, to przypier***ić w gałę, albo przyciąć sobie kubańskie cygaro za 100 euro sztuka (jeszcze z zapasów sprowadzonych mu przez Sikorskiego), lub też i to wersja dla POlszewików wierzących (choć jedno zaprzecza drugiemu) - ponownie postawić domową kapliczkę, bowiem strach przed tym, co będzie, religijnie naoliwił by mu zwieracze...
Dobra, trele morele, gra słow i beka z ryżego! Ale tak na poważnie. Pomyślmy przez chwilę, czy ktoś taki jak on, zaprzedany Niemcom, ale przede wszystkim zaprzedany samemu sobie, mógłby być ojcem walczącego narodu, polskim Churchillem, czy też bylby jeszcze gorszą wersją Rydza Śmigłego? Porównajcie go z Kaczyńskim i sami sobie odpowiedzcie, dokąd dał by drapaka Donald Tusk?
Inne tematy w dziale Polityka