" Pan zachowuje się jak kelner!", tak w skeczu z Kobuszem i Wiesiem Gołasem, do wrednego hydraulika, odezwał się inny, świetny, Polski aktor Wiesław Michnikowski. Jak widać, odzywki kelnera, które wtenczas były oznaką prostactwa i bezczelnego cwaniactwa, okazały się na tyle przydatne, że zagościły w polityce, jako te mające uderzać w politycznych wrogów i to nie swoją domniemaną trafnością, czy wątpliwą oryginalnaścią, tylko poprzez lumpenproletariacki, prostacki wydźwięk. To język Nikodema Dyzmy, młodego i średniego Lecha Wałęsy, pierwszego - sikającego do chrzcielnicy i lejącego się na sztachety z sąsiadami, i drugie - bezczelnego ignoranta, udającego ojca narodu.
Jak widać, a raczej jak słyszeć, takim własnie, knajackim językiem zaczął posługiwać się spec od domowych ołtarzyków, które pojawiają się i znikają. Oto kilka przykładów: "panu prezydentowi rura zmiękła", "Prezes ma pełne gacie. Ma gacie pełne referendum", "PiSowscy frajerzy". O Polakach "królowie życia, którzy chleją i biją żony i dzieci...". No i debata, z Jarosławem Kaczyńskim, o której nasz ryży mówi jak stary dentysta z rozkoszą słuchający odgłosu wiertła borującego ząb: "godzinka i będzie po bólu". I choć w języku tym nie ma jeszcze wulgaryzmów, jednak Tusk, gdzieś tam, powoli się do nich zbliża. W swoich tyradach rezygnuje z konkretnych przekazów istotnych, wyborczych treści, dających pogląd na przyszłe działania jego, ewentualnego rządu oraz faktów, do których mógłby się rzeczowo odnieść, zastępując je negatywnymi, emocjonalnymi przekazami, pełnymi pomówień i sofistyki, coraz częściej zaprawianej owym, knajackim językiem.
Jeśli ów styl ma sprawić, że zwolennicy PO czuć się będą jak na domowej bibice, podczas której mówi do nich ich ulubiony wuja, co to pobuja, to ostrzegam, Tusk wystawia na próbę szlachectwo domniemane swoich wyborców, ich "lepszość", owe skrywane za sarmackim mniemaniem o sobie i inteligenckim zadęciu, fornalsko folwarczne, przepasane żniwnym wiechciem miękkie podbrzusze wsiowych kompleksów! Owi bezkrytyczni wyborcy, całe te stada lemingów, gdzieś tam w środku mogą poczuć się urażone, że ryżemu zdarza się przemawiać do nich językiem, folwarcznego dziadka oborowego , o istnieniu którego, tak bardzo pragnęli by zapomnieć.
Jednak nienawiść do PiSu, który tą ich lepszość zakwestionował jest chyba większa. Cała ta tuskowa publika położy uszy po sobie, a "kelnerstwo" Tuska, weźmie za metodę, która, choć gdzieś, tam w środku odrzuca, to jednak w w myśl zasady, że cel uświęca środki, jest do przyjęcia i przełknięcie, jak seta bez popitki, która ma jeszcze tą jedną cechę, że ogłupia. I na koniec jedna sugestia dla Jarosława Kaczyńskiego, której najpewniej wcale nie trzeba mu przekazywać. Panie Jarosławie o ważne dla Polski sprawy, a właściwie o żadne sprawy nie warto spierać się z chamskim kelnerem, tym bardziej jeśli jest ryży! Trzeba od razu walić do kierownika knajpy!
Inne tematy w dziale Polityka