Wspieramy ją, dzielimy się, dajemy, co możemy, stajemy za nią na europejskich i światowych salonach. Przyjmujemy jak własne, jej dzieci, dajemy jeść i pić, uczymy i troszczymy się, a ona? Ona, ustami swojego szefa IPN, żąda abyśmy my, Polacy postawili pomnik zdziczałym zwyrodnialcom z UPA, którzy bestialsko zamordowali ponad 100 tysięcy naszych rodaków. Ona - Ukraina.
I znowu ręce opadają i człowiek nie wie co zrobić. Bo z jednej strony Ukraina walczy z naszym wspólnym wrogiem, walczy w olbrzymiej mierze dzięki Polsce i Polakom, biorąc od nas ile się da i woła o więcej, a z drugiej strony, z pogardą strzyka nam prosto w oko, banderowskie charchlem! Co zrobić, udaać, że deszcz pada, czy dać w ryja?
Jak, już nie raz, przekonaliśmy się, w polityce nie ma przyjaźni, czy nam się to podoba, czy nie tak właśnie jest. Znany pisarz Tom Clancy, powiedział kiedyś, że polityka, to nic innego, jak mówienie do oponenta - dobry piesek, póki nie znajdzie się grubego kija. Cholera, mamy przecież gruby kij, bez nas Ukraina nie istnieje, a zachowujemy się, tak jakbyśmy cały czas, pokornie musieli powtarzać: dobry piesek!
Może czas już, aby prezydent Duda, często żenująco wylewnie, przestał obsciskiwać Zełenskiego i wreszcie pokazał mu sękaty kij. Nie namawiam aby diametralnie zmienić swój stosunek do Ukrainy, ale, do diaska, czas już chyba przeorać w poprzek sękatym kijem ów trakt prowadzący z Polski na Ukrainę i ryknąć prosto w banderowskie ślepia: dotąd i ani kroku dalej, bo łeb rozwalimy!
Inne tematy w dziale Polityka