Od jakiegoś czasu uwiera mnie bycie za Prawem i Sprawiedliwością. Uwiera, bowiem PiS zdaje się schodzić z drogi, jaką obiecał kroczyć i najzwyczajniej, przyjmuje do wiadomości i akceptuję różne niepokojące i patologiczne rzeczy, dziejące się w jego wnętrzu. Dla mnie, ważnym, jeśli nie najważniejszym, jest spolegliwość względem Unii Europejskiej i ów dualizm w transmisji faktów. Z jednej strony Mateusz Morawiecki pokornie przyjmuje, szkodzące Polsce dyrektywy unijne, zgadzając się na wszystko ( zastanawiam się, kiedy ściągnie portki i na czworakach odda anus unijnym komisarzom), z drugiej, na użytek wewnętrzny, grzmi, jak to twardo broni w Brukseli polskich interesów i guzika im nie odda. Oliwy do ognia dolewa kłamliwa deklaracja prezesa Kaczyńskiego o końcu ustępstw wobec Unii, której prezesowi nikt nie wytknął, i z której nikt go nie rozliczył.
Cała reszta owego pisowskiego dyskomfortu bierze się głównie z owego unijnego kontekstu, bowiem sądowa anarchia, obawa utraty przez Polskę lasów państwowych, perspektywa niewiarygodnego zubożenia, spowodowanego energetycznymi przekształceniami oraz obawa wydarcia Polakom gotówki na rzecz elektronicznego pieniądza, a także zdewastowania własnego górnictwa o największych w Europie pokładach węgla, mają swoje źródło w coraz większym, czynionym rękoma Morawieckiego, zblatowaniu z Brukselą i jej neo prawem. Do tego wszystkiego dochodzi ostatnia sprawa z ukraińskim zbożem i spożywką, zalewającym polski rynek, do czego Prawo i Sprawiedliwość beztrosko dopuściło i teraz bohatersko walczy z problemem, który samo stworzyło, oraz paroma mniejszymi sprawami, leżącymi odłogiem, wystarczy aby odczuć (słowo modne kilka lat temu, zwłaszcza w ustach Moniki Olejnik) wyjątkowo silny absmak odnośnie działań obecnej władzy.
Absmak przechodzi mi jednak ekspresowo, kiedy decyduję się uruchomić wyobraźnię i zobrazować sobie Polskę pod rządami opozycji totalnej z Donaldem Tuskiem na czele, siedzącym za sterami szalonej POwskiej maszyny zmian. Absmak przeistacza się w smak lukrecji, gdy pomyślę, że istnieje część społeczeństwa, gotowa na ową szaloną maszynę zmian głosować. Wspominam gorliwe zapewnienia Tuska, że funkcja premiera jest zaszczytna i godna, że to niemal polityczny orgazm, z którego nie zamierza zrezygnować. Zaraz potem widzę szaleńczy cwał Tuska ku przewodniczeniu europejskiemu parlamentowi, mającego gdzieś wcześniejsze zapewnienia i galapującego w kierunku sterczącego paluszka Angeli Merkel, zapewniającej Donaldowi wewnętrzny masaż jego politycznej prostaty, czyli dla niego orgazm o niebo lepszy niż ten, jakiego doznawał wśród polaczków.
Potem jest cała reszta, proputinowski obciąg polityczny, gotowośc padnięcia Tuska z całą gospodarką w ramiona tego zbrodniarza, niczym zdegenerowana Justyna, marząca aby swoją cnotę oddać w niewolę i niedolę kacapskiego chwosta. Wreszcie Smoleńsk, mord na 96 ofiarach i oddanie sprawy w ręce mordercy z którym wcześniej rudy orzeł skumał się jak ze swoim. To wystarczy, choć jest jeszcze cała gospodarka, niezrealizowane obietnice wyborcze i degeneracja wojska cofniętego za linię Wisły, oraz zlodziejscy współpracownicy, dla których polskość jest równie nienormalna jak dla Tuska, a normalną staje się wtedy kiedy daje się ową polskość i Polskę okraść. Jak napisałem, to wystarczy aby patrząc na pulsującą, z anty pisowskiej wściekłości, żyłę na czole "babci" Kasi (kiedyś jej pęknie), skarcić się za ów absmak i nie mieć już wątpliwości.
Inne tematy w dziale Polityka