Przyszło nam żyć w czasach wielkich zmian. Stwierdzenie to brzmi niegroźnie, jednak w rzeczywistości niesie za sobą ciężar gatunkowy, który najczęściej, a właściwe prawie zawsze, dla przeciętnego człowieka nie jest lubym ciężarem podchoinkowego prezentu, tylko wielkim głazem, który miażdży jednostki i całe społeczeństwa. I choć słowo "zmiany" nie kojarzą się negatywnie, to "wielkie zmiany", moim zdaniem, zawsze mają pejoratywne zabarwienie.
Tak więc "wielkie zmiany" przyszły do nas w postaci zmieniających się wektorów geopolitycznych, narzucanych siłą nowych norm obyczajowych, paraliżującej indywidualność poprawności politycznej oraz korporacyjnego dyktatu, a także, wypaczającej dotychczasowe paradygmaty - cyfryzacji. I choć końcówka dwudziestego wieku, a nawet jego lata sześćdziesiąte były przygrywką tych zmian, ową zbierająca we wrzodzie ropą, prawdziwa erupcja owego czyraka następuje teraz.
Pytanie dla nas, dla Polaków brzmi następująco: czy powinniśmy ulec tym wielkim zmianom, czy im się przeciwstawić? Od tego, jak odpowiemy na to pytanie, zależeć będą nasze polityczne wybory. Jeśli uznam, że wolimy iść z głównym nurtem, powoli tracąc naszą ukształtowane przez wieki kulturę, obyczajowość i duchowość, jeśli nie mamy nic przeciwko temu, że odbierze się nam naszą wolność i niezależność i zniewoli materialnie, dając w zamian wieczną blałkę od odpowiedzialności, wystarczy w zbliżających się wyborach, zagłosować na partie opozycyjne, w szczególności na Platformę Obywatelską z jej przewodniczącym Donaldem.T.
Inne tematy w dziale Polityka