Polska, kraj wierzb płaczących i bocianów, w trakcie całego swojego trwania, okazała się idealnym przytuliskiem dla wszelkiej maści dysydentów, uciekinierów i beż ojczyźnianej gawiedzi. Najczęściej owa otwartość przynosiła naszej Najjaśniejszej korzyści, bowiem obcy przynosili ze sobą nowe idee, odmienne widzenia świata i nieznane do tej pory, sposoby aby ten świat kształtować. I choć była i wyrodna niewdzięczność od tych, którym Rzeczpospolita stała się ojczyzną i łagodną matką, jak choćby Żydów, którzy za przyjęcie w XII wieku do Rzeczpospolitej, przygarnięcie z płonącej anty żydowskimi pogromami Europy, odpłacili nam w końcu nienawiścią i zdradą, to polska otwartość zawsze się opłacała.
Jednak jak się wkrótce przekonali obywatele naszej Najjaśniejszej, to nie obcy przynieśli Rzeczpospolitej Obojga Narodów, upadek i sromotę, tylko swoi, rodacy i bliźni, mówiący tym samym językiem. Okazało się bowiem, że owa otwartość wyewoluwała w końcu w pobłażliwość, a ta w swawolę, ogarniającą każdą dziedzinę życia Jej mieszkańców. Ojczyzna podzielona na magnackie latyfundia - mini państewka prawie, okazała się też mniej ważna niż owe latyfundia właśnie. Swawola i troska o dobra rodowe, większa niż o własne państwo, zamordowały w końcu Rzeczpospolitą i starły ją z mapy Europy na ponad wiek.
I choć nie ma już dziś latyfundiów, a swawolę schowano do klatki prawa, pozostały jednak kody kulturowe i geny zaprzaństwa. Pozostał także własny interes i prestiż, dla którego niektórzy gotowi są podpisywać cyrografy gotykiem albo cyrylicą. Jak się okazało wcale nie minęły czasy Radziejowskiego czy Rzewuskiego, którzy w imię swoich interesów, gotowi byli sprzedać Polskę najgroźniejszemu agresorowi. Dzisiaj znowu podnosi łeb zaprzaństwo, lecz ci, którzy już dawno się w nim zatracili, jak ognia unikają owej nazwy. Dzisiaj wszystko dzieje się w imię przynależności do Europy, czy też walki z polskim kołtuństwem, albo obrony praworządności. Nie ważne, że za tym wszystkim stoją Niemcy, Francja czy też barbarzyńska Rosja.
Donald Tusk od lat grzejący się w ciepłe niemieckiej opieki, hołubiony przez germańskich popleczników, gotowy jest w imię ich interesów i dla fasadowej władzy, nie tylko odwrócić kota ogonem, ale mu ten ogon urwać. Radosławowi Sikorskiemu zanurzonemu aż po pachy w mętnej wodzie cudzych interesów i obsypywanego, Bóg wie przez kogo, ponadprogramową ilością dolarów, czującego się w obecności Siergieja Ławrowa jak na imieninach u najlepszej cioteczki, nawet powieka nie drgnie kiedy przyjdzie przehandlować Polskę za prestiż, sycący jego manię wielkości. Istnieje także cała rzesza pomniejszych kacyków, antypolskości, widzących nas pod unijnym - patrz niemieckim butem. Jedni z powodu przekonania o wyższej, tamtejszej kulturze, inni dla kasy i władzy, jeszcze inni z powodu hodowanego w nich od dziesięcioleci kosmopolityzmu, każącymi im wierzyć, że nie są Polakami tylko Europejczykami, gotowi są splunąć na Polskę żółto zielonym charchlem.
I tylko dusza boli, że pozwala im się na to Jarosław Kaczyński wzruszając ramionami i ignorując kwestię istnienia narodu i polskiej racji stanu, stwierdza, że takie mamy prawo (k*******e prawo, kpiące że sprawiedliwości).
Radziejowscy i Braniccy, Tuskowi i Sikorscy wśród naszych, polskich, przydrożnych wierzb, z latającymi nad głową bocianami, nadal mają się dobrze!
Inne tematy w dziale Polityka