Tadeo Tadeo
422
BLOG

Z pamiętnika Donalda Cudotwórcy - (przedruk z Naszego Dziennika)

Tadeo Tadeo Polityka Obserwuj notkę 0

 

Z pamiętnika Donalda Cudotwórcy -              Piotr Tomczyk

 

 

 

Poniedziałek, 30.10.2007 r.
Przyszedł raport od naszych socjologów. Wreszcie wiem, dlaczego wygrałem w wyborach. Podobno jak w debacie pytałem o cenę ziemniaków, to notowania podskoczyły nam o 5 procent. Jak zapytałem o jabłka, to skoczyliśmy o kolejne 5 procent. Potem mówiłem jeszcze o cebuli... Na koniec mieliśmy ponad 40 procent głosów! No i teraz będę premierem. Może jednak o tę cebulę niepotrzebnie pytałem...

Wtorek, 30.10.2007 r.
Coś trzeba zrobić z tą Irlandią. Przynajmniej muszę się dowiedzieć, jakie tam są podatki. W sobotę będę w Londynie, to przy okazji zajrzę do Dublina. Jak tylko to ogłosiłem, Bronek zaprotestował i mówi: "Nie! Tylko nie do Dublina! Tam możemy trafić na Palikota, a on znowu z czymś przy dziennikarzach wyskoczy". Sprawdziliśmy przez ambasadę w Irlandii. Nie słyszeli o Palikocie. Bronkowi chyba pomyliły się miasta. Palikot nie mieszka w Dublinie.

Środa, 30.10.2007 r.
Ufff... Z koalicjantem nie jest źle! Waldek z PSL-u obiecał, że jak tylko zaproponujemy likwidację dofinansowania partii politycznych, to on się nie zgodzi. Swój chłop! Żeby tylko nie skrewił! Od razu mówiłem mu: "Panie Waldku, Pan się nie boi! Będzie rząd, wicepremier będzie. Tylko razem trzeba!". A on na to: "Jakoś zaoramy wspólnie ten kawałek". Waldek to doświadczony polityk. Wie, że "porozumienie służy ludziom". I naszym, i ich.

Czwartek, 1.11.2007 r.
Informacje z Lublina zepsuły mi cały Halloween. Z tym Palikotem (w Lublinie jednak mieszka!) rzeczywiście trzeba uważać. Każdy wie, jak ważne dla Polaków są cmentarze, a on właśnie teraz ogłosił, że moglibyśmy z polskich cmentarzy zrobić prawdziwy towar eksportowy. Tu już Halloween, jesień w pełni, a on lody na cmentarzach chce sprzedawać?

Piątek, 2.11.2007 r.
Wyjaśniła się sprawa Stadionu Narodowego. Już parę dni temu Hania mówiła, że z badań wynika, że miała rację co do przeniesienia budowy, bo warszawiacy wolą, żeby stadion był budowany na Pradze! Czemu w Czechach? Nie wiedziała. Dopiero dziś jeden socjolog powiedział mi, że chyba ankietowanym nie chodziło o przeniesienie budowy poza miasto. Podobno tak jak czeską stolicę nazywają też prawobrzeżną Warszawę...

Sobota, 3.11.2007 r.
W samolocie przejrzałem gazety z całego tygodnia. Prasę w Niemczech mam bardzo dobrą. W jednej gazecie napisali: "Zwyciężył! W Polsce proniemiecki historyk zwyciężył w wyborach!". Pokazałem gazetę Bronkowi, a on na to: "Nie wiedziałem, że jesteś historykiem!" Dowcipniś z Jamajki.

Niedziela, 4.11.2007 r.
Powiedziałem Julii, że nie będzie ministrem sprawiedliwości. Nie była zachwycona. I kto mi teraz zwróci za fryzjera? - zapytała mocno zdenerwowana. Zrobiło mi się jej żal, bo rzeczywiście nowa fryzura mogła ją sporo kosztować. Zaproponowałem, żeby została moim pełnomocnikiem i kierowała wewnętrznym wydziałem, który miałby szukać korupcyjnych zagrożeń w rządzie i w jego otoczeniu. Wszystko skończyło się dobrze, ale... Czy ona będzie pamiętała, że to jest nasz rząd? Żeby tylko nie przejęła się za bardzo swoją rolą!

Poniedziałek, 5.11.2007 r.
Rano Bronek przyniósł mi wielką stertę gazet. Piszą o nas! Piszą! Nawet na Sycylii o nas piszą! Znają skład naszego rządu! - krzyczał już od drzwi. Popatrzyłem na pierwsze strony włoskich gazet... Premier Don Donaldo? - zdziwiłem się patrząc na nagłówki. No tak, to o tobie, ale patrz dalej! - wykrzykiwał podekscytowany Bronek. Potem tłumaczył, że według Włochów, ja będę premierem, Grzegorz (Gregorio Corleone, jak nazwała go gazeta) zostanie wicepremierem, a Beata (Signora Gelato) ani Hania (Ballerina del Buffetti) w ogóle nie wejdą do rządu. To oni tak wszystkich po swojemu nazywają? A jak nazwali przyszłego marszałka Sejmu? - zapytałem z uprzejmości. Corriere della Jamaica - odpowiedział skromnie uśmiechnięty Bronek.

Wtorek, 6.11.2007 r.
Rozmawiałem z prezydentem. Ale to już nie to, co kiedyś. Nie kleiła się jakoś ta rozmowa Zupełnie inaczej niż ostatnio, przy tych czterech butelkach... Nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi z Radkiem. Nie może zostać ministrem, bo niby nielojalny? Bo opowiadał wszystkim o rządowych posiedzeniach i narzekał, gdy mu zabrali ze stołu kanapki? Według mnie, nie ma się czego bać. Poradzimy sobie, nawet jeśli Radek będzie jadł za trzech. Prowiantu starczy dla wszystkich. Mało to kanapek Hania przywoziła pielęgniarkom?

Środa, 7.11.2007 r.
Dzwoniła Angela. Pytała, jak może mi pomóc. Poprosiłem, żeby pilnowała Erikę, bo ostatnio za często opowiadała, jak bardzo się cieszy z tego, że wygrałem. No i żeby jej gazety dały już spokój z tymi zachwytami nad "proniemieckim historykiem". Angela chyba rzeczywiście się przejęła. Nawet stwierdziła, że to Centrum Wypędzonych nie musi być w Reichu, że jakby co, przekona Erikę i Centrum równie dobrze może być w Polsce. Nie upierałem się. Dla mnie może być nawet na Wyspach Brytyjskich.

Czwartek, 8.11.2007 r.
Mogę być dumny z naszego zespołu. Julia nie weźmie żadnego resortu, ale wcale nie grymasi. Chłopakom też woda sodowa do głowy nie uderzyła! Bogdan najpierw chciał Ministerstwo Obrony Narodowej, ale teraz przyznał się, że właściwie to zna się na wszystkim i zgodzi się nawet na resort kultury. Zbyszek po dobroci odstąpił kierowanie gospodarką Waldkowi z PSL. Jarek z Krakowa chciał kierować edukacją, ale kiedy mu powiedziałem, że nie godzi się na niego jedna bardzo ważna gazeta, to nawet nie pytał jaka. Wszystko zgodnie, wszystko dla dobra kraju. By żyło się lepiej. Nam wszystkim.

 

Piątek, 9.11.2007 r. 
Nareszcie jest! Mam już nominację na premiera. Sprawdziłem w teczce, wszystko tam było w porządku. Imię, nazwisko, stanowisko... wszystko się zgadza. A ludzie tak się śmiali. Nie wierzyli, jak widzieli moje tablice reklamowe. Śmiali się, że niby "prezydent z plakatu". A tu proszę bardzo! Jestem premierem. To jeszcze nie to samo co prezydent, ale różnica nie jest taka duża. Wystarczy popatrzeć na poprzedniego premiera. Czy on się tak bardzo różnił od prezydenta? Jak na nich patrzę, to też mi się czasem mylą.

Sobota, 10.11.2007 r.
Uff... Nie jest lekkie życie premiera! Odebrałem masę telefonów z gratulacjami. Chyba jestem już bardziej popularny od Kasi, chociaż to ona jest gwiazdą w telewizji TVN. Kasia z tą telewizją miała jednak łatwiej ode mnie. A ja musiałem zdobywać swoją popularność bez śpiewów i tańców... Jeśli to taka prosta metoda na zdobycie sławy, to muszę przed kolejnymi wyborami pogadać z Piotrem z TVN. Jakbym zatańczył, to w wyborach już żadnych bajek o Zielonej Wyspie nie musiałbym opowiadać. Może nawet z Dodą bym wygrał? 

Niedziela, 11.11.2007 r.
Ciągle dzwonią. Przyszła Kasia i mówi mi: "Tato, tato! Zobacz, jak wszyscy się cieszą, że zostałeś premierem!". Myślałem, że chodzi jej o te ciągłe telefony, ale okazało się, że nie: "Zobacz! Z tej radości nawet flagi w oknach powywieszali". Wyjrzałem przez okno i... rzeczywiście! W oknach było widać sporo tych flag. Biało-czerwone. Sam nie wiem... Chyba lepiej byłoby, gdyby wywieszali takie błękitne z gwiazdkami.

Poniedziałek, 12.11.2007 r.
Lubię pogawędki z Waldkiem z PSL. Tak jak przed laty... Niby tyle się zmieniło, a Waldek wciąż taki sam. Dzisiaj tłumaczyłem mu, że trzeba paru ludzi z opozycji odciągnąć, jakieś stanowiska w komisjach sejmowych zaproponować, może jakieś miejsca w ambasadach im oddać... "Ale to taki gangsterski chwyt" - Waldek trochę się łamał, a może żal mu było stanowisk. "Policzmy głosy" - ja mu na to. "Oni mogą nam się przydać!" - Waldek wyjął japoński kalkulator. Policzyliśmy.

Wtorek, 13.11.2007 r.
Przyszedł list od dziennikarzy z Jamajki. Podobno są rozczarowani tym, jak zaplanowałem swoje podróże zagraniczne. Czemu na początek do Brukseli, a nie do Kingston? Rzeczywiście sporo o nas pisali. Przynajmniej Bronka trzeba będzie tam wysłać.

Środa, 14.11.2007 r.
Udało się. Na spotkaniu z prezydentem obroniłem i Radka, i Zbyszka. To, że Radek opowiada o rządowych kanapkach, ile z wędliną, a ile z serem albo z pasztetem, wcale mnie nie przestraszyło. A Zbyszek obiecał, że chociaż jest adwokatem, to bronić interesów korporacyjnych nie będzie. "To co, Zbyszek, żeby być prawnikiem, nie będzie już trzeba mieć prawnika w rodzinie?" - zapytałem testowo. "No nie!" - Zbyszek na to. To mi wystarczy. A o Stokłosie i innych kolegach z PZPR też już prawie zapomniał. Czyli mam już komplet! W piątek o godz. 10.15 zaprzysiężenie rządu. Służba nie drużba... Trzeba będzie wcześnie wstać! 

Czwartek, 15.11.2007 r.
Dziennikarze nas podziwiają, że tak dobrze nam idą te rozmowy z PSL. Najważniejsze stanowiska już obsadzone, ministrowie powybierani... Wszystko zgodnie, mimo że w każdej sprawie nasze partie miały inne propozycje. Jeden z ludzi od Waldka dobrze to podsumował: "Nasze przedwyborcze obietnice były przeciwne i bardzo dobrze! Nie powinno być problemu z wytłumaczeniem tego ludziom. Wy chcieliście swoje, my swoje, a prezydent nie pozwolił ani wam, ani nam". Faktycznie tęgie głowy w tym PSL.

 

Piątek, 16.11.2007 r.
Rozczarował mnie list byłego premiera. Tylko trzy zdania i ani jednej porady przed zaprzysiężeniem rządu! Zresztą nawet bez jego pomocy wszyscy wiedzieli, co mają mówić. Niektórzy trochę się krzywili, ale to, co trzeba, przeszło im przez gardło. Tylko Waldek z PSL trochę mnie zdenerwował. Zaraz po zaprzysiężeniu zapytałem go: "A czemu nie powiedziałeś 'Tak mi dopomóż Bóg'"? Trochę się zmieszał i odpowiedział: "Nie chciałem Ci w paradę wchodzić, no bo przecież cudami miałeś się Ty zająć". Czyli wszystko teraz na mojej głowie?

Sobota, 17.11.2007 r.
W poniedziałek będę w telewizji! Dziennikarze to całkiem porządne chłopaki, przysłali wszystkie pytania, żebym mógł się przygotować i wszystko zatwierdzić. Szkoda, że dali mi tak mało czasu. Połowę pytań musiałem wykreślić... Bogdanowi dałem zadanie specjalne, godne ministra kultury. Ma mi znaleźć "gościa specjalnego" do programu. "Najlepiej gdyby na koniec programu pojawiła się jakaś gwiazda filmowa albo estradowa, której obecność bardzo by Pana Premiera zaskoczyła" - podpowiedział jeden z dziennikarzy. A bo ja wiem, kto powinien mnie zaskoczyć? Ale nowy minister kultury chyba powinien wiedzieć...

Niedziela, 18.11.2007 r.
Bogdan wszystko załatwił! Będzie Doda! Bogdan mówił, że może "trochę silikonowa" i śpiewa też nie najlepiej, ale dobrze zna naszego radnego - Radka ze Szczecina - i jak jej damy kartkę z tekstem, to będzie umiała przeczytać. No, niech będzie ta niespodzianka. Tylko co ja powiem, jak ją zobaczę? "O! Pani Doda! Niemożliwe!". Albo jakoś inaczej... "Pani Doda? Co za niespodzianka!". Trzeba to jeszcze przetrenować.

Poniedziałek, 19.11.2007 r.
"1 złoty i 40 groszy za chleb. 1 złoty i 20 groszy za ziemniaki. 2 złote i 50 groszy za cebulę..." - od rana powtarzałem sobie te wszystkie ceny, o które mieli mnie pytać w telewizji. W programie wszystko szło idealnie, ale ten dziennikarz, co zawsze był grubszy (ostatnio schudł i grubszy jest już ten chudszy) chyba zgubił kartkę z pytaniami... No i zapytał dodatkowo o jabłka! Skąd miałem wiedzieć, że 5 złotych i 43 grosze za kilogram? Z tego wszystkiego zamiast dopracowanego do perfekcji: "Pani Doda? Co za niespodzianka!", wyksztusiłem tylko "Niemożliwe!". To nic. Bogdan mówił, że i tak wyglądałem na bardzo zaskoczonego.

Wtorek, 20.11.2007 r.
Beata oddała te 50 tysięcy. Czyli okazała się uczciwa! Podobnie może być z Tomkiem z Krakowa. Nie taki słynny jak Beata i kwota trochę większa, bo 120 tysięcy... ale może też odda? Ogólnie chyba powinien to wszystko inaczej rozegrać niż Beata. Nie o to chodzi, żeby nie oddawał, ale przynajmniej, żeby nie mdlał przed kamerami. Zresztą płakać też nie musi. W końcu kampania wyborcza dawno się już skończyła.

Środa, 21.11.2007 r.
UPS! Unia Producentów Soków zgłosiła się do mnie z pretensjami. Cena jabłek skupowanych w zakładach przetwórczych w tym roku jest trzykrotnie wyższa niż w poprzednim. Przy takich cenach jabłek mogą mieć problemy ze sprzedawaniem dużo droższych soków. Według mnie, to ci fabrykanci i spekulanci od soków sami są sobie winni. Czy ja obiecywałem, że soki będą tańsze? Jakby sami przestali wykupywać jabłka, to na pewno by w końcu staniały!

Czwartek, 22.11.2007 r.
Waldek dał mi się przejechać swoim nowym samochodem. Motoryzacyjny konserwatysta z niego. Polonezem już nie chce jeździć, ale wolałby drugą Japonię od drugiej Irlandii. Zadzwoniła Angela. Podobno w niemieckich sondażach popularności polityków zaczynam ją już doganiać! Na razie w rankingach wyprzedziłem Kohla i Bismarcka. Będzie czym pochwalić się na jutrzejszym exposé!

 

Piątek, 23.11.2007 r.
To był ciężki dzień! Nagadałem się przy tym exposé jak nigdy. Trzy godziny. Nawet trzy i trochę! Niektóre kartki chyba po kilka razy przeczytałem. Kiedy na początku powiedziałem, że nie będę niczego obiecywał, to chłopaki od Waldka, z PSL, liczyli, że skończę po trzech minutach... Na żartach się nie znają? Znowu, gdy już byłem przy ostatniej stronie i powiedziałem: "to jeszcze nie jest koniec", widziałem, że Radek od razu złapał za telefon. Skończyły mu się kanapki i chciał zamówić pizzę.

Sobota, 24.11.2007 r.
Znów dzwoniła Angela. Nie spodobało się jej moje exposé. Czy rzeczywiście najpierw mówiłem o boiskach na wsi i łowieniu dorszy, a dopiero później o poprawie stosunków z Niemcami? Uspokajałem ją, że pomyliły mi się kartki. Całe szczęście, że Erika nie dzwoniła... Co ja jej powiem, gdy spyta, dlaczego uważam, że jest cieniem kładącym się na polsko-niemieckiej współpracy? A... to nasz senior, Władek, mi dopisał. Władka o nic nie pytam, bo bardzo jest ostatnio nerwowy. Mógłby zacząć wykrzykiwać, że dopytuję się, jak bydło jakieś...

Niedziela, 25.11.2007 r.
Nie jest źle. W "Wyborczej" napisali, że exposé bardzo dobre! Nie miałem czasu, żeby od razu przeczytać cały artykuł, bo Kasia i Michaś byli właśnie w telewizji! W tej samej co ja tydzień temu. Tej, co całą prawdę nadaje. Doda też była razem z nimi, i śpiewała. Radziu ze Szczecina ostrzegał mnie, że bardzo się ostatnio zmieniła. I jak się przypatrzyłem... to rzeczywiście jakaś odmieniona mi się wydała. Doczytałem do końca artykuł z "Wyborczej". Napisali, że o zaufaniu mówiłem 40 i 4 razy! Do Mickiewicza mnie porównują? Czuję, że z Adamem jakoś się dogadamy. Z Adamem - redaktorem, oczywiście.

Poniedziałek, 26.11.2007 r. 
Beata nie tylko oddała te 50 tysięcy złotych, ale jeszcze znalazła 300 tysięcy na kaucję. Dzielna i uczciwa dziewczyna! Gdyby tak politycy z innych partii wzięli tylko 50 tysięcy, a potem oddali 350, to z budżetem nie mielibyśmy żadnych problemów. Wtedy w Polsce byłaby już prawdziwa Irlandia! Zresztą Irlandia i tak u nas będzie. Drużynę Irlandii Północnej wylosowaliśmy przecież w eliminacjach piłkarskich mistrzostw świata! Co prawda jeszcze nie w tym roku i tylko w jednym meczu, ale zgodnie z moją obietnicą: Irlandia będzie w Polsce na pewno!

Wtorek, 27.11.2007 r.
Grzegorz wymyślił nazwę stanowiska dla Julii. "Pełnomocnik rządu ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych". Brzmi dobrze, ale może się nie zmieścić na pieczątce. - No tak, ale co ona chciałaby robić? - zapytałem trochę zaniepokojony. Grzegorz też nie był do końca pewien. - Jak z nią ostatnio rozmawiałem, to coś wspomniała, że musi iść do fryzjera. Może nie będzie tak źle. A przy okazji, Janusz z Lublina też mógłby iść do fryzjera.

Środa, 28.11.2007 r.
Przyszły nowe raporty od naszych socjologów. Jestem najpopularniejszy. Nie myślałem, że ludzie mają do mnie aż takie zaufanie. Dużo większe niż do drugiego na tej liście przebojów Waldka! Nie dziwię im się, bo też do siebie mam większe zaufanie niż do Waldka... Nawet dziennikarze mi ufają. Inaczej nie chcieliby, żebym był ich redaktorem naczelnym. I to jeszcze w gazecie "Fakt". Miło mi się pracuje na dwóch etatach! Właściwie mógłbym być jednocześnie i premierem, i redaktorem naczelnym "Faktu". Tu wszystkie teksty pisane są zupełnie jak kolejne kartki w moim exposé. Same fakty. Dobry wydawca, dobry tytuł, dobra gazeta.

Czwartek, 29.11.2007 r.
Bronek powiedział, że z przyjemnością przejrzał ten zredagowany przeze mnie "Fakt". Mówi, że "Wyborczą" też dałbym radę złożyć. Zobaczymy. Paru krytykantów się jednak odezwało. Mówią, że za mało zdjęć jest w gazecie, zwłaszcza na ostatniej stronie! Obrońcy estetyki się znaleźli... No i co z tego, że Hanna Gronkiewicz-Waltz na zdjęciu jest ubrana.


Piątek, 30.11.2007 r.
Miła była ta podróż do Wilna. Litwini nawet polskiego się nauczyli! Musiałem udawać, że nie wszystko rozumiem, bo pytali o most energetyczny. Radek nie przysłał mi analiz MSZ na temat mostu, no i nie miałem wyjścia. Opowiedziałem Litwinom o moście przyjaźni i zaufania, jaki łączy nasze kraje. Wieczorem Radek tłumaczył, że próbował przesłać opinie ministerstwa, tylko miał problemy z faksem. Dokumenty dotarły trzy minuty po naszym wyjeździe z Wilna.

Sobota, 1.12.2007 r.
"Uśmiechy nie rozstrzygają problemów. Premierzy Polski i Litwy przyjaźnią się, ale nie potrafią się porozumieć" - napisały litewskie gazety. Dobrze, że przynajmniej o kłopotach z faksem się nie dowiedzieli. Znów zadzwoniła Angela. Może i Litwa to nie był najlepszy kierunek na pierwszą zagraniczną wizytę. W czwartek wysyłam do Berlina Radka. Nasz senior Władek strasznie się nakręcił i niepotrzebnie wciąż nadaje dziennikarzom o Centrum Wypędzonych. Trzeba go namówić do powrotu do jakichś bezpieczniejszych tematów. Na przykład, jego historyjki o bydle i nie-bydle nie były wcale złe.

Niedziela, 2.12.2007 r.
Zadzwoniłem do Waldka. Nie ma już tego poloneza, którym jeździł po Warszawie, gdy był premierem. W sondażach popularności mam około 70 procent poparcia, ale gdybym takim polonezem pojechał do Brukseli, to pewnie miałbym od razu 90 procent... Trudno. Jak ogłosimy, że dla oszczędności chcę zrezygnować z rządowego samolotu, bo za drogi w eksploatacji i dlatego lecę zwykłym rejsowym do Brukseli, to słupki poparcia i tak podskoczą. Trzeba tylko dziennikarzy przypilnować, żeby nie pisali, że tym samym samolotem rządowym lecę do Katowic.

Poniedziałek, 3.12.2007 r.
W końcu pogadałem z Kazikiem. Nie z tym z Londynu, nie, nie. Swój chłop! Lojalnie obiecał, że na razie nie oderwie Śląska od reszty kraju. Nie było czasu na dłuższą pogawędkę, bo chłopaki zorganizowali spotkanie w jednej kopalni... Musiałem zjechać 726 metrów pod ziemię, żeby zobaczyć, jak wygląda praca przy ścianie wydobywczej. Łatwo nie było! Tłoczno tam jakoś. Jeśli tak wygląda codzienna praca górnika, to jestem trochę zaskoczony. Dlaczego po terenie kopalni, i to jeszcze na takiej głębokości, kręci się aż tylu dziennikarzy?

Wtorek, 4.12.2007 r.
Gazety rozgłosiły, że w państwowych firmach zatrudniamy swoich kumpli. Podobno w jednej z nich nie było żadnego konkursu na stanowisko prezesa, bo i tak miał nim zostać Andrzej Śmietanko, znajomek Waldka z PSL. Zapytałem Waldka, jak to się stało. Najpierw tłumaczył się pokrętnie, aż w końcu powiedział, że wszystko było ze mną ustalone!
- Nie pamiętasz? - spytał Waldek. - Piliśmy kawę krótko przed Twoim exposé i zapytałem Cię wtedy: "Lubisz Śmietankę?", a Ty odpowiedziałeś, że lubisz. No to powiedziałem chłopakom, żeby zrobili Andrzeja prezesem, bo myślałem, że się zgadzasz.

Środa, 5.12.2007 r.

Opozycja znowu nas atakuje! Do tego jeszcze kłamią! Zarzucili nam, że robimy czystki polityczne! Chodziło im o zwolnienia regionalnych szefów ZUS. Media wprowadzane są przez nich w błąd, że niby bez względu na kwalifikacje zawodowe wszystkich powyrzucaliśmy... Rozmawiałem o tym z Olkiem. Z naszym Olkiem, ministrem skarbu. No i co? Okazało się, że to jakaś bzdura! Co prawda Olek wyrzucił 14 szefów oddziałów, ale wszystkich oddziałów regionalnych jest 16!

Czwartek, 6.12.2007 r.
Piszą o nas! Piszą! Nie tylko na Jamajce piszą! Rozemocjonowany Bronek przyniósł mi nową stertę gazet. Relacje w zagranicznych mediach nie wyglądały źle. "Wizyta Tuska w Brukseli potwierdza powrót Polski do serca Europy", "Tusk to prawdziwy Europejczyk". Rzeczywiście, media za granicą zdążyły się już na mnie poznać! Ale u nas z dziennikarzami nie jest tak różowo. Szczególnie nie podoba mi się publiczna telewizja. Czasem nawet mają dobre pomysły. Pokazują "Czterech Pancernych" albo Dodę, ale to trochę za mało jak na telewizję z misją. No i krytykują za dużo. Prawda, że każdy może krytykować, ale takie dopuszczanie do krytyki u nas nikomu się nie podoba. Widzowie nie na to czekają!

 

Sobota, 8.12.2007 r.
Słabi spiskowcy z naszych komunistów! W mikołajki był u mnie Leszek. Ten wyrzucony z SLD. Paru ciekawych rad przed wyjazdem do Rzymu mi udzielił, ale chyba zauważył go któryś z dziennikarzy. No i Leszek od razu pękł i wszystko wyśpiewał. - Rzeczywiście, wszedłem tam głęboką nocą przebrany za kominiarza z życzeniami świątecznymi w torbie - przyznał się dziennikarzom. Takie nietypowe stroje przydają się w różnych okolicznościach. Leszek radził, żebym do Rzymu koniecznie zabrał ze sobą strój płetwonurka. Trochę mnie nastraszył, że Ojciec Święty mógłby niespodziewanie użyć wody święconej. Było fajnie. Nie użył.

Niedziela, 9.12.2007 r.
Cały dzień ćwiczę przed lustrem, jak się naturalnie uśmiechać. Trzeba się dobrze przygotować do spotkania z naszymi niemieckimi przyjaciółmi. Radek pojechał jako pierwszy. Potem będzie u nich Waldek. Powinienem łatwo przekonać Angelę do rezygnacji z tej rury na Bałtyku. Z berlińskiego Centrum Wypędzonych też pewnie zrezygnuje, a ewentualne odszkodowania dla Niemców Angela w imieniu rządu weźmie na siebie. 

Poniedziałek, 10.12.2007 r.
Waldek mnie zdenerwował. W Brukseli śmichy-chichy sobie ze mnie robił! Tak przynajmniej Waldkową konferencję prasową opisał europoseł Rysiek. Rysiek to znany bloger i całkiem poważny polityk. W różnych partiach działał. Według Ryśka, Waldek żartował sobie, jak to niby dziwi się dziennikarzom, że oni ciągle w Brukseli, że nie wracają do Polski, a przecież ja obiecywałem, że wszyscy emigranci będą wracali, a tu nie chcą wracać nawet dziennikarze. Chyba muszę z Waldkiem poważnie pogadać.

Wtorek, 11.12.2007 r.
Angela nie chciała rozmawiać o rurze na Bałtyku. Podobnie z Centrum Wypędzonych w Berlinie. Angela nie chce robić przykrości Erice. Co myśli o odszkodowaniach dla "wypędzonych"? Chce, żeby prawo było przestrzegane. Jeśli sądy orzekną, że polski rząd ma płacić, to ona przeciwko orzeczeniom sądu protestować nie będzie. Obiecała za to, że zrezygnuje z reparacji wojennych od Polski za II wojnę światową. Rozmawiało nam się tak miło, że na koniec stwierdziła, iż chciałaby coś jeszcze zrobić dla Polski. Zadzwoniła do premiera Szwecji i namówiła go, żeby zrezygnował z odszkodowań za nasz najazd na Szwedów w XVII wieku. Jest to jakiś sukces. Sienkiewicz pisał, że to był prawdziwy "Potop"!

Środa, 12.12.2007 r.
Wymysły czy nie wymysły, a już niektórzy dziennikarze zachowują się jak ślepi i głusi! Jak mogą mówić, że po naszej wygranej w wyborach nikt nie wraca do kraju? Tylko patrzeć, jak Rysiek "Duży Płatnik", który po całym świecie się kręcił, na stałe wybierze Polskę. Nasz finansista Jacek już wrócił i nawet do rządu zgodził się wejść! Za granicą źle mu przecież nie było, ale po wyborach taki się w nim patriotyzm obudził, że zdecydował się na powrót. Może wróciłaby i Wolińska, gdyby nikt jej sądem nie straszył.

Czwartek, 13.12.2007 r.
Fajny dzień! No i fajna pointa z tego wszystkiego wyszła, że akurat 13 grudnia podpisaliśmy traktat. Będzie to łatwo zapamiętać! Fajna ta nasza nowa flaga. Taka kolorowa. Nasz nowy hymn też fajny. Wesoły taki. No i będziemy mieli nowego prezydenta dla całej Europy! Jeszcze niby nie wiadomo, kto będzie tym prezydentem, ale teraz dzięki naszej "polityce uśmiechów" wszystko jest możliwe... Belgijski premier chyba coś sugerował, jak mówił, że ze mnie taki prawdziwy Europejczyk! Popularny jestem u nas, Angela mówiła, że w Niemczech też, teraz jeszcze ten Belg... Kto wie? Zostanę prezydentem nowej Europy? Ale byłoby fajnie!

 

Piątek, 14.12.2007 r.
Radek ciągle nie umie obsługiwać faksu! Kilka razy wysyłał do Lizbony informację o składzie polskiej delegacji na podpisanie traktatu, ale lista do Portugalczyków nie dotarła! No i organizatorzy szczytu nie wiedzieli, że przy podpisaniu traktatu będzie nasz prezydent. Przez to w broszurze informacyjnej o uczestnikach spotkania zabrakło prezydenckiego zdjęcia... Dzisiaj wszystko się zmieniło. W Brukseli prezydenta nie było, ale w broszurze... pojawiło się jego zdjęcie! Może to kolejny cud, albo Radek wysłał lizboński faks do Brukseli!

Sobota, 15.12.2007 r.
Dzwoniła Angela. Przypomniała mi, jak ważne jest dla niej szybkie ratyfikowanie traktatu. To, że ratyfikację ma zatwierdzić parlament, powtarzała kilka razy. Ciągle mówiła, że tylko Irlandia chce ratyfikować traktat w ogólnonarodowym referendum. Na koniec, nie wiem czemu, pytała, czy rzeczywiście mam zamiar wypełniać nasze obietnice przedwyborcze... Gdy stwierdziłem, że nie do końca, wyraźnie się uspokoiła. Według Angeli, pomysł, żebyśmy zostali drugą Irlandią, powinienem sobie wybić z głowy! Nie wiem, o co jej mogło chodzić, ale na wszelki wypadek trzeba będzie zrezygnować ze zmiany progów i stawek podatkowych. Bo chyba nie miała na myśli referendum...?

Niedziela, 16.12.2007 r.
Nareszcie Europa zaczyna doceniać polskich polityków. Nie chodzi tylko o mnie... Lechu, były prezydent z Gdańska, ma zostać europejskim mędrcem! Taka "rada mędrców" jest potrzebna nam wszystkim. Do tego ma fajną nazwę, a Lechu w sam raz do niej pasuje. Lubi czasem coś powiedzieć tak, że byle kto nie zrozumie... Inni byli prezydenci też marnują się na emeryturze, a przecież mogliby jako autorytety radzić całej Europie. Trzeba będzie postarać się w Brukseli o miejsce dla Olka w "radzie abstynentów", a Wojtka można by wrzucić do "rady pacyfistów". 

Poniedziałek, 17.12.2007 r. 
Relacje rządu z "Gazetą Wyborczą" trochę oziębły. Wszystko przez Julię. Zdobyła na mieście sensacyjne, gorące papiery na Radio Maryja i woziła je w samochodzie. Kiedy auto się zapaliło, dokumenty musieli ratować dziennikarze "GW". Uratowali! Na początku redakcyjni strażacy chyba się nawet ucieszyli, bo mieli z tych niepalnych papierów gorącego newsa na pierwszą stronę. Ale na koniec, nie dość, że poparzyli sobie ręce, to jeszcze ich koledzy z telewizji TVN zrobili z nich pośmiewisko. TVN te same dokumenty pokazywała już pół roku temu! No a teraz i papiery ostygły, i relacje z "Gazetą" też. 

Wtorek, 18.12.2007 r.
- Piszą o nas! Piszą! W Kingston, w "Wyborczej", w "Fakcie", w "Dzienniku"... Wszędzie piszą! - rozemocjonowany Bronek przyniósł mi nową stertę gazet. Rzeczywiście, dziennikarze chwalili nas jak nigdy. Jeden nawet napisał, że choćby chciał, to nie potrafi znaleźć żadnego niepowodzenia, żadnego najdrobniejszego potknięcia rządu! Same dobre informacje... Platformę popiera 59 procent wyborców, a mnie jako premiera już 71 procent. Nie jestem zadowolony z wyników takich sondaży! Na razie niby nie jest źle. Ale co będzie dalej? Przecież to już bardzo blisko do 100 procent! A wtedy poparcie może już dalej nie rosnąć!

Środa, 19.12.2007 r.
Nasi nie chcą wracać z Wysp Brytyjskich. Z Niemiec przynajmniej Stokłosa wrócił, ale z Anglii to już zupełnie nikt! Namawiałem Kazika. Obiecywałem miejsce w rządzie. Nic z tego! Nawet szefem komitetu organizacyjnego Euro 2012 nie chciał zostać. Mówiłem mu: "Kazik, będziesz robił to, co lubisz, konferencję prasową na boisku w każdej gminie zrobisz, z dzieciakami w piłkę pograsz, bałwanka zimą ulepisz, dobrze ci u nas będzie...". I co? "Mam dobrą pracę w Londynie" - odpowiedział Kazik. Co on tam robi, że nawet do rządu nie chce wrócić? Wszyscy tam mają tak dobrze?

Czwartek, 20.12.2007 r.
Odwiedzanie redakcji gazet to świetny pomysł. Przypomniałem sobie, jak miło było na dyżurze redaktorskim w "Fakcie" i od razu postanowiłem zajrzeć do "Super Expressu". Do "Wyborczej" na razie nie idę, bo tam ciągle mogą źle wspominać płonące dokumenty z samochodu Julii... A w "Super Expressie" atmosfera była bardzo świąteczna. Jak w jednej wielkiej polityczno-medialnej rodzinie! I choinka była, i gwiazdka, którą sam na choince zawiesiłem, i serdeczne rozmowy, i życzenia... Wszystko zgodnie z tradycją! Tylko świątecznego jajeczka zabrakło. Może ze względu na ptasią grypę...?


Piątek, 28.12.2007 r.
"Wesołych Świąt Grudniowych życzy Kancelaria Sejmu". No i wszystko było dobrze! Kancelaria sejmowa porozsyłała posłom życzenia. Na ładnym papierze, bez błędów i krótko przed świętami grudniowymi. Chyba nic w tym dziwnego, że życzymy sobie "Wesołych Świąt Grudniowych"...? Na pewno wszystko było w porządku, bo pamiętam, że Wesołego Zajączka życzy się dopiero w marcu! Czyli wszystko tak jak trzeba. Nie rozumiem, o co dziennikarze zrobili cały ten hałas... A czego mieliśmy sobie życzyć? Smutnych Grudniowych Świąt? 

Sobota, 29.12.2007 r.
Dzwoniła Angela. Była bardzo zadowolona z naszych ostatnich rozmów w Berlinie. Pochwaliła mnie, że jestem twardym negocjatorem! Muszę to ogłosić na jakiejś konferencji prasowej. Do tego podtrzymała swoje wszystkie obietnice! Ta rosyjska rura z gazem rzeczywiście najpierw przez Bałtyk pójdzie do Niemiec. Ale Angela mówi, że nie mamy się czym przejmować, bo my teraz już wszyscy jesteśmy Europejczykami! No to przecież nie ma znaczenia, że gaz będzie najpierw u Niemców. Jeśli tworzymy jeden europejski naród, to przecież oni będą się o nas troszczyli tak, jakbyśmy też byli Niemcami.

Niedziela, 30.12.2007 r.
Janusz z Lublina przegiął! Napisał na swojej stronie internetowej, że powinniśmy wykończyć Radio Maryja, bo to by było w interesie Kościoła i nawet w interesie Pana Boga! Gdzie on studiował, że aż tak się musi obnosić z tą dbałością o Kościół? To może się dla nas źle skończyć. Chłopaki z LiD i tak już mówią, że w naszej partii panuje kryptoklerykalizm. Niech no tylko podchwyci to "Wyborcza"... Przez te klerykalne wybryki Janusza możemy stracić poparcie mediów! 

Poniedziałek, 31.12.2007 r. 
Premierowanie to jednak nie bułka z masłem. Nawet nie myślałem, że dziennikarze mogą być tak agresywni! Zadają coraz trudniejsze, podchwytliwe pytania... Dzisiaj ciągle męczyli mnie, żebym mówił o swoich sukcesach w ostatnim roku, marzeniach, planach, życzeniach na przyszły rok dla rodaków... Akurat gdzieś zginęły mi te ściągi o drugiej Irlandii i tanich jabłkach... Pomyślałem, że najlepiej byłoby, gdyby wszyscy zapomnieli o moich obietnicach! No i życzyłem wszystkim, żeby czuli się przez cały rok jak w czasie upojnej nocy sylwestrowej. Coś w tym jest! 

Wtorek, 1.01.2008 r.
Spełniło się! Miały być radykalne podwyżki zarobków? No i są! Już od dzisiaj. Każdy parlamentarzysta będzie miał o trzy tysiące złotych miesięcznie więcej! Każdy, bo przecież wszyscy muszą być równi wobec prawa! Jak po trzy tysiące dorzucimy do kieszeni naszych posłów, to tyle samo dołożymy posłom opozycji! Ludzie powinni widzieć, że dotrzymujemy obietnic, że można nam zaufać. Przecież takich samych podwyżek chcemy dla pielęgniarek, kolejarzy, górników... Wszystko w swoim czasie. 

Środa, 2.01.2008 r.
Kazik mi zaimponował! Cały czas haruje jak wół w swoim banku w Londynie, a w tym samym czasie w Krakowie zakłada szkołę dla polityków! To chyba cud, że daje radę doglądać wszystkiego i tu, i tam! Pomysłowy, przedsiębiorczy, pracowity... to jest przykład dla wszystkich niedowiarków, jak można sobie radzić dzięki własnym uzdolnieniom, a nie jakiemuś kumoterstwu. Może zatrudni Janka? Jeśli w Krakowie, to miałby łatwy dojazd do pracy. Tyle że Janek ma mieć swój program w telewizji... Wygląda na to, że w tym roku wszystkim będzie żyło się lepiej!

Czwartek, 3.01.2008 r.
Nareszcie coś ruszyło się w mediach. W "Rzeczpospolitej" Nelly wygrała w sondażu na najpopularniejszą kobietę w polityce. W wywiadach mówiła, że jestem "funny boy". Niepotrzebnie tylko wspominała o jakimś "Klubie Leniwych Demokratów". Za to okazało się, że lubi Dodę! Może jeszcze wróci do nas z tego PiS? W telewizji też coraz lepiej. Z Andrzejem można się dogadać. Janek ma mieć swój program... Ale jest większa bomba. Wraca Tomek! Tylko tytuł swojej audycji powinien zmienić. "Co z tą Irlandią?". Lepiej, nie? Ale mogłoby być... "Co z tą Europą?". To dopiero brzmi! Tyle że na początek trzeba by Angelę o to zapytać...


Piątek, 4.01.2008 r.
Dzwoniła Hania. Ciągle szuka dowodów na brak oszczędności w Kancelarii Prezydenta. Pytała, czy pamiętam, że piłem z prezydentem jakieś wino. Kosztowało 600 zł i kancelaria nie chciała jej odpowiedzieć, ile wypiłem ja, a ile prezydent. Na koniec chciała wiedzieć, ile mogły ważyć kotlety, które jedliśmy. Radka wypytywała o kanapki serwowane u prezydenta. Podobno były i z serem, i z wędliną!

Sobota, 5.01.2008 r.
Kontrola kosztów poprzedniego rządu to świetny pomysł! Ale trzeba z tym uważać, bo dziennikarze nam też patrzą na ręce. Przede wszystkim ważne, żeby nikt nie latał samolotami między Warszawą a Gdańskiem. Mamy kierowców. Jak trzeba, mogą wszystkich zawozić. Za weekendowe dowożenie do Sopotu naszej minister edukacji nie płacimy więcej niż 5 tys. na miesiąc. Czyli można sobie jakoś poradzić bez samolotów...

Niedziela, 6.01.2008 r.
Kasia to już prawdziwa gwiazda. I do tańca, i do różańca! Moja krew! Często teraz występuje w telewizji. A na sylwestra była na jednej imprezie z jakimś biskupem! Na zdjęciach dziwnie trochę ten biskup wyglądał. Młody. Z 20 lat mógł mieć. Do tego pryszczaty. Ale Kasia zawsze umie się zachować. Z biskupem potańczyła, w pierścień ucałowała... Fajna impreza! Aż żałuję, że mnie tam nie było.

Poniedziałek, 7.01.2008 r. 
Odwołałem posiedzenie rządu. A wszystko przez Ewę. Miała omawiać projekty ustaw zdrowotnych, ale zgubiła gdzieś te papiery! Cały dzień wszyscy szukali, i nic! Może ktoś z opozycji je wykradł? Ewa przez jakiś czas trzymała je w samochodzie Julii, więc może się spaliły? Julia zadzwoniła do strażaków z "Gazety Wyborczej", ale zaklinali się, że niczego o szpitalach z tego pożaru nie wynieśli. 

Wtorek, 8.01.2008 r.
Zamiast posiedzenia zrobiliśmy sobie nieformalne spotkanie ministrów. Żeby było miło, nikt nie mówił o górnikach, nauczycielach, lekarzach, pielęgniarkach i kolejarzach... Coś mnie podkusiło i zapytałem, kto zna jakąś kolędę... Okazało się, że wszyscy znali tę dziennikarkę z TVN! Ewa zaśpiewała jakąś piosenkę... "O niebieskie duchy i posłowie nieba, powiedźcie wyraźniej, co nam czynić trzeba. Bo my nic nie pojmujemy, ledwo od strachu żyjemy...". Chyba przypomniała sobie o tych lekarzach, górnikach i nauczycielach...

Środa, 9.01.2008 r.
Znalazły się papiery! Projekty ustaw z propozycjami zmian w służbie zdrowia, przygotowane przez Ewę były... w jej szafie! Zbyszek mówił, że to te same, które dwa miesiące temu zostawił tam poprzedni minister zdrowia. No, ale jeśli ministerialna szafa jest już od dwóch miesięcy Ewy, to dokumenty, które znalazła, też są jej, a nie poprzedniego ministra.

Czwartek, 10.01.2008 r.
Tego się nie spodziewałem... Kazik z Londynu wyprzedził mnie w sondażach! Rozmawiałem o tym ze znajomymi dziennikarzami. Chyba nie mam się czym przejmować. Muszę tylko z dzieciakami ulepić kilka bałwanków, na jakimś kinderbaliku się pokazać i wszystko powinno wrócić do normy. Oby tylko śnieg nie stopniał! 

 

Piątek, 11.01.2008 r.
No i Kazik z Londynu się zdziwił! Mimo że jest popularny wśród przedsiębiorców (szczególnie wśród bankierów), to tym razem przegrał ze mną! Konfederacja Pracodawców Polskich dała mi - i Waldkowi z PSL - "Super Wektory"! Za stworzenie wizji państwa opartego na rozwoju gospodarczym. A Waldek to właściwie jakie miał te wizje?

Sobota, 12.01.2008 r.
Trochę za bardzo rozbrykał się Janusz z Lublina. Ciągle pisze w internecie. O wykończeniu Radia Maryja tak mu się napisało z rozpędu. Szczery chłopak z niego. Przyjazny ludziom. Idealny do kierowania Komisją "Przyjazne Państwo". Wszystkich pyta o problemy alkoholowe. Ludzie nie wiedzą, dlaczego, a on po prostu martwi się kondycją polskich gorzelni! Szczególnie własnej. Żołądkowa gorzka ostatnio słabiej mu się sprzedaje. Na dodatek żona skarży go do sądu i chce części majątku. To naprawdę dobry chłopak.

Niedziela, 13.01.2008 r.

Dzwoniła Angela. Powiedziała, że Polsce amerykańska tarcza obronna do niczego nie powinna być potrzebna. George i tak niedługo odejdzie ze swojego urzędu, więc tarcza ani nam, ani Amerykanom może się nie przydać. Nam może nawet zaszkodzić! Angela miała rację. No i po co gdzieś daleko szukać przyjaciół, kiedy ona i Władimir są tak blisko?

Poniedziałek, 14.01.2008 r. 
Nawet najlepsza wizja naprawy gospodarki to za mało! Nie będę Człowiekiem Roku tygodnika "Wprost", bo wybrali już... trenera reprezentacji piłkarskiej Leo Beenhakkera. Nasi dziennikarze mieli rację. Jako premier muszę więcej się uśmiechać, grać w piłkę, no i w końcu nauczyć się lepić te bałwanki ze śniegu. W piłkę pogram jutro. Bałwanki też bym polepił, ale gdzie jest śnieg? Grzesiu powinien wiedzieć, czy za pogodę odpowiada któryś z naszych ministrów, czy ktoś od Waldka...

Wtorek, 15.01.2008 r.
Ciągle nie w każdej gminie są boiska! Zdenerwowałem się tym, bo przecież ludzie pamiętają, jak obiecywałem. Boiska muszą być! Hania przypomniała sobie, że nawet w Warszawie miała ruszyć budowa jakiegoś Stadionu Narodowego. Może ten stadion już gdzieś stoi? Hania nic nie wiedziała. Grzegorz też nie. Zadzwoniłem do Julii. Miała kiedyś dokumenty na temat budowy, ale zostawiła je w samochodzie. Na szczęście do 2012 roku mamy jeszcze czas. 

Środa, 16.01.2008 r.

Nauczyciele, żony górników, pielęgniarki... ciągle ktoś mówi o pikietach pod naszą kancelarią. O co tym wszystkim ludziom chodzi? Nie zauważyli, że zmienił się rząd? Dobrze im Waldek powiedział: "To już nie jest PRL, żeby wszystko w Warszawie załatwiać!". Te demonstracje chyba im się z 1 maja kojarzą?! Może jeszcze chcieliby parówek za darmo?! Powiedziałem Hani, żeby tym razem nie przygotowywała dla pikietujących żadnych kanapek.

Czwartek, 17.01.2008 r.

Wyjaśniła się sprawa Stadionu Narodowego. No i co? Wyszło na to, że budowa nie ruszyła, bo wszyscy czekają na decyzję Komitetu Organizacyjnego Euro 2012. A ten decyzji nie wydał, bo ani razu się nie zebrał! A dlaczego się nie zebrał? Bo przewodniczący Komitetu nie zwołał nawet spotkania organizacyjnego. Na koniec okazało się, że przewodniczącym jestem ja... Wszystko na mojej głowie!

 

Piątek, 18.01.2008 r.
Straszna afera zrobiła się z Rady Gabinetowej. Prezydent, mimo że organizował spotkanie, był zupełnie nieprzygotowany! On chyba nawet nie słuchał mojego exposé! A na pewno nie całego... Inaczej wiedziałby, że mogę mówić nawet przez 3 godziny i 52 minuty. Mieliśmy pogadać o problemach służby zdrowia, a nawet o zaufaniu i miłości nie zdążyłem wspomnieć i już mi zaczął przerywać! Skończył spotkanie po trzech kwadransach! Szczególnie Ewie było przykro. Chciała opowiedzieć o sobie i swoich planach, a prezydent ciągle "...ale czy to jest odpowiedź na moje pytanie?". 

Sobota, 19.01.2008 r.
Wszyscy współczują Ewie. Przykro było słuchać, gdy prezydent odpytywał ją jak uczennicę. Grzegorz przyniósł informację, że chociaż stenogramy Rady Gabinetowej były tajne, to już trafiły do dziennikarzy. Stefan podsumował, że nie ma problemu, bo to, że prezydent jest małostkowy, od dawna nie było już żadną tajemnicą. Ja też nie mam nic do ukrycia. Dziennikarze zawsze dobrze sobie radzili z publikowaniem tajnych nagrań. Tylko żeby jacyś fachowcy się tym zajęli. Może z TVN? 

Niedziela, 20.01.2008 r.
Dzwoniła Angela. Była trochę zmartwiona. Nasze siatkarki zupełnie niepotrzebnie wygrały z Niemkami. My tu miesiącami pracujemy na poprawę wizerunku Polski za granicą, a takie siatkarki, jak jakieś dyplomatołki, jak gdyby nigdy nic wygrywają z Niemkami! Dobrze, że chociaż w finale przegrały z Rosją. Dobrze, bo Władimir mógłby zrobić się nerwowy...

Poniedziałek, 21.01.2008 r. 
Bronek (ten francuski, a nie nasz z Jamajki) miał jednak rację! Ludzie nie dorośli do demokracji! W sondażach trochę pogorszyły się nam wyniki, ale nie to jest najgorsze. Pod kancelarię przychodzą nauczyciele, pielęgniarki, a nawet żony górników i krzyczą do nas: "Przed wyborami pełne usta, po wyborach kasa pusta!". Czyli że co? Niby, że źle mówiłem w kampanii wyborczej? Przecież podobały im się wyższe pensje, tańsze jabłka, niższe podatki, lepsze drogi... A teraz im się zmieniło? Ludzie sami nie wiedzą, czego chcą!

Wtorek, 22.01.2008 r.
Kontrole wydatków, jakie przeprowadzała Hania z Julią, nie zawsze dają dobre efekty. Wcześniej Kancelaria Prezydenta często wydawała pieniądze na słodycze, kotlety, pomidorową i wino. Nawet posłowie PiS czasem nie liczyli się z wydatkami. Gdy Janusz z Lublina dostał żółtą kartkę od Zbyszka, to dla żartu kupili mu jakieś tanie wina i przyszli z gratulacjami... A teraz co? Prezydent ogłosił, że daje mi żółtą kartkę za to, że bez konsultacji mianowałem szefa służb specjalnych. A z winem już nikt nie przyszedł...

Środa, 23.01.2008 r.
Wygląda na to, że musimy zostawić na stanowisku dotychczasowego szefa CBA. Raport Julii do niczego nam się nie przyda. Prawie się rozpłakała. Julia już widziała się na jego miejscu... Żeby nie było jej tak przykro, obiecałem, że pochwalę ją przed dziennikarzami. Słowo się rzekło! Chociaż niektórych obietnic trzeba dotrzymywać. "Julia Pitera wykonała swoją robotę bardzo dobrze" - zacząłem trochę niepewnie, ale dziennikarze zachowali się na poziomie. Nawet nie zapytali, czemu ta bardzo dobra robota nie była nikomu do niczego potrzebna...

 

Piątek, 25.01.2008 r.
Ostatnio niedobrze się dzieje w sondażach. Poparcie dla mnie cały czas rosło. Ludzie mi ufali. Już prawie wszyscy chcieli, żebym był prezydentem... i nagle klops! Już tylko połowa chce na mnie głosować. Bogdan mówił, żebym się tym nie przejmował, bo jak mamy taki tydzień deszczy, to trochę te nastroje się wszystkim pogarszają. "Jak są deszcze, to i ludzie są niespokojne" - podsumował Waldek. Niech już w końcu przestanie padać! 

Sobota, 26.01.2008 r.
Nauczyciele alarmują, że trzeba pilnie przejrzeć wszystkie lektury szkolne. Mówią, że za dużo w nich antysemityzmu! Na razie nie wiadomo, ile tych książek trzeba będzie wyrzucić. Nie ma wyjścia, musimy na nie spojrzeć krytycznie! Może dla pewności warto by wycofać wszystkie...? I "Lalkę", i "Chłopów", i "Pana Wołodyjowskiego"... Waldkowi taka propozycja nie bardzo się spodobała. Mówił, że za "Chłopów" może ręczyć.

Niedziela, 27.01.2008 r.
Dziennikarze ciągle piszą o nowych protestach. Nawet gdybym im opowiedział, to i tak nie uwierzyliby, jak wyglądają rozmowy ze związkowcami. Jak z głuchymi! Ja mówię o miłości, o zaufaniu, a oni udają, że nie słyszą i od razu o podwyżkach! Nie wiedziałem, że tak na poważnie podchodzili do naszych wyborczych reklamówek. Pytali mnie nawet, gdzie jest nasze "10 zobowiązań". Też nie wiem, gdzie. Może na naszych stronach w internecie?

Poniedziałek, 28.01.2008 r. 
Dzwonił Lechu z Gdańska. Mówił, że tak dalej nie może być i że w ogóle trzeba było ich od razu pod klucz. Teraz też najlepiej jakbym się zdecydował na stan wojenny! Nie wiem, co o tym myśleć. Najpierw muszę sprawdzić, jak bym wyglądał w mundurze i przyciemnianych okularach. 

Wtorek, 29.01.2008 r.
Chcą nam zabrać Janusza Dzięcioła! Wszyscy pod nami kopią dołki, ale nie myślałem, że posuną się aż tak daleko. Janusz kiedyś wygrał pierwszego w Polsce "Big Brothera", a teraz jest posłem. No i co wymyślili nasi przeciwnicy? Chcą utworzyć partię "Big Brothera"!
Lechu mówi, że od razu widać, czyja to robota i że teraz trzeba wszystkich pozamykać. Najlepiej zaraz, żeby ich rano nie wpuścić do biura... 

Środa, 30.01.2008 r.
Jakaś gazeta dopytywała się, jak oceniam Hanię. Bo niby jako prezydent Warszawy na prawników za dużo wydawała i organizowała jakieś fikcyjne konkursy na najlepsze stanowiska... Przez takie błahostki miałbym ją źle oceniać? Ważne, że mimo trudnego czasu (coraz więcej demonstrantów na ulicach!) Hania wreszcie ograniczyła wydatki na kanapki. 

Czwartek, 31.01.2008 r.
Nikt nie może znaleźć naszych zobowiązań wyborczych! Grzegorz przewrócił do góry nogami całą kancelarię i nic. Nie ma ani "10 zobowiązań" i tej wielkiej planszy, ani nawet zdjęć, na których podpisywałem się pod jakimś hasłem o cudach. Nawet z naszej strony internetowej wszystko poznikało. Teraz to już zupełnie nie wiadomo, co przed wyborami obiecywaliśmy! Może to i dobrze zresztą, tylko... a nuż ktoś to jednak zarchiwizował?

 

Piątek, 1.02.2008 r.
W Ministerstwie Sprawiedliwości mieliśmy fajną konferencję o aferze z laptopami. Chłopaki pokazywali dziennikarzom komputery, które udało się zabrać siepaczom z PiS. Mówili, że taki Ziobro nie tylko laptopa zakatował, ale i kilka telefonów komórkowych... Wszystko szło dobrze, ale... skończyło się kompletną klapą. I to przez dziennikarkę TVN! Chciała pokazać, że komputer nie działa i zabrała się za to tak niezdarnie, iż udało jej się włączyć tego laptopa. Waldek stwierdził, że Ziobro zostawił nam "zatrutą strzałę". Odchodząc, zepsuł komputer. I to jeszcze tak, żeby ciągle działał!

Sobota, 2.02.2008 r.
Nie rozumiem, o co chodzi z tą karą za brak zapasów ropy. Waldek umorzył jednej firmie prawie 500 milionów złotych, no i zrobiło się zamieszanie. Tłumaczył jakoś tak, że skasował karę, bo prezes Agencji Rezerw Materiałowych - nakładając karę - "naruszył przepisy dotyczące jego właściwości rzeczowej". Czyli, że podpisał decyzję o karze nie tak, jak trzeba? Nie w tym miejscu, co trzeba, podpisał? Nie tą ręką? No, nie wiem. A może był mańkutem?

Niedziela, 3.02.2008 r.
Trzeba jakoś załagodzić sprawę konkursów na najlepsze stanowiska w warszawskim Ratuszu. Media oskarżały Hanię o kolesiostwo... Julia, jako nasza specjalistka od walki z korupcją urzędniczą, ma umówić się na kolejne wywiady prasowe. Będzie radziła, żeby ludzie niezadowoleni z przebiegu konkursów pisali skargi do prezydenta Warszawy! A że prezydentem jest Hania? Tym lepiej. Zainteresowani będą mieli informacje z pierwszej ręki.

Poniedziałek, 4.02.2008 r. 
Statystycy z GUS to jacyś sabotażyści! Podali dane o bezrobociu. I to jakie! Jeszcze w listopadzie wynosiło 11,2 proc., w grudniu 11,4 proc., a w styczniu tego roku już 11,8 procent. Eksperci z GUS, jak gdyby nigdy nic (jakby nie wiedzieli nawet, co obiecywaliśmy w kampanii wyborczej), piszą, że bezrobocie rośnie, że ceny rosną... Na razie jeszcze zaczekam, ale jak tak dalej pójdzie, to Hania będzie im musiała zrobić jakiś konkurs na stanowiska pracy. 

Wtorek, 5.02.2008 r.
Znowu coś szwankuje w sondażach. Tylko 63 proc. poparcia? Co się dzieje? Może ludziom znudziło się już słuchanie o miłości i zaufaniu...? Chłopaki od pijaru mówią, że muszę coś zmienić w swoim wizerunku. Jeszcze nie wiem, co mieli na myśli. Może będę musiał przefarbować włosy? Na razie chcą, żebym stworzył dla nich specjalny departament w kancelarii. Parę etatów dla ludzi, którzy będą przygotowywali naszą medialną strategię? Czemu nie? 

Środa, 6.02.2008 r.
Dziennikarze zdziwili się, że nasza wiceminister rozwoju regionalnego Hanna Jahns, która odpowiada w rządzie za utrzymywanie kontaktów z Komisją Europejską, jest etatowym urzędnikiem Komisji Europejskiej. Robią z tego aferę, a przecież na czas pracy w rządzie wzięła w KE bezpłatny urlop! Dobrze, że jest w tej Komisji Europejskiej. W razie potrzeby może i dla mnie coś tam się znajdzie... 

Czwartek, 7.02.2008 r.
Myślę o tej wycieczce do Moskwy. Nie będzie łatwo. W rozmowach z Rosją nie chcę głośniej tupać niż poprzedni premier, ale trzeba wymyślić coś mocnego, bo wybory prezydenckie blisko, a ludziom na pewno nie spodoba się rosyjski pomysł, żeby po zainstalowaniu u nas amerykańskiej tarczy wycelować rakiety w stronę Polski. Co zaproponować? Jak słyszę mówiącego o Polsce Władimira, to aż dostaję gęsiej skórki na łydkach. Kasia mówi, żebym się tym nie przejmował, bo przecież zima jest i wiadomo, że pojadę w długich spodniach.

 

Sobota, 9.02.2008 r.
Rosyjskie gazety przesadzają z tymi pochwałami po mojej wizycie. Piszą o mnie: "nasz człowiek we Warszawie". To prawda, że teraz z Władimirem to jesteśmy już starzy przyjaciele, ale przecież negocjowałem z nim twardo! Nie ma nic za darmo. W sprawie rury z gazem nie naciskałem, ale w końcu Władimir sam chyba się zorientował, że nie pójdzie mu ze mną łatwo. Zaproponował wymianę handlową. Mówi: "Charaszo! Wy do nas mięso, a my do was rakiety!". To chyba dobry pomysł. Bogdan, jako spec od wojskowości, potwierdził, że to niezły biznes. Rosyjskie rakiety są podobno bardzo dobre!

Niedziela, 10.02.2008 r.
Rozmawiałem z chłopakami na temat Ziobry. Okazało się, że to arcyzbrodniarz! Dlaczego "arcy"? No bo zwykły zbrodniarz morduje ludzi, a on mordował laptopy! Trochę mnie te informacje o zbrodniach zaskoczyły, bo widziałem, w telewizji, że jakaś dziennikarka włączyła używanego wcześniej przez "arcyzbrodniarza" laptopa. Działał. Z drugiej strony wiadomo, że nie każda próba morderstwa jest udana. Jeśli potwierdzi się usiłowanie zabójstwa, Ziobro powinien przez parę lat posiedzieć w więzieniu...

Poniedziałek, 11.02.2008 r. 
Wyjechałem do Włoch na narty. Zdziwiłem się, bo we włoskich górach najwięcej jest... Czechów. Z Czechami chyba nie wszystko jest w porządku. Wybrali sobie Vaclava Klausa na prezydenta, a on przecież taki nieeuropejski... A tu we Włoszech zachowują się jeszcze gorzej. Czeskie dzieciaki cały dzień biegały za mną i wołały: "Jorzin z barzin!", "Jorzin z barzin!"... Jak im wytłumaczyłem, że nie jestem Jorzin tylko Donald, to zaczęły wołać: "Donald marzi", "Donald marzi"... Potem się dowiedziałem, że ten Jorzin to jakiś bajkowy potwór. Cudacznych mają ulubieńców. Dziwny naród.

Wtorek, 12.02.2008 r.
Dzwonił Bronek. Pytał, czy przedłużam urlop. Gazety na Jamajce ciągle komentują moje rozmowy w Moskwie. Piszą, że prawdopodobnie nie zrozumieliśmy się w sprawie rakiet! Władimir powiedział dziennikarzom, że Rosja nie chce Polsce dać rakiet, ale je w Polskę wycelować. Może rzeczywiście bezpieczniej będzie na razie nie wracać.

Środa, 13.02.2008 r.
Dzwoniła Angela. Chwaliła się, że jej zrobiona z wosku podobizna jest już w londyńskim muzeum madame Tussaud. Proponowała nawet, że może mnie poprzeć i gdybym chciał, to i moja podobizna może się tam znaleźć. Wśród najsłynniejszych polityków świata! Problem w tym, że na razie nie jestem jeszcze tak dobrze znany jak Bush albo Blair. Żeby ludzie mnie rozpoznali, musiałbym mieć jakiś charakterystyczny strój. Angela stwierdziła, że jako coraz popularniejszy cudotwórca mógłbym na początek wystąpić w cylindrze Davida Copperfielda. 

Czwartek, 14.02.2008 r.
No i wreszcie walentynki! Mój ulubiony dzień! Co jest w życiu najważniejsze? Mówiłem o tym nawet w sejmowym exposé. Ważne są tanie jabłka, cebula, ziemniaki, autostrady, boiska, dorsze, śledzie, łososie, sardynki... Ale najważniejsza jest miłość. Miłość i zaufanie. Może tego zaufania mam aż za wiele... Wszyscy wiedzą, że to dla mnie szczególny dzień, ale nikt nie pomyślał o tym, żeby zmienić nadruki w kalendarzach. "Walentego, Cyryla, Metodego"? Lepiej wyglądałoby "Donalda"! Zmiany kalendarza są konieczne! To będzie dobre zadanie dla Grzegorza...

 

Piątek, 22.02.2008 r.
Amerykanie zepsuli mi humor. Myślałem, że jeszcze przez miesiąc będziemy mieli dobry temat na konferencje prasowe, a oni, jak gdyby nigdy nic, zestrzelili satelitę! Bogdan (minister od wojskowości) też chodził dzisiaj markotny. Musiał rozwiązać swój sztab kryzysowy. Nie ma satelity, nie ma zagrożenia, to i sztab nie jest potrzebny... Szkoda, bo sztabowcy w ramach swoich obowiązków mieli dzisiaj obejrzeć "Gwiezdne wojny". Żeby poprawić atmosferę, zaproponowałem, że pójdziemy wszyscy do Multikina na jakiś inny film. Nie poszliśmy, bo okazało się, że poza "Gwiezdnymi wojnami" wyświetlane były tylko "Kosmiczne jaja". 

Sobota, 23.02.2008 r.
Nasi wyborcy z Wysp Brytyjskich ciągle nie wracają! A jak już myślą o powrocie, to nie ci, którzy powinni. Kazik z Londynu znowu coś kręci. Niby ciągle zapracowany w tym swoim banku, ale dziennikarzom rozpowiada, że jest "śmiertelnie chory na politykę". Ogłosił, że jak już wróci na stałe, to utworzy swoją partię i będzie w wyborach zabierał głosy PiS. Niby że taki grzeczny... Nikomu innemu nie zabierze! A miał zostać prezesem PZPN... Chyba chce się jeszcze potargować.

Poniedziałek, 25.02.2008 r. 
Bronek był dzisiaj w telewizji. W nowym programie publicystycznym Lisa. Niezłe widowisko z tego wyszło. Co tam się nie działo... Wspaniały doping publiczności, ostra wymiana ciosów między zawodnikami i Lis jako bezstronny arbiter! To były emocje. Na szczęście Bronek zachował chłodną głowę. Był lepszy nawet od prowadzącego. I rządu też bronił nie gorzej! Na koniec stwierdził, że wkrótce będzie mi można postawić pomnik! Ciekawy pomysł. "Czy jesteś za wybudowaniem pomnika dla naszego premiera?". To byłby dobry temat na ogólnonarodowe referendum!

Wtorek, 26.02.2008 r.
Po tych wszystkich debatach na temat studniówki rządu muszę przyznać, że jest trudniej, niż myślałem. Niektórzy do dzisiaj pamiętają o moich zobowiązaniach jeszcze z kampanii wyborczej! Ciągle chcieliby cudu gospodarczego i tanich jabłek! Ludzie nie rozumieją, że trzeba iść dalej, pomyśleć, jak pięknie może być w roku 2015! Od tanich jabłek ważniejsze są inne rzeczy. Miłość, zaufanie, duma, budowa dobrobytu, dynamiczny rozwój... A przecież poza mną nikt inny im tego nie obieca!

Środa, 27.02.2008 r.
Martwi mnie to, że ustaw po pierwszych 100 dniach rządu jest zbyt dużo. Plan mamy rozpisany na 3 tysiące dni! Pracujemy za dużo, za szybko, zbyt wydajnie... Trzeba ratować sytuację i trochę zwolnić tempo. Mam nadzieję, że nawet po tych kolejnych stu dniach cudu gospodarczego w Polsce nie będzie. Do końca kadencji jeszcze daleko, a musimy wytrzymać przynajmniej do wyborów prezydenckich. 

Czwartek, 28.02.2008 r.
Francuzi chyba nie zrozumieli naszej taktyki. "Polacy, obudźcie się!" - napisał prezydent UEFA Michel Platini. Zupełnie jakby nie wiedział, że plan działania tego rządu rozłożony jest na wiele lat! Platini nie słyszał, że chcemy pracować do roku 2015, i uparł się, żebyśmy zorganizowali piłkarskie mistrzostwa Europy już w roku 2012! Według niego, "najbliższe miesiące będą miały decydujące znaczenie, by uniknąć szkodliwych opóźnień w realizacji projektów dotyczących infrastruktury...". Nie wiem, co o tym myśleć. Czy to rzeczywiście taki panikarz, czy może francuski agent PiS?

 

Sobota, 1.03.2008 r.
Komentarze w gazetach po stu dniach pracy rządu były bardzo jednostronne. Czemu dziennikarze oceniali tylko mój rząd, a nie patrzyli na to, co w tym czasie zrobiła opozycja? Na szczęście porządną analizę zrobił jeden z naszych posłów. Wyszło na to, że opozycja zupełnie nie ma się czym pochwalić! Nic nie zrobili! A jeszcze niedawno, kiedy Platforma była w opozycji, to i rozwój gospodarczy był szybszy, i niższe bezrobocie, i inflacja też niższa. A teraz? Wszystko sknocili.

Niedziela, 2.03.2008 r. 
Czesi znowu mi podpadli. I wcale nie chodzi o jakiegoś Ivana Mladka, tylko o ich premiera! Chwalił się, że już niedługo podpisze umowę z Amerykanami w sprawie tarczy antyrakietowej. Na koniec ogłosił, że Czesi będą mogli latać do USA bez wiz. Nie wiem, czy to aż taki wielki sukces. Ja za tydzień też lecę do Ameryki i nikt mnie nawet nie pytał, czy mam wizę!

Poniedziałek, 3.03.2008 r. 
Dmitrij wygrał w wyborach! Co prawda dostał tylko 70 procent głosów, ale liczy się zwycięstwo. Radek stwierdził, że jestem geniuszem, bo przewidziałem wynik rosyjskich wyborów i jak byłem w Moskwie, to już wtedy zdążyłem z Dmitrijem pogadać. W ogóle chłopaki wreszcie się na mnie poznali. Zbyszek stwierdził, że jestem honorowy jak japoński samuraj, a Bronek całkiem niedawno powiedział w telewizji, że trzeba mi wybudować pomnik. Nawet taki Kuba z TVN powiedział, że jestem jego kumplem! Chyba prezydenturę mam już w kieszeni...

Wtorek, 4.03.2008 r.
Chcą nam ukraść Irlandię! Opozycja ogłosiła, że jak my nie damy rady, to oni zbudują w Polsce "drugą Irlandię"! Ale zgapili się i to ja pierwszy zgłosiłem się na konsultacje do irlandzkiego premiera. Powiedziałem mu, że niedługo zbudujemy sieć autostrad i boisko w każdej gminie. Był bardzo zaskoczony i przyznał, że budowa pierwszej Irlandii nie była taka szybka jak tej naszej, drugiej. Może za parę miesięcy to on będzie przyjeżdżał do mnie na konsultacje?

Środa, 5.03.2008 r.
Julii nie za bardzo udaje się walka z korupcją. Ciągle przychodzą do mnie listy z pretensjami, że "działania rządu, a raczej ich brak budzą uzasadnione obawy, że nie stworzy on jasnej wizji polityki antykorupcyjnej". Powiedziałem Bronkowi, żeby pilnie porozmawiał z Julią. Nawet nie zdążyłem mu dokładnie wytłumaczyć, o co chodzi, a on już gdzieś pognał. Przez cały dzień nie mogłem się z nim skontaktować. Dopiero wieczorem zadzwonił, że jest... w Kijowie! Czemu pojechał na Ukrainę?

Czwartek, 6.03.2008 r.
Są jakieś problemy z autostradami. To znaczy miały być, a ich nie ma. W Ministerstwie Rozwoju Regionalnego ktoś już nawet stwierdził, że nie ma co dłużej czekać na cud i trzeba by wziąć się za budowę, ale to też okazuje się nie takie proste! Ktoś chłopakom powiedział o jakiejś unijnej dyrektywie. Podobno przed budową w sprawie każdej inwestycji trzeba przeprowadzić konsultacje społeczne! Nie wiem, czy rzeczywiście tak jest, bo jak niedawno rozmawiałem z Manuelem i Angelą, to kilka razy powtarzali, że ani konsultacje, ani żadne referendum nie jest potrzebne.


Piątek, 7.03.2008 r.
Bronek wrócił z Ukrainy. Przywiózł stamtąd kilka par rajstop! Można byłoby dać po jednej parze naszym partyjnym koleżankom i temat Dnia Kobiet mielibyśmy odbębniony... Ale uznałem, że to za mało. Trzeba przecież pamiętać o wszystkich kobietach. Trzeba dać im równe szanse! Dlatego właśnie powołałem Elę na stanowisko pełnomocnika rządu do spraw równego statusu prawnego. Jak ona się cieszyła! "Premier zmienia kulturę samczą na kulturę wrażliwości" - powiedziała. A rajstopy przydadzą się za rok.

Niedziela, 9.03.2008 r. 
Radek z Władkiem to nie byle dyplomatołki! Nie wiem, jak im się to udało, ale przekonali Amerykanów i mogłem sandałki zostawić w Polsce. Gorzej, że w czasie lotu ktoś ogłosił, iż w samolocie jest bomba. Zadzwoniłem do chłopaków. Próbowali mnie pocieszać. Bronek mówił, że będziemy mieli świetną reklamę w mediach i napiszą o mnie nie tylko na Jamajce. Radek nie chciał, żebym się martwił, bo nawet jakby co, to on też poradzi sobie w wyborach prezydenckich i godnie mnie zastąpi... W końcu Amerykanie stwierdzili, że bomby nie ma.

Poniedziałek, 10.03.2008 r. 
Miałem szczęście! Mimo bombowych perypetii nie spóźniłem się na spotkanie z George'em! Poprosiłem tłumacza, żeby mówił jak najwolniej, i... udało się! Pobiłem rekord Kwaśniewskiego. On rozmawiał z amerykańskim prezydentem przez 13 minut. A ja przez 17! Powiedziałem George'owi, żeby się nie przejmował, bo to zniesienie wiz to dla nas nie taka znowu ważna sprawa. Dał się przekonać. Wizy będą nadal obowiązywały.

Wtorek, 11.03.2008 r.
Spotkanie z przedstawicielami organizacji żydowskich w USA było bardzo udane. Tyle że moi rozmówcy byli trochę niecierpliwi. Powiedziałem im, iż w życiu najważniejsza jest miłość. Nie podchwycili tematu i pytali: "A co z kamienicami?". Przypomniałem, że ważne jest też zaufanie, a oni znów: "A kamienice?". Na koniec zgodziłem się z nimi, że i miłość, i zaufanie, i kamienice są ważne. No i że musimy się wspólnie postarać, żeby na to wszystko mogli liczyć w Polsce.

Środa, 12.03.2008 r.
Powariowali! To jednak jest nienormalność! W Polsce niektórzy posłowie zupełnie powariowali! Chcieliby najpierw przeczytać traktat reformujący UE, a dopiero później głosować nad jego ratyfikacją. A przecież niektórzy parlamentarzyści czytają bardzo wolno! Nie ma na to czasu... Rumunia, Węgry, Słowenia... Wszystkie najważniejsze kraje ratyfikowały traktat bez czytania i bez referendum, a u nas znowu problemy... Lecę do Brukseli. I co ja teraz powiem Manuelowi i Angeli? 

Czwartek, 13.03.2008 r.
Dzwoniła Angela. U niej wszystko w porządku. Zmieniła niemiecką konstytucję. Wszystko po to, żeby przyjąć traktat. Obiecała, że gdybyśmy też potrzebowali nowej konstytucji, to może mi wysłać wzór mailem. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego też obiecał pomoc. "Wierzę, że nasi polscy przyjaciele znajdą rozwiązanie" - powiedział dziennikarzom. Ciągle nie wiem, jak to może wyglądać w głosowaniu... Zaraz, zaraz... Policzmy głosy! Ja, Bronek, Stefan, Julia, Janusz z Lublina... Ciągle za mało!


Sobota, 22.03.2008 r.
Fajne nieporozumienie wyszło z jedną gazetą. Dziennikarze pytali mnie, co najchętniej jem w czasie świąt. No to mrugnąłem do nich porozumiewawczo i mówię, że najchętniej schrupałbym jakąś kaczkę. Pośmialiśmy się razem i wydawało mi się, że wszystko zrozumieli... Zdziwiłem się dopiero dzisiaj. "W czasie świąt premier chciałby zjeść chrupiącą kaczkę" - przeczytałem w gazecie. Władek mówi, że to nic dziwnego, bo teraz to w gazetach pracują same "mediomatołki".

Niedziela, 23.03.2008 r. 
Ze świętami zawsze jest jakieś zamieszanie. Na przykład dzisiaj. Czekaliśmy sobie przy choince na pierwszą gwiazdkę, kiedy przyszedł kolega Kasi. Taki co zawsze przebiera się za biskupa. No i ten "biskup" stwierdził, że choinka to już przeżytek! Bo niby w żadnym nowoczesnym domu to już choinek nie ma... Kasi zrobiło się przykro, że nie jesteśmy nowocześni. Rozebraliśmy choinkę. Nawet kolęd nie chciało nam się śpiewać.

Poniedziałek, 24.03.2008 r. 
Jedni wolą Boże Narodzenie, inni Wielkanoc... a ja najbardziej lubię lany poniedziałek! Jak zwykle w ten dzień wstałem wcześnie rano i zimnym prysznicem obudziłem Kasię. Już chciałem uczynić tradycji zadość i zmoczyć żonę, kiedy zadzwoniła Julia. Była załamana. Prosiła, żebym te święta przeniósł na jakiś inny termin. Bo dla niej najważniejsza w czasie świąt jest dobra pogoda. A tu chłód, śnieg i pochmurne niebo... Według Julii, najlepiej byłoby, gdybym przeniósł Wielkanoc na 1 maja. Niczego nie obiecałem, bo na razie nie wiem, czy na taką zmianę nie będzie potrzebna zgoda Prymasa.

Wtorek, 25.03.2008 r.
Niektórzy politycy boją się internetu. Nie chcą, żeby internauci mogli głosować! Boją się, bo pewnie już wiedzą, że właśnie od internetu rozpoczęły się nasze cuda. Najpierw ze strony internetowej Platformy znikło przedwyborcze "10 zobowiązań PO". Ale prawdziwy cud przyszedł później. Robiliśmy sondę na temat poparcia ratyfikacji traktatu. Wyniki nie bardzo mi się podobały, bo głosów za ratyfikacją było mniej niż przeciw. Nagle... prawie wszystkie głosy "przeciw" znikły, a głosy "za" w jednej chwili się rozmnożyły! Czy to nie cud? Na razie tylko w internecie, ale od czegoś trzeba zacząć.

Środa, 26.03.2008 r.
Stasiu z Ministerstwa Finansów to szczery chłop. Może nawet za bardzo. Kiedy powiedziałem dziennikarzom, że jest możliwość zniesienia podatku Belki, to zaraz ogłosił, że nie ma na to szansy. Niepotrzebnie. Mógł to powiedzieć inaczej. Przecież można zlikwidować podatek Belki i tego samego dnia wprowadzić taki sam o innej nazwie. Media przez kilka tygodni mogłyby mówić o naszym sukcesie. Zrealizowalibyśmy kolejną obietnicę, a i Stasiu miałby z tego jakąś korzyść. Zamiast o podatku Belki wszyscy mówiliby o "podatku Gomułki".

Czwartek, 27.03.2008 r.
Nie widzę powodu, żeby wątpić w deklaracje prezydenta. Potrzeba nam jeszcze trochę czasu. Będzie dobrze! W najgorszym razie możemy zgodzić się na dwie ustawy. W jednej zaakceptujemy traktat, a w drugiej zapiszemy jakieś luźne uwagi. Możemy nawet stwierdzić, że chociaż traktat zaakceptowaliśmy, to uważamy to za spory błąd i błąd ten tylko ze względu na dobro Ojczyzny i europejskiej demokracji popieramy... Cokolwiek. Byle w Brukseli już nam nie mówili: "Znowu nawaliliście, znowu nie przypilnowaliście...". Angela i Manuel czekają. Czas już ogłosić sukces!

 

Piątek, 28.03.2008 r.
Ogłosiłem, że nie pojadę na olimpiadę do Pekinu. Wszyscy mnie po tej decyzji chwalą. Nawet w PiS! Po co miałbym jechać? W telewizji wszystko lepiej widać. A w tym PiS strasznych nieuków mają... Jeden z ich posłów wymyślił ostatnio, że Angela dzwoniła do mnie w sprawie traktatu lizbońskiego i że niby krzyczała "Herr Donald! Spokój!". Mają chłopaki wyobraźnię! Miałaby wykrzykiwać "spokój!"? Nie przyszło im do głowy, że Angela nie mówi po polsku?

Sobota, 29.03.2008 r.
Wszyscy już wiedzą, że do ratyfikacji traktatu i tak dojdzie. Na szczęście dziennikarze taki fajny ogień zrobili, że chyba się nawet tego swojego pożaru przestraszyli. Mało brakowało, a zaczęliby wołać jak przed laty: "Panie premierze! Niech pan nas ratuje!". No i teraz wyjdę na prawdziwego bohatera! Póki co, możemy sobie przy tym ogniu pogrillować. Wszystko już ustalone, ale żeby było bardziej dramatycznie, umówiłem się na spotkanie z prezydentem w Juracie. 

Niedziela, 30.03.2008 r. 
Nie było lekko! Chociaż matematycznie na tym spotkaniu z prezydentem wynik mieliśmy lepszy niż poprzednio. Na 9 punktów. No bo to spotkanie w cztery oczy, a czerwonego wina tym razem pięć butelek... Dobrze nam się gadało. Było już dosyć późno, gdy zadzwonił brat prezydenta. Dziwił się, że tak długo rozmawiamy. A ja mówię: "O potwór! Potwór dzwoni!". Okazało się, iż usłyszał. No to powiedziałem mu, iż potwór, ale ciasteczkowy. Chyba się nie obraził. Może następnym razem trzeba będzie jakoś go pochwalić... Na przykład, że tygrys z niego. Tygrys papierowy.

Poniedziałek, 31.03.2008 r. 
Lechu z Gdańska jednak nie miał racji. Już parę miesięcy temu chciał, żebyśmy wszystkich chłopaków z PiS internowali... a teraz widać, że po dobroci też można się z nimi dogadać. Z rozmów w Juracie nie za wiele pamiętam, ale z tego, co widziałem w TVN, wynika, że chyba wszystko dokładnie ustaliliśmy. Zastosowana przeze mnie w czasie rozmów strategia miłości przyniosła dobre efekty! Jutro decydujące głosowanie w Sejmie.

Wtorek, 1.04.2008 r.
YES! YES! YES! Przeszło! Z owacjami na stojąco! Jutro jeszcze głosowanie w Senacie, ale już dziś możemy się pochwalić przed całym światem! Żartem zaproponowałem prezydentowi, że mógłby powtórzyć swój słynny meldunek: "Pani kanclerz, melduję wykonanie zadania!". Chyba go to nie rozśmieszyło, ale razem cieszyliśmy się, iż wszystko poszło zgodnie z planem. Dla Polaków to będą symboliczne, łatwe do zapamiętania daty! 13 grudnia traktat przyjęli szefowie unijnych państw. 1 kwietnia nasi posłowie przegłosowali ustawę zezwalającą na ratyfikację. Gdyby jeszcze prezydent poczekał z podpisem pod ratyfikacją do 22 lipca...

Środa, 2.04.2008 r.
Przez cały dzień przyjmuję gratulacje. Wszyscy są zachwyceni. "Polska jest przykładem dla innych krajów!" - sam Manuel (proszę nie mylić go z tym od margaryny) tak powiedział! Widać, że unijnym komisarzom spadł kamień z serca... Jednak jesteśmy dla nich ważni. Naprawdę się o nas martwili! Naprawdę nas lubią! Radek najbardziej cieszył się z tego, że nie będzie już musiał wysłuchiwać w Brukseli, jak to niby nawalamy, że jesteśmy unijnym dzieckiem specjalnej troski, czarną kaczką Europy itp. A w Senacie z głosowaniem też nie było problemu. 

Czwartek, 3.04.2008 r.

Jednak jest trochę tych cudaków w parlamencie! Ogłosili, że w sprawie traktatu lizbońskiego złożą wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Według nich, nie powinniśmy godzić się na ratyfikację. Rozmawiałem o tym z jednym ze znanych senatorów. Jeżeli nie wiemy, co jest w traktacie, to nie możemy mieć przekonania, że nie powinniśmy go podpisywać? To chyba logiczne? Trzeba było podpisać i tyle.

 

Sobota, 5.04.2008 r.
Pomysł Radka był genialny! Umówił się z Walterem, niemieckim szefem dyplomacji, że na szczycie NATO w Bukareszcie odegrają przed dziennikarzami coś na kształt bitwy pod Grunwaldem. Trochę się przestraszyłem, że awantura się z tego zrobi, ale Walter na wszystko się zgodził. Zabawa była fajna i Radek zaraz po inscenizacji zaprosił go do swojego dworku. Obiecał, że będzie zupa grzybowa i cielęcina w sosie z czarnych oliwek i suszonych pomidorów. W tej sytuacji zgodziłem się na przekroczenie kosztów reprezentacyjnych. 

Niedziela, 6.04.2008 r. 
Wrócił Janek z Krakowa. I od razu narobił problemów. Nazwał Radka "palantem", a potem ogłosił, że zorganizuje w internecie nową partię. Wtedy jak zwykle zdenerwował się Stefan i powiedział, że Janek jest szkodnikiem. Wyglądało to nie najlepiej, bo z Londynu chciał przyjechać Kazik, żeby razem z Jankiem napaść na Stefana i Radka, no i żeby tę nową partię tworzyć... Na szczęście Kazik przemyślał wszystko i stwierdził, że... najważniejsza jest praca. Jako dżentelmenowi zatrudnionemu w banku nie wypada mu brać udziału w partyjnych bójkach. I ma rację! Niech chłopak pracuje jak najdłużej!

Poniedziałek, 7.04.2008 r. 
Nagła zapaść w sondażach się zrobiła. W jednym przez miesiąc straciłem nawet 17 procent poparcia! Ktoś nie przypilnował, no i trzeba było ratować sytuację. Na szczęście mam w rządzie doradców z dawnych dobrych czasów. Michał przypomniał mi, że kiedyś, jak jeszcze w KLD nie mieliśmy pomysłu na dobry wynik w wyborach, to walnęliśmy na plakacie hasło: "Milion nowych miejsc pracy!". To chyba było przegięcie. Ale 500 tysięcy? To znowu za mało. Na koniec razem ogłosiliśmy dziennikarzom: "Będzie 800 tysięcy nowych miejsc pracy!". Jak chcą, niech liczą.

Wtorek, 8.04.2008 r.
Na dobry pomysł wpadli chłopaki z Ministerstwa Finansów. Janusz z Lublina już parę razy opowiadał, że kiedyś będziemy mieli "Przyjazne państwo". Jacek poszedł jego tropem, tyle że nie tak szeroko, i wymyślił, że na razie będziemy mieli przynajmniej "Przyjazny Białystok". Czemu akurat Białystok? No właśnie! Ludzie nie wiedzą, jakie to sympatyczne miasto! Trzeba dać im szansę, żeby mogli to nieznane miasto odwiedzić. Na początek przedsiębiorcy z Warszawy będą podlegać urzędowi kontroli skarbowej w Białymstoku. Jak kilka razy się tam pojawią, na pewno z czasem się zachwycą.

Środa, 9.04.2008 r.
"Der Dziennik" (jak to piszą) trochę mnie nastraszył. Samolot z naszą delegacją wylądował w Jerozolimie, gdy gazeta ogłosiła w internecie: "Terroryści planują zamach w Jerozolimie podczas wizyty polskiego premiera!". Już chcieliśmy zawracać do Polski, gdy zadzwonił premier Izraela i mówi, że nie ma się czego bać. Żeby tylko nie mówić ciągle o miłości i zaufaniu, ale żeby obiecać, że kamienice oddamy, to wszystko będzie dobrze. A terroryści? Podobno nawet nie wiedzieli, że przyleciałem, a zamachy ogłaszają każdego dnia...

Czwartek, 10.04.2008 r.
Na razie żadnych zamachów nie było. Podoba mi się tutaj. Nawet w jarmułce było mi bardzo do twarzy. Raz tylko się zdenerwowałem, gdy "Haaretz", najważniejsza gazeta w Izraelu, do wywiadu ze mną chciała dodać nagłówek: "Polski premier: nie wiedziałem o nazistowskiej przeszłości mojego dziadka". Dopiero gdy Agnieszka, moja rzeczniczka, interweniowała, zgodzili się zmienić tytuł. "Nie ma kultury polskiej bez kultury żydowskiej". Brzmi dużo lepiej. Ciekawe, co by napisali, gdybym tych kamienic nie obiecał...


Piątek, 11.04.2008 r.
Musimy na wszystko uważać! Dziennikarze żartowali z naszej ostrożności, że niby niepotrzebnie tak dokładnie sprawdzamy każdego laptopa po klerofaszystowskim rządzie. Tymczasem... w Ministerstwie Finansów był zamach na Zbyszka Ćwiąkalskiego! Zaatakowała go niszczarka do papieru, którą ktoś mu wniósł w nocy do gabinetu. Maszyna zauważyła, że Zbyszek miał krawat z dobrego, mocnego materiału. Chwyciła za ten krawat i zaczęła go wciągać do środka. Na szczęście Zbyszek miał w kieszeni brzytwę (goli się nią starannie co rano) i w ostatnim momencie odciął krawat. Przeżył. Siepaczom Ziobry znów się nie udało.

Sobota, 12.04.2008 r.
No i co? Ktoś jeszcze nie widzi? Już nawet "Dziennik" napisał, że mamy w Polsce gospodarczy cud! Zrobili wywiad z jakimś Francuzem, który im powiedział, że na podstawie własnych obserwacji może każdego przekonać. Dobrze mówił! Dwadzieścia lat temu, jak widział we francuskiej telewizji jakiś film o Polsce, to ciągle pokazywany był ten sam chłopski wóz ciągnięty przez wychudzonego konia. A teraz, jak Francuz przyjechał do Warszawy, to nie mógł uwierzyć, że to ten sam kraj! Nie było ani wozu, ani konia! No, to jest cud! Czy nie!?

Niedziela, 13.04.2008 r. 
Dzwoniła Angela. Opowiadała, że wszyscy ją chwalą za najnowsze zdjęcia z sesji fotograficznej w Norwegii. Zdjęć nie widziałem. Na wszelki wypadek pochwaliłem, że ujęcia godne prawdziwej przywódczyni nowej Europy. Zmieniła temat i zaproponowała pomoc w przygotowaniach do Euro 2012. Jak tylko wybudujemy dla Niemców ten podwodny gazociąg, to ona załatwi nam w Brukseli nakaz, żeby każda drużyna przywiozła ze sobą wszystko, co jest potrzebne do rozegrania meczu: kilka piłek, ławkę dla rezerwowych, własną bramkę, parę krzeseł dla publiczności... Jeśli tak, to do mistrzostw Europy jesteśmy już gotowi!

Poniedziałek, 14.04.2008 r. 
Nasze sondaże znowu poleciały na dół. Michał, mój kumpel jeszcze z KLD, ogłosił na konferencji, że "będzie 800 tysięcy nowych miejsc pracy!". Nie wiem... może za mało powiedział? Znowu jak ogłosiliśmy naszym chłopakom w zarządach i radach nadzorczych, że będą mieli podwyżki, bo im zlikwidujemy "ustawę kominową", to dziennikarze niepotrzebnie rozdmuchali sprawę. A kiedy pytali, czy podwyżki dostaną wszyscy, to Jacek z Ministerstwa Finansów powiedział im, że to nie jest dobry czas na podwyżki... Chyba potrzebujemy więcej ludzi do pijaru!

Wtorek, 15.04.2008 r.
Lechu z Gdańska mówi, że te sondaże to mogą nam spadać, bo my tylko o cud w gospodarce dbamy, a przecież nie samymi jabłkami i ziemniakami żyje człowiek! No i on na przykład postanowił się zatroszczyć o Kościół. Akurat miał okazję, bo chcieli mu (bez pytania o zdanie!) zmienić biskupa! No to Lechu z tej troski zwołał dziennikarzy i ogłosił, że na zmianę biskupa się nie zgadza. Poparł go zaraz Janusz z Lublina. Mówił, że on jest tak samo o los Kościoła zatroskany i jakby u niego chcieli wymienić biskupa, to też by się nie zgodził. A konferencję prasową (z gadżetami!) mógłby zrobić jeszcze lepszą niż Lechu... 

Środa, 16.04.2008 r.
Rozmawiałem z Leszkiem. Tym, co kiedyś był szefem NBP i dbał o inflację. Mówiłem mu, że sondaże spadły, a ceny wzrosły i nie bardzo wiadomo, jak to można zmienić. A on na to: "Pilnuj cen! Tak jak ja kiedyś pilnowałem". Dobrze, że mi przypomniał. Powtórzę jego akcję sprzed kilku lat! Uruchomimy specjalną infolinię, pod którą ludzie będą mogli dzwonić i zgłaszać, w jakich sklepach ceny jabłek wzrosły. Pracownicy mojej kancelarii mogą potem dzwonić do tych spekulantów i namawiać ich do obniżki cen. Niech no się tylko nie zgodzą...

Czwartek, 17.04.2008 r.
Zrobiłem porządek w Ministerstwie Finansów. Paru ludzi musi stamtąd odejść! Pytałem ich, ile mają liliowej farby do druku nowych deklaracji podatkowych i... okazało się, że w ogóle tej farby nie zamówili! Nawet nie wiedzieli o tym, że chciałem jeszcze w tym roku wprowadzić nowy dochodowy podatek, który byłby rozliczany na wydrukowanych w liliowym kolorze deklaracjach! Tyle razy mówiłem o tym w telewizji, a oni nawet nie słyszeli o "podatku liliowym"!

 

Piątek, 18.04.2008 r.
Już wiem, co się stało w Ministerstwie Finansów. Staszek Gomułka nie zamówił liliowej farby do druku deklaracji podatkowych, nie przez jakiś sabotaż, ale dlatego że źle usłyszał to, co do niego mówiłem! Ogłosiłem, że wprowadzimy podatek liliowy, a on zrozumiał, że to będzie... "podatek linijkowy" czy jakoś podobnie. Niby wielki ekonomista, a nawet o takim fajnym podatku nie słyszał! Dlatego musiał odejść z ministerstwa. Nie on pierwszy i nie ostatni.

Sobota, 19.04.2008 r.
Zbyszek Chlebowski miał rację. Nie wszyscy nasi ministrowie są znakomici. Może tylko niepotrzebnie powiedział o tym w telewizji. I zaraz się zaczęło. Gazety zaczęły pisać, że jestem niezadowolony i dlatego "będzie rzeźnia" i "poleci połowa rządu". Podobno najgorzej jest w edukacji i obronie. Grzesiek dowiedział się na mieście, że nowa lista lektur nam się nie udała. Znajomy dziennikarz z "Wyborczej" mówił mu, że niektóre książki niepotrzebnie wyrzuciliśmy z tego spisu, tylko nie powiedział, o jakie by mu chodziło... 

Niedziela, 20.04.2008 r. 
Trochę współczuję Kasi Hall. Chciała dobrze. Rzeczywiście, zestaw szkolnych lektur trzeba było zmienić, bo wszyscy już mówili, że jakieś dziwne są te książki. Obrośnięte nienormalnością, polskością obrośnięte... Zmienić było trzeba! Kasia nie wiedziała, czy miała wyrzucić z listy lektur Gombrowicza czy Sienkiewicza i dla pewności wyrzuciła obydwu. Trzeba dać jej jeszcze szansę. Obiecała, że szybko zorientuje się, kogo trzeba zostawić. Doradziłem, żeby pogadała o tych lekturach z Kazią Szczuką.

Poniedziałek, 21.04.2008 r. 
Prezydent ciągle lata za granicę rządowymi samolotami. Zupełnie jakby nie było go stać na zakup biletów na zwykłe, liniowe samoloty! Może zamachów bombowych się boi? Ale tymi lotami ośmiesza nasz kraj... Bronek uznał, że prezydent jeszcze bardziej nas ośmieszył, kiedy w swoim orędziu pokazał, jak tych dwóch chłopaków z Ameryki brało ze sobą ślub. "Przecież po tym filmie od razu było widać, że nasz prezydent jest eurofobem!" - powiedział trochę przesadnie przejęty. - Chyba homofobem? - poprawiłem. Ale Bronek podsumował: "Eurofobem czy homofobem... na jedno wychodzi!".

Wtorek, 22.04.2008 r.
Nareszcie mam urodziny! Poprosiłem dziennikarzy, żeby z tej okazji nie zadawali drażliwych pytań. Życzenia, kwiaty, wiersze, piosenki... Wszyscy byli bardzo mili. Szkoda, że te urodziny to tylko raz w roku! Zadzwonił Mirek, premier Czech. Był właśnie na Cyprze. Mówił, że mi zazdrości tych 51 lat. On ma 52. No i gdy bramkarze się o tym dowiedzieli, nie wpuścili go na dyskotekę... Żalił się, że musi aż na Cypr wyjeżdżać, bo czeskie Dody nie chcą już dla niego ani śpiewać, ani tańczyć. Nie mógł uwierzyć, gdy mu powiedziałem, że akurat czeskich piosenek to mam już serdecznie dosyć.

Środa, 23.04.2008 r.
Dzwoniła Angela. Złożyła życzenia, a przy okazji gratulowała ostatnich wypowiedzi Radka na temat polskiej "polityki historycznej". Mówiła, że dawno się tak nie śmiała... Podobno ma teraz trochę problemów ze spekulantami! Ostatnio zmówili się i zaniżają ceny mleka. W niemieckich sklepach mleko można już kupić taniej niż w Polsce. Nie ma to jak niemieccy spekulanci! Ci nasi ciągle tylko windują ceny. Nie słyszeli mojego exposé czy co? A właśnie... Muszę jutro iść na rynek. Może jabłka w końcu staniały?

Czwartek, 24.04.2008 r.
Dobrze, że mamy w naszej partii Bronka. Oczytany jest jak mało kto! Przez to na wszystko jakoś tak szerzej umie spojrzeć... Byłem dziś na rynku i trochę się zdenerwowałem, bo jabłka znowu podrożały. A Bronek bardziej po europejsku do tego podszedł i mówi: "Ale po co cenę jabłek na złote ciągle przeliczać? Jak się policzy, że jabłka za kilogram kosztują mniej niż dwa "homo", to nie wydają się już takie drogie!". Myślałem, że chodziło mu o dwa "euro", a nie o dwa "homo"... Ale Bronek nie zmienił zdania i stwierdził: "Euro czy homo... na jedno wychodzi".

 

Piątek, 25.04.2008 r.
Z życzeniami urodzinowymi jako ostatni zgłosił się Kuba z TVN. Ucieszyłem się, bo przecież mógł już zapomnieć, że jesteśmy kumplami. Dziwił się, iż jestem od niego o sześć lat starszy, i od razu zaproponował, żeby te urodziny uczcić w jakimś specjalnym programie na moją cześć. Program ma być bezstresowy. Kuba obiecał pogawędkę o piłce nożnej, zaufaniu i miłości. A na koniec programu - jako niespodzianka dla mnie - znów ma zaśpiewać Doda! Spodobał mi się ten pomysł. Po takim programie moje wyniki w sondażach znów powinny wzrosnąć.

Sobota, 26.04.2008 r.
Uff... W ostatniej chwili udało mi się wycofać z tego programu u Kuby! Bronek rozmawiał o tym z pijarowcami. Mówił, że nie zgodzili się, żebym tam poszedł, bo Kuba ostatnio zmusza swoich gości, żeby wetknęli flagę w psią kupę. Na początku nie zrozumiałem, w czym problem. Bronek zrozumiał. Ściszył tylko głos i powiedział: "A co zrobiłbyś, jakby dał ci do ręki nie biało-czerwoną flagę, ale tę z gwiazdkami?". 

Niedziela, 27.04.2008 r. 
Radiowy wywiad ze Stefanem mocno mnie zaskoczył. Na początku wszystko szło dobrze. Chwalił mnie i opowiadał o tym, czego jeszcze nie ma, ale niedługo będzie. Tłumaczył, że nie można liczyć na to, żeby przez cztery miesiące w kraju wyrosły autostrady... No i poniosło go... "Nawet 'Führer' takiego tempa nie osiągnął, a w budowaniu dróg był dobry" - zaszarżował Stefan. Zaraz po wywiadzie nasi pijarowcy zaczęli pracę nad przygotowaniem listy przywódców europejskich, do których mogę być porównywany. Mają być słabsi w budowaniu dróg.

Poniedziałek, 28.04.2008 r. 
Grzegorz ciągle sobie żartuje ze Zbyszka Ćwiąkalskiego. Co go widzi, to zaraz woła: "A ty dzisiaj nie w telewizji?". Zbyszek rzeczywiście ostatnio sporo nadgodzin wymęczył przed kamerami. Ale co było robić? Kogo tam wstawiać? Julia nawet w swojej nowej fryzurze już się wszystkim opatrzyła. Poza tym od czasu, kiedy uratowała z płonącego samochodu naszą tajną dokumentację, nie miała większych sukcesów. Potrzebowaliśmy jakiejś "nowej twarzy" rządu w mediach. No i Zbyszek - szczególnie po słynnym wśród dziennikarzy poskromieniu niszczarki do papieru - wydał mi się najlepszy.

Wtorek, 29.04.2008 r.
Lechowi z Gdańska się nie udało. Długo ogłaszał, że nie zgadza się na zmianę biskupa. Miał poparcie dziennikarzy oraz bywalców TVN. Janusz z Lublina też go popierał... Nie pomogło. Biskupa i tak zmienili. Mnie, mimo że już od paru miesięcy jestem premierem, nawet nie zapytali o zdanie! 

Środa, 30.04.2008 r.
Zadzwoniłem do Angeli. Musiałem jej powiedzieć, że według der "Dziennika", ze wszystkich przywódców europejskich to właśnie z nią najwięcej rozmawiam przez telefon! Angela była bardzo zadowolona. Potwierdziła, iż w tym roku trzy razy będzie w Polsce. Przy okazji obiecała, że do 2011 roku nie dopuści do otwarcia rynku pracy dla Polaków. I dobrze! Na razie nie będziemy mieli nowej fali emigracji! Czy ktoś jeszcze wątpi w polsko-niemiecką przyjaźń?

Sobota, 3.05.2008 r.
Orędzie wyszło idealnie! Nie chciałem tłumaczyć się z realizacji starych obietnic, więc złożyłem zupełnie nowe... Zamiast obniżać ceny jabłek i ziemniaków, po prostu będziemy karmić dzieci. Z prowiantem nie powinno być problemu, Hania od dawna nie robi kanapek dla protestujących. To, co zaoszczędziła, można teraz wysyłać do szkół. Podobnie z komputerami i sprzętem biurowym. Zbyszek Ćwiąkalski ma w magazynie trochę używanych laptopów i niszczarkę do papieru. Gdyby dzieciom nie smakowały kanapki, będą mogły przez internet zamówić pizzę...

Niedziela, 4.05.2008 r. 
Radek zdenerwował Zbyszka Chlebowskiego. Zaczął mówić niby o dyplomacji, ale szybko przeszedł do opowiadania o wyposażeniu wnętrz. Że niby polityka zagraniczna jest jak lustro, w którym możemy się przeglądać jako wspólnota... Ale Zbyszek zaraz go skontrował i powiedział, że już dosyć tej lustracji, i że na takie głupoty szkoda czasu, bo są sprawy dużo ważniejsze. Poparłem go. Nawet w orędziu o tym mówiłem. Dużo ważniejsze od luster są na przykład prysznice.

Poniedziałek, 5.05.2008 r. 
Czas na oszczędności! Na razie zaoszczędziłem 20 tysięcy złotych przy nagrywaniu orędzia. Ale to trochę za mało. To nie jest dobry czas na jakieś nowe podwyżki rent i emerytur czy pensji dla nauczycieli, bo wcześniej podwyżki powinni dostać "kominiarze", których wstawiliśmy do zarządów państwowych spółek. Obiecałem wybudować nowe drogi, ale może zamiast autostrad wystarczyłyby kocie łby? Olek z ministerstwa skarbu mówi, że co prawda w czasie kampanii wyborczej obiecywaliśmy autostrady, ale wszyscy wiedzą, iż w kampanii można sobie trochę pożartować. 

Wtorek, 6.05.2008 r.
Z Kazikiem z Londynu chyba już będziemy mieli spokój. Odgrażał się, że jak będzie musiał odejść z EBOR, to założy nową partię! Trzeba było mu znaleźć nową pracę w banku, żeby go nie kusił np. start w wyborach prezydenckich. Dzięki mediom poszukiwania pracy dla niego miały duży rozmach. Niektórzy dziennikarze nawet umawiali go na jakieś rozmowy kwalifikacyjne. W końcu ogłosił, że już pracę znalazł. Na razie nie bardzo wiadomo, co będzie robił. Podobno Kazik też nie wie, bo słabo mówi po angielsku... Ale najważniejsze, że go do roboty przyjęli!

Środa, 7.05.2008 r.
Dziennikarze wracają do naszych starych, nieaktualnych zobowiązań. Nie podoba im się nawet, gdy życzę ludziom dobrej pogody! Ciągle chcieliby rozmawiać o problemach. O szkolnictwie, nauczycielskich pensjach, pielęgniarkach, szpitalach... Na szczęście mamy Janusza z Lublina! Gdy tylko jest potrzeba, Janusz potrafi czymś zająć tych gryzipiórków. Tak jak teraz... Zaskoczył ich, bo sam siebie wezwał do przeprowadzenia badań lekarskich i... zgodził się je przeprowadzić! Będzie wesoło.

Czwartek, 8.05.2008 r.
Chyba lekkomyślnie i niesprawiedliwie wyrzuciliśmy z naszego klubu parlamentarnego Beatę. Rzeczywiście, warto by powstawiać do szpitali jakieś maszynki do kręcenia lodów. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie to, że kiedyś ogłaszaliśmy: żadnych lodów w szpitalach nie będzie. Olek z ministerstwa skarbu usłyszał naszą rozmowę i mówi: "Ale to było przed wyborami! Jakoś jesienią czy zimą. To normalne, że o lodach jeszcze nikt nie myślał". A przecież Beata już wtedy pomyślała... 

Niedziela, 11.05.2008 r. 
Plan budowy stadionów na Euro 2012 jest już prawie gotowy. Mirek mówi, że nie będziemy musieli przesuwać mistrzostw Europy na późniejszy termin, bo teraz to już naprawdę ruszymy z kopyta! Obiecał, że nie tylko zaczniemy budować, ale że każdy będzie mógł zobaczyć, jak nam to dobrze idzie! Na każdej budowie będzie zainstalowana kamera i wszyscy przez internet będą na żywo mogli oglądać postępy prac. Mirek mówi, iż to będzie rekordowe tempo... Zaczniemy już w przyszłym roku. Na początek zainstalujemy kamery.

Poniedziałek, 12.05.2008 r. 
Mój wywiad o marihuanie to był strzał w dziesiątkę! Może dzięki niemu będziemy mieli wkrótce nowego koalicjanta? Na razie zgłosiła się do nas "Inicjatywa Wolne Konopie". Mówili, że popiera ich 2 miliony - całkiem w nich zadurzonych - wyborców! Julia, jak tylko przeczytała wywiad, to pobiegła do zaprzyjaźnionych dziennikarzy i zaczęła im opowiadać, że co prawda nie paliła, ale na studiach przesiadywała w parku i piła tanie wina. Nie znała jeszcze wtedy Janusza z Lublina, więc piła, bo była wyluzowana, a nie przez jakieś kumoterstwo. Julia zaczyna dbać o "imidż"! Może powinienem zaproponować jej stanowisko wiceprezydenta?

Wtorek, 13.05.2008 r.
Ale fajnie! Lecę do Ameryki Południowej! Brazylia, Peru, Meksyk i Chile... Wszyscy mi zazdroszczą. Warto być premierem. Dla mnie i dla żony to będzie podróż życia! W budżecie zostało trochę pieniędzy, więc koszty to żaden problem. Zastanawiałem się razem z Grzegorzem, czy można coś zrobić, żeby ogłosić, że podróż będzie bardzo tania. Może popłynąć statkiem? Ale wyszło na to, iż ta Ameryka Południowa jest za daleko. "Statkiem to sobie możemy popłynąć do Austrii na Euro 2008" - stwierdził na koniec Grzegorz i obiecał szybko zarezerwować bilety na statek do Wiednia. 

Środa, 14.05.2008 r.
Do tej Ameryki to był jednak kawał drogi! Dobrze, że zdecydowaliśmy się na samolot... Z Polski dzwonił Grzegorz. Biletów na statek do Austrii nie załatwił, bo podobno w czasie rozgrywania Euro 2008 wszystkie austriackie porty morskie będą pozamykane! Możemy mieć przez to kłopot. Kiedyś obiecywaliśmy, że damy radę przetransportować do Austrii wszystkich kibiców, bo wybudujemy nowe autostrady, lotniska i okręty. Olek z ministerstwa skarbu mówi, że nie warto się tym martwić, bo co prawda obiecywaliśmy, ale było to jeszcze przed wyborami, a wszyscy wiedzą, iż w czasie kampanii wyborczej różne cuda się plecie.

Czwartek, 15.05.2008 r.
Szkoda, że nie ma z nami Bronka... Nie tylko na Jamajce o nas piszą. Na przykład w Peru znają mnie wszyscy! Spotkałem się z ich prezydentem. Za zasługi dla ich kraju dostałem order - najwyższe odznaczenie państwowe: "El Sol del Peru". Jak wrócę do Polski, trzeba będzie coś zrobić z naszą ordynacją wyborczą. Czas już skończyć z dyskryminacją. Peruwiańczycy powinni też mieć prawo głosowania w najbliższych wyborach prezydenckich!

 

Piątek, 16.05.2008 r.
Jak tu jest fajnie! Prawdziwe Machu Picchu! W indiańskich czapeczkach z warkoczykami chodziliśmy sobie po starym mieście Inków... To jest rzeczywiście podróż życia! Agnieszka, nasza rzeczniczka, jeszcze nie policzyła, ile to wszystko kosztuje, ale mówi, że policzy, jak wrócimy. Już teraz wiadomo, że koszty wcale nie są wielkie. Na powrót do kraju pieniędzy w budżecie na pewno starczy. 

Sobota, 17.05.2008 r.
Z Polski dzwonił Grzegorz. Jakoś tam sobie radzą. Było trochę problemów z egzaminami maturalnymi. Ale nie z winy Kasi Hall! Była bardzo dobrze przygotowana, sama decydowała o doborze lektur, wymyślała zadania z matematyki, z jakimś dziennikarzem z "Wyborczej" ustaliła nawet, co powinno być na egzaminie z WOS. Pierwszy raz matury były przygotowane idealnie... Tyle że w nocy ktoś się włamał do jej biura i pozamieniał koperty z pytaniami, przez co zepsuł efekty jej półrocznej pracy! Kasia podejrzewa, że to Roman Giertych.

Niedziela, 18.05.2008 r. 
Mirek ostro wziął się do roboty. Ogłosił, że wystartowała już budowa Stadionu Narodowego. Zaprosił dziennikarzy i na czas swojego przemówienia kazał włączyć wszystkie maszyny, jakie były w pobliżu. To był bardzo dobry pomysł. Dzięki temu słabo było go słychać! Kiedy dziennikarze odjechali, Mirek wyłączył maszyny. Podobają mi się jego działania. Szkoda prądu na bezsensowne robienie hałasu!

Poniedziałek, 19.05.2008 r. 
Fajni kumple z tych polityków z Ameryki Południowej. Prezydent Peru wytłumaczył kolegom, że nazywa mnie "Słońcem Peru", bo dużo o mnie i o moich obietnicach wyborczych czytał i właśnie dzięki mnie jego kraj doczekał się gospodarczego cudu! Chavez z Wenezueli też równy gość. Na konferencji siedzieliśmy obok siebie. Przekazał pozdrowienia od Fidela i ciągle wypytywał, co nowego u Łukaszenki. Najbardziej zaskoczyli mnie delegaci z Kolumbii. Chcieli, żebym wziął udział w promocji wysokogatunkowych kolumbijskich produktów z fabryki w Medelin. Chyba przyślę im Janusza z Lublina. Ma dużo pomysłów na promocję.

Wtorek, 20.05.2008 r.
Wizyty w Chile nie będę miło wspominał. Nawet do słynnej winnicy "Concha y Toro" ("Muszla i Byk") nie udało mi się zajrzeć! A wszystko przez to, że próbowałem sam przestawić kolejową zwrotnicę. Myślałem, że mam bycze zdrowie, a tu nagle... Trach! Coś mi łupnęło w kręgosłupie! Hałas był taki, że usłyszał go nawet dziennikarz "Faktu", który przypadkowo był właśnie w Chile. Sądząc po moim kręgosłupie, po południowoamerykańskiej wycieczce będę potrzebował odpoczynku. To nic. W Polsce odpocznę. 

Środa, 21.05.2008 r.
W kraju wszystko pod kontrolą. Chociaż małe zawirowania były. Na szczęście Hania ze swoją warszawską ekipą trzymała rękę na pulsie. Musieli zwolnić z pracy w Domu Kultury jakiegoś piosenkarza kabaretowego, bo śpiewał złośliwe piosenki o Platformie. Dziennikarze nas za to krytykowali, że niby nie mamy poczucia humoru i od razu wyrzucamy na bruk. Chyba zapominają, że to my zostaliśmy demokratycznie wybrani! Jeśli kabareciarz nas krytykował, to tak, jakby atakował demokrację! A wrogowie demokracji nie powinni czuć się bezpiecznie! Nawet w Domu Kultury.

Czwartek, 22.05.2008 r.
Trzeba pogadać z dziennikarzami, bo opozycja atakuje, a sondaże znowu nam lecą na pysk. Na szczęście opozycja nie wie, po co tak naprawdę byłem w Ameryce... Mam coś na nich. Wyprodukujemy parę nowych wystąpień telewizyjnych. Nie będą drogie. Musimy je tylko nakręcać hurtem. W Brazylii poznałem filmowców, którzy w tydzień potrafią nakręcić nawet 100 odcinków serialu! Dzięki serialowi o pracy rządu z łatwością wygram wybory! Scenariusz pierwszego odcinka jest już gotowy. Pokażemy w nim, jak "El Sol del Peru" karmi głodne dzieci.

 

Piątek, 23.05.2008 r.
I znowu do roboty... Za dużo jest tych długich weekendów! Ciągle przyklejają nam łatkę rządu, który nic nie robi, dlatego w czasie świąt musimy zwoływać konferencje prasowe. Trzeba pokazać, że chociaż na razie nie ma efektów, to cały czas pracujemy. Przydałby mi się jakiś urlop, bo w Ameryce Południowej nie było łatwo. Nawet dziennikarz "Faktu" słyszał, jak mi w Andach chrupnął kręgosłup... Cóż, premierowanie to nie bułka z masłem. Jest co robić! Żeby dziennikarze zauważyli, że teraz nie mamy czasu nawet na konferencje prasowe, zorganizowaliśmy z nimi spotkanie robocze. Pogadaliśmy przez dwie i pół godziny. 

Sobota, 24.05.2008 r.
Parę dni temu Radek miał świetny pomysł. Wysłał do jednej gazety pracownika swojego ministerstwa, żeby poskarżył się, że musi zbyt ciężko pracować. Niby że 14 godzin dziennie. "Zaczynam przed 6 rano. Pracę kończę około 8 wieczorem. Chyba podam mojego szefa do sądu pracy" - tak miała się skarżyć ofiara niewolniczej pracy. No i chwyciło! Dziennikarze opisali to tak, że sam się prawie wzruszyłem opisem naszej harówki! Wszystko byłoby w porządku, ale w najnowszym sondażu na najlepiej ocenianego członka rządu zająłem dopiero drugie miejsce. Pierwszy był Radek...

Niedziela, 25.05.2008 r. 
Po pół roku działania rządu zmiany są potrzebne! Ludzie mogli się już trochę zniecierpliwić naszymi słowami o miłości i zaufaniu. Dlatego teraz zacząłem mówić o trosce i nadziei! Nie możemy tak jak opozycja narzekać, że ziemniaki albo jabłka są za drogie! Lepiej będzie, jak przypomnimy, że główną troską naszego rządu jest to, żeby wzrost cen nie dogonił podwyżek płac! Rezygnacja z obietnic znacznych podwyżek dla budżetówki byłaby zbyt ryzykowna... Można za to mówić o tym trochę inaczej. Z większą nadzieją! Polacy mają przecież prawo do nadziei, że płace będą szybko rosły. 

Poniedziałek, 26.05.2008 r. 
Waldek z PSL ciągle mówi, że próbujemy ich zdominować. Chłopaki z jego partii chcieliby wziąć trochę więcej "odpowiedzialności za kraj". Ich wyborcy, podobnie jak nasi, narzekają na niezrealizowane obietnice. Pogadaliśmy o tej odpowiedzialności. Od słowa do słowa i okazało się, że można się dogadać nawet w sprawie realizacji wyborczych programów! Jak Waldek zajmuje się w rządzie gospodarką, tak my możemy się zająć rolnictwem. Zrealizujemy nasze obietnice! Na początek w sprawie podatków i jednomandatowych okręgów wyborczych zrealizujemy program PSL, a w sprawie rolników program PO!

Wtorek, 27.05.2008 r.
Mieliśmy kłopot z Januszem z Lublina. Jest nam bardzo potrzebny, bo jak mało kto umie odwrócić uwagę dziennikarzy i przez swoje przedstawienia zrobić wokół rządu zasłonę dymną. Tyle że w mediach nagonka na niego się straszna zrobiła, a Janusz już wcześniej dostał kilka "żółtych kartek". Ode mnie, od Zbyszka, od Grzegorza... Znów dalibyśmy mu "żółtą kartkę", ale Janusz przyniósł zaświadczenie od lekarza, że nie powinien mieć żadnych żółtych papierów. W końcu daliśmy mu upomnienie. Bronek był przeciw. Mówił, że to zbyt sroga kara.

Środa, 28.05.2008 r.
Dzwoniła Angela. Mówiła, że za Odrą mam ciągle dobrą prasę. Dowiedziała się, że Platforma założyła pierwsze koło w Niemczech. Musiałem jej wytłumaczyć, że wcale nie chcę zostać kanclerzem. Ani niemieckiej Rzeszy, ani europejskiej. Obiecałem, że wystartujemy tylko w wyborach do samorządu lokalnego w Loeknitz. Chyba się ucieszyła. A w meczu na Euro 2008 liczę na remis. 

Czwartek, 29.05.2008 r.
Dziennikarze zachowują się, jakby ich ktoś zdalnie nakręcał. Nawet tych najpopularniejszych. Niedawno Durczok ogłaszał, że to już koniec wiary w cuda Platformy. Teraz dołączył do niego Lis! "Tusk nie uśpi społeczeństwa miłością" - trudno mi było uwierzyć, ale tak stwierdził. Jaką miłością? To on już nawet moich przemówień nie słucha? Nie wie, że zamiast o miłości i zaufaniu mówię teraz o trosce i nadziei? A niedawno dziwiłem się, że Andrzej przyjął go do prezydenckiej TVP! Teraz wszystko jasne! Lis przeszedł na stronę byłego reżimu!

 

Piątek, 30.05.2008 r.
Nie będę na żadnym meczu w Austrii. Koszty przelotu są za duże! Co prawda, Grzegorz chciał, żebyśmy popłynęli statkiem, ale podobno Austriacy na czas Euro 2008 pozamykali wszystkie porty morskie. Ogłosiłem już, że zostanę w domu. Nawet telewizora nie włączę! Wszyscy będą oglądali, a ja sobie w tym czasie popracuję... Ewa z Ministerstwa Zdrowia rozmawiała o mnie z jakimś lekarzem. Zdiagnozował, iż po powrocie z Peru mam "syndrom Machu Picchu". Chłopaki od "pijaru" mówią, iż to dobrze, jeśli pierwszy raz w życiu mogłem tłumaczyć się nie z tego, iż jadę na mecz, ale z tego, że nie jadę. 

Sobota, 31.05.2008 r.
Jean-Vincent, czyli "Jacek" z Ministerstwa Finansów, to tęga głowa! Uratował nas przed dużymi kłopotami. Ceny paliw rosną, więc wszyscy chcieli, żebym obniżył akcyzę na benzynę. Na szczęście Jacek wytłumaczył mi, że akcyza... wcale nie ma wpływu na cenę! Podobno można ten podatek zwiększać albo zmniejszać, a ceny ani drgną. Krótko po tej rozmowie zadzwonił do mnie taki bardzo wysoki komisarz z Brukseli. Z dobrymi informacjami. Komisja Europejska dała nam wolną rękę w sprawie paliw! Możemy dowolnie zwiększać akcyzę. Podobno drugiej wolnej ręki nie dostaniemy. Dlatego zmniejszać akcyzy nie możemy. 

Niedziela, 1.06.2008 r. 
Kasi z ministerstwa edukacji nie udała się selekcja dzieci zakwalifikowanych do młodzieżowego parlamentu. Pewnie coś jej się pomyliło, tak jak z tymi kopertami maturalnymi. Grupa małych posłów, która przyszła do Sejmu, była zupełnie nieprzygotowana! Zamiast zagadywać dorosłych polityków o ich troski i marzenia, dzieciarnia pytała, kiedy zrealizujemy przedwyborcze obietnice! Dobrze, że te moherowe maluchy jeszcze nie mają dowodów osobistych i nie głosują w wyborach. 

Poniedziałek, 2.06.2008 r. 
Kazik z Londynu przegiął! Już nie będę mu pomagał w szukaniu roboty! Niech wyląduje na jakimś angielskim zmywaku. Niby taki uczynny, chwali mój rząd, grzecznie mówi o Platformie, opowiada dziennikarzom, że prezydent go podsłuchiwał... Ale w końcu wyszło szydło z worka! Powiedział dziennikarzom, że jestem kretynem albo niekompetentnym ignorantem! Ciekawe, jaki on jest kompetentny. Siedzi w tym Londynie tyle miesięcy, a angielskiego się ciągle nie nauczył. Źle z nim. Bronek czytał gdzieś, że Kazik ostatnio zaczął nawet zarobkowo śpiewać...

Wtorek, 3.06.2008 r.
Potrzebowaliśmy takiego mocnego uderzenia w opozycję. Julia miała przygotować jakiś fajny raport o wykorzystywaniu służbowych kart kredytowych przez poprzedni rząd, ale trzymała go w samochodzie i nie chciała ujawnić. Zdziwiłem się, a ona na to, że jakoś jej się odechciało, bo to skandal i największa afera korupcyjna ostatnich lat, a nie chciałaby ludzi za bardzo martwić takimi sensacjami. W końcu sam zajrzałem do tego raportu. Julia miała rację. To jest afera! Wszystko kupowali na te kary! Nawet dorsza za 8 zł i 16 groszy! 

Środa, 4.06.2008 r.
Janusz z Lublina tym razem naprawdę mnie zaskoczył. Bez wymachiwania jakimiś gadżetami, całkiem poważnie stwierdził, że dobrym kandydatem PO na urząd prezydenta w wyborach w 2010 r. byłby Bronek! Jeszcze bardziej zaskoczył mnie sam Bronek. Zamiast powiedzieć, że w ogóle o tym nie myśli, bąknął coś, iż co prawda na razie takiego planu nie ma, "ale życie czasem zaskakuje i stawia nowe zadania". Potem odezwał się Andrzej, tenor, który kiedyś tworzył Platformę. Powiedział, że słyszy u mnie dużo dobrych słów, ale na złą melodię. I tylko Radek jakoś nic nie mówi...

Czwartek, 5.06.2008 r.
Przez te drożejące paliwa opozycja chciała odwołać z rządu Jean-Vincenta, czyli "Jacka". Ciągle mówili, że rząd nic nie robi, nie obniża akcyzy i dlatego jest drogo. Jacek stwierdził, iż aż tak źle nie jest, bo przez cały czas, 24 godziny na dobę, czuwamy nad sytuacją i pilnujemy cen. Nie spodobało się to Waldkowi od gospodarki. Dziwił się, że my po nocach nie śpimy i pilnujemy, a benzyna i tak drożeje! "To prawda, że drożeje. Ale pomyśl, jakie by były ceny, gdybyśmy przestali pilnować!" - wyjaśnił mu Jacek. Ma rację. Trzeba pilnować dalej. Gdyby nie my, benzyna już dawno byłaby po 6 złotych.


Piątek, 6.06.2008 r.
Bronek żartował! Nie myślałem, że z niego taki kawalarz. Wcale nie chciał być naszym kandydatem na prezydenta. Zamieszanie wokół wyborów prezydenckich to tylko nowy pomysł Janusza z Lublina. Bronek obiecał, że pogada z Januszem, żeby czasem nie robił kolejnych konferencji prasowych... Całe szczęście, bo Janusz podobno już chciał pokazać zaświadczenie od lekarza, że nie jest uzależniony od narkotyków i zażądać takiego samego zaświadczenia od prezydenta i wszystkich kandydatów w wyborach.

Sobota, 7.06.2008 r.
Ale przed tym meczem zrobiła się zadyma! Polskie gazety wywołały futbolową wojnę z Niemcami! Aż Leo Beenhakker musiał za nas przepraszać. Było mi trochę wstyd, szczególnie że przez jeden dzień byłem nawet redaktorem naczelnym "Faktu". A tu okazało się, że ta gazeta to jakiś organ polskiego nacjonalizmu! Afera zrobiła się międzynarodowa, bo "Bild" napisał: "Polski dziennik 'Fakt' w dalszym ciągu toczy kampanię przeciwko nam i naszemu trenerowi". Za te antyniemieckie wybryki na wydawcę "Faktu" trzeba będzie chyba nałożyć jakąś karę. 

Niedziela, 8.06.2008 r. 
Przegraliśmy 2:0! I na boisku, i w mediach! Dobrze przynajmniej, że ta gazetowa wojna już się skończyła. Zadzwoniła Angela. Wybaczyła nam i nawet broniła polskich gazet! Według niej, antyniemieckie publikacje nie powinny mieć znaczenia dla przyjaźni między naszymi krajami. Stwierdziła, że teraz wszyscy jesteśmy Europejczykami. Atak polskiego "Faktu" boli ją tak samo, jakby atakującą gazetą był niemiecki "Bild", ale jeżeli chcemy, żeby media nas łączyły, a nie dzieliły, to nie ma sensu rozpamiętywanie, kto, na kogo i jak napadł. Zaproponowała, żeby na wydawcę nie nakładać żadnej kary. Chodziło jej o wydawcę "Bilda" czy "Faktu"?

Poniedziałek, 9.06.2008 r. 
Coś niedobrego dzieje się z naszą drużyną. Nie z tą piłkarską, ale z rządową. Radek poleciał do Afganistanu i swoimi przemówieniami zdenerwował Grzegorza. Odgrażał się, że jak Amerykanie nie poradzą sobie z terroryzmem, to my, Polacy, sami wszystko załatwimy i nawet złapiemy bin Ladena! Zbyszkowi nie spodobał się raport Julii na temat "afery dorszowej". Julia skarży się na Zbyszka, bo ją krytykuje, chociaż ona nie ma ani laptopa, ani komórki, ani ciepłej wody w mieszkaniu i nawet za wizytę u fryzjera zapłaciła z własnej kieszeni. Według mnie, Julia ma rację z tym śledzeniem wydatków. Mamy przecież pilnować każdej wydanej złotówki, więc nie możemy odpuszczać, gdy uzbiera się 8 zł i 16 groszy!

Wtorek, 10.06.2008 r.

Waldek z PSL ciągle chce, żebyśmy obniżyli akcyzę na benzynę. Przeczytał gdzieś, że w Ameryce benzyna jest dwa razy tańsza niż u nas. No i zaczął dopytywać się, skąd Jean-Vincent (czyli "Jacek") z Ministerstwa Finansów wie, że niska akcyza tam obniża ceny o połowę, a u nas nie mogłaby obniżyć ani o grosz. Jacek próbował mu tłumaczyć, że Amerykanie zarabiają dwa razy więcej od nas, więc muszą mieć dwa razy tańszą benzynę. Poza tym na naszych stacjach benzynowych płacimy za litr paliwa, a u nich za galon, dlatego trudno te ceny porównywać. Myślałem, że wszystko jest już jasne, kiedy Waldek na koniec spytał: "A nasi rolnicy mogliby tankować na galony?". Chyba niczego nie zrozumiał... 

Środa, 11.06.2008 r.
Rozmawiałem z takim bardzo wysokim komisarzem europejskim. Jacek miał rację! Nie ma mowy o galonach. Benzynę musimy ciągle tankować na litry! Komisarze nie zgadzają się, żebyśmy obniżyli akcyzę. Mają za to parę fajnych pomysłów na obniżenie kosztów zużycia paliwa. Przede wszystkim w czasie jazdy samochodem trzeba zamykać okna i wyłączać klimatyzację. Przed wyjazdem warto parę kilo schudnąć, opróżnić bagażnik, no i nie jeździć pod górkę ani pod wiatr... To muszę powtórzyć Waldkowi! Zamiast obniżać akcyzę, powinniśmy sprawdzać, skąd wieje i jechać zawsze z wiatrem!

Czwartek, 12.06.2008 r.
No i z Austrią też nie udało się wygrać. Chociaż chłopaki w Sejmie skończyli dzisiejszą debatę już po pięciu minutach i przed telewizorem pilnowali wyniku meczu (tak jak Jean-Vincent inflacji!), to i tak nie dali rady. Był remis. Zadzwoniłem do Angeli, żeby się poskarżyć na sędziego, który dał Austriakom rzut karny. Angela nie była za bardzo przejęta losami naszej drużyny i stwierdziła, że tak naprawdę to interesuje ją tylko wynik dzisiejszego meczu Irlandii. Jakiej Irlandii? Przecież Irlandia w ogóle nie zakwalifikowała się do mistrzostw Europy...


Piątek, 13.06.2008 r.
Chciałem zabić Anglika, który sędziował w meczu! Z rozpędu nawet dziennikarzom się pochwaliłem swoimi emocjami. Chyba niepotrzebnie, bo w całej Unii nie ma już przecież kary śmierci. Ktoś mógłby pomyśleć, że podburzam ludzi do zmiany europejskiego prawa! Muszę wrócić do polityki miłości... Zresztą, mniejsza o Anglika i jego sędziowanie. Irlandczycy zagłosowali przeciwko traktatowi unijnemu i też nikt im nie grozi! Przynajmniej do czasu, aż nie odrzucą traktatu w powtórnym głosowaniu.

Sobota, 14.06.2008 r.
Podrzucili nam bombę! Można się było tego spodziewać. Szczególnie po wywiadach Radka, w których ogłaszał, że będziemy po całym świecie łapać terrorystów. Na szczęście bombę znalazł Jean-Vincent, (czyli "Jacek") z Ministerstwa Finansów. Według niego, to nie była sprawka arabskich terrorystów, ale... opozycji z PiS! Chcieli nam wysadzić budżet! Gdy grozi wybuch, to nie ma czasu na długie obrady! Już po pierwszym czytaniu odrzuciliśmy projekt likwidacji "podatku Belki".

Niedziela, 15.06.2008 r. 
Pretensje kierowców o wysokie ceny paliw nie mają żadnego sensu! Niech zgłoszą wotum nieufności wobec szejków arabskich! To przez nich mamy taką drogą benzynę, a nie przez akcyzę i VAT. Jacek mi to dokładnie wytłumaczył. Wysokie ceny paliwa nie są związane z akcyzą, bo akcyza to jest stała kwota, a nie procent ceny paliwa. A VAT? Na wysokość VAT nie mamy wpływu, bo ustalony jest jako procent ceny paliwa, a nie jako stała kwota! Mniejsza akcyza nic tu nie da. Poza tym niedawno taki bardzo wysoki komisarz mówił, że obniżać nie możemy. Skąd w takim razie pretensje do rządu i Jacka? Czy Jacek jest szejkiem?

Poniedziałek, 16.06.2008 r. 
Przyleciała Angela. Zajrzała tylko na kilka godzin do Gdańska. Tym razem nie żułem gumy i Angela od razu to zauważyła. Stwierdziła, że cieszy ją postęp w stosunkach polsko-niemieckich. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie przy fontannie Neptuna. O gazociągu po dnie Bałtyku nic nie mówiłem, bo nie chciałem psuć atmosfery. Zresztą i tak zaczęło padać. Angela chciała, żebym poleciał z nią do Wiednia na kolejny mecz Euro 2008. Wytłumaczyłem, że nie mogę, bo mam ciągle kwarantannę po wycieczce na Machu Picchu. Na koniec zaprosiła mnie do Brukseli na mecz z Irlandią.

Wtorek, 17.06.2008 r.
Jak zlikwidować uliczne korki w centrum Warszawy? Hania wpadła na genialny pomysł. Nie są do tego potrzebne żadne nowe drogi czy autostrady! Żeby nie było korków, wystarczy spowodować, aby samochody nie wjeżdżały do centrum Warszawy! Hania chce, żeby w przyszłości za możliwość wjechania do śródmieścia Warszawy kierowcy płacili nawet po 10 złotych! Pieniądze bardzo by jej się przydały, szczególnie że lubi podróżować. W ostatnim roku, mimo że wojażowała tylko po Europie, razem ze swoją warszawską załogą na bilety lotnicze i hotele wydała prawie milion złotych. Zuch dziewczyna!

Środa, 18.06.2008 r.
Tego nie spodziewali się nawet nasi najlepsi eksperci. Produkcja przemysłowa w maju spadła wobec kwietnia o 8,5 procent! Wszystko przez te długie weekendy majowe. Prognozy analityków były lepsze. To prawdziwi profesjonaliści, tyle że liczba wolnych dni w maju trochę ich zaskoczyła. Marek z Business Centre Club mówi, że to nie tylko efekt wolnych dni. Polska gospodarka przeżyła zamach! Ludzie spokojnie kupowali, produkcja rosła, wszystkim żyło się dostatniej, i wtedy... IPN ogłosił, że wyda książkę na temat Lecha z Gdańska. Gospodarka na całym świecie może mieć przez to problemy.

Czwartek, 19.06.2008 r.
W bojowym nastroju lecę do Brukseli. To niemożliwe, żebyśmy razem z chłopakami z całej Europy nie poradzili sobie z jedną malutką Irlandią! Irlandzki premier Brian Cowen też jest po naszej stronie, tyle że zrobił duży błąd. Jeśli musiał przeprowadzić referendum, to powinien je ogłosić, kiedy nikt jeszcze nie zdążył przeczytać traktatu! Tak było z głosowaniem w naszym Sejmie. Większość posłów nie przeczytała tekstu i dzięki temu z przegłosowaniem nie było problemu. Brian mógł o tym nie wiedzieć. Ludzie narobili mu kłopotu, bo za dużo czytali! Należy mu współczuć. Coś takiego mogło spotkać każdego z nas!

 

Piątek, 20.06.2008 r.
Fajne było to spotkanie w Brukseli. Z chłopakami z całej Europy gadaliśmy o referendum w Irlandii i piłce nożnej. Większość wolała o piłce. W sprawie traktatu wszystko i tak już było jasne. Angela w czasie obrad wyszła do sali z telewizorem. Wróciła w przerwie meczu Niemców z Portugalią i stwierdziła, że traktat ma być przyjęty. Ktoś z nas musiał jeszcze zaapelować do Irlandczyków. Padło na mnie. Zaproponowałem, żebyśmy policzyli głosy. Wyszło mi, że jeśli nasi nie skrewią, to głosowanie w Irlandii powinno być wygrane.

Sobota, 21.06.2008 r.
To była impreza! Na imieninach u Lecha z Gdańska zebrała się prawdziwa śmietanka towarzyska. Dziennikarze, politycy, autorytety, mędrcy europejscy... Prawdziwie swojska atmosfera! Nie było drobiu. Były za to prosiaki. Dałem solenizantowi spinki z lwem. Lechu z Gdańska zawsze przypominał mi lwa. Króla zwierząt, a nie tego słynnego filmowca. A Rywin nawet nie przyjechał. Może w ogóle nie był zaproszony?

Niedziela, 22.06.2008 r. 
W telewizji TVN wyłożyłem kawę na ławę! Po komentarzach, że kandydatem PO na prezydenta może być Bronek albo Radek, albo Janusz z Lublina... nie było już na co czekać. Ludzie chcą, żebym został prezydentem. No to co ja mam zrobić? Mamy przecież demokrację. Zgadzam się! Bronek obiecał mi wsparcie. Podobno zawsze uważał, że jestem popularny i w Polsce, i za granicą, więc muszę kandydować. Mówił, że europejscy przywódcy nie mieli wyboru i musieli poprosić mnie, żebym zaapelował do Irlandczyków. Według Bronka, jestem u nich tak popularny, bo w całym świecie rozsławiłem Irlandię, tak jak on Jamajkę.

Poniedziałek, 23.06.2008 r. 
Sprawa prezydentury wygląda coraz lepiej. Na moją stronę przeszła już nawet Nelly! Do niedawna wychwalała aktualnego prezydenta i nagle przestała. Powiedziała za to, że Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski to wielcy ludzie. Mnie też wymieniła na tej liście... Aluzję chyba wszyscy zrozumieli. Jaruzelski był pierwszym prezydentem pookrągłostołowej Polski. Kwaśniewski był trzeci w kolejności. No to kto może być piątym? No kto? O Bronku ani Radku Nelly nie wspominała... 

Wtorek, 24.06.2008 r.
Zdenerwowałem się. Dziennik "Il Giornale" napisał, że piłkarskie mistrzostwa Europy w 2012 roku odbędą się nie w Polsce i na Ukrainie, ale we Włoszech i Francji! Włosi twierdzą, że ciągle nie mamy stadionów, jesteśmy ogólnie nieprzygotowani do mistrzostw, a szef UEFA Michel Platini niedługo będzie musiał ogłosić zmianę organizatorów Euro 2012. Dziennikarze zupełnie nie wiedzą, co się u nas dzieje! Stadiony będą na czas. Mirek miał przecież na ten temat wywiad. Już prawie wybudował boiska w Izdebkach i Konstantynowie! Poza tym w czasie kampanii wyborczej mówiliśmy jasno: "Przyspieszymy budowę stadionów na Euro 2012". Zaczęliśmy może wolno, ale przez to tym łatwiej przyspieszymy! 

Środa, 25.06.2008 r.
Chłopaki od "pijaru" przynieśli mi program na wybory prezydenckie i nowe orędzie do odczytania w telewizji. "Już wkrótce Polacy zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać. Będą nas leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki. Dobrze zarabiający nauczyciele będą uczyć nasze dzieci, a dobrze zarabiający policjanci będą dbać o nasze bezpieczeństwo. Przy bezpiecznych drogach wyrosną nowoczesne stadiony i pływalnie. Czy to możliwe? Nie pytajmy czy to możliwe... Po prostu zróbmy to. I nie za 30 lat. Możemy zrobić to teraz...". To jest dobry program! Tylko... czy ja już gdzieś tego nie czytałem?


Czwartek, 26.06.2008 r.
Podatku liliowego nie wprowadzimy. Ani w tym roku, ani w następnym. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek", mówi, że na razie nie ma pieniędzy, żeby zamówić liliową farbę i deklaracje podatkowe muszą być drukowane w innych kolorach. Szkoda, bo to był bardzo fajny pomysł wyborczy. Na szczęście Janusz z Lublina wymyślił, że jak podatki nie mogą być liliowe, to niech chociaż będą... przyjazne! Chce, żebyśmy na tych wszystkich nudnych formularzach dodatkowo drukowali uśmiechnięte buźki, a same deklaracje można by drukować na perfumowanym papierze... Po takich zmianach nikt już nie powie, że nic nie zrobiliśmy!

Piątek, 27.06.2008 r.
Wakacje blisko. Rozegramy je podobnie jak długie weekendy w maju. Ogłosiłem chłopakom, że ich wakacyjne urlopy nie będą trwały dłużej niż tydzień. Nie chodzi o to, żeby robili coś konkretnego. Mają być w pracy, bo ludzie muszą się zorientować, jak ciężko pracuje rząd! Olek z ministerstwa skarbu na początku próbował protestować, bo podobno gdy gdzieś wyjeżdża, to przez pierwszy tydzień zawsze się aklimatyzuje, a odpoczywa dopiero w drugim. Grzegorz wytłumaczył mu, że tym razem powinien jechać tylko na ten drugi tydzień.

Sobota, 28.06.2008 r.
Bronek nie dał się zakrzyczeć w Sejmie. Dzięki niemu sejmowa debata o wzroście cen będzie dopiero pod koniec lipca. Może do tego czasu temat drożyzny się już wszystkim znudzi? "Gazeta Wyborcza" ma rację. Zauważyła, iż ze wzrostem cen wcale nie jest tak źle! Ludzie mówią o podwyżkach, nawet jeśli coś staniało! Wypominają mi ciągle drogie jabłka, ziemniaki i benzynę i nie patrzą na nic innego. Ile jest innych towarów, które tanieją? To jest doskonałe pytanie! A ludzi nawet nie interesuje, ile przez ostatnie pół roku staniały lokomotywy!

Niedziela, 29.06.2008 r. 
Nie chcę już drugiej Irlandii! Nie będziemy się na nich wzorować! To Irlandczycy powinni się od nas uczyć. Powinni wiedzieć, że wszyscy muszą podpisać traktat. Teraz nie możemy akceptować sytuacji, w której Polska może zostać zupełnie bez potrzeby dołączona do Irlandii, czyli kraju, który w efekcie referendum znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Dobry przykład dała nam Rumunia, która szybko podpisała traktat. O Irlandii trzeba zapomnieć. Zrobimy wszystko, żeby Polska stała się drugą Rumunią!

Poniedziałek, 30.06.2008 r. 
"Jacek" to jednak tęga głowa! Zaproponował podniesienie podatku akcyzowego na gaz płynny do napędu silników spalinowych z 695 zł do 1100 zł za tonę! Na początku nie do końca mi się to spodobało, bo dziennikarze znów mogliby narzekać, że mieliśmy zmniejszać podatki, a zwiększamy, ale "Jacek" ma im wszystko wytłumaczyć. Poradzi sobie z tym łatwo. Tym bardziej że nawet taki jeden bardzo wysoki komisarz europejski mówił, że obniżanie czy podwyższanie akcyzy na paliwa nie zmienia cen! A jeśli tak (dziennikarze nie będą przecież krytykowali komisarza), to dlaczego mielibyśmy nie podnosić?

Wtorek, 1.07.2008 r.
Straszny upał się zrobił. Nic dziwnego, że wszyscy myślą już o lodach. Olek przypomniał sobie, że obiecaliśmy naszym chłopakom w zarządach i radach nadzorczych państwowych spółek, że przed wakacjami będą mieli podwyżki. Mieliśmy im zlikwidować "ustawę kominową", żeby nie musieli ciułać po 18 tysięcy miesięcznie. Żadnego kłopotu nie ma w firmach, gdzie Skarb Państwa jest mniejszościowym udziałowcem, ale nie wszyscy nasi się tam zmieszczą. Sprawą lodów za bardzo interesują się dziennikarze... Muszą zaczekać.

Środa, 2.07.2008 r.
Uratowałem Euro 2012 dla Polski! Włosi pisali, że jak tylko Michel Platini przyleci do Polski, to zaraz nam powie, że turniej będzie przeniesiony do Francji i Włoch. A Platini nic nie powiedział... Pokazaliśmy mu film o tym, jak zbudujemy Stadion Narodowy w Warszawie, i z wrażenia stracił głos! Mirek dorzucił, że niedługo wybudujemy boisko w każdej gminie, a ja pokazałem Platiniemu nasze "10 zobowiązań PO". Przeczytałem mu szósty punkt: "Przyspieszymy budowę stadionów na Euro 2012". I to go przekonało. Euro 2012 jest znowu nasze!


Czwartek, 3.07.2008 r.
Waldek z PSL jest ostatnio jakiś nerwowy. Narzekał, że z Julii zrobił się za duży szeryf. Poza tym mówił, iż nie bardzo wie, co odpowiadać rolnikom, kiedy pytają go, czemu nie obniżamy cen paliwa i czy w ogóle coś robimy w sprawie cen. Co robimy? Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Na szczęście Grzegorz miał przy sobie specjalne ściągi, jakie przygotowali nam chłopaki od "pijaru". Wyjął te swoje kartki i przez parę minut czegoś tam szukał. "Rząd uważnie przygląda się sytuacji na rynku paliw" - przeczytał na koniec Waldkowi. 


Piątek, 4.07.2008 r.
Janusz z Lublina spisuje się wzorowo. Widać, że czytał instrukcje chłopaków od "pijaru". Zaapelował do prezydenta, żeby w końcu wytrzeźwiał. I bardzo dobrze, bo nadchodzi już koniec prezydenckich bełtów, koniec mętnej wody i zły czas dla hien. Z drugiej strony trzeba przyznać, że Janusz to prawdziwy mąż stanu. Jest cierpliwy i spokojny, a odkąd objął przewodnictwo w komisji "Przyjazne państwo", Polska rozwija się jak nigdy dotąd. Razem z rządem uważnie przygląda się sytuacji na rynku paliw.

Sobota, 5.07.2008 r.
W sprawie raportu Julii miałem wcześniej wątpliwości. Ale teraz musiałem jej pogratulować. Przyznałem, że raport o wykorzystywaniu kart kredytowych przez ludzi prezydenta to najlepsza charakterystyka ludzi jego obozu. Ten skandaliczny zakup dorszy za 8 złotych i 16 groszy za porcję pokazał, jaki rodzaj działalności umiłowali politycy PiS - pławienie się w bizantyjskim luksusie. W USA prezydent Nixon za znacznie mniejszą aferę - "Watergate", musiał odejść ze stanowiska. A nasz się ciągle trzyma! Julia jest nam potrzebna. I razem z rządem uważnie przygląda się sytuacji na rynku paliw.

Niedziela, 6.07.2008 r. 
Rozmawiałem z Ewą. W sondażu dla jakiegoś programu telewizyjnego została uznana za najgorszego ministra. Niesłusznie, bo nie mamy ani jednego niedobrego ministra. Ze wszystkich jestem zadowolony. W resorcie Ewy wszystko w najlepszym porządeczku. Będziemy mieli więcej pieniędzy na ochronę zdrowia, ale już ani grosza dla przeróżnych hien z PiS, które na nieszczelnym systemie się tuczyły. I nie przestraszą nas żadne ich konferencje prasowe. Pieniędzy im nie damy! Nadchodzi koniec mętnej wody i zły czas dla hien. Poza wypełnianiem swoich obowiązków Ewa uważnie przygląda się sytuacji na rynku paliw.

Poniedziałek, 7.07.2008 r. 
Po namowach chłopaków od "pijaru" Zbyszek z Ministerstwa Sprawiedliwości zaproponował, żebyśmy zabrali immunitet Krzyśkowi, zastępcy Ewy. Podobno nie ma innego wyjścia, bo trochę się zapomniał i w godzinach pracy chodził do parku na lody. Do tego samego parku, do którego wcześniej chodziła Beata. Chłopaki mówią, że dałoby się z tego zrobić fajny numer, gdyby Krzysiek, tak jak kiedyś Beata, rozpłakał się przed dziennikarzami. Krzysiek to jednak sumienny chłopak. Zmartwił się, że ze łzami w oczach nie będzie mógł już tak uważnie przyglądać się sytuacji na rynku paliw.

Wtorek, 8.07.2008 r.
To był wielki sukces Radka! I dobra wiadomość dla NATO i dla Polski. Radek poleciał na rozmowy w sprawie tarczy antyrakietowej do USA i wszystko załatwił! Jak sam stwierdził, "były to bardzo produktywne rozmowy". Radek dogadał się, że umowę podpiszą Amerykanie z Czechami. I dobrze! Niech Czesi się martwią... My nie podpiszemy, ale rozmowy będą toczyły się nadal. Tyle, że wolniej. Amerykanie, zamiast tarczy, będą musieli uzbroić się w cierpliwość, bo na Radka już czekają inne zajęcia. Razem z innymi ministrami będzie uważnie przyglądał się sytuacji na rynku paliw.

Środa, 9.07.2008 r.
Dzwoniła Angela. Głównie z gratulacjami dla Radka. Rozmawiała z Nicolasem z Paryża, Manuelem z Brukseli i Dmitrijem z Moskwy... Wszyscy byli pod wrażeniem sukcesu Radka! Po tej decyzji w sprawie tarczy mamy parę dodatkowych punktów w Brukseli! Przy okazji Angela przekazała mi inną dobrą wiadomość. Już nie musimy obserwować sytuacji na rynku paliw! Komisarze przegłosowali, że cotygodniowy monitoring zapasów i cen paliw prowadzony będzie w unijnej centrali. Nareszcie! Było z tym tyle roboty, że musiałem na czas obserwacji odwołać wszystkie urlopy! Teraz trochę odpoczniemy...


 
Czwartek, 10.07.2008 r.
W sondażach znów mamy ponad 50 procent poparcia! Nic dziwnego. Ludzie widzą, że to już jest koniec mętnej wody i zły czas dla hien, a prezydent to agitator PiS, który przynosi Polsce wstyd. To przez niego w Warszawie działał układ korupcyjny. My, jak nikt do tej pory, ostro walczymy z korupcją! Zbyszek, szef naszego klubu parlamentarnego, na wszelki wypadek prawie codziennie przypomina w telewizji, że walka z korupcją jest priorytetem rządu. Czas już, żeby Julia przygotowała na ten temat jakiś nowy raport. 


Piątek, 11.07.2008 r.
Jacek z Sopotu mi podpadł. Jest prezydentem miasta, a dopuścił do tego, żeby przed moim domem demonstrowali stoczniowcy! Mówiłem mu, żeby zmienił im trasę, bo po "Monciaku" chodzą turyści i nie życzą sobie wysłuchiwać krzyków "Precz z tym rządem", "Precz z Premierem" czy innych tego typu. Turystom mogło być szczególnie przykro, bo jakoś o prezydencie stoczniowcy niczego nie wykrzykiwali. W ogóle wokół Jacka jest ostatnio za duże zamieszanie. Zachowuje się niepokojąco dwuznacznie. Chyba nie powinien już być członkiem partii.

Sobota, 12.07.2008 r.
W Sopocie robi się coraz cieplej. Parę dni temu zgłosił się do mnie Sławek, kolega Jacka. Opowiadał, że nagrał na dyktafonie, jak Jacek mu opowiadał, że bardzo lubi, gdy ktoś mu funduje lody. Te nagrania to byłby dobry materiał dla jakiejś gazety. Kiedyś dziennikarze chętnie pisali, jak to "przychodził Lew do Adama", a teraz będą mogli opisać, jak "przychodzi Jacek do Sławka". O tych nagraniach Sławek chciał mi opowiedzieć, bo już niedługo powinienem być prezydentem. Lew też opowiadał o nagraniach Olkowi. To taka fajna analogia. No i chyba dobra wróżba przed prezydenckimi wyborami.

Niedziela, 13.07.2008 r. 
Radek to prawdziwy mistrz dyplomacji. Dziennikarze niepotrzebnie rozpisywali się, że załatwienie sprawy dofinansowania stoczni z Komisją Europejską jest związane z szybkim ratyfikowaniem przez Polskę traktatu reformującego UE. Radek szybko ogłosił, że tych problemów nie łączyliśmy i nie łączymy, bo ratyfikacja i dofinansowanie stoczni w ogóle nie mają ze sobą związku. Nie byłem pewien, co miał na myśli, i zapytałem, czy podobnie jak ratyfikacja nie ma związku ze stoczniami, tak samo brak ratyfikacji też nie miałby z nimi związku. Radek upewnił się, że nikt nas nie nagrywa i odpowiedział: "No wtedy by się to jakoś wiązało, ale przecież nie musimy nikomu o tym mówić". 

Poniedziałek, 14.07.2008 r. 
Przyjechała Julia z Ukrainy. "Jesteśmy teraz jedną kamandą". Julia chciała się u nas podszkolić, żeby się lepiej przygotować do Euro 2012. Trochę za późno przyjechała, bo UEFA zauważyła już, że na Ukrainie nie radzą sobie z budową stadionów. Mirek szybko wytłumaczył jej, że u nas też stadionów jeszcze nie ma, ale zawsze, gdy ktoś przyjedzie z UEFA na inspekcję, to mamy przygotowane jakieś nudne filmy z budowlańcami i włączonymi betoniarkami. Już po pięciu minutach oglądania inspektorzy mają dosyć i gratulują postępu prac... Julia bardzo się ucieszyła z naszego spotkania. Teraz powinna sobie dać radę nawet z Platinim.

Wtorek, 15.07.2008 r.
Trochę zmartwiłem się oświadczeniami prezydenta. On naprawdę chce podpisać traktat! Jakby tego było mało, ogłasza, że "w pełni popiera linię negocjacyjną polskiego rządu, premiera i ministra spraw zagranicznych"! Niedobrze! Nasze chłopaki od "pijaru" też mają nietęgie miny. No bo prawie już się nie różnimy od tych szkodników z PiS! Niby wiadomo, że oni są złośliwi, brzydcy, smutni, niscy i wolno podpisują unijne dokumenty, a my zupełnie na odwrót. Ale od dłuższego czasu pracują nad "pijarem" i robią to samo, co my... Już zawsze będą nas papugować!?

Środa, 16.07.2008 r.
Jest sukces! Nie musimy rezygnować z wakacji! Będziemy mieli trochę luzu, bo Manuel ze swoimi chłopakami z Komisji Europejskiej odroczył decyzję w sprawie zwrotu pieniędzy przyznanych stoczniom. Plan restrukturyzacji stoczni możemy przedstawić po wakacjach! Mamy czas do 12 września. Stoczniowcy nie powinni już hałasować na "Monciaku" i straszyć turystów przed moim domem. A sprawę Jacka z Sopotu weźmie pod lupę Julia. Nie chcę zapeszać, ale jak ją znam, to będziemy mieli kolejny sukces w walce z korupcją! 


Czwartek, 31.07.2008 r. 
Oddaliśmy do użytku boisko w Konstantynowie. Już trzeci raz! Następnym razem trzeba będzie jechać gdzieś indziej. Podobno w Krośnicach od lat jest jakieś boisko... Zapowiedziałem dziennikarzom, że niedługo w ogóle weźmiemy się do roboty. Teraz jest na to jeszcze za wcześnie, ale pod koniec roku robota będzie się nam paliła w rękach! Będzie wreszcie widać ten sprzęt na drogach i autostradach, będziemy mieli nowe propozycje w sprawie rent, emerytur, podręczników, szpitali... A "boisko w każdej gminie" będzie przynajmniej w co trzeciej z gmin! Będzie dobrze.

Piątek, 1.08.2008 r.
Nie mogę wyjechać na urlop. Chłopaki z ministerstwa pracy bardzo poważnie potraktowali moje słowa, że przez całe wakacje nigdzie nie pojadę. Nie chcieli, żeby pieniądze zarezerwowane w budżecie na przeloty się zmarnowały, no i wykorzystali cały limit kosztów.
Całkiem fajne bilety sobie pokupowali. Rio de Janeiro, wyspa Bali, Rabat w Maroku, Abu Dhabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich... Nie broniłem im, bo nie można przesadzać z tym "tanim państwem". W końcu każdy urzędnik państwowy powinien mieć prawo do swojej podróży życia.

Sobota, 2.08.2008 r.
Chłopaki od pijaru ciągle mi przypominają o konieczności ocieplenia wizerunku medialnego. Mówią, że przydałaby się w gazetach jakaś relacja o uratowanym przeze mnie chomiku albo kocie. Musimy też silniej nagłaśniać informacje na temat dzieci. Najlepiej gdyby okazało się, że Kasia chce być już całkiem samodzielna i w tajemnicy przede mną pracuje za ladą w butiku za 7 złotych na godzinę. Mieli też parę innych pomysłów, ale głównie takich, które nadają się tylko dla Janusza z Lublina.

Niedziela, 3.08.2008 r. 
Nie spodziewałem się, że będę miał tyle kłopotów ze sportem. No i większość z nich muszę rozwiązać sam. Grzegorz myśli ciągle o koszykówce. Dla Mirka liczy się już tylko wyjazd do Pekinu. A robi się naprawdę gorąco. Do sprawy budowy stadionów doszły jeszcze problemy z kibicami. Najgorzej jest w Warszawie. Mariusz, który kiedyś założył z kumplami telewizję, a potem kupił sobie klub piłkarski, chce, żebym zakazał kibicom śpiewania piosenek, bo nieładnie o nim śpiewają. "Stary niedźwiedź mocno śpi", "Aj Ti Aj u-cie-kaj"... Mówi, że jak jestem premierem i miłośnikiem futbolu, to powinienem im zakazać śpiewania, bo na stadionie powinno się kibicować, a nie śpiewać. 

Poniedziałek, 4.08.2008 r.
Musimy zmienić szefa Narodowego Centrum Sportu. Nie wybudował Stadionu Narodowego, więc choćby jego następca też nic nie zrobił, to i tak sytuacja nie zmieni się na gorsze. W ogóle nasze inwestycje są jakieś pechowe. Hania wybudowała w Warszawie takie piękne metro, a komisarze z Brukseli już podobno jej mówili, że na czas Euro 2012 i tak trzeba będzie je zasypać... Ela z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego też zaczyna alarmować, że możemy stracić dotacje na inwestycje drogowe, a Unia dodatkowo może nam nakazać rozbiórkę autostrad zagrażających środowisku. Całe szczęście, że tak mało ich wybudowaliśmy!

Wtorek, 5.07.2008 r.

Janusz z Lublina zorientował się, że po 200 dniach pracy w komisji sejmowej nie udało mu się napisać żadnej ustawy. Przygotował za to konferencję prasową z nowymi pytaniami do prezydenta. Na początku miał zapytać, czy prezydent jest chory, czy może uzależniony od narkotyków, ale chłopaki od pijaru stwierdzili, że lepiej pytać o samo zdrowie, bo narkotyki - zwłaszcza trawka - mogłyby się ludziom źle kojarzyć ze mną. Janusz zgodził się, a nawet zaproponował, że na temat zdrowia prezydenta przygotuje swoją pierwszą ustawę! Widzę, że ten temat bardziej go emocjonuje niż jakieś "przyjazne państwo".

 

Środa, 6.08.2008 r.
Waldek z PSL popiera "politykę prorodzinną". Nie widzi niczego złego w zatrudnianiu rodzin polityków w państwowych firmach i rządowych agencjach. Groził nam wyborami, bo podobno robimy na jego partię taką nagonkę, że aż przypomniał mu się rok 1968, kiedy dzieci były prześladowane za poglądy ich rodziców. Szczególne pretensje miał do Julii. Podobno od czasu, gdy rozwiązała słynną aferę dorszową, ciągle zajmuje się PSL! Waldek powiedział, że w ogóle to, co robimy, to jest taki trochę bandycki chwyt, takie "łapaj złodzieja!" - wykrzykiwane, żeby dziennikarze zapomnieli, jak to jest u nas. Rzeczywiście, Hania w Warszawie też zatrudnia ludzi po znajomości, ale przecież nie z rodziny!

Czwartek, 7.08.2008
Zajrzałem do internetu. Tak jak mówił Grzegorz, nasza partyjna młodzieżówka nie próżnuje! "To dzięki premierowi nadchodzi już koniec prezydenckich bełtów, koniec mętnej wody i zły czas dla hien", "A ci, którzy na wbijanie Premierowi szpilek ciągle nie tracą ochoty, to nie ludzie, a kojoty"... Dzielna młodzież! Codziennie tak wypisują! Grzegorz mówił, że wcale nie musiał ich zbytnio naciskać. Sami zobowiązali się, że przez pół godziny dziennie każdy z nich w czynie społecznym będzie wpisywał w internecie swoje opinie o rządzie. 

Piątek 8.08.2008 r.
Miałem dotąd za duże zaufanie do ludzi... Na przykład ten nasz negocjator Waszczykowski... Wszystko opowiedział dziennikarzom! Był akurat u nas, gdy razem z Radkiem zastanawialiśmy się, czy opłaca nam się zgodzić na amerykańską tarczę. Wpadł wtedy do nas Sławek z gazetą w ręce, pokazał nam jakieś wykresy i wykrzykiwał: "53 procent! 53 procent ankietowanych nie popiera tarczy! Jak odrzucimy tarczę, to nic na tym nie stracimy!". No to chyba nic dziwnego, że odrzuciliśmy... Ale żeby od razu o tym dziennikarzom opowiadać? Jak tylko wywiad Waszczykowskiego pokazał się w gazecie, to Radek stwierdził, że nie warto współpracować z ludźmi skaczącymi z jednej strony barykady na drugą i zaraz go wyrzucił z roboty. 

Sobota, 9.08.2008 r.
Janusz z Lublina wpadł na pomysł nowego raportu komisji "Przyjazne państwo". Na razie konsultuje się z chłopakami od pijaru. Będzie potrzebował kilku pomocników (najlepiej z naszej partyjnej młodzieżówki) i kilku bardzo dobrych zegarów (najlepsze byłyby stopery używane przez sędziów sportowych). Ludzie Janusza pełniliby dyżury przy toaletach w Sejmie, kancelarii rządowej i prezydenckiej. Mierzyliby każdemu politykowi czas spędzony w toalecie. Według Janusza, wyniki mogą być ciekawe, bo wcześniej zbierał informacje o czasach naszej delegacji na szczycie NATO w Bukareszcie i... już nie mogę się doczekać jego kolejnej konferencji prasowej!

Niedziela, 10.08.2008 r.
Znów zrobiło się gorąco! Z jednej strony Egon z Walterem z niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że Gruzja "pogwałciła prawo międzynarodowe" i napadła na Rosjan w Osetii. Z drugiej strony nasz prezydent skrzyknął kumpli z Ukrainy i krajów bałtyckich i ogłosił, że trzeba bronić Gruzji przed rosyjskim agresorem. Nie wiadomo, co z tego jeszcze wyniknie. I jak w tej sytuacji można prowadzić politykę uśmiechów!? Ciekawe, co powie na ten temat Angela. 

Poniedziałek, 11.08.2008 r.
Angela nie zadzwoniła. Trzeba było się na coś zdecydować, bo prezydent coraz ostrzej popierał Gruzinów i dziennikarze chcieli znać opinię rządu o jego działaniach. Na szczęście mamy Sławka. Przybiegł z jakąś gazetą. "57 procent! 57 procent ankietowanych Polaków popiera w sporze Gruzję, a tylko 8 procent Rosję! Musimy poprzeć prezydenta!" - emocjonował się Sławek. Nie było innego wyjścia. Ogłosiłem, że rząd i prezydent mówią w sprawie konfliktu na Kaukazie jednym głosem.

Wtorek, 12.07.2008 r.
Radka rozbawił pomysł, żeby lecieć rządowym samolotem do Gruzji. Mówił, że to zbyt niebezpieczne, bo i samolot stary, a i strefa powietrzna na Kaukazie jest kontrolowana przez Rosjan. "To tak jakby prezydent chciał płynąć tratwą, a przecież powinien przynajmniej tankowcem" - śmiał się Radek, a razem z nim telewizyjni dziennikarze. Po jakimś czasie okazało się, że razem z prezydentem lecą prezydenci Ukrainy, Litwy, Estonii i premier Łotwy. W tej sytuacji od nas też ktoś musiał polecieć! Zadzwoniłem po Radka. Już wiedział, że nie ma wyjścia. Musiał wsiąść na tę tratwę...


Środa, 13.08.2008 r.
Radek był bardzo dzielny. Poleciał do Gruzji! Wsiadł do samolotu, chociaż wcześniej mówił, że to tratwa i nawet pływać tym trudno! W Tbilisi też nie było mu łatwo. Gdy razem z Grzegorzem słuchaliśmy w telewizji przemówienia polskiego prezydenta, wyobrażaliśmy sobie, co też mogą teraz myśleć Angela i Władimir z Moskwy. No i o czym musiał myśleć Radek, który był przecież na miejscu... Ale Radek nie zrejterował. Wytrzymał do końca przemówienia, chociaż ustawił się blisko wejścia do schronu. 

Czwartek, 14.08.2008 r.
Parafowaliśmy umowę z Amerykanami w sprawie tarczy. Sławek przyniósł wyniki sondaży i okazało się, że większość Polaków chce tej umowy! Musimy teraz pilnować sondaży. Szczególnie że opozycja już ogłosiła, że nasz rząd przez pięć miesięcy z tzw. funduszu dyspozycyjnego premiera wydał 338 tys. zł, czyli więcej niż ich rząd przez dwa lata! O tym, że oni na karty płatnicze kupowali sobie dorsze, cukierki i spinki do koszuli, nie wspomnieli. W ogóle mało brakowało, a nawet na zakupy jeździliby rządowymi limuzynami. 

Piątek, 15.08.2008 r.
No i mamy wielkie święto! Wszyscy się cieszą, bo dzisiaj ślub mojego syna! Ludzie nawet flagi w oknach powywieszali! W żadnych uroczystościach państwowych nie mogłem wziąć udziału, bo obiecałem Michałkowi, że go zawiozę pod kościół rządową limuzyną. Taką z przyciemnianymi szybami. Szampański humor zepsuł mi trochę telefon od Radka. Podobno do jego ministerstwa przyszedł faks z informacją, że rosyjski minister Siergiej Ławrow odwołał wizytę w Polsce. Moje wszystkie uśmiechy w Moskwie poszły na marne? 

Sobota, 16.08.2008 r.
Radek trochę się pogubił. W rozmowach z dziennikarzami ciągle zmieniał zdanie. W końcu sam go zapytałem, jak jest z tą wizytą rosyjskiego ministra. Czy została odwołana, czy nie? "W tej chwili nie wiemy. Rano rzeczywiście taka depesza do ministerstwa dotarła, ale wydaje mi się, że mogło dojść do nieporozumienia między polskim dyplomatą a urzędnikiem MSZ" - szczera odpowiedź Radka bardzo mnie zaskoczyła... Władek miał rację, kiedy mówił, że zamiast dyplomatów mamy dyplomatołków.

Niedziela, 17.08.2008 r.
Przez tę tarczę znów zrobiło się gorąco! Angela zaraz wróci z Kaukazu, a Władimir i Dmitrij ciągle mówią, że robimy błąd. Janusz z Lublina zaproponował zwołanie nowej konferencji prasowej, w czasie której moglibyśmy zażądać, żeby Dmirij przedstawił świadectwo lekarskie i poinformował, jak dużo czasu spędza w toalecie. Radek był przeciwny takim pomysłom. Trochę się w tej Gruzji nauczył. Stwierdził, że nawet najgroźniejsza konferencja prasowa Janusza nie przestraszy Rosjan. Z sondaży wynika, że umowę z Amerykanami trzeba podpisać, a Angeli jakoś się to wszystko wytłumaczy później. 

Poniedziałek, 18.08.2008 r.
Mamy kłopoty z Telewizją Polską. Jeszcze przed podpisaniem umowy chce nadać orędzie prezydenta. A mojego nie chce! Chłopaki od pijaru się zastanawiali, czy w takim razie musimy zapraszać prezydenta na podpisanie umowy, albo jeszcze lepiej, czy nie można by tak wysłać zaproszenia, żeby prezydent obraził się i nie przyszedł... W mediach najlepiej współpracuje się nam z telewizją CNN. Już niedługo będziemy u nich emitować reklamówki przekonujące, że nasz kraj jest teraz rajem dla biznesmenów. Podobno w dniu podpisania umowy z Amerykanami CNN będzie mówić, że to ja jestem prezydentem Polski!

Wtorek, 19.08.2008 r.
Sławek przyniósł nowe tabelki zrobione przez chłopaków od pijaru. Wygrywam we wszystkich sondażach! Ludzie mi najbardziej ufają, chcieliby na mnie głosować, chcieliby, żebym był ich sąsiadem... Czuję się trochę jak Elvis Presley za najlepszych lat. Dzisiaj na przykład jakaś kobieta staranowała swoim mercedesem sejmowy szlaban. Tylko po to, żeby ze mną porozmawiać. A przed Kancelarią Prezydenta nikt szlabanów nie łamie! 

Środa, 20.08.2008 r.
Podpisaliśmy umowę z Amerykanami. Przez cały dzień było nerwowo. Okazało się, że Rosjanie też mają swojego Palikota! Nazywa się Żyrynowski. Wysłali go do dziennikarzy, no i już od rana żartował, iż z okazji podpisania umowy o instalacji tarczy Rosjanie razem z gratulacjami mogą nam podarować jakąś bombkę. Amerykanie nas pocieszali, że to jedynie żałosne kpiny i właśnie wtedy... w kancelarii zgasło światło! Potem okazało się, że to tylko awaria energetyczna w części Warszawy... Przeżyliśmy chwile grozy! Prawie jak Radek przy schronie w Tbilisi...


Piątek, 22.08.2008 r.
Chłopaki od "pijaru" zapięli wszystko na ostatni guzik. Wyjazd do Afganistanu musiał się zakończyć medialnym sukcesem! Do zrelacjonowania całej wyprawy wybraliśmy "Fakt". Najłatwiej można się z nimi dogadać, bo pamiętają, że to u nich byłem kiedyś redaktorem naczelnym. Zrobili mi sesję fotograficzną. W kamizelce kuloodpornej i bez. Żeby pokazać, że nie boimy się terroryzmu i nie będziemy się chowali po żadnych szafach ani schronach! Z drugiej strony z talibami nie przelewki... Radek niepotrzebnie ich podjudzał, niepotrzebnie obiecywał, że nawet bez pomocy Amerykanów złapiemy Bin Ladena i Hekmatiara... A co, jeśli talibowie nie znają się na żartach?

Sobota, 23.08.2008 r.
No, jednak trochę przesadzili! Na pierwszej stronie "Fakt" dał to moje zdjęcie w kamizelce kuloodpornej (do tej pory nie wiedziałem, że jestem taki podobny do Rambo) i wielki tytuł: "Talibowie chcieli zabić Donalda Tuska!". Potem było jeszcze lepiej. "Szef rządu był w Afganistanie w śmiertelnym niebezpieczeństwie", "Wybrał się w sam środek wojennego piekła", "o mały włos, a przypłaciłby tę wizytę życiem", "Talibowie chcieli przeprowadzić zamach na szefa polskiego rządu,", "chcieli ostrzelać konwój z moździerzy...". Dopiero po powrocie z Afganistanu się zorientowałem, że jesteśmy bohaterami wojennymi!

Niedziela, 24.08.2008 r.
Julia ostatnio przycichła. Jeszcze przy rozgryzaniu afery dorszowej miała tyle werwy... Teraz nawet żadnych raportów nie chce jej się przygotowywać. Ciągle nie może się otrząsnąć po incydencie z wójtem Jeleśni w Beskidach. Zażądała od niego, żeby ustąpił, bo był kiedyś skazany. Okazało się, że nie był. No i wójt szybko nagłośnił całą sprawę. "Żeby było wesoło, Pitera może mnie pocałować w czoło" - proponował w wywiadach z dziennikarzami. Po takiej przygodzie nie dziwiłem się, że nawet kiedy kontrolerzy NIK podali informacje o tym, jak jeden z naszych posłów razem z innym posłem od Waldka łamał prawo budowlane i wyłudzał państwowe dotacje, Julia potwierdzała te informacje bez większego zapału. Mnie też było smutno, jak się dowiedziałem, że to znowu nasi dali się złapać przy kręceniu lodów.

Poniedziałek, 25.08.2008 r. 
Ludzie potrzebują konkretnych informacji. Żeby wiedzieli: "to będzie, a tego nie będzie". Muszą wiedzieć, czego się spodziewać! Żeby było konkretnie, zamiast Janusza wysłaliśmy na konferencję prasową Rafała. "Nie będzie trzęsienia ziemi w rządzie", "Zmiany w rządzie nie są konieczne". Komentarze dziennikarzy po tym komunikacie nie były najlepsze. Wyglądało na to, że media chciałyby usłyszeć coś bardziej dramatycznego. Sytuację znów uratował Janusz. Wszedł na drabinę i powiedział, że trzęsienia ziemi nie będzie, za to będzie lawina! Lawina zmian w prawie. Dodał, że dopóki lawiny nie ma, jeśli będzie mu się opłacało łamać prawo, to będzie je łamał. Dziennikarze prawie bili mu brawo! 

Wtorek, 26.08.2008 r.
Próbujemy uratować Euro 2012 dla Polski! Hania przyznała, że jeszcze nie wzięła się do roboty. Stadionu ciągle nie ma! Z drugą nitką metra w Warszawie też nie zdąży do 2012 roku. Na szczęście Mirek, jak był w Pekinie, spotkał paru Chińczyków, którzy opowiadali, że mogliby zbudować i stadion, i metro, i autostrady... Dałem mu do pomocy Grzegorza i razem wrócili do Pekinu. Mają szybko odnaleźć tych chińskich budowlańców. Co to będzie, jak ich nie znajdą? UEFA może nam zabrać turniej! Widziałem w jednej telewizji, że nawet ekonomiści zajęli się tym tematem. Mówili, że mamy szansę na euro w Polsce dopiero w 2015 roku! I byli bardzo zmartwieni. Nie myślałem, że to tacy zagorzali kibice...


Czwartek, 28.08.2008 r.
Wywiady prezydenta zaczęły mnie trochę dziwić. Czy źle wymawiam słowo "pleże"? Albo "negośejśyn"? Podobno w czasie uroczystości podpisania umowy w sprawie tarczy antyrakietowej rozśmieszyło go moje "nowatorstwo protokołu" i biegła znajomość angielskiego. Według niego, nie wiedziałem, że pierwszy w takich sytuacjach przemawia prezydent, a dopiero po nim premier. Wiedziałem. Tyle że np. telewizja CNN przez cały dzień podawała, że to ja jestem prezydentem. I rzeczywiście, niedługo nim będę... Prezydent był rozbawiony, że dukałem po angielsku. Myślał, że do amerykańskiej sekretarz stanu będę mówił po niemiecku?

Piątek, 29.08.2008 r.
Rosjanie są od nas dużo lepsi! Mają większe doświadczenie w "pijarze". Każdą okazję wykorzystują! My też mieliśmy szansę, żeby dobrze rozegrać wyjazd do Afganistanu, ale chłopaki z "Faktu" przesadzili. Zbyszek, jako szef klubu, w tajemnicy powiedział im, że "będzie bomba", a oni od razu napisali o dybiących na mnie talibach, bombach, kamizelkach kuloodpornych i ostrzale samolotu z moździerzy. No i od razu było wiadomo, że nikt im nie uwierzy. Rosjanie inaczej. Sfotografowali Władimira ze strzelbą w ręce, obok leżącego tygrysa... Napisali, że tego dnia rosyjski premier przypadkowo spacerował po tajdze, kiedy zauważył, że tygrys zaatakował dziennikarzy. Władimir uratował ich jednym strzałem! A my nie moglibyśmy z jakiegoś zoo wypożyczyć tygrysa na wyjazd? Ciągle mamy się od kogo uczyć!

Sobota, 30.08.2008 r.
W sprawach polityki międzynarodowej nie powinniśmy mówić o wewnętrznych konfliktach i różnicach zdań. Ani ja, ani prezydent. Dlatego właśnie musiałem do dziennikarzy wysłać Sławka. Wyłożył im kawę na ławę. Powiedział, że jest mu wstyd za prezydenta, który koniecznie chce lecieć do Brukseli i dlatego buduje konflikt kompromitujący Polskę. Kiedy Sławek zapowiadał, że to ja będę szefem delegacji, a razem ze mną zamiast prezydenta nasz kraj będzie reprezentował Radek... przyszedł czas na mnie. "Polecimy do Brukseli wspólnie, a szefem delegacji jest z oczywistych względów pan prezydent i co do tego nie było żadnych obiekcji" - ogłosiłem dziennikarzom. Urzędowi prezydenckiemu należy się szacunek. Szczególnie, że już niedługo będzie zmiana na tym stanowisku.

Niedziela, 31.08.2008 r.
Radkowi spadł kamień z serca. Rosjanie już parę razy wysyłali mu informację, że ich szef dyplomacji obraził się i nie przyjedzie do Polski. Teraz okazało się, że nawet jeśli się obraził, to jednak ani na Radka, ani na mnie. Dobrze, że przyjedzie. Może uda się dogadać w sprawie wypożyczenia tygrysa od Władimira? Na jakieś inne, bezpieczne tematy też można pogadać. Wrzesień to bardzo niewygodny miesiąc. Mało poprawny historycznie. W ogóle chyba już czas na bardziej nowoczesne podejście do historii. Sławek też tak myśli. Stwierdził, że historią zawodowo powinni się zajmować tylko ci, którzy się nią nie interesują. Potem przyprowadził swojego kumpla z biura poselskiego, Maćka, i zaproponował, żeby go zrobić dyrektorem Muzeum Westerplatte. Rezolutny chłopak! - Za skromne 9 tysięcy miesięcznie będę chłodnym okiem patrzeć na konflikty historyków - zareklamował się Maciek. Nadaje się! Robi wrażenie, jakby rzeczywiście historia go zupełnie nie interesowała.

Poniedziałek, 1.09.2008 r.
Byłem na inauguracji roku szkolnego w Przodkowie. Z budową boiska poszło nam dużo lepiej niż ze stadionem w Warszawie. Właściwie już moglibyśmy zacząć Euro 2012! Nauczycielom powiedziałem, że ich wysiłek trzeba szczególnie docenić. Co najmniej tak jak wysiłek posłów. Posłowie będą mieli podwyżkę diet o 10 procent, więc sprawiedliwie byłoby, żeby i nauczyciele swoje 10 procent dostali... Nawet myślałem, czy nie warto by jeszcze parę groszy więcej im dorzucić, ale Sławek przyniósł mi swoje wyliczenia, które odczytywał już kiedyś w radiu. "Wydaje się, że 200 złotych to wcale nie jest wiele, ale gdy to pomnożymy przez ilość nauczycieli, to robi się 2 miliardy złotych" - jego rachunki trochę mnie przestraszyły. Nie myślałem, że mamy aż tylu nauczycieli! Dobrze, że Sławek jest taki mocny z matematyki...


Środa, 3.09.2008 r.
Stefan łatwo się ostatnio gorączkuje. Wpadł do kancelarii z krzykiem: "To hańba! To lista hańby!". Chodziło mu o to, że nie znalazł się na liście poszkodowanych, przygotowanej przez IPN. Chwilę potem zaniemówił, bo okazało się, że jednak jest na liście... Po jakimś czasie znowu ryknął: "Tym bardziej hańba, bo nikt mnie nie zapytał, czy chcę być na tej liście!". Gdy ktoś mu przypomniał, że podpisał zgodę na umieszczenie na liście, powiedział tylko "no to... po trzykroć hańba! Nawet podpis jakimś podstępem zdobyli...".

Czwartek, 4.09.2008 r.
Janek z Krakowa chyba już nigdy nie będzie premierem. Na razie mógł spokojnie, jak Kazik, który wrócił z Londynu, zająć się jakąś uczciwą pracą. A on nie! Został dziennikarzem i zaczął mnie krytykować w gazetach. Pisze, że rząd nic nie robi, bo chcę być prezydentem i zamiast się wziąć do roboty, czekamy na wybory... Nic nie robimy? Gdyby policzył chociażby, ile konferencji prasowych miał przez ostatni rok sam Janusz z Lublina, to nawet gdyby nie doliczał występów Julii i Stefana, wiedziałby, że żadna ekipa nie pracowała tyle, co my.

Piątek, 5.09.2008 r.
Dzwoniła Angela. Nie mogła dojechać do Osnabrueck, więc spotkałem się tylko z Hansem, przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. U nich, podobnie jak u nas, znowu są jakieś problemy z fałszowaniem historii. Doszło do tego, że Erika, razem ze swoją fundacją, zażądała przedstawienia prawdziwego obrazu historii. Z kolei u nas ma powstać film o obronie Westerplatte. Film na razie nie powstał, ale gdyby się okazało, że westerplatczyków z tego pancernika zamiast Niemców ostrzeliwali np. Wikingowie, to na filmową premierę można by nawet Angelę zaprosić...

Sobota, 6.09.2008 r.
Wreszcie mamy sukces związany z piłkarskimi mistrzostwami Europy! Mirek powiedział mi w tajemnicy, że wybudowaliśmy już pierwszy stadion na EURO 2012. Ukraińcy też już o tym wiedzą i podobno rozpowiadają, że ta budowa to częściowo ich sukces. Uroczyste otwarcie ma być 14 września w Dniepropietrowsku. Wszystko idzie zgodnie z planem. A nawet lepiej. 

Niedziela, 7.09.2008 r.
Kto by pomyślał? Niedługo minie 300 dni pracy mojego rządu! Opozycja mówi, że rząd nic przez ten czas nie zrobił. Nawet nie zauważyli, że przez 300 dni wypracowaliśmy 400 strategii działania! Trzeba by jeszcze uchwalić parę ustaw. Chłopaki z "pijaru" mówią, że warto to jakoś zgrabnie przedstawić, żeby ludziom się dobrze kojarzyło. "Lawina ustaw", "bomba legislacyjna" albo jeszcze lepiej - "rewolucja październikowa". Na listopad moglibyśmy ogłosić np. "legislacyjne powstanie listopadowe". Tylko nad grudniem musimy jeszcze pomyśleć. "Stan wojenny" niektórym mógłby się źle kojarzyć. 

Poniedziałek, 8.09.2008 r. 
Między nami i naszymi koalicjantami wyrósł ostatnio jakiś wielki mur. Chciałem o tym pogadać z Waldkiem z PSL, ale okazało się, że akurat jest w Chinach. Powinniśmy szybko dogadać się co do zasad zatrudniania ludzi w urzędach państwowych. Różnice zdań zrobiły się zbyt duże! Chłopaki od Waldka nie mają nic przeciw dawaniu stanowisk komuś z rodziny. Mówią, że warto wspierać zawodowo przygotowanych, ambitnych członków rodzin. A u nas odwrotnie. Sławek np. ciągle tłumaczy, że najlepszym dyrektorem Muzeum Westerplatte byłby Maciek. Chociaż do jego rodziny nie należy, przygotowania zawodowego nie ma i w ogóle nie interesuje się historią... 

Wtorek, 9.09.2008 r.
"Przyspieszymy budowę obwodnic w Polsce!". Ktoś musiał to powiedzieć... Olek z Ministerstwa Skarbu zawsze żartuje w takiej sytuacji, że pewności co do tych obwodnic nie mamy, ale kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. W Gołdapi akurat była dobra okazja. Przed przyjazdem załatwiliśmy kilka koparek i łopatę. Koparki były ustawione w rzędzie. Potem w telewizji było je bardzo ładnie widać. Powiedziałem, że chcemy budować drogi, nawet gdyby nie było Euro 2012, i ostrożnie wziąłem się za łopatę. Nie chciałem jej za bardzo nadwerężyć. I łopata, i koparki przydadzą się w czasie relacji z kolejnej budowy.

 

Czwartek, 11.09.2008 r.
Chłopaki od "pijaru" mieli rację. Połączenie sprawy kastracji pedofilów z wprowadzeniem euro w 2011 dało piorunujący efekt. Wszystkie gazety zastanawiają się teraz, czy zdążymy z tym euro i czy pozwoli na to polskie prawo. Dziennikarze pytają, co na to wszystko powie Unia Europejska, czy nie trzeba by zrobić jakiegoś referendum, czy nie wzrosną ceny, czy w związku z taką walutową kastracją nie trzeba będzie zmienić Konstytucji... Moje zapowiedzi wzięli całkiem na poważnie! Zresztą dobrze, bo Janusz z Lublina będzie mógł trochę odpocząć. Już mu powiedziałem, że w tym tygodniu może nie robić żadnych konferencji prasowych.

Piątek, 12.09.2008 r.
Wizyta rosyjskiego szefa dyplomacji była wielkim sukcesem! Wszyscy straszyli nas, że ciężko z nim rozmawiać, bo gdy się zdenerwuje, to może obsobaczyć wszystkich dookoła... A okazało się, że gość był bardzo miły i kulturalny. Nikogo nie obsobaczył! Pochwalił i mnie, i Radka. Mówił, że atmosfera naszych rozmów jest bardzo dobra i ma nadzieję, że po wyborach prezydenckich w Polsce będzie jeszcze lepsza. Przed tym spotkaniem Rosjanie chyba bardzo się nas bali! Ławrow przyznał, że dopiero teraz ma pewność, iż ze strony naszego kraju Rosji nic nie zagraża. Bardzo łagodny człowiek.

Sobota, 13.09.2008 r.
Gdyby to tylko od nas zależało, to te wszystkie obietnice wyborcze byśmy zrealizowali trzy razy! A nawet tak jak podatek liniowy: trzy razy piętnaście! Ale sami nie damy rady. Podobnie jest z jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Sam przenosiłem te kartony z podpisami. 750 tysięcy tego było! Teraz nie wiadomo, co z nimi zrobić. Najlepiej gdyby Julia schowała je w swoim samochodzie... A czemu nie zlikwidujemy podatku Belki? Dobrze to wyjaśnił Jean Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów. Chcielibyśmy zlikwidować podatek Belki, ale przecież ten podatek jest liniowy, a my jesteśmy za podatkiem liniowym! Czyli zlikwidować nie możemy. 

Niedziela, 14.09.2008 r.
Krytyka ze strony opozycji nie ma już najmniejszego sensu. Mówią, że nic nie robimy. Ciągle wskazują na jakiegoś ministra i żądają jego wymiany. Ostatnio uparli się, że "nie ułatwiamy dostępu do wymiaru sprawiedliwości". Nawet nie zauważyli, że to właśnie Zbyszek z Ministerstwa Sprawiedliwości, żeby zmienić sądownictwo, zamówił wielkie badania. Ankieterzy będą teraz pytali ludzi, co się im nie podoba w pracy sądów i prokuratury. To tylko część projektu, który będzie kosztował 28 milionów złotych! 

Poniedziałek, 15.09.2008 r.
Robota wre! Nawet wśród naszych mniej znanych posłów! Miron na przykład, nie czekając na innych, sam przyznał sobie dotację z Funduszu Ochrony Środowiska. Janusz z Lublina od dawna bierze sprawy w swoje ręce. Nie tylko sam - bez zgody urzędników - pomalował elewację swojego budynku, ale zaraz jak skończył, zapowiedział, że wszyscy kończymy z bumelowaniem. Jeśli w październiku nie uda się przyjąć 30 ustaw, Janusz zrezygnuje z funkcji szefa komisji "Przyjazne państwo"! Bronek dowiedział się o jego planach od jakiegoś pułkownika i zaraz ogłosił dziennikarzom, że Sejm będzie się teraz zbierał w każdym tygodniu, a możliwe, że nawet w soboty... W Trzech Króli też będziemy pracować!

Wtorek, 16.09.2008 r.
Przez to tempo pracy zrobiło się trochę zamieszania. Okazało się, że z 400 strategii, które opracowaliśmy w 300 dni, 147 jest już nieaktualnych. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego zaproponowało utworzenie komitetu koordynacyjnego do spraw polityki rozwoju, który miałby nadzorować proces przygotowywania wszystkich strategii i oceniać ich spójność oraz sposób realizacji. Julia trochę się zakłopotała, bo pomysł z nadzorem i koordynacją podchwycili chłopaki od Waldka z PSL. Chcieli, żeby powołać specjalną komisję, która kontrolowałaby pracę Julii. A kto miałby kontrolować pracę komisji kontrolującej?

Środa, 17.09.2008 r.
Prezydent zaprasza mnie na wielki bal z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Chyba nie pójdę. W ramach taniego państwa wszyscy powinniśmy oszczędzać, a koszty takiej imprezy będą zbyt duże. Ostatnio wszystko drożeje: jabłka, kurczaki, ziemniaki, cebula... Poza tym, to może być podstęp! Możliwe, że prezydent zaprasza mnie tylko po to, żeby mnie skompromitować. Na przykład, jeśli ktoś niby przypadkiem, sfotografuje mnie z porcją dorsza za 8,16 zł na talerzu, to potem opozycja będzie miała argument, że też byłem zamieszany w aferę dorszową! Według Julii, na wszelki wypadek, przynajmniej do czasu wyborów prezydenckich, w ogóle powinienem zrezygnować z jedzenia ryb. Szczególnie dorszy.


Czwartek, 18.09.2008 r.
Coraz bardziej podoba mi się "Fakt". Dziennikarze powinni być konstruktywni i bezstronni. Niedawno ciekawie zrelacjonowali moją wizytę w Afganistanie. Tę z bombami, kamizelkami kuloodpornymi i ostrzałem naszego samolotu z moździerzy... Dobre to było! Teraz gazeta jasno napisała, że widzi, jak mi zależy na losie Polaków, dlatego zwróciła się do mnie z apelem, żebym zatrzymał czas! Dziennikarze chcieliby, żebym zmienił decyzję Rady Ministrów, która nakazuje przesunięcie wskazówek zegara o jedną godzinę wstecz 26 października o 3 w nocy. Głupio byłoby ich zawieść. Jeśli ludziom na tym zależy, to rzeczywiście mógłbym anulować decyzję i ogłosić, że zmieniamy czas na przykład o 2 w nocy.

Piątek, 19.09.2008 r.
Co powinno znaleźć się na polskich monetach euro? Lechu z Gdańska proponuje, żeby na największych nominałach był wizerunek jakiegoś polskiego noblisty. Takiego, który miałby też parę doktoratów i np. honorowe obywatelstwo Szczecina. Z kolei Janusz z Lublina chciałby, żebyśmy dali sygnał, że zależy nam nie tylko na Szczecinie, o którym nawet nie wiadomo, po której stronie Odry leży. Janusz przypomniał, że ma honorowe obywatelstwo Biłgoraja. No i zgodziłby się nawet na mniejsze nominały. Bronek mówi, że na monetach przydałby się też jakiś zaprzyjaźniony pułkownik. To będzie trudny wybór.

Sobota, 20.09.2008 r.
W sprawie mediów mam podobne zdanie jak Grzegorz z SLD. I nie chodzi tu tylko o gazety lub czasopisma. Potrzebujemy apolitycznej telewizji! Andrzej z TVP ostatnio trochę bardziej się stara. Dzięki niemu powoli wraca normalność i wolność. Tomek znowu może się pytać: "Co z tą Polską?", a jego żona w czasie wiadomości telewizyjnych, znów dzięki talentowi mimicznemu, bez słów może dawać ludziom do zrozumienia, co trzeba myśleć na temat opozycji. Tak, Andrzej się stara. Zaproponował nawet, że jakbym chciał, to nie będzie już w jego telewizji serialu "M jak miłość", tylko "P jak premier". Tyle że z SLD już się dogadaliśmy, więc to trochę za późno...

Niedziela, 21.09.2008 r.
Nie chcemy żadnych Trzech Króli! Dosyć mamy problemów z jednym prezydentem. Poza tym ludzie wolą mieć wolne w maju, kiedy świeci słoneczko, a nie w środku zimy. Ewentualnie nad walentynkami można by się zastanawiać, ale nie nad jakimiś królami. Najdziwniejsze, że nawet w naszym klubie parlamentarnym objawili się monarchiści. Chcieli poprzeć Trzech Króli! Niektórzy posłowie tak się rozbrykali, że przy okazji pytali, czy im będzie wolno zgłaszać poprawki do naszego budżetu. Trzeba będzie im przypomnieć, że demokracja to przede wszystkim dyscyplina partyjna!

Poniedziałek, 22.09.2008 r. 
W przygotowaniach do Euro 2012 jesteśmy dużo lepsi od Ukraińców! Oni na razie zbudowali tylko stadion w Dniepropietrowsku. A u nas? Konstantynów, Izdebki, Krośnice, Garczyn... Dużo tego! I dobrze, bo na każde takie boisko można zaprosić telewizję, pokazać się z ministrami. Przed wyborami prezydenckimi jak znalazł! No właśnie... ważne, żeby Radek nie przyjeżdżał na te medialne inauguracje. Krzywo coś ostatnio na mnie patrzy. No i notowania w sondażach ma za dobre! Sławek wysłał mu SMS-a, żeby najlepiej nie wychodził z domu. I na wszelki wypadek zapytał, co słychać u Rona Asmusa. 

Wtorek, 23.09.2008 r.
Jak to mówił Kazik z Londynu... "Yes! Yes! Yes!". Mamy już wyniki sondażu "Gazety Wyborczej". 58 procent poparcia dla Platformy! 306 miejsc w Sejmie! Stefan wpadł w ekstazę. "Ludzie nie są głupi i widzą prace rządu, nie dają się nabrać na agresywne, kłótliwe zachowanie opozycji" - triumfalnie krzyczał Stefan i z wybałuszonymi oczami przypominał dziennikarzom, jakich krzykaczy i nieudaczników ma w swoich szeregach opozycja. Może za bardzo się rozgorączkował, ale trzeba się z nim zgodzić. Prezydenturę mam już w kieszeni! 

Środa, 24.09.2008 r.
Zginęło nam 18 procent! Chłopaki od pijaru od rana szukają, bo w najnowszym sondażu "Rzeczpospolitej" mamy już tylko 40 procent poparcia! Nie znaleźli żadnej przyczyny dla aż takiej zmiany... Może ludzie nie zrozumieli żartów Janusza i boją się, że będziemy podpalać IPN, albo że ten Szczecin rzeczywiście chcemy oddać Niemcom? A co się stało z naszymi wyborcami, którzy już dawno temu wrócili z Wielkiej Brytanii? Znowu wyjechali? Chyba nie przestraszyli się krzyków Stefana?


Piątek, 26.09.2008 r.
Sondaże zaczynają mnie denerwować! Ciągle mam 62 procent poparcia, a Radek ma już 70 procent! Przecieki z tajnych rozmów z prezydentem wcale mu nie zaszkodziły! Może coś się zmieni, kiedy prokuratura wyjaśni, czy Radek jako minister w rządzie PiS nie popełnił przestępstwa. ABW już sprawdza umowy, jakie zawierał, gdy kierował Ministerstwem Obrony Narodowej. Bez względu na wyniki musimy coś szybko poprawić w naszym "pijarze". Sławek zaproponował, że nowym szefem Centrum Informacyjnego Rządu mógłby zostać Grzesiek. Ten, który wymyślił ściągi dla ministrów z powtarzanym codziennie zdaniem: "Rząd uważnie przygląda się sytuacji na rynku paliw". Chyba się nadaje.

Sobota, 27.09.2008 r.
Z Pakistanu przychodzą coraz gorsze wiadomości. Terroryści porwali pracownika jednej z polskich firm. Żeby tylko Radek nie zaczął się wtrącać do tej sprawy... Pamiętam, jak parę miesięcy temu poleciał do Afganistanu. Opowiadał, że nie będziemy się chowali po żadnych szafach ani schronach, a jak Amerykanie nie poradzą sobie z terroryzmem, to my, Polacy, sami wszystko załatwimy i nawet złapiemy za nich Bin Ladena i Hekmatiara! Można sobie wyobrazić, jak wyglądałby Radek w sondażach, gdyby któregoś dnia ruszył do Pakistanu i rzeczywiście odbił zakładnika... Sławek na wszelki wypadek wysłał Radkowi sms. Ma nic nie mówić o terroryzmie. No i nigdzie nie wyjeżdżać.

Niedziela, 28.09.2008 r.
Dziennikarze żartują sobie, że jeszcze nie przyszedł październik i zapowiadana przez nas "bomba legislacyjna", a ja już się zmęczyłem. Zapomnieli, że wakacje i cały czas od powrotu z Peru spędziłem bardzo pracowicie. Należał mi się ten urlop. Jak mówił nasz najsłynniejszy noblista, trzeba czasem naładować akumulatory. Potem, jak tylko będziemy chcieli, to poradzimy sobie, nie czekając do końca października. Te sto ustaw uchwalimy w jeden tydzień! A zresztą, co będzie, gdyby nawet ustawy poczekały parę dni dłużej? Przez małe spóźnienie nic wielkiego się nie stanie. Nawet rewolucja październikowa była w listopadzie. 

Poniedziałek, 29.09.2008 r. 
Bronek chyba rzeczywiście nie chce startować w wyborach prezydenckich. Za to czai się, żeby zdobyć Literacką Nagrodę Nobla! Nie wiedziałem, że ma taki talent do poezji. Swoje najnowsze wiersze czytał w czasie jubileuszu Lecha z Gdańska. "Lech Wałęsa zuch! Starczy na tych dwóch", "Wkoło dużo chwastu, Lech starczy za piętnastu"... Dobry nastrój zepsuł Jarek z Krakowa. Niepotrzebnie powiedział, że nie liczy na beatyfikację Lecha. Przecież Jarek o tym nie będzie decydował! Póki co, nie kieruje nawet żadnym ministerstwem, więc po co się w to miesza?

Wtorek, 30.09.2008 r.
Mamy sporo do zrobienia! Piłka nożna, stocznie, drogi... wszystko czeka na załatwienie Mariusza, który kiedyś założył z kumplami telewizję, a potem kupił sobie klub piłkarski, bardzo na nas liczy. Mówi, że akcje pacyfikacyjne wobec kibiców to za mało. Zaproponował, żebyśmy wprowadzili w Warszawie zakaz sprzedaży tortów. Ze stoczniami wcale nie lepiej niż z futbolem. Chociaż według Olka z ministerstwa skarbu, za negatywną oceną jego programu restrukturyzacji polskich stoczni stoi jeden, a najwyżej dwóch europejskich komisarzy. Czemu nabruździli nam akurat teraz? No i z pomysłu przedterminowych wyborów trzeba będzie się wycofać...

Środa, 1.10.2008 r.
W sprawie Euro 2012 idziemy ostro do przodu. Na razie Hania nie ogłosiła jeszcze, kiedy otworzymy Stadion Narodowy. Za to Mirek zwołał dziennikarzy i poinformował ich, że mamy nowe boiska! W Pustkowie i Kasinie Wielkiej. Mirek nie przejmuje się krytycznymi głosami władz FIFA i UEFA w związku z odwołaniem władz PZPN. Mówi, że nie ma powodów do niepokoju, bo wszystko im łatwo wytłumaczymy. Znamy język angielski, nasz rząd wszyscy lubią, umiemy negocjować z zagranicą... Kiedy szefowie piłkarskich organizacji zapoznają się z przesłanymi im dokumentami, to będziemy inaczej rozmawiać. 

Czwartek, 2.10.2008 r.
Mirek dostał list od Josepha Blattera, prezydenta FIFA. Wygląda to, jakby Blatter nas szantażował... Jeśli do poniedziałku do godz. 12.00 powołany przez Mirka kurator nie zostanie wycofany z PZPN, to reprezentacja Polski nie będzie mogła zagrać meczów z Czechami i Słowacją w ramach eliminacji do MŚ 2010 roku. Plotkarze z całej Europy już mówią, że możemy nawet stracić organizację Euro 2012! A co u nas? Hania ciągle nie podała daty wybudowania Stadionu Narodowego. Ale może w ogóle nie będzie potrzebny...

 

Piątek, 10.10.2008
Mirek dał z siebie wszystko. Nie mogę go tak po prostu wyrzucić! Zorganizował konferencje prasowe, wytoczył najcięższe armaty, opowiedział, jak zmiażdży korupcję i zbuduje stadiony. Udało mu się nawet wprowadzić do PZPN kuratora, a później go wyprowadzić. To był kawał dobrej roboty, a nie żadna kompromitacja ministra sportu! Media pewnie już by go zjadły, ale na szczęście mamy Janusza z Lublina. Janusz przywiózł do telewizji świński łeb i ogłosił, że Mirek musi chodzić w kamizelce kuloodpornej i jeździć trzema samochodami bmw, żeby świńskie łby z PZPN nie wiedziały, w którym jest. Gdyby chciały go zastrzelić.

Sobota, 11.10.2008
Bogdan z ministerstwa obrony miał rację. Zdrowie naszych żołnierzy jest najważniejsze. Nie chcemy utrudniać prezydentowi zagranicznych podróży, ale jeżeli pilot zachorował, to wiadomo, że nie może lecieć do Brukseli! Bogdan przyznał, że nasza armia ma jeszcze jednego bardzo dobrze wyszkolonego pilota. Tego, co ostatnio dostał od nas order. Tyle, że on umie lądować tylko na lotniskach w Azerbejdżanie. Jeśli prezydent do Azerbejdżanu nie chce lecieć, to będzie musiał zostać w domu! 

Niedziela, 12.10.2008
Realizacja naszego programu ruszyła z kopyta. Tylko opozycja nie widzi, co się dzieje i wypomina nam, że nie budujemy dróg i autostrad. Z tymi drogami chyba nie jest aż tak źle! Jean Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, obiecał nawet, że wkrótce zbuduje "mapę drogową" wejścia Polski do strefy euro. Czyli jakieś drogi chyba są! Zawirowania na światowych rynkach finansowych nie opóźnią ani budowy dróg, ani wejścia Polski do strefy euro! Poza tym, zgodnie z naszym pomysłem, sto tysięcy komputerów już wkrótce zostanie rozdane dzieciom! Co prawda, na razie w Urugwaju. Ale od czegoś trzeba zacząć. Urugwajski rząd realizuje nasz program i jeszcze sam za to płaci! Czy to nie jest sukces? 

Poniedziałek, 13.10.2008
To byłby prawdziwy skandal! Niewiele brakowało, a Lechu z Gdańska nie zostałby uznany za "mędrca europejskiego"! Chodziło o jakieś błahostki, że nie ma wykształcenia i nie zna żadnych języków obcych. Zadzwoniłem do chłopaków z Brukseli i jednoznacznie poparłem naszego mędrca. Lechu był zaskoczony, że nawet europejskim komisarzom trzeba tłumaczyć najprostsze rzeczy. "Wykształcenie to jedno, a inne mądrości to drugie" - stwierdził trochę zirytowany. Zgodziłem się z nim, że brak znajomości języków obcych w jego przypadku nie jest żadną wadą. A może nawet i zaletą. 

Wtorek, 14.10.2008
Na Radka trzeba uważać. Ma 70 procent poparcia w sondażach, a do tego aż się rwie, żeby zamiast odciąć prezydenta od samolotów, paść przed nim na kolana i błagać, aby sam zrezygnował z wizyty w Brukseli. Sławek wysłał Radkowi SMS-a, że powinien wykorzystać szansę i siedzieć cicho. Dla jasności sytuacji przesłaliśmy prezydentowi pismo informujące, że nie będzie mógł korzystać z samolotu rządowego. Prywatne podróże może sobie odbywać liniowymi lotami albo autostopem. A właśnie ten wyjazd byłby prywatny, bo prezydent dostał od Sarkozy'ego prywatne zaproszenie do Brukseli. No i nasz pilot ciągle nie wyzdrowiał. 

Środa, 15.10.2008
Prezydent jakimiś partyzanckimi metodami dotarł do Brukseli... Dla naszej delegacji były tylko dwa krzesła, no i przy stole obrad zabrakło miejsca dla Radka. Może i dobrze wyszło. Ale na przyszłość coś trzeba z tym zrobić. Nie potrzebuję pana prezydenta i na tym polega problem. Moglibyśmy na przykład ogłosić decyzję o odmowie użyczenia samolotu na 20 minut przed planowanym wylotem prezydenta. Albo - jeszcze lepiej - wysłać go z tym specjalistą od lądowania w Azerbejdżanie!

Czwartek, 16.10.2008
Przez to zamieszanie z samolotami i chorym pilotem dziennikarze zupełnie powariowali. A mnie zupełnie nie interesują prywatne podróże prezydenta! Niech sobie lata, gdzie chce. Rząd ma swoją robotę. I tylko tym się zajmujemy. Opozycja ciągle nam przeszkadza, a my mimo wszystko budujemy autostrady, stadiony, przyspieszamy wzrost gospodarczy, uważnie przyglądamy się sytuacji na rynku paliwowym... Czy ktoś odpowie za uniemożliwienie wyjazdu prezydentowi? To było bardzo głupie pytanie... Nikt. Przecież w końcu prezydent dotarł do Brukseli!

 

Piątek, 17.10.2008 r.
W naszym klubie parlamentarnym mamy dziesięciu monarchistów! Zagłosowali przeciwko odrzuceniu obywatelskiego projektu ustawy ustanawiającej święto Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Wszyscy ciężko pracujemy, więc przeciwko świętowaniu nie mam nic, ale okazję do tego wybrali jakoś mało postępowo... Trzeba będzie nałożyć na nich jakieś kary, bo jak się za bardzo rozbrykają, to jeszcze mogliby się zdecydować np. na zlikwidowanie święta 1 Maja! I jak wtedy byśmy wyglądali przed całą Europą?

Sobota, 18.10.2008 r.
Gdyby nie chłopaki od pijaru, pewnie nie zauważyłbym, że minął już rok! To był rok ciężkiej harówki całego rządu. Nawet dziennikarze zauważyli, że robota wszystkim paliła się rękach. Nie tylko Julii. Chyba wszyscy widzą, że tak jak obiecywaliśmy, krok za krokiem przybliżamy się do drugiej Islandii! Polska jest już prawdziwą wyspą stabilności! Przyśpieszamy wzrost gospodarczy, prowadzimy politykę uśmiechów, budujemy autostrady i stadiony, dajemy dzieciom komputery, robimy fajne konferencje prasowe, przyglądamy się sytuacji na rynku paliw... Nigdy nawet nie marzyłem, że takie cuda nam wyjdą. A to przecież dopiero rok!

Niedziela, 19.10.2008 r.
Dzwoniła Angela. Nie wiedziałem, że ma u siebie aż takie ekonomiczne problemy... Na dofinansowanie banków wydała 500 miliardów euro, a niemiecka gospodarka jest coraz bliżej recesji. Ekonomiści obniżyli prognozy wzrostu PKB dla Niemiec na przyszły rok z 1,4 procet do 0,2 procent. Doszedłem do wniosku, że gdyby sytuacja się nie poprawiała, to powinienem zaproponować Angeli pomoc naszych ekspertów ekonomicznych i statystyków. Gdyby wyliczyli Niemcom wzrost gospodarczy na jakieś 4 albo 5 procent, to Angela też przecież mogłaby mówić, że jej kraj jest wyspą ekonomicznej stabilizacji... 

Poniedziałek, 20.10.2008 r. 
Lechu z Gdańska trochę mnie przestraszył. Ogłosił, że nie chce - ale może będzie musiał - zostać prezydentem! Na razie napisał książkę. W planie ma dwie kolejne i mówi, że zapoluje na literackiego Nobla. Kiedyś obalił komunę i zburzył berliński mur. Na całym świecie zrobił masę doktoratów. Gdyby teraz dostał jeszcze drugiego Nobla, to mógłby być trudnym przeciwnikiem... Na szczęście ma też tytuł europejskiego mędrca. Trzeba by mu jakoś wytłumaczyć, że patentowanemu mędrcowi nie wypada startować w jednym wyścigu z innymi, na pewno mniej europejskimi mędrcami. 

Wtorek, 21.10.2008 r.
Koniec z hasłami o drugiej Irlandii, Islandii i tym podobnych drobnostkach! Potrzebujemy wielkiego planu i autentycznego gospodarczego cudu! Nawet "druga Japonia" to za mało. Musimy zrobić z Polski drugie Chiny! Dlatego właśnie lecę do Szanghaju. Grzegorza nie zabieram, bo całkiem niedawno był w Chinach, a poza tym sam kiedyś mówił, że w proteście przeciwko łamaniu praw człowieka w ogóle nie powinniśmy tam latać. Radek nie jedzie, bo zamiast chińskiej kuchni woli cielęcinę z truflami i gęsie wątróbki. Lecha z Gdańska też nie zabieram. Żeby Chińczycy nie musieli bać się o swój Wielki Mur. 

Środa, 22.10.2008 r.
W Szanghaju ogłosiłem, że otwieramy kolejny, jeszcze lepszy rozdział w relacjach polsko-chińskich, nasze ambicje i możliwości leżą blisko siebie, a wartości są bardzo podobne. Widać, że wszyscy nas tu lubią i mocno się uśmiechają. Chińczycy oficjalnie podnieśli rangę wizyty z roboczej do oficjalnej! To był wspaniały gest i wyraz szczególnego partnerstwa.
Zresztą z kim mieliby współpracować? USA, Rosja, Niemcy... Dalej to już chyba my! Zauważyłem, że traktują nas bardzo, bardzo poważnie. Zdają sobie sprawę z tego, iż Polska w naszym regionie, podobnie jak Chiny w wymiarze globalnym, może być liderem wychodzenia z kryzysu finansowego. Dzięki temu strategicznemu partnerstwu może nam się udać wyjść z kryzysu, mimo że nigdy do niego nie weszliśmy. To byłby dopiero cud!

 

Czwartek, 23.10.2008 r.
Dobrze, że przyleciałem do Chin. Waldek, Mirek i Grzegorz wcześniej opowiadali mi o swoich wojażach za Wielki Mur, ale to trochę tak jak z opowiadaniem o Machu Picchu. Cały świat słyszał o wielkich chińskich sukcesach, ale trzeba przyjechać i zobaczyć, żeby zrozumieć, jakie to wielkie, niepowtarzalne osiągnięcia. To prawdziwy cud gospodarczy! Polskę i Chiny wiele łączy... Dobrze, że zamiast niektórych biznesmenów zabraliśmy dodatkowo paru dziennikarzy. Jak dobrze wszystko opiszą, to przy kolejnych podróżach też znajdzie się dla nich miejsce. W razie potrzeby możemy kupić nawet kilka nowych samolotów.

Piątek, 24.10.2008 r.
Udane rozmowy z Chińczykami pokazały, że w polityce międzynarodowej najważniejszy jest klimat. O kolejne sukcesy było już dużo łatwiej. Na szczycie ASEM spotkało się 40 szefów państw z Europy i Azji. Wszyscy mnie słuchali! Powiedziałem, że najważniejszy jest dobry klimat, że trzeba go bronić i nawet kryzys finansowy na świecie nie może być pretekstem do opóźnienia prac nad ochroną klimatu. Liderzy wszystkich państw przyjęli nasz pogląd... Gdyby nie nasz udział w konferencji, ziemię mogłaby wkrótce czekać ekologiczna katastrofa! 

Sobota, 25.10.2008 r.
Pogadaliśmy o partnerstwie z Chińczykami, uratowaliśmy świat przed zagładą, nie mamy żadnych istotnych objawów kryzysu finansowego... Prezydenturę powinienem mieć w kieszeni. Ciekawe, co teraz powiedzą wszyscy krytykanci. Nawet gazety w Wielkiej Brytanii zauważyły, że zaczynamy realizować swój program przedwyborczy! "Daily Telegraph" napisał: "400 tysięcy Polaków wróci do kraju"! A mówiłem! "Sprawimy, że Polacy z emigracji będą chcieli wracać do domu i inwestować w Polsce". Teraz, jak te kilkaset tysięcy ludzi wróci i weźmie się za budowę autostrad, to po paru dniach kolejny punkt programu mamy pewny jak w banku!

Niedziela, 26.10.2008 r.
Dzwoniła Angela. Zaskoczyła mnie informacją, że będzie na balu prezydenta z okazji obchodów 90. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Próbowałem jej podpowiedzieć, że gdyby nie miała ochoty na ten bal, to może przecież powiedzieć, że rozchorował się pilot albo samolot jest w remoncie i dlatego nie da rady dotrzeć do Warszawy. Nieszczęśliwie okazało się, że Niemcy mają trochę więcej pilotów niż my. Podobno nie wszyscy mogą się rozchorować w tym samym czasie.

Poniedziałek, 27.10.2008 r.
I dziennikarze, i ekonomiści za dużo ostatnio mówili o kryzysie. Nawet u mnie, w kancelarii, miałem takiego ponurego doradcę ekonomicznego. Słuchałem go, słuchałem i zacząłem już myśleć, że może rzeczywiście z tym kryzysem coś jest na rzeczy. Na szczęście Lechu z Gdańska podsunął mi proste rozwiązanie problemu: "Stłucz termometr, a nie będziesz miał gorączki!". Wyrzuciłem pesymistę z grupy ekonomicznych doradców i nastroje od razu się wszystkim poprawiły. Pomogło od razu. O kryzysie nikt już w kancelarii nie mówi!

Wtorek, 28.10.2008 r.
Prezydent niby zgadza się, że musimy wprowadzić euro, a ciągle mówi o jakimś referendum. Niby chce unijnego traktatu, a ciągle go nie podpisuje. Co najgorsze, zgadza się z polityką zagraniczną rządu, ale znów chciałby lecieć na europejski szczyt! A mi dopiero siniaki z pleców zeszły po tym, jak mnie w Brukseli ciągle poklepywał... Jeżeli poleci, to ja zostaję! Zresztą, tematem spotkania ma być kryzys finansowy, a nas to zupełnie nie dotyczy. Jean Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że nawet jeśli nie jesteśmy finansową wyspą stabilizacji, to na pewno można nas nazwać półwyspem.

Środa, 29.10.2008 r.
Pomysł Bronka jest genialny! Gdyby ludzie koniecznie chcieli mieć referendum w sprawie przyjęcia euro, to jako zwolennicy demokracji... powinniśmy je zrobić! Zadanie pytania: "czy jesteś za wejściem Polski do strefy euro?", odpada, bo mogłoby to nas postawić w niezręcznej sytuacji, gdyby wynik referendum był inny niż powinien być. Ale czemu mielibyśmy nie zapytać o termin wprowadzenia unijnej waluty? Żeby wszystko było zgodnie z regułami demokracji, do wyboru trzeba podać przynajmniej dwie odpowiedzi. Naród zdecydowałby, czy chce wprowadzenia euro od 31 grudnia 2011 roku, czy lepiej od 1 stycznia 2012 roku. 

 

 

Napieralski czyta
Z pamiętnika Donalda "Cudotwórcy"

 

 

 

"Lawina ustaw", "bomba legislacyjna" albo jeszcze lepiej - "rewolucja październikowa". Na listopad moglibyśmy ogłosić np. legislacyjne "powstanie listopadowe". Tylko nad grudniem musimy jeszcze pomyśleć. "Stan wojenny" niektórym mógłby się źle kojarzyć - zapowiedzi poszukiwania zgrabnych haseł, które byłyby symbolem kolejnych sukcesów rządu, pojawiły się w cyklu "Z pamiętnika Donalda 'Cudotwórcy'" już na początku września tego roku.
- Miała być "rewolucja październikowa", a mamy dzisiaj "powstanie listopadowe" - przypomniał sobie lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej Grzegorz Napieralski.
O grudniowym "stanie wojennym" nie wspomniał ani słowem. Pewnie źle mu się skojarzył.


Czwartek, 30.10.2008 r.
Prezydent jakoś cieplej patrzy teraz na euro. Chyba go przekonałem. Gdyby nie ta kampania wyborcza, to na pewno dogadalibyśmy się znacznie łatwiej. Może gdybym mu zaproponował stanowisko wiceprezydenta, od razu zgodziłby się i na traktat lizboński, i na euro? W ogóle referendum to ostateczność. Były przecież międzynarodowe decyzje o tym, że mamy mieć euro. Nikt w tej sprawie nie robi referendum! Nawet Ukraińcy. Nie są jeszcze w Unii, ale mówią, że z euro do 2012 roku zdążą.

Piątek, 31.10.2008 r.
Październik się kończy, no i rzeczywiście mamy bombę! Nie jakąś tam legislacyjną, ale znacznie poważniejszą. Pijarową! Jeden z zaprzyjaźnionych z Bronkiem pułkowników mówi, że na tej gali u prezydenta poza bulionem z pasztecikami z sarny i pieczonymi kaczkami będą też mocne trunki! Wyborowa, żubrówka, staropolskie nalewki... Ma być tego 80 litrów! Gdyby w mediach ktoś wyskoczył z jakimiś sensacjami albo gdyby opozycja wróciła do protestów przeciwko euro, wtedy Janusz z Lublina ma od razu zrobić konferencję prasową. Nawet łba świni nie będzie pokazywał, tylko publicznie zada pytanie, które spowoduje medialną eksplozję. "Czy prezydent sam wypije te 80 litrów?".

Sobota, 1.11.2008 r.
Chyba nie jesteśmy już wyspą stabilizacji. Po spadkach na giełdzie nawet wróżki z Łodzi zaczęły panikować. Nie chcą odpowiadać, gdy klienci pytają, czy warto teraz kupować akcje. Przez ich nieodpowiedzialność inwestorzy mogą zwątpić w nadchodzący gospodarczy cud... Na szczęście Waldek z PSL jest bardziej odważny od najodważniejszej wróżki. Powiedział dziennikarzom, że mają kupować. I nawet nic za poradę nie wziął! Jeśli jego wróżby się spełnią, to nikt już nie będzie mówił, że PSL nie pasuje do koalicji z nami. Kolorowe gazety będą mogły napisać, że rządem kierują wspólnie premier - cudotwórca, i wicepremier - wróżbita! Na Waldka można liczyć. Od wielu lat. 

Niedziela, 2.11.2008 r.
Dzwoniła Angela. Podobno u niej już wszystko w najlepszym porządku. Dopiero teraz widać, jak bardzo potrzebne jest nam euro. Powiedziałem o tym dziennikarzom: "Widać dzisiaj wyraźnie, o ile bardziej wszyscy bylibyśmy bezpieczniejsi, gdybyśmy byli w strefie euro". Wystarczy popatrzeć na Niemców. Mają euro, a jak im się to euro kończy, to mogą sobie dodrukować tyle, ile chcą. Nawet 500 miliardów mogą wydrukować i dać na przykład bankom. Gdybyśmy mieli euro, też moglibyśmy porozdawać! Ludzie byliby spokojniejsi, nie robiliby zadym na ulicach... Ale ciągle nie mamy euro! No i jesteśmy przez to mniej niż bardziej bezpieczni. 

Poniedziałek, 3.11.2008 r.
Nie jest dobrze. Biznesmeni - i państwowi, i prywatni - ogłosili, że nie wierzą już w nasz cud gospodarczy! Ale nawet to nie jest najgorsze. "Super Express" zrobił anonimową ankietę wśród naszych posłów. Podobno część z nich nie tylko nie wierzy w cuda, ale nawet chce, żebym zrezygnował ze stanowiska premiera! Może dziennikarze pytali tylko Radka? Sławek powinien mu chyba wysłać nowego SMS-a. Najlepiej, żeby w ogóle nie gadał z dziennikarzami. Z Ronem Asmusem też na razie mógłby nie rozmawiać. 

Wtorek, 4.11.2008 r.
Prezydentowi musimy dać szczegółowe instrukcje na kryzysowy unijny szczyt. Najgorsze, że nie do końca wiadomo, jakie będzie to nasze stanowisko. Jean Vincent, czyli "Jacek" z Ministerstwa Finansów, stwierdził tylko, że na pewno jesteśmy za "globalną odpowiedzią na kryzys finansowy" i "podchodzimy do tych spraw w duchu europejskiej solidarności i europejskich rozwiązań". Podobno nie możemy mówić zbyt konkretnie. Sprawa jest dosyć skomplikowana. Popieramy stanowisko Francji i moglibyśmy napisać to wszystko, co dotąd mówili Francuzi... Ale co będzie, jak oni zmienią swoje stanowisko?

Środa, 5.11.2008 r.
W wyborach prezydenckich w USA wygrał Barack Obama. Manuel z Brukseli bardzo się ucieszył. Powiedział, że potrzebujemy "nowego ładu" dla nowego świata i spodziewa się, że po takiej zmianie Stany Zjednoczone połączą swe siły z Europą, aby ten "nowy ład" zaprowadzić. Jak jeszcze dojdzie do zmiany prezydenta u nas, to rzeczywiście będzie całkiem nowy, fajniejszy ład! Po informacjach o zwycięstwie Obamy chłopaki od pijaru zaproponowali, żebym trochę zmienił swój image. Na początek zapisali mnie na solarium.

 

Czwartek, 6.11.2008 r.
Radek bardzo ucieszył się ze zwycięstwa Baracka Obamy w amerykańskich wyborach prezydenckich. Mówił, że teraz z Amerykanami łatwiej będzie nam się dogadywać, bo dobrze zna doradcę demokratów Rona Asmusa, a wokół sztabu Obamy pełno jest ludzi zainteresowanych dobrem Polski. Wszystkim byłoby fajnie, ale zastanowiły mnie żarty Radka... Nie wiadomo, dlaczego powiedział, że nawet sam przyszły prezydent USA ma polskie korzenie, bo jego dziadek zjadł kiedyś polskiego misjonarza! Dlaczego mówił akurat o dziadku? 

Piątek, 7.11.2008 r.
Równy gość z tego Baracka! Zadzwonił do mnie i od razu przeszliśmy na "ty". To była ciepła i przyjacielska rozmowa. O tarczy antyrakietowej nie wspominał. Trochę tym Amerykanom naobiecywał cudów przed wyborami i na razie musi ostro lawirować. Nie może im przecież powiedzieć, że tych wszystkich przedwyborczych obiecanek już nawet nie pamięta. Trochę go rozumiem. O dziadka nie pytałem. Zresztą on mnie też nie zapytał. 

Sobota, 8.11.2008 r.
Stefan niepotrzebnie panikował przed prezydenckim wyjazdem do Brukseli. Nie jest tak źle, jak by się wydawało. Prezydent zdał test! Na europejskim szczycie antykryzysowym był sam, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nic złego się nie stało. Tak jak ustalaliśmy, mówił o tym, że jesteśmy prawie jak wyspa na morzu kryzysu, i o mapie drogowej, którą już mamy dla euro! Szkoda, że miał tylko dwie minuty na wystąpienie, bo nie zdążył opowiedzieć, jak budujemy drogi, autostrady, boiska, stadiony... Na następne spotkanie musimy polecieć razem. 

Niedziela, 9.11.2008 r.
Dzwoniła Angela. Martwiła się, że gazety rozdmuchały informacje o niemieckich problemach gospodarczych. Produkcja przemysłowa w Niemczech spadła we wrześniu o 3,6 procent. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, obiecał już, że najpierw pomożemy Islandii: damy jej 200 milionów dolarów pożyczki. Stać nas na taki gest, więc może i Angeli jakoś uda się pomóc. Na razie, gdyby chciała mieć medialne wsparcie, możemy jej przysłać Janusza z Lublina. Weźmie ze sobą parę gadżetów, pędzel malarski, łeb świni i dziennikarze zaraz zapomną o kryzysie gospodarczym.

Poniedziałek, 10.11.2008 r.
Ga la, bal, koncert? Zbyszek z naszego klubu parlamentarnego mówi, że to jakaś zwykła potańcówka będzie, a nie cud nad Wisłą. Mam zaproszenie, ale nie przyjdę. To nie są najlepsze czasy na to, żeby w formie gali obchodzić rocznicę odzyskania niepodległości. Nie stać nas na taki gest. Czy prezydent myśli, że my jesteśmy jakąś wyspą na morzu finansowego kryzysu? Na galę mogłaby pójść Julia. Najlepiej z fotografem. Żebyśmy przed kampanią wyborczą mieli dokumentację: kto ile zjadł tych porcji dorsza...

Wtorek, 11.11.2008 r.
Sławek miał rano wysłać Radkowi esemesa. Żeby dał sobie spokój i nie szedł na prezydencką galę. Chyba wysłał za późno, no i Radek jednak na tej gali był. Szkoda, że nie było tam Julii, bo przyjęcie wyglądało wyjątkowo bezwstydnie... Plastry owczego sera z pomidorami, pasztet z sarny na ciepło w cieście maślanym z konfiturą z borówek, sandacz z kurkami i sosem z dzikich raków, kaczka z modrą kapustą i sosem z szarych renet, łosoś z czerwonym kawiorem, pieczony bażant z owocami, kremówki z malinami... Cielęciny z truflami nie było, ale jeśli Radek znał wcześniej pełne menu, to pewnie żaden esemes od Sławka i tak by go nie zatrzymał...

Środa, 12.11.2008 r.
To miał być miły, relaksujący dzień... W siedzibie Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie opowiadałem dziennikarzom, że żadnego referendum w sprawie wprowadzenia euro w Polsce nie będzie, bo sprawa już dawno została przesądzona... Wtedy zadzwonił Stefan. "To jest zadyma! To jest awantura! To są krzykacze!" - z jego ryków wynikało, że związkowcy właśnie okupują moje biuro poselskie. Lechu z Gdańska proponował, żeby okupantów usunąć z biura siłą. Z chłopakami od pijaru ustaliliśmy jednak, że lepiej będzie zaczekać. Trzeba tylko przypilnować Hanię. Żeby protestującym nie przynosiła kanapek. Weźmiemy ich głodem! Na razie nie wracam.

 

Czwartek, 13.11.2008 r.
Waldek z PSL coraz bardziej mnie denerwuje. Zawsze są z nim jakieś kłopoty. Nie jakieś wielkie, ale te najbardziej uciążliwe - medialne. Chłopaki z jego klubu cały czas się kłócą z Julią, przepuszczają przez granicę krowy bez paszportów, zatrudniają swoich znajomków, rodziny, sąsiadów... Sławek mówi, że coś z tym trzeba zrobić, bo u nas też jest jeszcze sporo ludzi, którzy chętnie popracowaliby sobie w fundacjach, zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. No i przez koalicjantów tracimy naszą wiarygodność. Ludzie bardziej wierzą wróżkom z Łodzi niż Waldkowi! Jak tylko powiedział dziennikarzom, że opłaca się kupować akcje na giełdzie, to wszyscy tak się przestraszyli, iż ceny przez prawie dwa tygodnie spadały...

Piątek, 14.11.2008 r.
Radek ma dyplomatyczne wyczucie! Mieliśmy szczęście, że zmieniliśmy stanowisko i zgodziliśmy się na powrót do negocjacji UE - Rosja o nowej umowie o partnerstwie. Nasza pozycja międzynarodowa dzięki temu wzrosła. Gdybyśmy się nie zgodzili, to Unia mogłaby naszego protestu nie uwzględnić. A tak, zgodziliśmy się i Unia rzeczywiście wzięła nasz głos pod uwagę! Radek nie chciał mnie wcześniej straszyć, ale podobno Władimir z Moskwy, jeśli się na kogoś zdenerwuje, tak jak na prezydenta Gruzji, to zaraz chce go za coś tam wieszać. No nic. Ważne, że w Brukseli uratowaliśmy twarz. I może nie tylko twarz.

Sobota, 15.11.2008 r.
Mimo całego roku ciężkiej harówki my, ludzie Platformy, nie oczekujemy komplementów, podziękowań, pochwał i nagród. Bo sami wiemy, jak wyglądał ostatni rok. To był czas, w którym Polacy zobaczyli, że jesteśmy wiarygodni i pracowici. Zobaczyli gospodarcze cuda. Zobaczyli rząd i większość parlamentarną, które z pełną odpowiedzialnością, ze zdecydowaniem i konsekwencją od pierwszego dnia porządkowały sprawy Polski. Zbudowaliśmy autostrady i stadiony. Dożywiliśmy dzieci i dorosłych. Dla nas najlepszą nagrodą jest to, że dzisiaj większość naszych obywateli myśli sobie: tak jest, jak obiecali, o czym tu właściwie gadać, wszystko jest w porządku.

Niedziela, 16.11.2008 r.
Dziennikarze znów pytali o wybory prezydenckie. Ucieszyli się, kiedy powiedziałem, że nie wykluczam swojego startu. Polska jak tlenu potrzebuje dobrej współpracy między głównymi ośrodkami władzy. Dlatego w przyszłych wyborach prezydenckich powinien startować ktoś, kto umożliwi i ułatwi, a nie utrudni pracę rządowi. Gdy już zostanę prezydentem, to przecież nie będę utrudniał pracy własnemu rządowi! Może pomysł PiS: jeden z braci zostaje premierem, a drugi prezydentem, nie był taki zły... Ale nawet między braćmi mogą być jakieś różnice zdań. Dlatego - żeby zlikwidować źródło tych niepotrzebnych konfliktów - wystartuję. 

Poniedziałek, 17.11.2008 r.
Chłopaki od pijaru się załamali... Mieliśmy wielką szansę, żeby powtórzyć ten numer, który kiedyś zrobiła przed kamerami telewizyjnymi Beata. Nasz człowiek ze Szczecina kręcił ekologiczne lody z trawy, ale kiedy go złapali, to zapomniał się rozpłakać! To nie koniec medialnych porażek... Michała w czasie wywiadu zaatakowała agresywna dziennikarka. Jakaś taka radiowa małpa w czerwonym. Sławka dziennikarze zaczęli w czasie wywiadu oblewać kawą! I wyliczać, ilu jego partyjnych znajomków, członków rodziny i sąsiadów pracuje w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Na szczęście Julia obiecała już, że zajmie się tą skandaliczną sprawą. Dziennikarze nie mogą być bezkarni... 

Wtorek, 18.11.2008 r.
Nie bardzo pamiętam, o co my się z tą opozycją kłócimy. Dlatego musiałem zaproponować pakt o nieagresji. Powinniśmy usiąść i ustalić, co tak naprawdę nas różni. Jeśli oni też popierają traktat lizboński i wprowadzenie euro, to łaski nie robią, powinni pomagać rządowi. Nawet w polityce zagranicznej niewiele się różnimy. Przecież Radek był wcześniej ich ministrem! A właśnie... Radka trzeba pilnować... Ma dziś w USA jakieś przemówienie. Na szczęście Sławek wysłał mu SMS-a z przypomnieniem, żeby nie opowiadał już dowcipów o baraku Obamy ani o jego dziadku.

Środa, 19.11.2008 r.
"A Irlandia podobno jest taka szalona, nikt już nie wie, jakie są tam podatki, tania jest tam cebula, tanie ziemniaki, nie drożeją nawet owsiane płatki...". Bardzo lubię tę piosenkę! Kocham Irlandię! Szczególnie, że powołując się na Irlandczyków, wreszcie możemy to powiedzieć: obietnice zostały zrealizowane! Dzięki wyjazdom naszych emigrantów bezrobocie w Polsce jest już mniejsze niż w Irlandii! A jak jest w piłce nożnej? Wszyscy widzieli, co się działo na boisku w Dublinie. Tak jak obiecywałem: jesteśmy "drugą Irlandią"! Nawet lepszą od tej pierwszej.

 

Czwartek, 20.11.2008 r.
Sondaże nie wyglądają najlepiej. Ludzie ciągle nie widzą ani gospodarczego cudu, ani spełnionych obietnic. A przecież minął dopiero rok! Chłopaki od pijaru mówią, że na przyszłość najbezpieczniej będzie, gdy będziemy obiecywać jakoś bardziej wieloznacznie. Szkoda, że tak późno... Teraz musimy obmyślać różne fortele. Na przykład obiecywaliśmy otworzyć w internecie portal dla emigrantów, ale okazało się, że... powstał już rok wcześniej! Znaleźliśmy rozwiązanie. Żeby oficjalnie otworzyć ten portal, musieliśmy go najpierw zamknąć! W końcu, żeby się kiedyś odnaleźć, najpierw trzeba się zagubić. Po tym roku jesteśmy przynajmniej w połowie drogi.

Piątek, 21.11.2008 r.
Z Waldkiem z PSL znowu są kłopoty. Jego prognozy gospodarcze chyba będę musiał utajniać tak jak raporty Julii... Ostatnio ogłosił, że jak nie popełnimy błędu, to w przyszłym roku w Polsce będzie wzrost PKB o 5 procent. No i wyszło na to, że wszyscy się spodziewają naszych błędów. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, jest twardy jak orkiestra na "Titanicu". Ciągle trzyma się założeń budżetowych, ale nawet według niego, PKB wzrośnie o 4,8 procent. Adam z Waldkowego ministerstwa mówi, że można się spodziewać przynajmniej 3,5 proc. wzrostu. A w prognozach zagranicznych banków jest już znacznie gorzej. Może warto by utajnić wszystkie informacje o gospodarce? 

Sobota, 22.11.2008 r.
Z okazji rocznicy pracy rządu mieliśmy wyjazdowe posiedzenie klubu parlamentarnego. Zrobiłem wszystkim "megaochrzan"! Mamy naprawdę dobrych posłów. Co najmniej tak dobrych jak opozycja. Harują w dzień i w nocy! Coś tam potrafią, coś tam robią, coś tak opowiadają w mediach... Ale - mimo że mamy prawo do satysfakcji - jesteśmy największą partią w historii demokratycznej Polski, czeka nas wielka lekcja pokory... Dziennikarze szukają sensacji i dlatego nie możemy ciągle chodzić na lody albo latać jak messerschmitty do knajpy i z powrotem. A jak już po takiej wyczerpującej podróży wracamy, to nie powinniśmy szukać lądowiska na hotelowym korytarzu, tylko w poselskim pokoju...

Niedziela, 23.11.2008 r.
Nasi piloci już wyzdrowieli, ktoś wydał prezydentowi samolot, no i stało się... Poleciał do Gruzji! Nawet Radka nie zabrał. Na koniec z tej wizyty zrobiło się przedstawienie na cały świat. Relacje, komentarze, wywiady... Wszystko z tego powodu, że jak polsko-gruzińska kolumna samochodów dojeżdżała do granicy, to ktoś kilka razy wystrzelił z kałasznikowa! A jak w Afganistanie talibowie o mało nie zbombardowali mojego samolotu, to prawie nikt nie chciał o tym pisać. Takie fajne zdjęcia, jak byłem w kamizelce kuloodpornej, się zmarnowały...

Poniedziałek, 24.11.2008 r.
Nie przyjechałem do Londynu kogokolwiek namawiać, żeby wrócił czy został. Za to zgodnie z obietnicą otworzyłem ten portal dla emigrantów! Było miło. Wyborcy jakoś bardziej tu doceniają efekty moich rządów. Obiecałem im, że powinno być jeszcze lepiej. "Trochę to jeszcze czasu zajmie, żeby wszyscy byli zadowoleni, ale akurat tutaj, w Wielkiej Brytanii, postęp jest dość wyraźny" - plany na przyszłość oceniłem bardzo ostrożnie. Na wszelki wypadek o cudach tym razem nie wspominałem. 

Wtorek, 25.11.2008 r.
Lechu z Gdańska - ten to dopiero ma poczucie humoru! W ogóle nie przejął się rozgłosem wokół gruzińskiej wyprawy prezydenta. "Prezydent mógł sprawdzić, czy w Gruzji nie było polowania na kuropatwy" - głupawo zażartował Lechu. A Janusz z Lublina już szuka rekwizytów na kolejną konferencję prasową. Strzelb i gumowych kaczek.

Środa, 26.11.2008 r.
Nie będziemy już mówili, że na naszej wyspie stabilizacji nie ma kryzysu. Manuel z Brukseli przekonał mnie. Stwierdził, że z kryzysem trzeba walczyć. Gdyby kryzys nie istniał, to przecież żadna walka z nim nie byłaby potrzebna! A taka wojna może sporo kosztować. Manuel chce 200 miliardów euro od krajów członkowskich Unii. Wszystkie kraje powinny wpłacić po 1,5 procent wartości PKB. Chyba stać nas na taki gest... Według Manuela, możliwości są co najmniej dwie: albo koordynujemy działania, albo razem pójdziemy na dno. Nie powinno być z tym problemu. "Jacek" mówi, że jesteśmy przygotowani na każdą wersję planu.

 

Piątek, 28.11.2008 r.
Będziemy mieli tarczę. Nie tę antyrakietową, ale znacznie ważniejszą. Antykorupcyjną! Julia zbuduje ją bez pomocy Amerykanów! Ma moje poparcie. W końcu to ona wytropiła aferę z dorszami po 8,16 zł za sztukę. Jej raport też przyniósł oszczędności. Co prawda nic tam odkrywczego nie było i przez to trzeba go było utajnić, ale dzięki występom Julii w telewizji Janusz z Lublina nie musiał wymyślać ciągle nowych tematów dla dziennikarzy. Nie jesteśmy jakąś finansową wyspą na morzu kryzysu i nie stać nas na to, żeby ministrowie dożywiali się dorszami albo dojeżdżali służbowymi samochodami na imprezy do znajomych.

Sobota, 29.11.2008 r.
Czy będziemy obniżać akcyzę i podatek VAT? Chłopaki od "pijaru" wymyślili fajną odpowiedź: "Rząd uważnie przygląda się sytuacji na światowych rynkach finansowych". Obniżanie VAT w Polsce byłoby związane z pytaniem, skąd wziąć pieniądze na zobowiązania państwa wobec obywateli, w tym tych najbardziej potrzebujących, którzy są właścicielami banków. Nie możemy się dać zagonić, że jak tylko ktoś krzyknie: "Obniżamy", to my natychmiast musimy. My szukamy własnego języka i własnych odpowiedzi, bo każde państwo jest w trochę innej sytuacji. Nam też zdarzało się coś o tym krzyknąć. Na szczęście wszyscy wiedzą, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami.

Niedziela, 30.11.2008 r.
Jesteśmy najbardziej reformatorskim rządem ostatniego dziesięciolecia. Ale nawet nam nie wszystko się udaje. Olek z ministerstwa skarbu najbardziej martwi się, że ciągle nie możemy podnieść pensji chłopakom, którzy harują w radach nadzorczych państwowych spółek za 6 średnich krajowych. Rozumiem go. Sam też mam codziennie u siebie wiceministrów, którzy mówią: "Za takie pieniądze nie będę pracował". Za to najróżniejsi zadymiarze nie rozumieją naszych problemów i żądają podwyżek dla zupełnie innych ludzi. Nie ma nikogo w Polsce, kto ma zarobki wystarczające. Ale sprawy najbardziej potrzebujących powinny mieć pierwszeństwo.

Poniedziałek, 1.12.2008 r.
Teraz najważniejsza jest ekologia! Wszyscy dźwigamy odpowiedzialność za klimat, za środowisko naturalne. Podzielamy troskę związaną z niepokojącymi tendencjami zmian klimatu i potencjalnymi konsekwencjami dla całej ludzkości, dla wszystkich mieszkańców naszej planety. Nie wszyscy to rozumieją, ale właśnie dlatego Julia zabrała kierowcę i pojechała służbowym samochodem na imprezę andrzejkową naszych posłów. Gdyby dojechali tam osobno, a najpierw jednym służbowym samochodem dojechali do domu, żeby przesiąść się do dwóch prywatnych aut, to ocieplenie klimatu zwiększyłoby się co najmniej trzy razy. 

Wtorek, 2.12.2008 r.
Takie fajne przemówienie miałem na konferencji klimatycznej w Poznaniu, zobowiązałem się, że do 2020 roku będziemy jeszcze bardziej dbać o środowisko... I wszystko na nic! Ekologowie nazwali mnie "Skamieliną Dnia". Uznali, że niewiele robimy w sprawach klimatu i nawet nie zauważyli, jak ekonomicznie użytkujemy służbowe auta. Jeszcze mieli pretensje, że nie popieramy inwestycji dających energię ze źródeł odnawialnych... Może to się jakoś wiąże z tymi spalonymi papierami o źródłach geotermalnych, które Julia woziła w swoim prywatnym samochodzie bez kierowcy...?

Środa, 3.12.2008 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, jednak zmienił założenia budżetowe i obniżył plan wzrostu gospodarczego. I tak trzymał się długo. Teraz też nikt mu nie wierzy w te 3,7 procent, ale on (tak jak kiedyś Killer w filmie) pokazuje, że "twardym trzeba być, a nie mientkim". Podoba mi się to! Sam spaliłbym się ze wstydu, gdybym kiedykolwiek ugiął się przed protestującymi, zmienił adres swojego biura czy tym podobne... tylko dlatego, że jest ich dwa tysiące, a nie tysiąc. Nie chcę nikomu imponować, ale nie ulegam takiej presji, czy to są demonstranci, kibole, czy działacze PZPN... Chuck Norris nieprzypadkowo chciał sobie ze mną zrobić zdjęcie!

 

Czwartek, 11.12.2008 r.
Wszystko było dokładnie zaplanowane. Chłopaki od pijaru wymyślili, żebym oddał samolot rządowy prezydentowi, a sam poleciał do Brukseli samolotem rejsowym. W drodze byłaby wtedy okazja, żeby poopowiadać dziennikarzom o tym, jak rząd oszczędza na kosztach przelotów. Wiadomo, że za podróże samolotem rządowym nasi wyborcy muszą najwięcej płacić. Wszystko było już dograne, prezydent połknął przynętę... Tyle, że zepsuł się mój samolot rejsowy! Na koniec polecieliśmy do Brukseli tym samym samolotem rządowym. Wyszło taniej, bo jeśli i tak miał nim lecieć prezydent, to mój przelot był praktycznie za darmo!

Piątek, 12.12.2008 r.
Yes! Yes! Yes! Jest olbrzymi sukces! Mój osobisty. Wszystko wyglądało zgodnie z ustaleniami ze spotkania w Gdańsku. Wrócimy do kraju z 60 miliardami złotych! To znaczy w walizkach tych pieniędzy nie mamy, ale razem z Nicolasem z Paryża na tyle wyliczyliśmy polskie zyski z pakietu klimatycznego. Nicolas też się cieszy, bo może przy okazji sprzeda parę swoich elektrowni atomowych. Najlepszy numer zrobiliśmy, kiedy już zakończyły się negocjacje. Nicolas przyszedł i powiedział: "Donald, jesteś najbardziej skutecznym negocjatorem, jakiego znam". Czy ktoś jeszcze nie wierzy w skuteczność naszej polityki uśmiechów?

Sobota, 13.12.2008 r.
Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Wszyscy zasłużyli na nagrody! W budżecie jest trochę odłożonych pieniędzy. Mamy taką małą kumulację i możemy ją rozdysponować. Ci, którzy nie pojechali do Brukseli, też ciężko harowali. Na przykład Janusz z Lublina. Znów przygotowuje ustawę na temat zdrowia prezydenta! Nie miałby przez to czasu na pisanie innych ustaw... Ale i z tym sobie jakoś poradził. Jako ekspertów zaprosił do swojej komisji kilku lobbystów. Piszą ustawy, a Janusz ma czas i na ratowanie zdrowia prezydenta, i na konferencje prasowe!

Niedziela, 14.12.2008 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, ogłosił, że w przyszłym roku PKB zamiast o 4,8 proc. wzrośnie o 3,7 procent. Kasia z jego ministerstwa nie była już taka pewna. Podobno może być trochę gorzej, ale na pewno nie grozi nam mniejszy wzrost PKB niż 3 procent. Mówiła, że gdyby był jeszcze słabszy wynik, to nastąpiłby prawdziwy cud gospodarczy. Wszystko fajnie opowiedziała dziennikarzom... tyle, że my obiecywaliśmy, iż w gospodarce będą się działy rzeczy, o których nie śniło się ekonomistom! Obietnice zobowiązują! I teraz już nie wiem, czy powinien być ten cud, czy lepiej nie...

Poniedziałek, 15.12.2008 r.
W sondażach mamy już 60 procent poparcia! Pewnie dzięki tym 60 miliardom, które przywieźliśmy w walizkach z Brukseli. A lewica nie dość, że wyniki ma 10 razy gorsze, to jeszcze próbuje nas straszyć popieraniem weta prezydenta! Lechu z Gdańska przypomniał sobie, że kiedyś nie tylko negocjował z lewą nogą, ale jak mógł, tak ją popierał. Poradził, żebyśmy też spróbowali się popodpierać. "Albo się rządzi, albo się nie rządzi, a jak jest interes do zrobienia, to się go robi" - stwierdził filozoficznie Lechu. Nie na darmo dostał tytuł europejskiego mędrca...

Wtorek, 16.12.2008 r.
Nie wiem, po co opozycja mówi o jakimś referendum. Przecież wiedzą, że jeśli postawilibyśmy pytanie: "Czy jesteś za wprowadzeniem Polski do strefy euro 1 stycznia 2012 roku?", i odpowiedź Polaków byłaby negatywna, to mogę wprowadzić euro 2 stycznia 2012 roku! Zresztą, po brukselskich rozmowach z prezydentem widzę, że opozycja niewiele się od nas różni. Tak jak my popierają traktat, lubią czerwone wino i szybką jazdę samochodem... Tyle, że my we wszystkim jesteśmy lepsi! U nich jeden poseł, żeby szybko dojechać do Gdańska, musiał podczepić się pod jadącą na sygnale policyjną kolumnę. A nasz Bronek bez pomocy policji zasuwał po ulicach Warszawy 140 kilometrów na godzinę. Nawet gazety na Jamajce o tym pisały!

Środa, 17.12.2008 r.
Chłopaki od pijaru twardo trzymali się wersji, że do Trójmiasta latam tylko samolotami rejsowymi, ale... w końcu ktoś puścił farbę! Dziennikarze zorientowali się, że do Gdańska zamiast samolotów rejsowych przewozi mnie (trochę droższy) samolot rządowy. Wyliczyli, że w ciągu 10 miesięcy na trasie z Warszawy do Gdańska i z powrotem leciałem nim 26 razy. A przecież nie wszystkie loty do Trójmiasta miały charakter czysto prywatny. Przecież to właśnie w Gdańsku spotkałem się z Nicolasem z Paryża. Co prawda nie spotykałem się z nim 26 razy, ale przecież takie spotkanie trzeba wcześniej przygotować! 

 

Czwartek, 18.12.2008 r.
Nikt z nas nie jest doskonały, ale Waldek z PSL jest doskonałości bliski! Ma pewne cechy, które już 15 lat temu rzucały się w oczy. To jest spokój i opanowanie. Cały dzień zastanawialiśmy się, jaki będzie wynik głosowania w Sejmie. Powiedziałem chłopakom: "Policzmy głosy!". Wyszło na to, że jeśli SLD nie skrewi, to powinno udać się odrzucić weto prezydenta. Bronek zaczął narzekać, że nic nie wiadomo, bo lewica nawet "liderszypu" nie ma, więc może i skrewi... Wtedy Waldek przypomniał sobie o starych dziejach, kiedy razem z Lechem z Gdańska musiał bronić demokracji. Wygrali, a cały Naród śpiewał z wdzięczności: "Panie Waldku, pan się nie boi". Teraz będzie podobnie, tylko piosenkę wszyscy będą śpiewać w nowej wersji ("Panie Donku..."). No bo dlaczego SLD miałby skrewić? 

Piątek, 19.12.2008 r.
Yes! Yes! Yes! Weto prezydenta odrzucone! Grzegorz z SLD, tak jak kiedyś Olek, nie skrewił! "Liderszypu" niby nie mają, ale kiedy trzeba, to potrafią się zmobilizować. Można na nich liczyć! No i można w Polsce sensownie rządzić! Wszyscy pokazaliśmy, że mimo niesprzyjających warunków politycznych potrafimy, wtedy kiedy sprawa jest ważna i dotyczy niezwykle delikatnej materii, jaką są ludzkie pieniądze, wygrać. Olkowi z ministerstwa skarbu też się udało. Obsadził Roberta, członka rady krajowej naszej partii, na stanowisku szefa PERN "Przyjaźń". Nawet z radą nadzorczą firmy tego nie uzgadniał! Pieczone gołąbki same nam nie wpadają do gąbki! Trzeba się starać. By żyło się lepiej. Nam wszystkim.

Sobota, 20.12.2008 r.
Ale miałem pracowity dzień! I w Dębnicy Kaszubskiej byłem, i w Jezierzycach. Spotkałem się i z młodzieżą szkolną, i z seniorami. Otworzyłem kolejne boisko piłkarskie i zorganizowałem dla seniorów wigilię. To były dwa różne spotkania. No i miałem dwa różne przemówienia. Emeryci mogliby nie zrozumieć, gdybym powiedział, że powinni się cieszyć z możliwości gry w piłkę na boisku z elektrycznym oświetleniem. Przygotowaliśmy dla nich coś innego. 
Było 160 kilo smażonego pstrąga, 80 kilo uszek, 40 kilo łazanek. Dobrze, że Julia tego nie widziała! Chociaż jak mówiła, że członkom rządu nie wolno się objadać dorszami, to chyba znaczy, że pstrągami można?

Niedziela, 21.12.2008 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek", z Ministerstwa Finansów wrócił z Paryża. Okazało się, że oprócz pomocy dla islandzkich banków pieniędzmi z polskiego budżetu musimy też wspierać Łotwę. Na razie nie wiadomo, czy na banki w innych krajach też powinniśmy mieć jakąś rezerwę. Trzeba czekać na kolejne spotkania. Produkcja przemysłowa w listopadzie w porównaniu z poprzednim rokiem spadła o 8,9 procent. "Jacek" mówi, że to niczego nie zmienia. Mamy pomóc, to pomożemy. Zresztą stać nas na taki gest. 

Poniedziałek, 22.12.2008 r.
Żona Janka z Krakowa chlapnęła w mediach, że po moich wygranych wyborach prezydenckich premierem (po raz drugi!) zostanie Janek Krzysiu z banku. Mamy kłopot bogactwa kadr! Tak samo jak Janek Krzysiu na stanowisko premiera nadawałby się i Grzegorz, i Bronek. Radkowi na wszelki wypadek Sławek wysłał SMS-a, żeby nawet o tym nie myślał... Premierem chciałby też zostać Janusz z Lublina. Mówił wyraźnie, że w tej chwili zależy mu na dokończeniu pracy w sejmowej komisji "Przyjazne państwo", gdzie dla dobra gospodarki od kilku miesięcy wyjaśnia, jaki jest stan zdrowia prezydenta. Ale gdy prezydentem będę ja, to przecież w tym "Przyjaznym państwie" Janusz już nie będzie miał co robić.

Wtorek, 23.12.2008 r.
Przed świętami nasi wyborcy zasługują na jakiś prezent. No i można już powiedzieć, że prezent dostali. I to nie jeden! Mówiliśmy, że będziemy uważnie przyglądać się sytuacji na rynku paliw? I słowa dotrzymaliśmy. Eksperci narzekali, że samo przyglądanie się nic nie da, bo trzeba obniżać akcyzę i tym podobne rzeczy. Byliśmy twardzi! Cierpliwie czekaliśmy. No i wyszło na nasze! Ludzie na święta mają tańsze paliwa! A to nie wszystkie zrealizowane obietnice... Mówiliśmy, że ludzie będą wracali z Anglii? No i co? Przed świętami wszystkie samoloty z Londynu były pełne! Drogom i autostradom też się kiedyś zaczniemy przyglądać.


 
-Wtorek, 30.12.2008 r.

Jak miałoby wyglądać pytanie w sprawie referendum nad wprowadzeniem euro? Nikt nie potrafiłby takiego pytania wymyślić! W ogóle pomysł referendum to zupełne nieporozumienie. Przecież ludzie wypowiedzieli się na temat euro w referendum akcesyjnym! Chcieli być w Unii! Przecież wiedzieli, że tym samym zgadzają się i na traktat, i na euro, i na pomiary krzywizny banana! Czy są w Unii jakiekolwiek kraje, które nie mają euro? A jeśli są, to jak długo jeszcze? Takie transakcje wiązane to nic nowego. Kiedyś nawet w restauracjach było podobnie. Jak się zamawiało wódkę, to kelner o nic więcej nie pytał i - czy się chciało, czy nie - przynosił zakąskę...

-Środa, 31.12.2008 r.
Czas na podsumowanie roku. Chłopaki od pijaru przygotowali z tej okazji parę fajnych bon motów. Miałem powiedzieć, że jako szef rządu wygenerowałem uspokojenie w polskim życiu politycznym, dałem Polakom odetchnąć, że ludzie znów zaczęli się uśmiechać itp. Na koniec doszliśmy do wniosku, że te same słowa może przecież wypowiedzieć któryś z dziennikarzy! No i rzeczywiście ktoś z "Wyborczej" wziął to na siebie, a ja mogłem skromnie dopowiedzieć, że nie jest aż tak dobrze, bo wiele rzeczy się do końca nie udało zrealizować i część obietnic będziemy mogli wypełnić dopiero w nowym roku! Coś mi mówi, że to będzie kolejny rok cudów...

-Czwartek, 1.01.2008 r.
Z dużą ulgą słuchałem, jak w telewizji jedna pani astrolog mówiła o przyszłości... Polska będzie się miała dobrze, bo wchodzi w znak byka. A ja też jestem byk. Nie w sensie postury, tylko spod znaku byka. Pomyślałem więc sobie, że to dobra wróżba. Dla nas ten 2009 może być kolejnym rokiem szansy. Ale nie tylko na astrologii można opierać noworoczne nadzieje. Wróżby dla naszej gospodarki też są dobre. Szkoda tylko, że w noworocznym meczu polityków z oldbojami Lechii Gdańsk przegraliśmy 3:0. Ale to chyba jedyna zła wróżba.

-Piątek, 2.01.2008 r.
Mecz mocno dał mi się we znaki... Czas odpocząć! Jadę na narty do Włoch! Na początku zastanawiałem się, czy z tego wyjazdu nie zrezygnować, ale Zbyszek z naszego klubu parlamentarnego obiecał, że jakby dziennikarze pisali, że leniuchuję, zamiast pracować, to on osobiście opowie, jak ciężko ostatnio pracowałem. No i wygłosi któryś z wierszyków ułożonych przez chłopaków od pijaru. "Premier ciągle pracuje, zawsze wszystkiego dopilnuje. A ci, którzy na wbijanie mu szpilek nie tracą ochoty, to nie ludzie, a kojoty!". Dobry wiersz! Jadę!

-Sobota, 3.01.2008 r.
Musimy podrzucić dziennikarzom jakieś nowe tematy. Jak wrócę z urlopu, zrobimy małą rekonstrukcję rządu. Dobrze byłoby w końcu docenić pracę Michała. Jest szefem mojego zespołu doradców strategicznych, ale formalnie nie jest członkiem rządu. Zasłużył na funkcję konstytucyjnego ministra bez teki! To znaczy tylko oficjalnie tak się to nazywa. Bo - rzecz jasna - taki minister swoją teczkę może mieć. Michał to taki nasz James Bond. Najlepszy przy realizacji zadań specjalnych. 

-Niedziela, 4.01.2008 r.
Ciągle musimy pokazywać wyborcom, że jesteśmy wierni naszym wartościom. Miłość, przyjaźń, wolność... O polityce miłości i uśmiechu mówiłem wielokrotnie. Temat przyjaźni i komisję "Przyjazne państwo" wziął na siebie Janusz z Lublina. Nad wolnością bez większego pośpiechu zaczęła pracować Kasia z ministerstwa edukacji. Przygotowała już prawdziwą wolnościową bombę! Od 2012 roku rodzice sześcioletnich dzieci będą musieli posłać je do szkoły. Będą mieli prawo wyboru: albo sami przyprowadzą dzieci, albo pod eskortą.

-Poniedziałek, 5.01.2008 r.
Jak tylko wyjechałem, to w całej Polsce zrobiło się bardzo mroźno! Na dodatek są jakieś problemy z dostawami gazu. Zadzwoniłem do Grzegorza i powiedziałem mu, że pod moją nieobecność to on, jako zawodnik wagi ciężkiej, powinien uspokoić sytuację. Cudów od niego nie oczekuję. Wystarczyłoby, gdyby powiedział, że wszystko jest pod kontrolą. Rząd uważnie przygląda się sytuacji na rynku gazowym. Uważnie obserwuje też sytuację meteorologiczną. To powinno wystarczyć.

-Wtorek, 6.01.2008 r.
Fajne są te wakacje we Włoszech. Aż żal wracać! Górskie szczyty, czyste, rześkie powietrze i wspaniałe stoki do szusowania. Na nartach sobie jeżdżę, kieruję samochodem, nie golę się... Nikt mnie tu nie poznaje! Przypadkowo tylko spotkaliśmy dziennikarzy "Faktu". To są jednak zuchy. Zawsze spisują się na medal. Kiedy tylko ostrzeliwują mnie talibowie albo zakładam peruwiańską czapeczkę lub w Andach chrupnie mi w krzyżu z przepracowania, oni zawsze są na miejscu! Chłopaki od pijaru mówią, że nie mają z tym nic wspólnego.

 

Piątek, 9.01.2008 r.
"On wnosi dużo świeżości na polityczne salony", "to jego energia sprawia, że pracujemy tak sprawnie!" - posłowie naszego klubu nie mogą się nachwalić Janusza z Lublina. Chłopakom bardzo się spodobało, kiedy oskarżył posłankę opozycji o uprawianie politycznej prostytucji. A ile śmiechu przy tym było... Na początku nie wszystko było jasne. Co bardziej podejrzliwi zastanawiali się nawet, czy ta krytyka prostytucji nie jest ukrytym atakiem na Radka, który na stronach internetowych Ministerstwa Spraw Zagranicznych reklamował jakąś agencję towarzyską. Na szczęście znów okazało się, że Janusz to swój chłop. 

Sobota, 10.01.2008 r.
Z Francuzami rozmawia się bardzo miło. Nicolas z Paryża wie, jaka jest sytuacja z traktatem unijnym, i na pewno by to próbował wykorzystać... Na szczęście sam przyznaje, że jestem najlepszym negocjatorem, jakiego spotkał, więc żadnych sztuczek nie próbuje. Ostatnio wymyślił, że przyśle do Polski księcia Poniatowskiego z "misją ostatniej szansy" w sprawie traktatu. W ogóle zawsze, jak dzwoni Nicolas, to wiem, jakie będzie jego pierwsze pytanie: "A prezydent już podpisał?". Potem zaraz przeskakuje na inny temat i mówi, że właściwie to zamiast jednej elektrowni atomowej powinniśmy kupić przynajmniej dwie. 

Niedziela, 11.01.2008 r.
Janusz z Lublina jest jak dziecko. Prawie się na mnie obraził, gdy powiedziałem, że będziemy musieli mu zabrać komisję "Przyjazne państwo". Niczego nie zrozumiał. "To prawda, że lżyłem jedną z posłanek opozycji, ale przecież mieliśmy robić wszystko, by lżyło się lepiej! Nam wszystkim!" - denerwował się Janusz.
Na szczęście był z nami Olek z ministerstwa skarbu. Szybko przypomniał mu, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Nie ma co się tak przyzwyczajać do tych wszystkich obietnic i haseł wyborczych... 

Poniedziałek, 12.01.2008 r.
Prezydent znowu wetuje nasze ustawy! I mimo ponagleń Nicolasa z Paryża ciągle nie podpisał się pod traktatem. Mimo to mam nadzieję, że nasza współpraca w nowym roku będzie dla całego świata miłym zaskoczeniem. Na wszelki wypadek co drugi dzień rano powtarzam sobie: bądź dobry, nie irytuj się... Zresztą u prezydenta też widzę coraz więcej optymizmu. Powiedziałem mu ostatnio, że jako przyszły prezydent i mąż stanu muszę być optymistą. A prezydent na to, iż też ma swoje marzenia. Planuje, że kiedyś będzie wysokim blondynem. I dobrze. Polskie sprawy pójdą lepiej, jeśli obaj będziemy nastawieni pozytywnie.

Wtorek, 13.01.2008 r.
Dzwoniła Angela. Ma teraz jeszcze więcej roboty ode mnie! Prognozy dla niemieckiej gospodarki są złe. Wszystko przez ten kryzys finansowy. Na szczęście Angela ma już specjalny plan ratunkowy. Zwiększy wydatki budżetowe o kolejne 50 miliardów euro. Będzie rozdawała pieniądze już nie tylko bankom! Zaskoczyło mnie to trochę i nawet zapytałem, dlaczego zrobiła się taka rozrzutna. Powiedziała tylko, że ten kryzys to wyjątkowa sytuacja i musimy na nią reagować w wyjątkowy sposób. Nie wspominała, że powinniśmy część tych kosztów pokryć z polskiego budżetu. Może sam powinienem zaproponować?

Środa, 14.01.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz Jacek z Ministerstwa Finansów, wytłumaczył mi, dlaczego na razie nie ma potrzeby korygowania prognozy wzrostu PKB na przyszły rok. Możemy jeszcze trochę poudawać, że poważnie traktujemy te wszystkie liczby, jakie wymyślili chłopaki od pijaru. W odróżnieniu od krajów Zachodu Polska uniknęła bezpośrednich skutków kryzysu finansowego i dlatego nie potrzebuje żadnej pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Powinniśmy sami pomagać innym, biedniejszym od nas krajom! Jeżeli zgodziliśmy się dofinansować islandzkie i łotewskie banki, to pewnie wobec Niemiec też stać by nas było na taki gest...

 

Czwartek, 15.01.2008 r.
Michał jest już członkiem rządu. Zasłużył na to przez lata pracy. Nawet prezydent go chwali. Był współautorem naszego cudownego programu wyborczego, potem szefem mojego zespołu doradców strategicznych. Wszyscy nazywali go superministrem, a oficjalnie w rządzie go nie było! Ciągle nie odnalazła się jego teczka. Dlatego mianowałem go ministrem bez teki.

Piątek, 16.01.2008 r.
Dzwoniła Angela. Pół godziny rozmawialiśmy. Mówiłem jej, że Polacy boją się gazowego szantażu. Szczególnie po konflikcie Rosji z Ukrainą. Angela trochę mnie uspokoiła. Stwierdziła, że solidarność energetyczna wszystkich państw Unii ma wyjątkowe znaczenie i zaproponowała rozwiązanie naszych problemów. Według niej, najlepiej przed szantażem ze strony Ukrainy ochroni nas budowa gazociągu z Rosji do Niemiec. Angela chce go zbudować dla naszego dobra! Jeśli będzie wybudowany pod dnem Bałtyku, to ani Ukraina, ani Gruzja, ani żaden inny szantażysta nie będzie nas już mógł odciąć od dostaw z Rosji. Będziemy bezpieczniejsi.

Sobota, 17.01.2008 r.
W walce z korupcją jakoś nie mamy ostatnio większych sukcesów. Powiedziałem Radkowi, żeby poważnie porozmawiał z Julią. A on od razu... poleciał na Ukrainę! Kiedy się okazało, że już tam jest, Sławek wysłał mu sms-a, żeby spróbował się umówić na spotkanie z ukraińskim prezydentem albo chociaż z szefową ich rządu. Spróbował, ale mu się nie udało. Radek i tak jest zadowolony ze swojej podróży, bo trochę się tam porozglądał i ma bardzo ciekawe obserwacje, a gdyby nawet doszło do rozmowy z Juszczenką lub Tymoszenko, to i tak byłaby to rozmowa "czysto kurtuazyjna". Nie ma czego żałować.

Niedziela, 18.01.2008 r.
Nareszcie! Tyle lat ludzie o tym marzyli i... udało się! Mamy nowe przepisy! Od dziś nikomu w pracy nie będzie już groził pożar. Mówiliśmy w programach przedwyborczych: "Przed pożarem będą nas chronić dobrze opłacani strażacy, przeszkolenia przeciwpożarowe będą organizowali uśmiechnięci, dyplomowani instruktorzy". Teraz te marzenia naszych wyborców się spełniają! Każdy pracodawca musi wyznaczyć pracowników odpowiedzialnych za ochronę przeciwpożarową i ewakuację pracowników w przypadku zagrożeń pożarowych. Ludzie poczuli się bezpieczniejsi. Powoli przymierzamy się do realizacji innych obietnic.

Poniedziałek, 19.01.2008 r.
Coś trzeba zrobić z Bogdanem z ministerstwa obrony. Ma dużo zdolnych kolegów, takich zawsze świetnie przygotowanych do naszych castingów. Nie mam nic przeciwko temu. Tyle że Bogdan jakiś się ostatnio zrobił rozkojarzony i roztargniony. Zginęło mu prawie 2 miliardy złotych! Wszyscy w jego resorcie szukali i nic! Chyba będę musiał go przerzucić do Parlamentu Europejskiego. Tam o takie grosze nikt nie robiłby afery... Na razie pomoc Bogdanowi obiecał Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów. Da mu ze swojej kasy 1,5 miliarda. "Jacek" mówi, że stać nas na taki gest.

Wtorek, 20.01.2008 r.
Ech... łza się w oku kręci! Zbychu z ministerstwa sprawiedliwości miał tyle sukcesów w wykrywaniu kryminalnych sprawek naszych poprzedników. Nigdy nie zapomnę jego konferencji prasowych o torturowanych laptopach. To idealnie pasowało do naszej obietnicy cudów. Wszyscy na pewno pamiętają, jak jeden z zamordowanych laptopów Ziobry na naszej konferencji prasowej ożył... No to był chyba cud! Ale trudno. Saper myli się tylko raz. Pomylił się, a dziennikarze nagonkę na Zbycha zrobili i żartowali, że niby najbardziej niebezpieczne miejsce w Polsce to jednoosobowa cela z całodobowym monitoringiem i specjalnym nadzorem ze strony ministerstwa. Musiał zrezygnować.

Środa, 21.01.2009
Z Januszem z Lublina też już było niewesoło. Uwzięli się na niego. Chłopakom od pijaru udało się wymyślić coś, co poszło w serwisach informacyjnych jako prawdziwy hit! Ogłosiliśmy, że Janusz za karę za chamskie wypowiedzi straci stanowisko przewodniczącego komisji i... zostanie wiceprzewodniczącym! Z wielką pompą złożył rezygnację. Chyba wcześniej coś przyjął dla kurażu, bo na konferencji opowiadał, że po swojej rezygnacji ciągle ma przed oczami jakieś smugi... Śmiechu było przy tym co niemiara, bo tak naprawdę to zamienił się tylko miejscami z Mirkiem, który był dotąd wiceprzewodniczącym komisji. Gdy będzie taka potrzeba, to wystarczy odwołać Mirka i Janusz znów będzie miał swoją komisję!

 

Czwartek, 22.01.2009 r.
Media ciągle alarmują o kryzysie. Waldek z PSL mówi, że to gruba przesada, bo z naszą gospodarką wcale nie jest źle. W ogóle w naszym regionie mamy najlepiej! Sytuacja jest pod kontrolą. Pierwsze półrocze nie wymaga żadnych zmian w budżecie. Waldek chce porozmawiać z wydawcami prasy i właścicielami mediów elektronicznych. Właśnie o budowaniu takiego pozytywnego klimatu. Bo jeżeli gospodarka będzie się rozwijała, to będą ogłoszenia, ich biznes będzie się kręcił. A jeżeli sami sobie nagrabimy tak negatywnych emocji, to pierwsze, co będzie oszczędzane, to pieniądze na reklamy! Jedziemy na jednym wózku.

Piątek, 23.01.2009 r.
Nie zmieniałem dotąd nikogo w rządzie. W końcu na ministrów wybraliśmy samych najlepszych. Ale teraz mamy szansę zmienić ich na jeszcze lepszych. Zbychu z Ministerstwa Sprawiedliwości na przykład też był najlepszy. Musiałem go odwołać, żeby było widać, że wprowadzamy do świata polityki odpowiedzialność za decyzje. Na początku nie było wiadomo, kim zastąpić Zbycha. Jak ktoś miał praktykę prawniczą, to od razu mówił, że nie jest zainteresowany. Na szczęście w końcu okazało się, że Andrzej chciałby spróbować swoich sił w ministerstwie. Dlaczego miałem mu nie dać szansy? 

Sobota, 24.01.2009 r.
Jednak mamy ten kryzys finansowy! Jak to się stało? Przecież miało być całkiem inaczej. "Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy." Pytałem chłopaków na Radzie Ministrów, co się stało, że jakoś nie możemy przyspieszyć. No i się okazało... Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, dokładnie to wszystko wyjaśnił. To w latach 2006-2007 były szanse na zapewnienie wzrostu, przyspieszenia i wykorzystania. Tyle że wtedy to nie my rządziliśmy! Teraz płacimy tylko za ich błędy. Ponosimy koszty słabszej złotówki, braku euro. Gdyby nie oni, to już dawno byśmy tak przyspieszyli, tak byśmy dodali gazu, że byłaby tu nie tylko druga Irlandia, Portugalia czy Grecja, ale może nawet Słowacja! 

Niedziela, 25.01.2009 r.
W budżecie podobno brakuje nam 28 miliardów złotych! Nie jest wesoło! Bogdan z ministerstwa obrony zmartwił się, że może nie mieć pieniędzy na zakup wymarzonej łodzi podwodnej, Ewa z Ministerstwa Zdrowia nie wie, czy starczy jej na finansowanie in vitro, "Jacek" chciałby wpłacić trochę na konta banków z Łotwy i Islandii... A przecież obejmowaliśmy władzę po to, by żyło się lepiej! Nam wszystkim! W tej sytuacji obiecać mogłem tylko jedno. Na podwyżki dla członków rządu, posłów, senatorów, Kancelarii Sejmu, Kancelarii Prezydenta... dla wszystkich najbardziej potrzebujących nie zabraknie ani grosika! 

Poniedziałek, 26.01.2009 r.
Kazik z Londynu się zakochał. Opowiedział o tym chyba wszystkim kolorowym gazetom na świecie! Znów jest najpopularniejszym polskim politykiem! Chłopaki od pijaru stwierdzili, że jego nowy image bardzo by pasował naszej partii jako symbol naszej "polityki miłości". Pytałem go, na ile możliwy jest jego powrót do polityki i czy - gdyby trzeba było wystartować w jakichś wyborach, albo ulepić bałwanka z dziennikarzami - byłby gotów oficjalnie zrezygnować z pracy dla banków. Rozmawialiśmy o różnych ewentualnościach. Jest jeszcze parę rzeczy do obgadania. Na razie zobowiązaliśmy się do poufności, ale jedno jest już jasne: Kazik jest do mojej dyspozycji. I w razie potrzeby nie zawaham się go użyć.

Wtorek, 27.01.2009 r.
Dzwoniła Angela. Chciała mi pomóc przed rozmową z Władimirem z Moskwy. Mówiła, że nie powinienem się go bać, ale gdybym poparł budowę Gazociągu Północnego, to na pewno rozmawiałoby nam się łatwiej. Nie wiedziała, że na to spotkanie szykuję prawdziwą niespodziankę. Będę rozmawiał z Władimirem jak równy z równym! On chyba nie ma dwóch metrów wzrostu? Powiem mu: "Jesteśmy gotowi do poważnej rozmowy, ale nie damy się w relacjach polsko-rosyjskich zapędzić do kąta, te czasy się skończyły!". A w sprawie gazociągu może nie on mnie, tylko to ja jego przekonam? Ale Angela by się zdziwiła!

Środa, 28.01.2009 r.
Wokół Jacka z Sopotu znowu zrobiło się zamieszanie. Kogo on tam ma w drużynie? Z kim gra w piłkę? Samobójcze gole ciągle nam strzela! Ludzie z jego zespołu nagrywają go na dyktafon, a potem oskarżają o łapówkarstwo i idą z tymi nagraniami do prokuratury! Jak dotąd - na szczęście - sąd nie zgodził się na aresztowanie. Jacek będzie miał trochę czasu, żeby podszkolić się aktorsko. Ma szansę. Jeśli tak jak Beata rozpłacze się przy opowiadaniu o lodach, to wygraną w wyborach ma w kieszeni! A na razie nie mamy z nim nic wspólnego. Nawet w partii już nie jest. Julia ma rację: z korupcją trzeba walczyć! 

 

Czwartek, 29.01.2009 r.
Wszystko jest pod kontrolą. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, trochę przesadzał z tymi optymistycznymi prognozami, ale naprawdę jest dobrze! Nie ma apokalipsy! Na razie uważnie przyglądamy się sytuacji na światowym rynku finansowym. Żadne zmiany w budżecie nie są potrzebne. O tym, że akurat z nami nie jest najgorzej, świadczy np. fakt, że do budżetu unijnego wpłacamy więcej, niż wypłacamy! Przecież gdybyśmy nie mieli, to byśmy nie wpłacali! Stać nas na taki gest! Nie ma apokalipsy! Może kiedyś z tych wspólnych pieniędzy będą finansowane jakieś nasze inwestycje?

Piątek, 30.01.2009 r.
Dzwoniła Angela. Nie chciała, żebym się martwił amerykańską tarczą antyrakietową. Teraz, kiedy wszyscy jesteśmy jedną unijną rodziną, cała Europa jest nasza wspólna. Dlatego musimy sobie pomagać. Żeby nas wybawić z kłopotu, Angela chce napuścić na Amerykanów swojego ministra spraw zagranicznych. Ma poprosić w naszym imieniu, żeby Amerykanie dali sobie z tą tarczą spokój. Gazowym szantażem Ukrainy też mamy się nie martwić. Angela będzie się starała, żeby dla naszego dobra rura gazowa pod Bałtykiem jednak powstała. Jest szansa, że Niemcy pomogliby nam sfinansować taką inwestycję.

Sobota, 31.02.2009 r.
Opozycja nas dyskryminuje. Nie chcą mojego przemówienia na ich partyjnym kongresie! Janusz z Lublina miał nawet ciekawy pomysł, jak to obejść. Zaproponował, że moglibyśmy tam wejść w przebraniu! Wystarczyłoby, gdyby założył jakieś stare suknie po babci, a ja np. jakiś hełm po dziadku... Zrezygnowałem z tego, szczególnie że w tym samym czasie miał być mecz... Chłopaki od "pijaru" też nie mają czasu na redagowanie przemówienia programowego, bo już przygotowują coś znacznie lepszego: podziękowania dla piłkarzy ręcznych! Przecież to, co robili, to były cuda!

Niedziela, 1.02.2009 r.
Jak to było? "Świątek, piątek czy sobota na podwórku wre robota". Bogdan z ministerstwa obrony nawet w niedziele haruje. Przegląda wszystkie szafy, biurka, szuflady... Szuka, bo gdzieś zginęło 17 miliardów! Najlepiej byłoby, gdybyśmy znaleźli więcej, niż zgubiliśmy. Michał (jemu z kolei zginęła teczka!) przeliczył, że przez te kilka dni znaleźliśmy 10,5 miliarda. "Jacek" się uparł, że to za mało i że trzeba ogłosić w mediach jakąś większą liczbę. Zaproponował 19,7 miliarda. Moglibyśmy np. powiedzieć, że 9,7 miliarda znaleźliśmy dzięki "nowej formie finansowania wydatków infrastrukturalnych". No ale wtedy w sumie byłoby za dużo, bo 20,2 zamiast 19,7 miliarda! Trzeba to jeszcze raz przeliczyć. 

Poniedziałek, 2.02.2009 r.
To prawda, że mówiłem o skończeniu z partyjniactwem w spółkach Skarbu Państwa. Bo przecież o zatrudnieniu we władzach spółek powinny decydować kwalifikacje kandydata, a nie kolor legitymacji partyjnej! Po wyborach rady nadzorcze państwowych spółek rzeczywiście zaroiły się od naszych kolegów partyjnych. Ale to świadczy tylko o ich wysokich kwalifikacjach! Po prostu mamy odpowiednich ludzi na każde stanowisko. Na przykład Bogdan. Jest szefem Senatu. Ale równie dobrze poradziłby sobie w Parlamencie Europejskim albo nawet w Watykanie... "Papież popełnia błąd za błędem" - stwierdził ostatnio Bogdan. Teraz skromnie czeka. Aż z Watykanu przyjdzie jakiś list z prośbą o pomoc.

Wtorek, 3.02.2009 r.
Wybrałem ostateczną wersję podziękowania dla piłkarzy. Na początku miałem wątpliwości... No bo w czyim imieniu wystąpić? Jak to powiedzieć? "Obywatele Wam dziękują"? Nie brzmi dobrze. "Dziękują Wam Polacy"? Niezbyt postępowo. Aż w końcu... Eureka! "Dziękują Wam... mieszkańcy Polski!". Uff... Niby dobrze, że nasi piłkarze ręczni zdobyli medal, ale nie ułatwili mi pracy. Wygrali z Rosją, wyeliminowali Niemców... A nasz trener, jak mu jeszcze 15 sekund zostało na strzelenie bramki, to mówił: "Spokojnie, mamy dużo czasu"! Dużo czasu? Żeby tylko Mirek go nie włączył do komitetu organizacyjnego Euro 2012. A może już czeka z budową stadionów na ostatnie 15 sekund?

Środa, 4.02.2009 r.
Waldek z PSL nie zna się na żartach. Powiedziałem, że będę proponował wszystkim partiom, żeby się zastanowiły nad sprawą finansowania z budżetu państwa. Czy na czas kryzysu politycy nie mogliby zrezygnować z podwyżek albo w ogóle zawiesić dotacje dla partii politycznych...? Tak sobie żartowałem! A Waldek zupełnie nie zrozumiał. "Niech premier da przykład innym. Niech nie pobiera dotacji na partię i zwróci to, co już odebrał" - skomentował Waldek, a na deser dołożył jeszcze, że on wtedy zastanowi się, czy z własnej kieszeni nie zafundować ludziom zakupu energooszczędnych świetlówek, żeby przy ich świetle wyborcy widzieli, jak politycy się dla nich poświęcają. No i cały "pijar" mi zepsuł...

 

Czwartek, 5.02.2009 r.
Waldek z PSL poszedł za ciosem. Złośliwie ogłosił, że... popiera mnie i moją partię! Nasze pomysły na oszczędności budżetowe też popiera, a dodatkowo chce, żeby nasza partia dobrowolnie zwróciła do budżetu te wszystkie pieniądze, które do tej pory otrzymała. I to jeszcze nie koniec! Chciałby sprzedawać stanowiska w państwowych firmach na licytacjach! Teraz rozumiem jego pomysł dofinansowania banków. Pewnie chodzi mu o to, żeby banki w zamian za dofinansowanie udzielały naszym posłom kredytów na zakup stanowisk.

Piątek, 6.02.2009 r.
Wszystkim się zebrało na wspominki o Okrągłym Stole. Władek z Wrocławia zaproponował nawet na konferencji w Sejmie, żebyśmy Jaruzelskiemu postawili pomnik. Bo organizując Okrągły Stół, zbudował w Polsce demokrację. Władek podobno był przez cały czas trzeźwy i nawet kaca po tym nie miał. Za to Lechu z Gdańska przyznał się, że ma kaca. Bo nie tylko nie zbudował pomnika, ale skrócił Jaruzelskiemu prezydenturę! No i nie dotrzymał słowa, jakie mu dał. W ogóle Lechu mówi, że nie wszystko mu się jednak udało, i myśli, czy nie zrobić jeszcze jednej rewolucji. Chyba nie planuje skrócić mojej prezydentury, żeby oddać władzę Jaruzelskiemu...?

Sobota, 7.02.2009 r.
Jacek z Sopotu będzie u siebie robił referendum. Nie chce ustąpić ze stanowiska. Mówi, że ludzie go wybrali, a mamy przecież demokrację! 
I to nie sąd powinien oceniać, kto jest skorumpowany, a kto nie, ale wszyscy wyborcy w referendum! Nie wiem, co z tym zrobić. Chyba nie mogę mu pomagać w zbieraniu podpisów, bo Manuel z Brukseli i jeden taki wysoki komisarz unijny za każdym razem, jak się tylko spotykamy, przypominają mi, żebym nie popierał żadnego referendum...

Niedziela, 8.02.2009 r.
Teraz dopiero widać, jak bardzo opozycja się pomyliła, krytykując Andrzeja z Ministerstwa Sprawiedliwości. Mówili, że Andrzej nie miał zbyt wiele do czynienia z wymiarem sprawiedliwości. A okazało się, że nawet w USA praktykował! Mimo wszystko współpraca z opozycją wygląda coraz lepiej. Rysiek z Kancelarii Prezydenta mówił, że jego szef mógłby stać się patronem porozumienia w sprawie przyjęcia euro! Chyba nie bardzo wiedzą, jak wycofać się z propozycji zrobienia referendum... A gdybym tak namówił Janusza z Lublina, żeby pomógł opozycji w agitacji na rzecz przeprowadzenia referendum...? Ich pomysł byłby skompromitowany nie mniej niż "Przyjazne państwo"!

Poniedziałek, 9.02.2009 r.
Wszystkich trzeba ratować! Te miliardy, jakie ostatnio udało nam się znaleźć w ministerialnych szafach, bardzo się teraz przydadzą. Jean-Vincent, czyli nasz Jacek z Ministerstwa Finansów, stale przypomina, że tak jak obiecaliśmy, musimy mieć trochę waluty odłożonej na ratowanie banków na Łotwie, w Islandii, a może nawet we Włoszech. Angela pytała, czy nie sfinansowalibyśmy budowy gazociągu pod Bałtykiem. Waldek oprócz banków chce coś dorzucić strażakom i firmom samochodowym... Na dodatek przez kilka ostatnich miesięcy musieliśmy dopłacić ponad 300 milionów euro do unijnej kasy! Niby stać nas na taki gest, ale będziemy musieli z Bogdanem z MON jeszcze raz przejrzeć szuflady w jego biurkach. Może znowu coś się znajdzie?

Wtorek, 10.02.2009 r.
Chłopaki od pijaru poradzili mi, żebym na razie nie wysyłał do telewizji Julii, bo naszym wyborcom nie podoba się jej fryzura. Julia dawno nie była u fryzjera. Ale to chyba nawet dobrze. Mirek z ministerstwa sportu parę razy już mówił, że "Fryzjer" teraz źle się kojarzy. No i Julia musiałaby coś opowiadać o korupcji. A opozycja ciągle narzeka, że stosujemy korupcję polityczną! Wymawiają nam, że obsadziliśmy naszych ludzi w Orlenie, Gaz-Systemie, w Narodowym Centrum Sportu, portach morskich, a nawet w PKS w Mławie... Chcieliby, żebyśmy kierowali się kryteriami politycznymi w gospodarce??? Przecież nie będziemy z firm wyrzucać fachowców dlatego tylko, że mają jakieś legitymacje partyjne!

Środa, 11.02.2009 r.
Dzwoniła Angela. Skarżyła się, że Janek z Krakowa nie umie się zachować w porządnym niemieckim samolocie. Podobno zrobił personelowi samolotu awanturę, a gdy tylko weszła policja, od razu zaczął krzyczeć: "Ratunku! Niemcy mnie biją! Ratunku!". No i musieli go zakuć w kajdanki i wyprowadzić. Szkoda, że Janek ma takie narodowe uprzedzenia... Tym bardziej że ciągle nie wiadomo, kto miałby mnie zastąpić w rządzie. Ławka rezerwowych jest coraz węższa! Premier z Londynu nie ma do niczego głowy, bo ciągle zakochany, premier z Krakowa też teraz odpadł. Premier z Lublina? Czemu nie? Trochę już w jego promocję zainwestowaliśmy...

 

Czwartek, 12.02.2009 r.
Kiedy w końcu będą wybory prezydenckie? Mam już dosyć tego premierowania! Mieliśmy organizować fajne konferencje prasowe, uśmiechać się i opowiadać o przyspieszeniu gospodarki, podwyżkach dla budżetówki... Ale jak mamy to robić, jeżeli ciągle jesteśmy bombardowani coraz gorszymi danymi? W styczniu bezrobocie w Polsce wzrosło aż o 160 tys. osób. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że opracowaliśmy "czarny scenariusz" kryzysowy, ale rzeczywistość może być jeszcze czarniejsza! Tylko Leszek, który kiedyś kierował Unią Wolności, trochę mnie pocieszył. Mówi, że nie musimy być jakąś owcą, jakąś ofiarą kryzysu. Mamy szansę być tygrysem Europy! Może to będzie po prostu czarny tygrys? 

Piątek, 13.02.2009 r.
Lechu z Gdańska zdecydował, że zostanie w radzie "europejskich mędrców". I dobrze, bo walczy tam o "przyjazną Unię Europejska". Tak jak Janusz z Lublina w naszym Sejmie o "przyjazne państwo". Lechu został, bo mówi, że teraz "Europa jest ważniejsza, a kraje są na drugim miejscu". W ogóle nie warto się kłócić, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. U nas tak samo. Proponując oszczędności na partiach politycznych, otworzyliśmy prawdziwą puszkę Pandory... Lewica od razu przypomniała, że zwiększyliśmy zatrudnienie w ministerstwach, a ludowcy ogłosili, że chcą zlikwidować nasze gabinety polityczne w ministerstwach i zaoszczędzić ponad 460 milionów rocznie! Jednak trzeba było się porozumieć...

Sobota, 14.02.2009 r.
Przez tę naszą perfekcyjną kampanię wyborczą ludzie teraz zbyt wiele ode mnie wymagają. Chłopaki od pijaru znaleźli nawet w internecie jakieś wiersze, w których jestem porównywany do Baracka z Ameryki! Że niby on - podobnie jak ja - może doprowadzić do cudu w gospodarce. 
Miły, śliczny, śmiały, twórczy...
Elektorat jego karny!
To brat bliźniak "Cudotwórcy"?
Drugi "Donek"? Tak! Choć czarny...
No tak, ale Barackowi łatwiej jest się przygotować na najczarniejszy scenariusz w gospodarce. Amerykanie, kiedy chcą, mogą sobie wydrukować biliony dolarów! A my? Nawet euro ciągle nie mamy. Co najwyżej możemy sobie kupować i sprzedawać po 5 złotych za sztukę.

Niedziela, 15.02.2009 r.
Uff... Wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. Tyle było tego gadania o kryzysie, a okazuje się, że z naszymi sondażami jednak nie jest tak źle! Najpierw w głosowaniu przeprowadzonym przez jeden z tygodników zostałem wybrany "człowiekiem roku", a teraz wygrałem nawet plebiscyt na "męża stanu"! Wyprzedziłem byłych prezydentów. Olek był drugi, a Lechu trzeci. Podoba mi się ta klasyfikacja. Powiedziałem dziennikarzom, że fajnie jest być "człowiekiem roku". Fajnie być "mężem stanu"! Jak się wszystko uda, niedługo powiem im, że "fajnie jest być prezydentem!". 

Poniedziałek, 16.02.2009 r.
Hania z Warszawy pokazała, że potrafimy nie tylko mówić! Zamiast tylko gadać o naszych sukcesach, Hania po prostu je spisała i wydrukowała to wszystko na ulotkach! Milion ulotek rzuciła na miasto! Czyli jak się chce, to można... Daliśmy sobie radę z drukiem ulotek, to pewnie i z metrem, i ze stadionami kiedyś sobie poradzimy. Organizacja Euro w Polsce jest niezagrożona, chociaż różni malkontenci już piszą, że Niemcy i Anglicy mogą nam zabrać Euro. "Jacek", jak tylko o tym przeczytał, zdenerwował się. Stwierdził, iż to wyjątkowo głupie plotki, bo niedawno był w Anglii i wie, że chłopaki z Londynu mają swoje funty i nie ma takiej opcji, żeby chcieli nam zabrać choćby jedno euro.

Wtorek, 17.02.2009 r.
Julia była u fryzjera. Tak jak się umówiliśmy, nie opowiadała dziennikarzom o korupcji. Mówiła o tym, co ważne dla naszych wyborców. Ludzie chcą się czuć bezpiecznie! I nie chodzi tylko o to, że musimy mieć euro. Do poczucia bezpieczeństwa potrzebna jest sprawna policja! Julia znalazła sposób na takie usprawnienie. Policja patrolująca ulice nie powinna do tego używać samochodów. Patrole piesze są znacznie skuteczniejsze, dlatego na początek trzeba... zabrać policji samochody! Jej pomysł bardzo mi się spodobał. Wzrośnie i bezpieczeństwo, i oszczędności!

Środa, 18.02.2009 r.
Już zanosiło się na wielką, antykryzysową koalicję z opozycją i prezydentem. Wszyscy mówili, że trzeba współpracować, że wspólnie musimy się uważnie przyglądać sytuacji na światowych rynkach finansowych... No to spotkaliśmy się i wspólnie trochę się jej poprzyglądaliśmy. Nie wyglądała najlepiej i "Jacek" nie wytrzymał. Zresztą miał rację, bo za cały ten kryzys odpowiada opozycja. Zupełnie sobie w tej sytuacji nie radzą! Na przykład szef opozycji przyszedł na moment, posłuchał, popatrzył, potem się znudził i wyszedł. - Bo należy także trochę się nauczyć! Przygotujcie się trochę! - krzyczał za nim "Jacek". No i teraz zupełnie nie wiadomo, czy będzie ta wielka koalicja, czy nie...


Czwartek, 19.02.2009 r.
Sejmowa debata na temat kryzysu była bardzo dramatyczna. Właśnie tłumaczyliśmy, w jaki sposób uratujemy tysiące miejsc pracy, kiedy Sławek zauważył coś niepokojącego... Posłowie opozycji wnosili na salę kanistry z benzyną! Dodatkowo, w jednym z tych kanistrów, mieli ukryty nóż... W ostatniej chwili udało mi się odwieść ich od zbrodniczego planu. "Nie wbijajcie nam noża w plecy!" - zawołałem. Trochę się przestraszyli, a Waldek z PSL zaalarmował paru znajomych strażaków. Opozycjoniści widzieli, że jesteśmy gotowi na wszystko. Zrezygnowali i z podpaleń, i z krwawych zamachów.

Piątek, 20.02.2009 r.
W tej mocno kryzysowej sytuacji z posłami opozycji trzeba będzie się jakoś dogadywać. Zresztą wygląda na to, że sytuacja nie była aż tak groźna, jak myślałem. Okazało się, że nawet w czasie debaty nie mieli ze sobą żadnego noża, tylko plastikowe sztućce. A w kanistrach wcale nie przynosili benzyny! Wnosili na salę inne, bezpieczniejsze płyny. A po co? Bo nawaliła restauracja sejmowa! Były jakieś problemy z dostawami. Ten kryzys jest jednak poważniejszy, niż wydawałoby się jeszcze kilka tygodni temu...

Sobota, 21.02.2009 r.
Nie wszyscy ucierpieli przez słaby kurs złotego! Na przykład Kazik. Pracuje w zagranicznym banku i mówi, że w ogóle nie wzrusza się kursem naszej waluty. Nie przelicza niczego na złote, bo bank dobrze mu płaci i nie wymaga od niego żadnych operacji walutowych. Kazik nie spekuluje, tylko inwestuje. Ostatnio ostro zainwestował w buty dla swej dziewczyny. Gdy dowiedziała się o tym nasza parlamentarna miss - Joasia, to zrobiło jej się przykro. "Przy naszych poselskich uposażeniach nie możemy poszaleć na zakupach" - zasmuciła się i zaraz poszła do sklepu. Potem rozsądnie wytłumaczyła wszystkim, że wydała na buty tylko dwa tysiące złotych, bo diety są niskie, a dodatkowo "Polacy wymagają, żeby posłowie ubierali się tanio".

Niedziela, 22.02.2009 r.
Kazik dobrze zrobił, zamykając swoją szkołę dla liderów. W naszej partii mamy ich już nawet za dużo. Grzegorz, Bronek, Radek, "Jacek", Zbyszek, Hania, Julia, Stefan, Janusz z Lublina... A w rezerwie jest jeszcze syn Lecha z Gdańska i Joasia! Z takim składem moglibyśmy obsadzić kierownictwa we wszystkich partiach opozycyjnych, nie gorzej niż w zarządach firm Skarbu Państwa! Nie wiadomo, co z takimi nadliczbowymi liderami robić. Jak jednego wyrzuciłem kiedyś z Warszawy do Parlamentu Europejskiego, to teraz wrócił jak bumerang i jeszcze zaczął organizować konkurencyjną partię z konkurencyjnym kandydatem na prezydenta!

Poniedziałek, 23.02.2009 r.
Dziennikarze znowu denerwują ludzi. Piszą, że rośnie bezrobocie, a firmy ciągle planują kolejne zwolnienia. Podobno nawet banki mają zwalniać pracowników! Nawet jeśli tak jest, to przecież zamiast zamieszczania takich smutków gazety mogłyby więcej pisać o tych, którzy mimo kryzysu przyjmują nowych pracowników. Na przykład Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów. Przez ostatni rok zatrudnił 115 osób! Łącznie w ministerstwach udało nam się znacznie zwiększyć zatrudnienie. Przybyło blisko 400 etatów! A media jak zwykle nie doceniły tego sukcesu...

Wtorek, 24.02.2009 r.
Julia sama jest sobie winna. Będzie teraz jeździła samochodem bez ochrony policji! Najpierw przez długi czas jej samochodu pilnowali dziennikarze "Gazety Wyborczej". Pilnowali, pomagali wynosić z samochodu nadpalone dokumenty... Potem, gdy "Wyborcza" zaczęła zmniejszać zatrudnienie, zamiast dziennikarzy Julia miała przydzieloną ochronę dwóch policjantów. W nieoznakowanym radiowozie policjanci jeździli za nią i pilnowali jej samochodu. Teraz już nie jeżdżą. Julia powiedziała dziennikarzom, że trzeba zabrać policji samochody, bo piesze patrole są skuteczniejsze. No i policja zabrała jej ochroniarzy. Zresztą pieszo mogliby nie zdążyć za samochodem Julii. 

Środa, 25.02.2009 r.
Na wielką, antykryzysową koalicję z opozycją i prezydentem nadziei jest więcej, a nie mniej. Na razie ustaliliśmy na "szczycie społecznym", że budujemy wspólną narodową strategię dojścia do euro. "Jacek" trochę się na taką wizję współpracy skrzywił. Mówił, że nie byłoby światowego kryzysu finansowego, gdyby opozycja nie straszyła ludzi. Wtedy Waldek z PSL przypomniał sobie, że nawet u nas są tacy, którzy tak jak Sławek wołali: "Zbankrutujemy! Jak Unia wypuści euroobligacje, to zbankrutujemy!". Chłopaki z PSL podchwycili temat i stwierdzili, że teraz trzeba by takim panikarzom przetrzepać tyłki. No i w ogóle, że wszyscy powinniśmy posypać głowy popiołem. Co oni dzisiaj z tym popiołem...?

Piątek, 27.02.2009 r.
Ważne spotkanie. Angela powiedziała, że na unijnym szczycie powinniśmy być solidarni. Zwłaszcza że Węgrzy próbują wszystko zepsuć. Proponują plan specjalnej pomocy dla dotkniętego kryzysem finansowym i gospodarczym regionu Europy Środkowej i Wschodniej. 180 miliardów euro! Dla Węgier, Polski, Czech, Bułgarii, Słowacji... A dla krajów zachodnich nic! Nie można dopuścić do rozbicia naszej solidarności. Zresztą Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że nie potrzebujemy tych pieniędzy, a jak będziemy potrzebowali, to sobie weźmiemy kredyt i go spłacimy. Stać nas na taki gest. 

Sobota, 28.02.2009 r.
Za granicą mamy coraz mocniejszą pozycję. Nie damy się Węgrom! Nie wmuszą nam ani jednego centa! Po spotkaniu z Angelą jestem pewien, że europejski szczyt będzie naszym wielkim sukcesem. Radek w USA też zrobił nam dobrą reklamę. Tłumaczył, że w każdej sprawie (na przykład w sprawie szefowania NATO) nasze kraje powinny się świetnie rozumieć, bo wiele rzeczy nas łączy i nie rozdzieli nas żadna tarcza! Tak jak Amerykanie mają swojego cudotwórcę Baracka, tak Polacy mają zdolnego szefa rządu (to o mnie!). Amerykanie mają słynną Paris Hilton, ale my mamy nawet "lepiej wyposażoną" Dodę! Ranga Polski chyba rośnie.

Niedziela, 1.03.2009 r.
Węgrzy ani nie pisnęli! Powiedzieliśmy im głośne "nie". Angela nie skrewiła. Poparła nas. To wielki sukces naszej delegacji, bo dzięki staraniom Polski nie ma podziału Europy na "starą" i "nową". Nawet Francja i Niemcy deklarowały, że popierają walkę z protekcjonizmem. Angela nie ma nic przeciwko temu, żeby francuskie samochody mogły być produkowane w innych krajach Europy. Francuzi zgadzają się, żeby Niemcy otworzyli swój rynek pracy dla Polaków. Nicolas mówił, że nie będzie w tej sprawie naciskał na Angelę, ale jemu osobiście taki pomysł się podoba. Wszyscy nas popierają!

Poniedziałek, 2.03.2009 r.
Jednak do wszystkiego trzeba podchodzić ze spokojem. W Olsztynie przegraliśmy w wyborach prezydenta, ale przecież wygrana naszego koalicjanta to prawie jak nasza wygrana. Z wróżbami na temat wzrostu PKB też wydawało się, że coś nam nie wyszło. "Jacek" mówił, że będzie 4,8 procent. Dziennikarze na niego naskakiwali, że 4,8 to całkowita pomyłka. A okazało się, że nie! Z 4,8 "Jacek" wycofał się tylko częściowo. Bo pomyliły mu się wykresy. Nie ma szansy na to, żeby na koniec roku PKB wynosiło 4,8 proc., ale euro może przecież kosztować 4,8 złotego. 

Wtorek, 3.03.2009 r.
Wprowadzenie euro nie oznacza wzrostu cen. Jestem wielkim zwolennikiem wejścia do strefy euro, ale gdybym chociaż przez sekundę sądził, że to oznacza np. 15-procentowy wzrost cen, to bym tam nie wchodził. Ale dlaczego miałoby od razu wszystko podrożeć o 15 procent? Może niektóre ceny wzrosną o 10 albo o 8 procent? Kazik z Londynu pokazywał mi niedawno stary raport swojego banku. Tam umieją zarabiać nawet na wzroście cen o 6 proc., a gdy zyski przekraczają 8 proc., to zaraz ogłaszają koniec spekulacji i zmianę strategii inwestycyjnej. Nie ma powodów, żeby te 15 proc. traktować poważnie.

Środa, 4.03.2009
Chłopaki od pijaru namawiali mnie, żebym jakoś uspokoił naszych wyborców, którzy mają kredyty w obcych walutach. Są trochę przestraszeni wysokimi ratami kredytów i samo zapewnianie, że rząd uważnie przygląda się sytuacji na światowym rynku finansowym, mogłoby im nie wystarczyć. "Spodziewamy się, że w lipcu euro będzie wyraźnie tańsze niż teraz" - powiedziałem w końcu dziennikarzom. A w lipcu? Zobaczy się. Do tego czasu będziemy mieli jeszcze niejedną konferencję prasową.

 

Czwartek, 5.03.2009 r.
Spełniły się najgorsze przewidywania. Sławek jest poważnie kontuzjowany! Taki ważny mecz, a on ma kontuzję stopy... Co prawda do Euro 2012 jeszcze daleko, ale musimy się zgrać jako drużyna. Każdy dzień, taki jak dziś, kiedy nic ważnego nie dzieje się w Sejmie, trzeba wykorzystać na treningi i mecze kontrolne. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, ostro nam kibicuje. Chyba zgadza się ze mną, że nie ma sensu siedzieć na sali obrad i słuchać jakiejś nic nieznaczącej debaty. Według niego, nie powinniśmy sobie niczego zarzucać. Problemy ze stopami to wina NBP.

Piątek, 6.03.2009 r.
To jest dowód na to, że potrafimy się wznieść ponad polityczne podziały! Polska powinna dawać Europie szeroką reprezentację Biało-Czerwonych. Powinna dawać to, co ma najlepszego! Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się poprzeć Włodka, dawnego premiera lewicy, jako kandydata na sekretarza generalnego Rady Europy. Włodek był i premierem, i ministrem spraw zagranicznych. Po angielsku mówi nie gorzej ode mnie! No i teraz jest bezpartyjny. Tak jak obiecywaliśmy w kampanii wyborczej, dzięki naszemu rządowi nadszedł czas bezpartyjnych fachowców! 

Sobota, 7.03.2009 r.
Dzwoniła Angela. Ani ona, ani Nicolas z Paryża nie zgadzają się, żeby Radek został szefem NATO. Zastanawiała się, jak mi pomóc, gdy powiedziałem, że taka decyzja może mi zepsuć wyniki w przedwyborczych sondażach. Na koniec zaproponowała, żebym dla równowagi ogłosił, że przekonałem ją w sprawie Eriki! Erika na razie zrezygnuje z wejścia do rady fundacji upamiętniającej niemieckie krzywdy wojenne. A Angela przez kilka dni nie będzie wspominała, że "z całych sił" wspiera dążenia Eriki do upamiętnienia "wielomilionowych wypędzeń", a "napaści na Erikę nie są wobec niej sprawiedliwe". Powie o tym dopiero w przyszłym tygodniu. 

Poniedziałek, 9.03.2009 r.
Czy muszę być prezydentem Polski? Denerwują mnie takie pytania. Powiedziałem to publicznie. Nam nie zależy na stanowiskach. Radkowi nie zależy na funkcji szefa NATO, Grzegorzowi ani Bronkowi na stanowisku premiera... Mi nie będzie zależeć na prezydenturze, jeśli pojawi się gwarancja, iż nowy prezydent nie będzie przeszkadzał w rządzeniu. Obecnie takiej gwarancji nie ma. A kiedy będzie? Po mojej wygranej. Aż tak bardzo mi nie zależy. Peru też potrzebuje dobrego prezydenta!

Wtorek, 10.03.2009 r.
Żyjemy w wolnym kraju! Wszyscy powinni o tym wiedzieć. Nawet dzieci! Konieczne jest wprowadzenie przymusowej edukacji dla sześciolatków. Koszty wcale nie będą duże. Mamy tylu nauczycieli, że daliby radę wyedukować dzieci w całej Europie! Od czasu, gdy zastanawialiśmy nad podwyżkami dla nauczycieli o 200 złotych, mamy wszystko dokładnie wyliczone. Na kalkulatorze. Sławek mówił o tym dziennikarzom: "Wydaje się, że 200 złotych to wcale nie jest wiele, ale gdy to pomnożymy przez ilość nauczycieli, to robi się 2 miliardy złotych". 10 milionów nauczycieli? No to chyba nie trzeba już nikogo więcej zatrudniać? Nawet do nauki matematyki.

Środa, 11.03.2009 r.
Znów wzrosło bezrobocie. W lutym z 10,5 do 10,9 procent. "Jacek" też spuścił z tonu. Podobno PKB w tym roku nie wzrośnie ani o 4,8 ani nawet o 3,7 procent. Na razie mamy mówić, że wzrost będzie większy niż o 1,7 procent. A potem się zobaczy. Ciągle nie wiadomo, jakie są straty polskich firm spowodowane opcjami walutowymi. Ile nasi przedsiębiorcy są winni zachodnim bankom? 5 miliardów? 15? A może 30? Przez te opcje część firm upadnie... Janusz z Lublina mówi, że to już najwyższy czas, żeby rozpocząć wielką medialną debatę na temat aborcji albo eutanazji. Nie ma na co czekać...

 

Czwartek, 12.03.2009 r.
To są fajne i ważne rozmowy. Przypomniały mi się dawne dobre czasy. Rozmawiamy jednocześnie z lewicową opozycją i z naszymi koalicjantami od Waldka z PSL. Na razie zmiany koalicji nie będzie. Wszyscy zastanawiali się, czy damy radę odrzucić prezydenckie weto. Sukces jest prawie pewny! Dla niedowiarków moja propozycja jest od lat taka sama: "policzmy głosy!". No i w końcu policzyliśmy. Jeśli lewica nie skrewi (trochę ich zdenerwowaliśmy, że bierzemy na nasze listy wyborcze Dankę z Brukseli), to wygramy w każdym głosowaniu!

Piątek, 13.03.2009 r.
Chłopaki od pijaru upierają się, że na jakiś czas powinienem się ukryć przed dziennikarzami. W kilku sprawach jeszcze nie przygotowali "oficjalnego stanowiska". A powtarzanie informacji, że "rząd uważnie przygląda się sytuacji", może mediom nie wystarczyć. Janusz z Lublina pisze ustawy razem z przyjaznymi państwu lobbystami, znajomi i rodzina Waldka zarabiają na zleceniach od straży pożarnej, firma Tomka z Senatu ma dostać zlecenie z Agencji Rozwoju Przemysłu na 50 milionów za kursy i szkolenia dla stoczniowców, a narzeczona Tomka nie płaci za latanie rządowym samolotem... Trzeba to przeczekać. 

Sobota, 14.03.2009 r.
Jest tak, jak podejrzewaliśmy... Tomek z Senatu nie złamał prawa! Nie ma u nas żadnego nepotyzmu! Okazało się, że Tomek to uczciwy, pracowity chłopak. Jest tak zapracowany, że nawet nie kontroluje już tego, co się dzieje w jego firmie. Julia już z nim rozmawiała. "Pod słowem honoru powiedział mi, że nie miał wpływu na podpisywanie tego kontraktu" - zrelacjonowała rozmowę Julia. Poza tym Tomek powiedział, że dostał to zlecenie z ARP bez konkursu, ale w ogóle mu na nim nie zależało. I wcale na tym nie zarobi! Zajmie się szkoleniami za 50 milionów złotych, bo chce po prostu pomóc pracownikom swojej firmy i stoczniowcom...

Niedziela, 15.03.2009 r.
Dzwoniła Angela. Też będzie niedługo miała u siebie wybory... No i musiała w końcu powiedzieć niemieckim dziennikarzom, że popiera działania Eriki. Nie mam do niej pretensji. Nie mogła już dłużej czekać. Zresztą od początku mówiła mi, że "z całych sił" wspiera dążenia Eriki do upamiętnienia "wielomilionowych wypędzeń", a polskie napaści na nią uważa za niesprawiedliwe. Trochę szkoda, bo już nawet nasze najbardziej opiniotwórcze gazety pisały takie fajne komentarze, że dzięki naszej polityce uśmiechów to Angela nam teraz nie tylko drogi zbuduje, ale nawet mosty prawdziwej polsko-niemieckiej przyjaźni...

Poniedziałek, 16.03.2009 r.
Ta korupcja to jednak śliski temat. Ciągle nie pokazuję się dziennikarzom, bo nie mamy jeszcze oficjalnego stanowiska w sprawie Waldka ani w sprawie Tomka. Opozycja się teraz na niego uwzięła, jak kiedyś na Beatę. A nawet mu nie udowodnili, że jadł dorsze albo że w godzinach pracy chodził do parku na lody! To co to za korupcja? Na szczęście mamy Janusza z Lublina. Skontrował krytykantów, że największy skandal korupcyjny na świecie to był, jak kiedyś prezydent dał bratu bliźniakowi urząd premiera! Chyba zaproponuję mu, żeby poprowadził naszą kampanię wyborczą w wyborach do Parlamentu Europejskiego...

Wtorek, 17.03.2009 r.
Wyszedłem z ukrycia. Już wszystko ustalone. Tomek wie, co ma robić. Obiecał, że sam zrezygnuje z kierowania naszą kampanią wyborczą. Z członkostwa w klubie parlamentarnym też zrezygnuje. Dodatkowo zastanowi się, czy nie sprzedać udziałów w tej firmie, która dostaje zlecenia bez konkursów. Może nawet zapłacić za przelot narzeczonej rządowym samolotem! Z Waldkiem sytuacja jest trochę inna. On ma inne standardy niż nasze. Nie musi rezygnować z kierowania strażą pożarną. Za to - zgodnie z naszymi standardami walki z korupcją - Julia poprosi go o słowo honoru, że nie będzie swojego stanowiska w żaden sposób wykorzystywał. 

Środa, 18.03.2009 r.
Chłopaki od pijaru przygotowali świetną konferencję prasową. Najpierw chcieli, żeby Tomek, tak jak kiedyś Beata, rozpłakał się przed kamerami i w kółko powtarzał tylko: "Takie nieszczęście, takie nieszczęście...". Ale on nie chciał płakać. Wybrał bardziej religijny scenariusz. Wytłumaczył, że w ogóle nie miał zamiaru zarabiać na szkoleniach stoczniowców, ale inni wspólnicy go przegłosowali. "Dowiedziałem się o tej umowie. Zadzwoniłem do ludzi z firmy i powiedziałem, że to jest stocznia, to jednak świętość polska i lepiej, żeby firma związana z politykiem nie startowała w tym przetargu. Zostałem ukrzyżowany za nieswoje grzechy" - opowiadał smutnym głosem Tomek. Widziałem, że dziennikarze mieli łzy w oczach...

 

Czwartek, 19.03.2009 r.
Antykryzysowe rozmowy na szczycie w Brukseli to prawdziwa harówka dla dobra Polski! Musimy być twardzi. Jean-Vincent - czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów - ma rację. Poradzimy sobie! Nie musimy do nikogo wyciągać ręki po pomoc. Są kraje należące do strefy euro w Europie Zachodniej, które są w dużo gorszej kondycji gospodarczej niż my! To im trzeba pomagać. Nie można dopuścić do rozbicia europejskiej solidarności. Nie można mówić, że kraje z Europy Wschodniej są biedniejsze, a z Europy Zachodniej bogatsze. Nic nie weźmiemy. Choćby nam 180 miliardów chcieli wmusić!

Piątek, 20.03.2009 r.
"Jacek" jest załamany. Tyle razy powtarzał, że to my chcemy pomagać innym krajom. Chcemy pomagać bankom łotewskim, islandzkim, w ogóle nie patrząc na ich narodową przynależność! Mówił, że stać nas na taki gest... I co? Wszystko na nic! Gordon z Londynu ma jednak większą siłę przebicia. Pomoże nam, chociaż tego nie chcemy. "Obchodzimy rocznicę pełnego sukcesów rozszerzenia UE o nowych członków, mówię do państw z Europy Wschodniej, że nie pozostawimy was. Chcemy być z wami i będziemy po waszej stronie" - ze słów Gordona wywnioskowałem, że pomocy dla Polski nie da się uniknąć. 

Sobota, 21.03.2009 r.
Walka o przyjazne państwo wreszcie zaczyna przynosić efekty. Żeby pomagać przedsiębiorcom, zwiększamy zatrudnienie w administracji, rozdzielamy zamówienia, uchwalamy ustawy. Nawet jeżeli przez te ustawy powstają jakieś trudności, to albo pomagamy przedsiębiorcom w obejściu bezsensownych przepisów, albo sami takie przepisy po jakimś czasie likwidujemy! Tak było ze zmianą prawa pracy. Wstawiliśmy do kodeksu pracy obowiązek zatrudniania inspektorów ochrony przeciwpożarowej w każdej firmie. Ale jednocześnie pilnujemy, żeby Państwowa Inspekcja Pracy nie nakładała mandatów za niewypełnienie tego obowiązku. I komu taki przepis szkodzi?

Niedziela, 22.03.2009 r.
Będzie lepiej! Przede wszystkim z drogami i autostradami. Może nie od razu z budową dróg, ale z przetargami na budowę i to na pewno bardzo szybko. Wystarczyło, że odwołałem jednego wiceministra infrastruktury (dostał stanowisko, a jeszcze nas krytykował!), a wszystkie sprawy od razu ruszyły z miejsca. Grzegorz mówi, że nawet obwodnicę Augustowa kiedyś wybudujemy! To będzie drogowy cud! Nasze wnuki w szkołach będą o tym czytały. To, co napisał Czarek z Ministerstwa Infrastruktury, nie jest gorsze od poematów Mickiewicza. Ile przetargów na budowę dróg zorganizujemy do końca roku? No ile? Czterdzieści i cztery! 

Poniedziałek, 23.03.2009 r.
Nasi parlamentarzyści zdenerwowali się na mnie, bo nie zrozumieli, o co mi chodziło. Mówiłem tylko to, co wymyślili chłopaki od pijaru. "Posłowie powinni sprzedać swoje akcje i udziały w firmach", ale przecież to nie znaczy, że muszą je sprzedać! Po prostu jak będą chcieli, to mogą sprzedać. Hania z Warszawy w podobnej sytuacji wszystko zrozumiała od razu. Zapowiedziała, że przeznaczy 58 milionów złotych na premie dla swoich pracowników. Kiedy jej sugerowałem, że jest kryzys i mogłaby obniżyć trochę te nagrody, spokojnie odpowiedziała, że mogłaby, ale z tej możliwości nie skorzysta. Chciałem tylko, żeby miała orientację (tak jak posłowie w sprawie akcji), że gdyby chciała, to przecież by mogła. 

Wtorek, 24.03.2009 r.
Media uwzięły się na "Jacka". Zarzucają mu, że jest ministrem finansów, a nie umie wypełnić oświadczenia majątkowego. Co w tym dziwnego? Przecież do niedawna nie płacił w Polsce podatków ani nawet nie miał swojego numeru PESEL! Ale teraz widać, że to wielki polski patriota. Broni nas przed dofinansowaniem z Zachodu. Poświęca się dla nas. Wszedł do rządu, chociaż może mieć problemy, żeby z pensji ministra pospłacać swoje kredyty. "Wszystkie moje działania zawsze motywowane były najlepszymi interesami gospodarczymi Polski i polskich rodzin" - tłumaczył dziennikarzom "Jacek". A oni pytali go o jakieś oświadczenia, o współpracę z bankami, o jakiegoś Sorosa...

Środa, 25.03.2009 r.
Straciliśmy 10 procent w sondażach! Według Kazika z Londynu, mogło się na nas zemścić to, że przez całą zimę nie ulepiłem bałwanka. Poza tym nie byłem na żadnym kinderbalu ani nawet na studniówce. Co prawda jako pierwszy Polak zdobyłem tytuł "Słońca Peru" i sporo grałem w piłkę, ale o Peru ludzie mogli już zapomnieć, a te moje ciągłe mecze mogły się już wszystkim znudzić. Właśnie spadło trochę śniegu... Może warto jeszcze spróbować z lepieniem bałwanka? Ale czy to już nie jest za późno? Przecież taki propagandowy bałwan w każdej chwili może się roztopić...

 

Czwartek, 26.03.2009 r.
Ale mamy drużynę! Naszym kandydatem do Parlamentu Europejskiego jest i Marian z AWS, i Danka z Brukseli (chociaż lewica też ją chciała!), i Lena, która od lat dba o wyniki sondaży wyborczych... Znów wszyscy do nas lgną! Wszyscy nas kochają! To jest najlepszy dowód na to, że nasza polityka miłości sprawdza się w praktyce. Może nasze wyniki w sondażach pogorszyły się właśnie dlatego, że ostatnio mniej mówiłem o tym, iż najważniejsza w życiu jest miłość? A właściwie, to czemu na naszych listach nie ma Lucjana ani Basi z "M jak miłość"?

Piątek, 27.03.2009 r.
Węgrzy są dziwni. Najpierw zapomnieli, że państwa zachodniej Europy są od nas biedniejsze i chcieli dla nowych krajów UE 200 miliardów euro pomocy. Teraz zapomnieli, że ich rodak George Soros jest filantropem i oskarżają go o manipulowanie kursami węgierskich banków! Nałożyli nawet na jego fundusz inwestycyjny 2 miliony dolarów kary! Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że to nie może być prawda, bo Soros założył przecież Fundację Batorego i cały czas pomaga i nam, i Węgrom. Może manipulował właśnie dlatego, że chciał takiej kary, żeby zamiast tych 200 miliardów chociaż 2 milionami dolarów pomóc Węgrom? 

Sobota, 28.03.2009 r.
To chyba cud... U wszystkich naszych sąsiadów spada PKB, a my ciągle na plusie! Litwini są bliscy bankructwa, chociaż weszli do systemu walutowego ERM2. Słowacy też narzekają. Nawet wprowadzenie euro im nie pomogło. Na zakupy jeżdżą teraz do Polski. A u nas nie jest źle! I może być jeszcze lepiej. Szczególnie że dostaniemy pieniądze ze sprzedaży praw do emisji CO2! Gordon z Londynu podpowiedział mi, że emisję gazów możemy ograniczać tak jak on. Dziś na godzinę wyłączył światło i starał się jak najmniej oddychać. Według "Jacka", na tej walce z ociepleniem klimatu można zarobić lepiej niż na akcyzie paliwowej. Wystarczy, że dla dobra środowiska na wszystkich zużywających powietrze nałożymy podatek akcyzowy.

Niedziela, 29.03.2009 r.
Mamy coraz większe poparcie gajowych! Już 43 procent z nich chce na nas głosować! Wyniki sondażu bardzo zaskoczyły lewicę, bo do tej pory to ich najczęściej popierali gajowi. Janusz z Lublina bardzo się ucieszył. Mówił, że dotychczas wiedział tylko, że ciągnie wilka do lasu, ale dokąd z tego lasu ciągnie gajowego, tego nie był pewien. Cieszył się, ale zaraz stwierdził, że ten wynik można łatwo poprawić. Zaproponował, żebym na najbliższej konferencji prasowej wystąpił w jednej z jego ulubionych koszulek. Tej z wielkim napisem: "Jestem gajowym".

Poniedziałek, 30.03.2009 r.
To było udane, antykryzysowe posiedzenie. Posiedzieliśmy sobie przy chipsach i słonych paluszkach. "Jacek" przyznał, że trochę się zagalopował z tymi prognozami wzrostu PKB. Polska nie jest samotną wyspą na oceanie finansowego kryzysu. Na razie cudu nie będzie... I co teraz mamy mówić na konferencjach prasowych? Bronek zaproponował, żeby zamiast naszej tablicy z "dziesięcioma zobowiązaniami PO" pokazać jakieś nowe, antykryzysowe hasła. Rymowankę nawet wymyślił: "Donald zuch, starczy na kryzysów dwóch!". "Jacek" docenił talent marszałka, ale stwierdził, że na razie wystarczy po prostu przyjąć euro, a wtedy wszystkie problemy same znikną.

Wtorek, 31.03.2009 r.
Dzwoniła Angela. Martwiła się, że gospodarka Niemiec jest "w ostrej recesji". Wzrasta bezrobocie, spada produkcja... Nie wiedziałbym, co jej poradzić, ale na szczęście przypomniałem sobie o wczorajszych rozmowach... Podpowiedziałem Angeli, że powinna jak najszybciej wprowadzić w Niemczech euro, bo tylko to może uchronić ten kraj przed kryzysem! Podziękowała za porady, ale okazało się, że to niemożliwe. Niemcy już jakiś czas temu wprowadzili europejską walutę... Jak w takim razie mogą zwalczyć kryzys? Znalazłem rozwiązanie! Zasugerowałem, że mogliby na jeden dzień zrezygnować z euro, a potem na nowo je przyjąć.

Środa, 1.04.2009 r.
Co za dzień! Podobno Angela zaproponowała, żebym został prezydentem Europy! Bronek przeczytał o tym w gazecie. I to nie w jakiejś wydawanej na Jamajce, tylko tu, w Polsce. Nie myślałem, że moje rady w sprawie kryzysu zrobią na Angeli takie wrażenie... Niektórzy niemieccy dziennikarze zastanawiają się nawet, czy szefowa ich rządu nie ulega za bardzo polskim wpływom... Gazety piszą, że jest szansa na polski triumwirat: ja prezydentem Europy, Jurek ze Śląska przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, a Radek szefem NATO. Aż nie chce mi się wierzyć, że to wszystko dzięki naszej polityce uśmiechów! A opozycja? Zamiast nam gratulować, mówi, że to jakieś primaaprilisowe żarty...

 

Czwartek, 09.04.2009 r.
Lena jako nasza przyszła europarlamentarzystka zrezygnowała z organizowania przedwyborczych sondaży, a mimo to wyniki ciągle nie są złe. Czasem tylko wydają się trochę dziwne. Na przykład dzisiaj. Chłopaki od pijaru przynieśli najnowsze wyniki najbardziej profesjonalnych badań. W jednym okazało się, że już 58 procent ankietowanych popiera naszą partię! Z drugiego wynikało, że 57 procent źle ocenia nasz rząd. Przeliczaliśmy te procenty we wszystkie strony. Najmocniejszy z matematyki jak zwykle okazał się Sławek. Kiedyś udało mu się nawet policzyć wszystkich nauczycieli w Polsce! Tylko rzucił okiem na wyniki sondaży i stwierdził: "58 to więcej niż 57. Wszystko jasne. To znaczy, że naszą partię popierają nie tylko przeciwnicy rządu!".

Piątek, 10.04.2009 r.
Trzeba zrobić porządek ze statystykami. Niby najlepsi specjaliści, a ciągle straszą wyborców i ogłaszają albo spadek produkcji, albo wzrost bezrobocia, albo większy deficyt budżetowy... I po co tym denerwują ludzi? Nawet Michał, nasz minister, któremu nie odnalazła się teczka, zaczął lamentować i ogłosił, że "prognozy na najbliższe miesiące nie są optymistyczne". Podobno kryzys finansowy może mieć niekorzystny wpływ na polską gospodarkę i wywołać wzrost bezrobocia! 

Sobota, 11.04.2009 r.
Nasi parlamentarni biznesmeni dopytują się, czy rzeczywiście będą musieli zrezygnować w członkostwa w partii, jeśli nie sprzedadzą udziałów i akcji w spółkach prawa handlowego. Na razie to chyba nie jest konieczne. Telewizja już mówiła, że jesteśmy przeciwko "konfliktom interesów" u polityków! A co, gdyby dziennikarze za jakiś czas przypomnieli sobie o moich słowach? W najgorszym razie Waldek z PSL mógłby przygarnąć naszych biznesmenów na swoje listy. Oni tam mają zupełnie inne standardy, a najważniejsze, żeby bilans koalicji się zgadzał. 

Niedziela, 12.04.2009 r.
Mamy nowe sukcesy w walce z korupcją! Wkrótce nawet Julia może już nie być nam w tym potrzebna. Ostatnio Olek z ministerstwa Skarbu obiecał, że sam się skontroluje i sprawdzi, czy firma, w której udziały ma jego żona, słusznie czy niesłusznie wygrywa przetargi organizowane przez agencje rządowe i spółki Skarbu Państwa. Wcześniej anulował początek prywatyzacji któregoś z Polmosów, bo brał w niej udział ojciec jednego z posłów albo jakiś inny krewny. No i słusznie! Przetargi z udziałem firmy żony to zupełnie inna sprawa. Przecież żona to żaden krewny...

Poniedziałek, 13.04.2009 r.
Wokół korupcji niepotrzebnie robi się tyle szumu. Sytuacja z Olkiem pokazała, że to Waldek, chociaż ma w swojej partii zupełnie inne standardy, ma rację. Po co nam to całe pokazywanie, że ktoś jest czyściochem albo nie? Nawet Julia, która jeszcze do niedawna tropiła bezlitośnie najmniejszą porcję korupcyjnie zjedzonego dorsza, ostatnio złagodniała. "Żona ministra zrezygnowała z zasiadania w zarządzie" - Julia spokojnie tłumaczyła dziennikarzom, dlaczego w tym przypadku o korupcji nie może być mowy. Poza tym Olek, tak jak wcześniej Tomek z Senatu, dał Julii słowo honoru, że w żadną korupcję nie jest zamieszany! Ale czy dla opozycji słowo honoru jeszcze coś znaczy?

Wtorek, 14.04.2009 r.
Zaczynamy od Łodzi... "500 spotkań na 500 dni rządów!". Ale to brzmi! Nikt nam teraz nie powie, że nie wychodzimy do ludzi, żeby spotykać się z nimi i rozmawiać. Będziemy uczciwie informowali o naszych dotychczasowych sukcesach. Nie jest to - jak zarzuca opozycja - element kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, ale kolejny cykl spotkań informacyjnych z wyborcami. Minęło już sporo czasu od ostatnich wyborów i ludzie zdążyli już zapomnieć, jakie cuda, zgodnie z naszymi obietnicami, czekają polską gospodarkę. Jest okazja, żeby im o tym przypomnieć... 

Środa, 15.04.2009 r.
Z głosowaniem w Parlamencie Europejskim nie było żadnej afery. Chłopaki od pijaru stwierdzili, że przed wyborami powinniśmy się wzorować na Lechu z Gdańska. Powinniśmy być "za, a nawet przeciw". Dlatego przed głosowaniem nad rezolucją "Sumienie Europy a totalitaryzm" ogłosiliśmy, że popieramy poprawkę ustanawiającą Witolda Pileckiego patronem Międzynarodowego Dnia Bohaterów Walki z Totalitaryzmami, a potem... zagłosowaliśmy przeciwko! Zgodnie ze ściągawką przygotowaną dla naszych europejskich parlamentarzystów. Wszystko było przeprowadzone perfekcyjnie...

 

Czwartek, 16.04.2009 r.
Jesteśmy najlepsi w Europie! Wszystko ogłoszę oficjalnie 1 maja. To będzie akurat w 5. rocznicę naszego wejścia do Unii. Nie znajduję lepszego sposobu na uczczenie tej rocznicy niż pokazanie, że pieniądze z Unii Europejskiej to nie miraż, tylko fakty, i że te pieniądze naprawdę mamy i wykorzystujemy je najlepiej w Europie. Krytykanctwo i czarnowidztwo polityków opozycji będzie można uznać za kompletnie nietrafione... Powiedziałem im o tym, a oni od razu wyliczyli, że procentowo przynajmniej 4 inne kraje wykorzystują więcej środków unijnych. Może i inni wykorzystują więcej. Ale my lepiej! 

Piątek, 17.04.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że będzie dobrze. Co prawda wszystkie jego prognozy wzrostu PKB są już nieaktualne, ale ciągle stać nas na taki gest, żeby pomagać innym. Powinniśmy patrzeć w przyszłość z optymizmem. Bezrobocie będzie rosnąć, ale nie jakoś dramatycznie. Zresztą co najmniej do wyborów robotę mamy pewną. Jacek powiedział dziennikarzom, że wzrost PKB jest możliwy na poziomie 1,7 procent. Pamiętałem o jego wcześniejszych żartobliwych prognozach i spytałem, czy to znaczy, że recesja już nam nie grozi. "Grozi, ale nie jest ona nieunikniona" - zrymował uśmiechnięty Jacek. 

Sobota, 18.04.2009 r.
Moja kancelaria chyba trochę przesadziła z zakupami alkoholu. Według wyliczeń Sławka (mocny jest z matematyki!), w 2008 roku wydaliśmy jakieś 70 tysięcy złotych na wino! Grzegorz był jeszcze lepszy... Nie wiem, co on z tym robi, ale w ubiegłym roku wyszło mu ponad 100 tysięcy wysokoprocentowych kosztów! Żeby tylko Julia się tym nie zainteresowała, bo może być afera. Na szczęście do tej pory bardziej przejmowała się zakupami dorsza w galarecie przez naszych poprzedników... Chłopaki od pijaru zaproponowali, żeby zanim sprawa wyjdzie na jaw, wysłać do dziennikarzy Janusza z Lublina... Niech powie, że to wszystko wypił prezydent!

Niedziela, 19.04.2009 r.
Minęło dopiero 500 dni naszych rządów, a media chciałyby, żebyśmy od razu mieli jakieś gospodarcze cuda! Na przykład w sprawie dróg. Nie uda się od razu nadrobić zaległości z czasów, kiedy rządziła obecna opozycja! Na razie urealniliśmy ich stare plany dotyczące budowy dróg ekspresowych i autostrad. Te, które dostaliśmy po poprzednikach, to były jakieś kompletnie wyssane z palca przedwyborcze obietnice. Gdybyśmy nie musieli tego weryfikować, to mielibyśmy więcej czasu choćby na bieganie z taczkami po budowie! Teraz jest już za późno. Nie da się tego nadrobić. Tyle czasu przez nich straciliśmy, tyle czasu...

Poniedziałek, 20.04.2009 r.
Lena, nasza przyszła europarlamentarzystka, musiała zrezygnować z organizowania przedwyborczych sondaży. Za to przygotowała bardzo fajny raport na temat pracy europosłów. Uczciwie opisała tam, kto w parlamencie wykonuje dla Polski dobrą robotę, a kto się obija. Wyszło jej, że najlepsi i najbardziej pracowici są nasi posłowie. Za to opozycyjni wypadli słabiutko. Trzeba będzie zamówić u niej podobny raport na temat oceny krajowych parlamentarzystów. Przy okazji Lena mogłaby kiedyś, jako bezstronny naukowiec, porównać wyniki mojej ciężkiej pracy ze szkodami powodowanymi przez prezydenta...

Wtorek, 21.04.2009 r.
To skandal! Telewizja zawiesiła swoją najbardziej obiektywną dziennikarkę - Hanię. Długie łapy opozycji znów dały o sobie znać. Od dawna nieczysto z nami walczą, ale nie myślałem, że zaatakują nawet dziennikarzy. Nie pozwalają mediom na rzetelne prezentowanie informacji. Hania bardzo profesjonalnie zrelacjonowała widzom wnioski z raportu Leny... Dlaczego została zawieszona? Bo zapomniała powiedzieć, że autorka raportu jest na naszych listach wyborczych! Pewnie gdyby Hania to powiedziała, to oskarżaliby ją, że robi Lenie reklamę wyborczą... Co za hipokryzja!

Środa, 22.04.2009 r.
Żona Janka z Krakowa ciągle ma do mnie pretensje, że wbrew przedwyborczym obietnicom nie pozwoliłem mu zostać premierem. Nie wie, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami? Zepsuła mi 52. urodziny. Zamiast życzyć czegoś miłego, mówiła w telewizji, że miłości potrzebuje moja żona, a ludzie chcą od polityków odpowiedzialności za słowa. Chyba w ogóle nie czyta wyników sondaży! Wyborcy mają dosyć takiego rozliczania, czy ktoś coś obiecał, czy nie obiecał, zrealizował czy nie zrealizował, podpisał czy nie podpisał... A wierność słowom? Ja swojego zdania z kampanii wyborczej nie zmieniłem. Najważniejsza w życiu jest miłość!

 

Czwartek, 23.04.2009 r.
Są jeszcze w naszym kraju niezależne sądy! Są obrońcy wolności i demokracji! Sąd zakazał opozycji rozpowszechniania filmików o tym, że niby nie spełniamy obietnic wyborczych... Nie rozumiem opozycjonistów. Jeśli nie mieli dostępu do obiektywnych informacji o pracy rządu, to przecież mogli poprosić o pomoc Sławka i naszych chłopaków od pijaru! Zaniepokoił mnie tylko jeden fragment orzeczenia sądu... "Dla sądu jest jasne, że to nie rząd likwiduje stocznie. To nie jest wymysł PO, a jedynie konsekwentna realizacja decyzji Komisji Europejskiej". Co będzie, jak Manuel z Brukseli dowie się, że nasze sądy oskarżają europejskich komisarzy?

Piątek, 24.04.2009 r.
Sądy jednak nie zawsze bronią demokracji! Znowu wraca sprawa finansowania naszej kampanii wyborczej... Nikomu nie przyszło do głowy, że afera ze studentami, emerytami i bezrobotnymi, którzy wpłacali po kilkanaście tysięcy złotych na kampanię wyborczą Janusza z Lublina, to może być prowokacja opozycji? Przecież mogli mu podstawić tych wszystkich ludzi z pieniędzmi... Julia mówi, że gdyby Janusz dał jej słowo honoru, że nie znał tych studentów, którzy kiedyś wpłacali nam pieniądze, a teraz pracują w naszych urzędach, to badanie tej sprawy i mówienie o jakiejkolwiek korupcji nie miałoby żadnego sensu. 

Sobota, 25.04.2009 r.
Janusz nie był w Sejmie pijany. Był jedynie w stanie absolutnej "wściekłości wewnętrznej". Nawet jeśli wypił wino czy jakąś "małpeczkę", to przecież za zdrowie prezydenta! Janusz ma przy sobie alkomat i zawsze, zanim zacznie konferencję prasową albo wsiądzie do samochodu, to sprawdza u siebie poziom alkoholu. Był zdenerwowany, bo znów zapowiada się, że sądy ani media nie chcą się zajmować sprawami naprawdę ważnymi. Nie interesuje ich np., jak dużo czasu spędził prezydent w toalecie w Bukareszcie albo czy nie miał czasem dziadka, który był pułkownikiem w Wehrmachcie albo w Armii Czerwonej. Zamiast tych afer będą teraz sprawdzali źródła finansowania naszych studentów i naszej partii...

Niedziela, 26.04.2009 r.
Dzwoniła Angela. Nie było jej zbyt wesoło. Co prawda odzyskała poparcie Eriki, ale ekonomiści przewidują, że w tym roku będzie miała spadek PKB aż o 6 procent. Pocieszyłem ją, że my też mamy swoje problemy. Na przykład zupełnie już nie wiem, ile mamy tego deficytu budżetowego. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówił, że tylko 2,7 procent. Teraz Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że podobno 3,9 procent! Dane o wzroście gospodarczym też nam zaniżają! Trzeba pomyśleć, co zrobić z tym GUS. Podobnie jak z IPN...

Poniedziałek, 27.04.2009 r.
Do niedawna wszyscy chcieli polityki prorodzinnej. A teraz, jak zaczęliśmy ją wprowadzać, to podniósł się hałas, że to nepotyzm! Dziennikarzom się nie podoba, że żona Olka z ministerstwa skarbu jest udziałowcem spółki komandytowej, która ma udziały w spółce wygrywającej państwowe przetargi. Wypominają, że kuzyn żony Zbyszka był przez 4 lata dyrektorem jego biura parlamentarnego, a potem wygrywał castingi na dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego albo na szefa firmy hotelarskiej. Czepiają się nawet, że narzeczona Tomka mogła bez opłat latać rządowym samolotem. A przecież narzeczona to przyszła rodzina! To jak w końcu jest z tą polityką prorodzinną? Ma być czy nie?

Wtorek, 28.04.2009 r.
Znów okazało się, że byliśmy niesłusznie oskarżani! Nawet media to przyznały... To nieprawda, że na naszą kampanię wyborczą pieniądze wpłacali tylko studenci! Wpłacali wszyscy ci, którzy liczyli na to, że dzięki naszej partii będzie się żyło lepiej. Nam wszystkim. A jeżeli rzeczywiście po jakimś czasie od wpłaty dostawali dobrą pracę w kierowanych przez nas urzędach, to znaczy tylko tyle, że ich nadzieja na lepsze życie szybko się spełniła! Ludzie zarządzający firmą stworzoną przez Tomka z Senatu też wpłacali. Więc jeśli wygrywali jakieś państwowe przetargi, to trudno im zarzucać chciwość albo niewdzięczność. Narzeczona Tomka tak samo wpłacała! W tej sytuacji zarzuty, że latała rządowymi samolotami za darmo, trzeba by dokładnie sprawdzić. Chyba nie wpłacała kwot mniejszych od ceny biletu?! 

 

Środa, 29.04.2009 r.
Angela, Manuel z Brukseli, Hans-Gert, Wilfried...
Tylu komisarzy, premierów, ministrów w jednym miejscu! Wszyscy najważniejsi politycy krótko przed wyborami zebrali się w naszym Pałacu Kultury! Nie mogło nas spotkać nic fajniejszego niż Kongres Europejskiej Partii Ludowej! Wilfried, szef partii, też jest zadowolony. Wspólne zdjęcia, konferencje prasowe, wywiady... Mamy wymarzony początek kampanii wyborczej. Do tego Wilfried płaci za wszystko ze swojej kieszeni! Studenci Janusza z Lublina na pewno ucieszą się, że nie będą musieli tego wszystkiego finansować...

Czwartek, 30.04.2009 r.
Tego już za wiele! Zamiast cieszyć się, że konferencja w Polsce jest organizowana za pieniądze Wilfrieda, opozycja podnosi larum, że korzystamy z nielegalnego zagranicznego finansowania! Zresztą, mniejsza o opozycję... Najważniejsze, że popiera nas Lechu z Gdańska. Cała Europa wie, że to właśnie on obalił komunę, przeskoczył przez płot, zburzył mur... Mógłby być symbolem naszej partii! Mimo swojej sławy nie chce jeździć po świecie i zarabiać na prelekcjach, bo woli być z nami i wspierać nas jako gość honorowy Kongresu EPL! Wyraźnie wzruszył się, gdy dostał za to owację na stojąco... 

Piątek, 1.05.2009 r.
Chłopaki od pijaru są coraz lepsi. Ułożyli mi parę fajnych komunikatów. "Monitorujemy sytuację", "rząd uważnie przygląda się sytuacji na rynku trzody chlewnej", "panika jest gorsza od wirusa"... Musimy zrobić wszystko, żeby opozycja nie miała okazji, aby nas oskarżyć o rozpowszechnianie świńskiej grypy. Janusz jest na mnie trochę zły. Na wszelki wypadek, na jakiś czas, zakazałem mu przychodzić na konferencje prasowe z tym jego świńskim ryjem.

Sobota, 2.05.2009 r.
Wszystko się potwierdziło! Lechu z Gdańska nie tylko był w Rzymie na kongresie partii Libertas, ale nawet ich tam mocno wychwalał... Owacji na stojąco co prawda nie dostał, ale podobno za jego przemówienie przelali mu na konto 50 tysięcy euro! "Macie dużo mądrych pomysłów. Próbujecie się zorganizować i wejść do oficjalnych struktur po to, żeby robić Unię Europejską lepiej niż ci biurokraci". Wieczorem zadzwonił Manuel z Brukseli. Pytał, co Lechu mógł mieć na myśli. Może jednak Janusz powinien pozbierać te 50 tysięcy od studentów...?

Niedziela, 3.05.2009 r.
Szkolenia marketingowe dają efekty. Z łatwością odpowiadam teraz nawet na najbardziej złośliwe pytania najbardziej profesjonalnych dziennikarzy. Niedawno miałem do czynienia z jedną z takich obiektywnych profesjonalistek... "Chyba nie wszyscy cieszą się z tego, że premierowi Polski udało się podjąć jednocześnie kilkunastu premierów i wielu innych ważnych polityków Unii i rozmawiać z nimi o ważnych dla Polski i Europy sprawach?" - zagadnęła dziennikarka. Odpowiedziałem bez wahania: "Ze smutkiem, muszę się zgodzić, że u opozycji mamy teraz do czynienia z jakąś bezinteresowną zawiścią". Nie dałem się zaskoczyć.

Poniedziałek, 4.05.2009 r.
Musimy przenieść część obchodów rocznicy wyborów '89 z Gdańska do Krakowa. Nie możemy dopuszczać do łamania prawa przez stoczniowców i innych związkowców. Dlaczego np. okupują nasze biura poselskie, a opozycyjne omijają? To jest łamanie prawa, bo wszyscy powinni być traktowani równo... Dlatego w każdym ministerstwie utworzymy nowe, ważne stanowisko monitorowania - pełnomocnika do spraw równości. A co do pieniędzy wydawanych na stocznie to Manuel z Brukseli ma rację. Nie możemy za dużo pieniędzy przeznaczać na wspieranie polskich stoczni, bo wtedy mogłoby nam zabraknąć funduszy nawet na ratowanie banków na Łotwie, w Islandii czy gdziekolwiek.

Wtorek, 5.05.2009 r.
Kasia nie ułatwia nam sytuacji. A do niedawna była naszym wiceministrem... Jeszcze na początku roku, podobnie jak Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówiła, że nie jest możliwe, żeby Polska miała niższy wzrost PKB niż 3 procent. Teraz, jak tylko dostała się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zaczęła wszystkich straszyć, że będziemy mieli recesję! Co na to Jacek? Na razie nigdzie się nie przenosi. Według niego, ciągle nie jest źle. A przynajmniej nie jest tak źle, żebyśmy musieli jeszcze przed wyborami podnosić podatki, zmniejszać wydatki albo ogłaszać nowelizację budżetu. Ze wszystkim zdążymy!

Środa, 6.05.2009 r.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy nam pomoże! Nie wiem, czy Kasia przyłożyła do tego rękę, ale ważne, że zaakceptowali nasz wniosek o dostęp do elastycznej linii kredytowej w wysokości ponad 20 miliardów dolarów. Jacek triumfuje, bo zawsze mówił, że nie musimy wnioskować o pomoc, a jedynie o wsparcie. MFW przyznaje dostęp do linii kredytowych tylko tym państwom, które nie potrzebują żadnej pomocy. A w krajach strefy euro sporo jest krajów o znacznie gorszej sytuacji finansowej niż nasza. Dlatego to my dostaliśmy wsparcie, a nie oni. Czy będziemy mocniej wspierali banki w innych krajach? Jacek mówi, że teraz stać nas na taki gest.

 

Czwartek, 7.05.2009 r.
Nie zgadzamy się z prognozą Komisji Europejskiej przewidującą w Polsce recesję, bo jest błędna! Wzięła się ona na pewno stąd, że komisarze nie oglądali naszych przedwyborczych reklamówek. Przecież stać nas na gospodarczy cud. Już niedługo przyspieszymy i wykorzystamy rozwój naszej gospodarki. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, tłumaczył to już wiele razy. Jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż kraje strefy euro i to my powinniśmy je ratować, a nie one nas! A gdy wprowadzimy euro (2012 r. jako ostateczny termin też jest niezagrożony), to dopiero zostawimy wszystkich daleko w tyle! 

Piątek, 8.05.2009 r.
Nie mam natury człowieka wymiękającego w sytuacjach konfliktowych. Wiem, że Malbork jest twierdzą trudniejszą do sforsowania od Wawelu, ale to nieważne! Uroczystości rocznicowe z okazji 20. rocznicy kontraktowych wyborów nie będą przeniesione z Gdańska do Malborka, ale do Krakowa! Twardym trzeba być, a nie miękkim! Poza tym nie mamy powodów, żeby obawiać się związkowców. Nawet zapraszamy ich na nasze listy wyborcze! Przecież Marian był kiedyś szefem "Solidarności", a teraz będzie z nami! I nikt się go nie boi... Lechu z Gdańska też obiecał, że nie pojedzie na żadne spotkanie Libertasu i będzie świętował tam, gdzie ja.

Sobota, 9.05.2009 r.
Dzwoniła Angela. Prosiła, żebym wszystkiego przypilnował. Najważniejsze, żebyśmy nie podawali ręki tym, co odrzucają traktat lizboński. Powiedziałem jej, że już rozmawiałem z Lechem. Obiecał, że mimo niewielkich zarobków nie będzie robił żadnej dywersji, a tym, co są przeciwko traktatowi, to on może podać co najwyżej nogę. Sytuacja jest chyba opanowana. Janusz z Lublina będzie mógł trochę wypocząć. Chwilowo nie musi pokazywać się na konferencjach prasowych z tym świńskim ryjem ani nawet organizować żadnej zbiórki pieniędzy wśród studentów.

Niedziela, 10.05.2009 r.
Chłopaki od pijaru opracowali nową taktykę przedwyborczą. Zamiast "10 zobowiązań PO" wstawili nowy, 10-punktowy program. Mamy bardzo dobre hasło wyborcze: "Postaw na Polskę!". Wyborcy chyba widzą już, że stawiamy... Danka do niedawna była unijnym komisarzem. Róża reprezentowała Unię w Polsce. Teraz obie zostawiły dotychczasowe stanowiska, bo postawiły na Polskę! Z patriotyzmu wybrały start do europarlamentu z pierwszego miejsca na naszej liście! Żeby mocniej postawić na Polskę, Róża nie chciała nawet chwalić się na karcie wyborczej swoim faktycznym nazwiskiem. Ale Państwowa Komisja Wyborcza się nie zgodziła! Nawet tam sięgają długie łapy opozycji...

Poniedziałek, 11.05.2009 r.
Nasi biznesmeni zaczynają mnie drażnić. Mówią dziennikarzom, że rząd nic nie robi, żeby ratować gospodarkę przed kryzysem, a tylko pozoruje działania! Narzekają, a potem, jakby nigdy nic, będą chcieli stanowisk w zarządach państwowych firm! I żeby im jeszcze ustawę antykominową zlikwidować... Nie zauważyli, że minęły już prawie dwa lata, odkąd nasz rząd uważnie przygląda się sytuacji na rynku finansowym? Nie wiedzą, że bezrobocie spadło, do czego i my się przyczyniliśmy przez zwiększenie zatrudnienia w ministerstwach? Nie czytają gazet, czy co? A może, tak jak związkowcy, działają na zlecenie opozycji? 

Wtorek, 12.05.2009 r.
Jacek twardo trzyma się swojej prognozy szybkiego wzrostu PKB. Będzie dobrze! Nawet jeśli Komisja Europejska będzie miała rację i rzeczywiście przyjdzie recesja. Według Jacka, to żaden problem. Ogłosimy wtedy, że wzrost jest, tyle że ujemny... Podobnie w sprawie przyjęcia euro. Termin 1 stycznia 2012 r. jest pewny, ale możliwa jest kilkuletnia zwłoka. O tym, iż można wejść do ERM2, przyjąć euro i jakoś sobie radzić w kryzysie, świadczy przykład Litwy i Słowacji. Odkąd Litwini są w ERM2, bardziej opłaca im się odwiedzać Polskę! Przyjeżdżają, robią hurtowe zakupy, uczą się języka polskiego... Tyle że zamiast "Litwo, Ojczyzno moja", częściej mówią: "Jak dobrze, że Biedronka jest tak blisko".

Środa, 13.05.2009 r.
Nie jest dobrze! Lechu chyba się obraził! Od paru dni wszyscy go ostro krytykowali i teraz nasz noblista znów chce jechać do Madrytu na spotkanie organizowane przez Libertas! Prawdopodobnie za swój występ ma tam dostać 100 tysięcy euro... Zaalarmowałem Janusza. Wiedziałem, że w razie potrzeby da radę szybko zebrać wśród studentów jakąś większą kwotę. Janusz szybko obiecał, że gdyby Lechu zrezygnował z wyjazdu, wtedy dostanie nawet 110 tysięcy euro... Tylko czy nie jest już za późno? Lechu jest tak nakręcony, że nawet te 10 tysięcy więcej może go nie przekonać! I co ja teraz powiem Angeli?

 

Czwartek, 14.05.2009 r.
Dzwoniła Angela. Była w bardzo złym humorze. Próbowałem ją jakoś pocieszyć, ale nic z tego nie wyszło. Nawet mój żart, że właśnie rysujemy nową mapę Polski i jakby chciała, to mógłbym jej oddać Świnoujście, a nawet część Szczecina, wcale jej nie rozbawił... Angela ma coraz większe problemy z gospodarką. Wartość produkcji spadła u niej najsilniej od 40 lat! Najgorsze, że Niemcy nie mogą teraz wprowadzić euro, bo wprowadzili je już kilka lat temu. Cała nadzieja, że jak już ratyfikują traktat lizboński, to od razu gospodarka ruszy z kopyta. 

Piątek, 15.05.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz Jacek z Ministerstwa Finansów, za bardzo kręci z tymi prognozami dla gospodarki. 4,8 procent, 3,7 proc, 1,7 proc., a może nawet minus 1,4 procent... Zupełnie już nie wiem, jaki wzrost PKB przewiduje. Zmienia zdanie, co innego mówi gazetom w Polsce, co innego za granicą. Przez niego mówiłem dziennikarzom, że jesteśmy suchą wyspą stabilizacji na oceanie mokrego kryzysu. Teraz, gdy okazało się, że deficyt budżetowy mocno wzrósł, musiałem ogłosić, że suchą wyspą już nie jesteśmy, ale jesteśmy pewni, że poziom wody będzie u nas wyraźnie niższy niż w większości państw Europy.

Sobota, 16.05.2009 r.
Studenci od Janusza z Lublina mocno mnie zawiedli. Ciągle nie zebrali 110 tysięcy euro, jakie Janusz obiecał Lechowi z Gdańska za rezygnację z kolejnych spotkań z Libertasem! Sytuacja jest krępująca, ale nie mam zamiaru grzmieć. Jeszcze zanim zatrudniliśmy ich w różnych urzędach, to pokazali, że potrafią zgromadzić całkiem pokaźne kwoty. Lechu na razie czeka i nie wie, na jakie spotkania będzie jeździł. Jego samodzielność stała się przysłowiowa. Przypominanie mu o poleceniu Angeli, żeby nie popierać przeciwników traktatu i nie podawać im ręki, niczego nie zmieni. Lechu naprawdę ich nie popiera. No i ma wprawę w podawaniu nogi. 

Poniedziałek, 18.05.2009 r.
Zrobiła się afera! W naszym sztabie wyborczym ktoś chyba podsłuchiwał moją rozmowę z Angelą i z nadgorliwości zamieścił w naszym spocie reklamowym mapę, na której Świnoujście i wyspa Wolin należą do Niemców. Opozycja od razu to wykorzystała i dopytywała się, czy nie sprzedaliśmy Świnoujścia w zamian za stołek przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla Jurka... Jakby tego było mało, przyszły już pierwsze dane o wynikach gospodarki w kwietniu. Produkcja przemysłowa była w tym miesiącu o 12,4 proc. niższa niż przed rokiem. Mówiliśmy, że będzie cud w gospodarce... Ale na szczęście nie mówiliśmy jaki!

Wtorek, 19.05.2009 r.
Bardzo fajnie wyszła debata ze związkowcami ze stoczni. Telewizja wszystko transmitowała. Można było spokojnie porozmawiać, bo przyszli tylko dwaj nasi związkowcy. Puste krzesła rozstawione po sali też nikomu nie przeszkadzały. Potem okazało się, że zadymiarze spod stoczni słuchali mojego przemówienia, ale chyba nie zrozumieli, bo zażądali powołania komisji śledczej, która wyjaśniłaby, kto spowodował upadek polskich stoczni. Nie mieliśmy akurat pod ręką Janusza, więc do dziennikarzy poszedł wtedy Zbyszek, szef naszego klubu parlamentarnego. Zaproponował powołanie komisji lekarskiej dla tych, co chcieliby komisji śledczej... A ile śmiechu przy tym było!

 

Czwartek, 21.05.2009 r.
Harujemy już półtora roku, a cudu gospodarczego ciągle nie ma. W raporcie na temat najlepszych lokalizacji do prowadzenia biznesu Polska spadła o 20 miejsc w rankingu. Ale można na to spojrzeć optymistycznie. Nie zajęliśmy ostatniego miejsca w regionie! Wyprzedziliśmy Słowację. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów miał rację. Wśród krajów strefy euro są takie, które mają sytuację ekonomiczną gorszą od nas. Krach gospodarczy na Słowacji to dowód, że jest przynajmniej jeden taki kraj. 

Piątek, 22.05.2009 r.
W polityce trzeba mieć kulturę! A prezydent co zrobił? Wszedł na mównicę i bezczelnie pytał, jaka jest sytuacja gospodarcza Polski i co chcemy dalej robić. Chłopaki od pijaru szybko przygotowali mocną odpowiedź i wysłali do telewizji Stefana. "To bełkot w podłym opakowaniu", "to niebywały szczyt bezczelności", "podły i niespodziewany atak na rząd", "kłamstwo i obłuda w ustach prezydenta"... Fajne to było, ale dla mnie mieli zupełnie inną wersję. Jak przystało na męża stanu, musiałem powiedzieć, że wystąpienie prezydenta napawa mnie nadzieją, że dzięki wspólnej pracy Polska wyjdzie wzmocniona z globalnego kryzysu. Opozycja zupełnie się tego nie spodziewała. Od dawna zasługiwała na taką lekcję kultury! 

Sobota, 23.05.2009 r.
Nie ma co przeczerniać sytuacji, która i tak nie jest jasna. Dlatego nie mam żadnych pretensji wobec "Jacka". Co prawda jego optymistyczne prognozy wzrostu PKB jak na razie okazały się mylne, ale widać już, że szybko uczy się na błędach. Przed wyborami nie chce nowelizować budżetu! Nie zwiększyłoby to naszej popularności, a poza tym malkontenci znów mówiliby, że nie trafił z planami wpływów budżetowych. Zaczekamy z tą nowelizacją. "Jacek" mówi, że komplet danych do konstrukcji poprawnego budżetu na 2009 rok możemy mieć dopiero w maju 2010. Jakoś do tego czasu wytrzymamy...

Niedziela, 24.05.2009 r.
Rozmawiałem o kryzysie z Jankiem-Krzysiem, który kiedyś też był premierem. Teraz prezesuje w jednym z dużych banków. Nie narzeka. Ciągle tylko powtarza: "Jak kto sobie posłał, tak się potem wysypia". Co roku za swoją ciężką pracę inkasuje ponad 4 miliony... Janek-Krzysiu od lat mówił, jak trudno jest zdobyć pierwszy milion... Na jego przykładzie, podobnie jak na przykładzie Kazika z Londynu, widać, że prawdziwym fachowcom bezrobocie nie grozi. Nie jakimś kumoterstwem czy korupcją, ale zdolnościami i pracą ludzie się bogacą!

Poniedziałek, 25.05.2009 r.
Dzwoniła Angela. Była bardzo miła. Nasi przyjaciele zza Odry widzieli przedwyborcze filmy reklamowe z błędnymi mapami, ale nie chcą nam zabrać ani Gdańska, ani Szczecina, ani nawet Świnoujścia! Angela rozumie stanowisko Polski w sprawie historii i na razie nie oczekuje nawet, że przeprosimy Niemców za II wojnę światową. Chciała tylko, żebyśmy podobnie jak cała Europa potępili powojenne wypędzenia. Na pewno chodziło jej o upamiętnienie tego, co spotkało przesiedleńców zza Buga... A prezydent nie wierzy, że to największa przyjaciółka Polski!

Wtorek, 26.05.2009 r.
Opcje walutowe to trefna sprawa. Waldek z PSL już dawno temu wyliczył, że przez nie odparowało z naszego systemu finansowego kilka miliardów euro! Nic z tym nie robimy, bo chłopaki od pijaru od początku mówili, żeby najlepiej w ogóle nie ruszać tego tematu. Jak kiedyś ogłosiliśmy, że bank Kazika z Londynu spekulował polską walutą, to też nic dobrego z tego nie wynikło... Waldek mówi, że zarabiający na opcjach są dobrze znani i dlatego nikt o nich niczego nie napisze, ani nie powie. Sam też nie miał na to ochoty. Podał mi nazwy tych firm. Nie dziwię mu się. Też niczego nie powiem.

Środa, 27.05.2009 r.
Chłopaki od pijaru przynieśli wyniki nowych badań przedwyborczych. Ciągle mamy prawie 50 procent poparcia! Sławek stwierdził, że prowadzimy dobrą politykę informacyjną, to i nic dziwnego, że Polacy nam wierzą. Rządzimy dopiero od półtora roku, ale sporo już zrobiliśmy. A to dopiero początek! Już wkrótce Polacy zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać. Będą nas leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki, dobrze zarabiający nauczyciele będą uczyć nasze dzieci, dobrze zarabiający policjanci będą dbać o nasze bezpieczeństwo. Przy polskich drogach wyrosną nowoczesne stadiony i pływalnie... Jak tak mówił, to wydawało mi się, że kiedyś już to słyszałem. Tylko od kogo?

 

Czwartek, 28.05.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów ma mocne nerwy. Przypominają mu ciągle o nietrafionych prognozach, o tym, że cudu w gospodarce nie ma, mówią, że kryzys jest... A on spokojnie wyszedł do dziennikarzy i powiedział, że nasza sytuacja jest imponująca! Dzisiaj fajnie zgasił krytykantów... Wróżyli recesję, a "Jacek" na to, że żadnej recesji się nie boi, a gospodarka będzie na lekkim zerze! Wszyscy zdębieli! Nawet nikt nie zapytał, czym się różni to lekkie zero od zera ciężkiego... Chłopakom od pijaru bardzo się jego sztuczka spodobała, bo podobno lekkie zero lepiej się ludziom kojarzy.

Piątek, 29.05.2009 r.
Fajny numer zrobił Zbyszek z klubu parlamentarnego. Wytłumaczył, dlaczego nie chcemy proponowanych przez opozycję zmian w Konstytucji, które miałyby gwarantować polską własność na ziemiach zachodnich i północnych. Po co zmieniać Konstytucję? Na fobie niemieckie trzeba zdecydowanie innych recept, może lekarza, poważnego lekarza. My chcemy dialogu na zasadzie porozumienia, a nie retoryki wojennej. Nie umieją się dogadywać z Niemcami? To ich problem. My na pewno jakoś się dogadamy.

Sobota, 30.05.2009 r.
Janusz z Lublina za dużo kombinuje. Namawialiśmy go, żeby wrócił do kierowania "Przyjaznym państwem", ale nie chciał. Powiedział, że kiedyś chce być szefem partii! No i zaczął opowiadać, że lepiej by było, gdybym zrezygnował z kandydowania na prezydenta, bo Bronek byłby lepszy, a poza tym, w naszej partii jest jeszcze Andrzej, "tenor", który kiedyś tworzył Platformę. Andrzej stwierdził w telewizji, że może sobie wyobrazić, iż będzie prezydentem. Na razie Zbyszek z klubu parlamentarnego powiedział dziennikarzom, że zarzuty wobec Janusza wyglądają dosyć poważnie... Może to coś da.

Niedziela, 31.05.2009 r.
Dzwoniła Angela. Nie miała dobrych wiadomości. Z niemiecką gospodarką jest coraz gorzej... Produkcja spadła już o prawie 5 procent! Żeby uratować najlepsze fabryki samochodów, potrzebna będzie pomoc Władimira z Moskwy. Na szczęście to dobry kumpel, więc obiecał jej, że Rosjanie wykupią fabryki, a pracowników nie będą zwalniać. Podobno, jeśli musieliby zwalniać, to zaczęliby u nas. Angela gratulowała mi wyników gospodarczych, bo dowiedziała się, że bezrobocie w Polsce jest już niższe niż w strefie euro. Przy okazji pytała, czy Niemcy nie mogli by zrezygnować z euro i przynajmniej na jakiś czas za swoją walutę przyjąć złotówkę.

Poniedziałek, 1.06.2009 r.
W sprawie milionowych pożyczek Janusz już wszystko mi wyjaśnił. Co prawda, jest to jeszcze badane przez prokuraturę, ale jego wyjaśnienia wyglądają dość wiarygodnie. Nie ma w tym żadnych machlojek. Opozycja się oburza, ale przecież jeżeli nie można zakazać studentom, żeby wpłacali pieniądze ze swojego stypendium na konto Janusza, to tym bardziej nie można zabraniać komukolwiek udzielania mu pożyczek! Media dziwią się, że pożyczki wpływają z Karaibów. Czemu to ma być takie dziwne? Czy studentom nie wolno latać na Karaiby?

Wtorek, 02.06.2009 r.
Jednak najlepsi fachowcy pracują w bankach! W ubiegłym roku, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że będzie kryzys, oni już się zorientowali... Prezesi banków dali sobie podwyżki, nie czekając na gorsze czasy. Janek-Krzysiu, który kiedyś też był premierem, zainkasował za ubiegły rok ponad 4 miliony. Inni też nie byli dużo gorsi. Rozmawiałem o tym z naszym najsłynniejszym ekonomistą, niedoszłym noblistą, Leszkiem. Leszek stwierdził, że trudno będzie o tak duże podwyżki dla prezesów w tym roku. Dlatego powinniśmy do planu antykryzysowego dopisać dofinansowanie banków. Gdyby każdy Polak oddał bankom tylko jedną złotówkę, to już prezesi mieliby dodatkowo prawie 40 milionów... To mogłoby rozwiązać problem ich premii na cały kolejny rok!

Środa, 03.06.2009 r.
Chłopaki od pijaru mieli rację. Bez względu na wcześniejsze prognozy przy każdej okazji trzeba powtarzać, że jednak jest cud w gospodarce, że sytuacja jest imponująca, a wyniki lepsze od naszych marzeń... Teraz normalni ludzie cieszą się z tego, że Polska jest w lepszej sytuacji niż wszystkie kraje strefy euro! Fajną rzecz powiedział Lechu z Gdańska w Sejmie: "Nauczmy się cieszyć i zaprośmy do tego społeczeństwo". Bo wszyscy mają prawo się cieszyć, nawet jeśli nie wszyscy mają powody... A budżet znowelizujemy w lipcu. Będzie jeszcze lepszy!

 

Piątek, 12.06.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, ma bardzo fajny plan. Z nowelizacją budżetu na 2009 rok nie będziemy się spieszyć! Znowelizowalibyśmy ustawę, a za parę tygodni znów okazałoby się, że kolejny raz trzeba ją nowelizować... Lepiej zrobić to raz, a dobrze. "Jacek" obiecał, że tym razem nie pomyli się nawet w prognozie wzrostu PKB. Potrzebuje tylko trochę czasu na zebranie dokładnych informacji. Budżet na 2009 rok będzie pierwszą w historii bezbłędną ustawą tego typu. Wszystko będzie się zgadzało! Dane do założeń budżetowych powinniśmy mieć najpóźniej w połowie 2010 roku.

Sobota, 13.06.2009 r.
Jurek zdobył w wyborach prawie 400 tysięcy głosów! Mimo to wcale nie zadziera nosa. To ideowiec, który chce jak najlepiej służyć ludziom... Dobrze, że mu zagwarantowałem stanowisko szefa Parlamentu Europejskiego. Na początku chyba mi nie wierzył i nie chciał wstąpić do naszej partii. Ale jak po wyborach jeszcze mocniej mu zagwarantowałem ten stołek, to stwierdził w końcu, że faktycznie, jeśli się zapisze, to nasz kraj bardzo na tym skorzysta. Nie zależy mu na stanowiskach. Podobnie jak Grzegorzowi. Grzegorz jest wicepremierem i okazało się, że nie myśli o żadnych nowych funkcjach. Dziennikarzom powiedział, że nawet jak już zostanę prezydentem, to i tak powinienem dalej być szefem partii. 

Niedziela, 14.06.2009 r.
Chłopaki od pijaru podnieśli alarm w sprawie pomysłu Grzegorza. Zrobili sondaże telefoniczne i wyszło im, że 60 procent Polaków nie chce, żebym był jednocześnie prezydentem i szefem partii... Musimy się z tego teraz wycofać. Mamy tłumaczyć, że to, co Grzegorz mówił, to była prowokacja intelektualna, która miała zwrócić ludziom uwagę, jak bardzo upartyjnił swój urząd obecny prezydent! No i że nasze zdanie jest zgodne ze zdaniem ankietowanych, bo prezydent musi stać ponad partiami politycznymi, nie może być ani szefem, ani nawet szeregowym członkiem partii. Jest z tym trochę zamieszania... Sondaże musimy jednak robić przed takimi wywiadami. Żeby od razu było wiadomo, co mówić.

Poniedziałek, 15.06.2009 r.
Na spotkaniu z naszymi europosłami powiedziałem Danusi, że na razie nie ma co liczyć na stanowisko komisarza. Musi się przyzwyczaić do obniżki pensji... W ogóle wszyscy powinniśmy trochę zacisnąć pasa. Opozycja ciągle się nas czepia, że za mało oszczędzamy. Nelly, żona Janka z Krakowa, ostatnio stwierdziła, że w Polsce jest kryzys, więc byłoby lepiej, żebym pił o jedną butelkę wina dziennie mniej... Pamiętałem o tym i po spotkaniu nie zapraszałem nikogo na żadne wino. Zaproponowałem tylko po drinku. Nie wiem, gdzie jeszcze moglibyśmy coś zaoszczędzić. Może szefem PE zamiast Jurka powinien zostać Stefan? Stefan, kiedy mówi, produkuje zawsze tyle decybeli, że mógłby prowadzić obrady bez mikrofonu i głośników. Byłyby oszczędności na nagłośnieniu parlamentarnych sal.

Wtorek, 16.06.2009 r.
Dzwoniła Angela. Gdy dowiedziała się, że Jurek naprawdę wstępuje do naszej partii, od razu obiecała, że go poprze. Teraz Silvio z Rzymu ze swoim kontrkandydatem zupełnie nie ma szans! Włosi próbują jeszcze szachować nas tym, że polski prezydent nie podpisał traktatu lizbońskiego, ale mamy na to fajną ripostę. Odpowiemy im, że traktatem, tym tak ważnym, napisanym przez natchnionych urzędników niemieckich i francuskich dokumentem, nie można grać w politycznych sporach... A jeśli i to nie pomoże? Wtedy nie zawaham się użyć Janusza z Lublina... Janusz może w każdej chwili przywieźć do Brukseli świński ryj, zwołać konferencję prasową i zadać Włochom miażdżące pytanie: "Czy Silvio nie ma czasem problemów z alkoholem?".

 

Czwartek, 18.06.2009 r.
Ufff... Odetchnąłem, bo Danusia w końcu się zdecydowała... Przyjmie mandat europosła! To nasza najprawdziwsza heroina! Zrezygnowała z popierania Lewicy i zrobiła dla nas świetny wynik w Warszawie. Szkoda tylko, że tak długo się upierała, że chce zostać komisarzem unijnym. Zupełnie jakby nie znała naszego hasła wyborczego. Chodzi o to, żeby żyło się lepiej. Nam wszystkim. Dlaczego Januszowi z Gdańska miało by być gorzej niż jej? Danusia jakoś sobie przebieduje kilka lat z poselskimi zarobkami... Komisarzem na razie nie będzie, ale nie powinna narzekać. Z nami nie zginie! A na naszych listach byli i tacy, którym nie udało się nawet dostać do europarlamentu! Na przykład Marian. Kiedyś był szefem związkowców, a teraz chciał spróbować swoich sił w instytucjach unijnych. Dlaczego nie miałem mu dać szansy?

Piątek, 19.06.2009 r.
O obsadę stanowisk trzeba dbać, ale musimy o tym jak najmniej mówić. Na szczęście Sławek przygotował nam takie fajne ściągi, żebyśmy wiedzieli, jak odpowiadać na trudne pytania. Gdy dziennikarze pytają o obsadę stanowisk albo o mój start w wyborach prezydenckich, wtedy każdy z nas ma spokojnie wyrecytować, że nic się nie zmienia i tylko walce z kryzysem będą podporządkowane najbliższe tygodnie i miesiące urzędowania mojego rządu. A co z wyborami prezydenckimi? Odpowiedź jest jeszcze prostsza... Pracuję i koncentruję się na dobrym rządzeniu! Nie waham się, nie jestem rozdarty, tylko zajmuję się tym, do czego zobowiązałem się przed wyborami! Na szczęście tych starych obietnic nikt już nie pamięta...

Sobota, 20.06.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, załamał się. Już nie mówi o naszej imponującej sytuacji. Przyznał, że deficyt budżetowy będzie znacznie większy niż w jego planach. No i podatki trzeba będzie podnieść. Niespodziewanie chłopaki od pijaru ucieszyli się tą informacją i stwierdzili, iż to fajna okazja do ogłoszenia... że obniżamy podatki nawet bardziej niż obiecywaliśmy! Wszyscy chyba pamiętają: "3 razy 15", czyli 45. Taka była nasza propozycja przed wyborami. A teraz "Jacek" zastanawia się nad wprowadzeniem trzeciej stawki podatkowej w wysokości 40 procent dochodu. To przecież mniej niż 45 procent...

Niedziela, 21.06.2009 r.
Olek z ministerstwa skarbu naciska, żebyśmy w końcu podnieśli wynagrodzenia naszym chłopakom z zarządów i rad nadzorczych państwowych spółek. Było im bardzo przykro, jak dowiedzieli się, że europarlamentarzyści będą dostawali po 35 tysięcy miesięcznie. A w zarządach? Wciąż muszą biedować za 6 średnich krajowych! Może rzeczywiście warto spróbować z tym podwyżkami? Może to jest właśnie nasza szansa na cud gospodarczy...? Zabierzemy dywidendy wszystkim firmom, podniesiemy podatki, zwiększymy zatrudnienie w agencjach i ministerstwach, podniesiemy wynagrodzenia chłopakom z zarządów... a jeśli przy tym wszystkim gospodarka wzrośnie, no to, co to będzie jak nie cud...?

Poniedziałek, 22.06.2009 r.
Na razie nie będziemy mieli euro. Ani teraz, ani nawet w 2012 roku. Szkoda, "Jacek" tak się cieszył... Tłumaczył dziennikarzom, że jeśli zrezygnujemy z własnej waluty, to byłyby z tego tytułu same korzyści. Wszyscy się z nim zgadzali, bo przecież widać to gołym okiem. Słowacka gospodarka kwitnie po wprowadzeniu euro. Litwini, odkąd powiązali z euro swoją walutę, też radzą sobie doskonale... My zostaniemy w tyle. A wszystko przez nadmierny deficyt budżetowy. Jeden taki bardzo wysoki komisarz europejski powiedział, że podziwia naszą "politykę miłości", ale zasady są dla wszystkich takie same... Żeby mieć euro, musimy najpierw zmniejszyć deficyt do limitu 3 procent.

Wtorek, 23.06.2009 r.
Dzwoniła Angela. Była bardzo zmartwiona. Niemcy w 2010 roku będą miały rekordowy deficyt 86,1 miliarda euro! Jej minister finansów wyliczył, że do 2013 roku suma nowego zadłużenia niemieckiego budżetu wyniesie 310 mld euro. Deficyt publiczny poniżej granicy 3 proc. PKB, wyznaczonej w unijnym pakcie stabilności i wzrostu, będą mogli osiągnąć dopiero w 2013 albo 2014 roku. Ale nie to jest najgorsze! Angela boi się, że teraz bardzo wysoki komisarz może zabrać Niemcom euro i dać nam! Pocieszyłem ją, że nie weźmiemy ani eurocenta. Stać nas na taki gest.

 

Piątek, 26.06.2009 r.
Chłopakom od pijaru za ich ostatnie pomysły należą się porządne premie! Nie wiedziałem, jak mam ogłosić, że planujemy podwyższyć podatki. Na szczęście podpowiedzieli mi parę fajnych zagrywek. "Nasz rząd uratował kraj od zawału", "rząd broni wszystkich przed opozycją, która plądruje zwykłym ludziom walizki i portfele", "szukamy oszczędności tam, gdzie jest to najmniej bolesne dla zwykłych obywateli". I dopiero po takim wstępie o naszej walce w obronie wyborców mam dodać: "Jeszcze tego lata poinformuję o ewentualnych podwyżkach podatków, ale tylko wtedy, jeśli podwyżka będzie konieczna". Po czymś takim ludzie sami będą prosić o podwyżki!

Sobota, 27.06.2009 r.
Znów musimy oszczędzać. Potrzebujemy pieniędzy na załatanie dziury budżetowej. W maju Bogdan wyciągnął jakieś zaskórniaki z szuflad w ministerstwie obrony. A gdzie teraz szukać? Od dawna mieliśmy pomysł, żeby wziąć do budżetu dywidendę z banku PKO i innych państwowych firm, ale to mogłoby osłabić bank. Sytuację uratował genialny pomysł "Jacka". Bank wyemituje nowe akcje o wartości 5 mld złotych. Na dywidendę wyda 3 mld, więc wzmocni się, bo będzie miał o 2 miliardy kapitału więcej! Pieniądze za nic! I dla nas, i dla banku! Czy to nie cudowna recepta?

Niedziela, 28.06.2009 r.
Staszek, który był kiedyś naszym wiceministrem, za dużo opowiada dziennikarzom. Jak jakiś opozycjonista rozgłasza, że w kasie ZUS może zabraknąć nawet 10 mld złotych. Jakby tego było mało, tłumaczy wszystkim, że nie pomagam ZUS, nie zaciągam kredytu rządowego z powodów propagandowych, bo zależy mi tylko na tym, żeby deficyt budżetowy był na papierze mniejszy, nawet kosztem płacenia większych odsetek przez ZUS! Szkoda, że nie zaczekał z tym jeszcze z rok... Za rok wybory prezydenckie! Staszek nie wie, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami? Nie wie, że w demokracji są rzeczy ważniejsze od wysokości odsetek? 

Poniedziałek, 29.06.2009 r.
Danusia przyjęła mandat europosła, ale ciągle nie zrezygnowała z funkcji komisarza. Nie obiecywałem jej żadnego stanowiska, a jeśli nawet obiecałem, to było to jeszcze przed wyborami... Janusz z Gdańska to fajny kumpel. Ale przecież nie tylko dlatego chcę mu dać stanowisko komisarza UE! Może Danusia widzi to inaczej, ale wcale nie myślę, że kobiety nie nadają się na wysokie stanowiska w polityce i powinny całe życie siedzieć w domu w kuchennym fartuszku. Moja decyzja nie ma nic wspólnego z dyskryminacją, a nawet wręcz przeciwnie. W Komisji Europejskiej pracuje dwa razy więcej Polek niż Polaków! No to trzeba takie dysproporcje stopniowo wyrównywać... Poza tym, Janusz też czasem zakłada fartuszek.

Wtorek, 30.06.2009 r.
Nie jest dobrze... Chłopaki od pijaru przynieśli wyniki jakichś nowych sondaży. Wyszło im, że jeśli będziemy podawali informacje o serii podwyżek podatków, to mogę nawet przegrać w wyborach prezydenckich! Zbyszek z klubu parlamentarnego pobiegł zaraz do dziennikarzy i zaczął im wszystko wyjaśniać. Wyszło na to, że "w tym roku nie przewidujemy wzrostu podatków", a przynajmniej, że "nie ma jeszcze decyzji", zaś podatek akcyzowy na papierosy wolimy po prostu nazywać papierosową "akcyzą". Pomysł nie jest zły... Podatek nakładany na sprzedaż alkoholu też lepiej byłoby nazywać np. "dopiwkiem". A ten dodawany do ceny benzyny? Może motywacyjną "opłatą prospacerową"?

Środa, 01.07.2009 r.
Cezary z Ministerstwa Infrastruktury to nasz drogowy bohater! Powiedziałem mu, że żarty się skończyły, bo niedługo miną już dwa lata, jak rządzimy, i trzeba w końcu coś wymyślić, żeby można było się pochwalić drogami i autostradami. No i po takim ultimatum... Cezary od razu wymyślił! Nikt przed nim na to nie wpadł: budowę autostrad sfinansujemy z kredytów! Teraz Polacy będą mogli wyjechać na wakacje z nadzieją, że chociaż jadą na miejsce wypoczynku kiepskimi, wąskimi i dziurawymi drogami, to być może już w drodze powrotnej będą mogli mknąć wielopasmową autostradą... To byłby dopiero cud!

 

Czwartek, 2.07.2009 r.
Dostałem list od Andrzeja tenora, który kiedyś tworzył Platformę. Niektóre fragmenty listu były nawet fajne i zabawne. Andrzej albo udaje, albo niczego nie zrozumiał! Jest rozczarowany, bo myślał, że to on będzie naszym kandydatem w wyborach prezydenckich! Chłopaki od pijaru cały czas mówili mi, żebym opowiadał o tym, jak ciężko pracuję, jak walczę ze światowym kryzysem, jak koncentruję się na dobrym rządzeniu i przez to nie mam czasu ani ochoty, żeby myśleć o wyborach prezydenckich. Nie myślałem, że Andrzej też się na to nabierze.

Piątek, 3.07.2009 r.
Paweł, nasz rzecznik prasowy, już od 13 lat za darmo mieszka w luksusowej willi niemieckiego przedsiębiorcy. Szybko przygotowaliśmy dla dziennikarzy fajne uzasadnienie, że ta sytuacja świadczy o Pawle jak najlepiej. Przecież nie bierze niczego za darmo! W zamian za zamieszkanie Paweł opiekuje się tym pałacykiem... Niemcy darzą go zaufaniem, a to znaczy, że Paweł na pewno nie kradnie, jest rzetelny, można mu zaufać, no i nie robi imprez, które niszczą parkiet. No i co w tym złego?

Sobota, 4.07.2009 r.
Za siłki dla powodzian, które wynoszą nawet sześć tysięcy złotych, to bardzo duże środki. Biorąc pod uwagę kryzysową sytuację na całym świecie i konieczność ciągłej pomocy bankom na Łotwie czy w Islandii, to ja bym nie nazwał tej naszej specjalnej, doraźnej pomocy powodzianom kroplą. Do niedawna tyle mówiło się o bardzo wysokich zarobkach europosłów. Zarabiają 35 tysięcy złotych, czyli rzeczywiście dużo. Ale taki zasiłek to też niemało! To ponad jedna szósta miesięcznych zarobków europosła. 

Niedziela, 5.07.2009 r.
Mamy bardzo fajny plan budowy autostrad... I kiedyś naprawdę zaczniemy te autostrady budować, tyle że na razie musimy się spokojnie zastanowić, czy nas na to stać. Budowa boisk w każdej gminie też jest trochę za droga. Nie byłoby czym chwalić się na konferencjach prasowych, gdyby nie Kasia z ministerstwa edukacji. Wymyśliła program "Radosna szkoła". Żeby sześcioletnie maluchy cieszyły się, że muszą chodzić do szkoły, wybudujemy im szkolne place zabaw! We wszystkich szkołach w ciągu sześciu lat! Przyszedł czas na prawdziwy cywilizacyjny przełom. Wydamy dwa i pół miliarda, ale dzięki temu zamienimy Polskę w największy plac budowy na świecie!

Poniedziałek, 6.07.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, jednak nie jest profesorem ekonomii! Chyba wszystkich to zaskoczyło, bo na naszej stronie internetowej taki tytuł naukowy ma... Skandaliczna sprawa! "Jacek" już dawno zasłużył na profesurę. Na przykład za nowatorskie metody psychologicznej walki z kryzysem. Nie mówił prawdy o stanie finansów państwa? Nie. Ale gdyby zamiast o imponujących wyspach stabilizacji opowiadał o rzeczywistości, to byłoby dużo gorzej! Jego koledzy z całej Europy mówili prawdę i co teraz mają? Nasz deficyt nie będzie większy od 50 miliardów złotych. A inni? Niemcy będą mieli 90 mld euro deficytu. Francuzi i Anglicy jeszcze więcej! Jak oni muszą nam zazdrościć...

Wtorek, 7.07.2009 r.
Bronek, nasz marszałek Sejmu, nie lubi posłów piratów drogowych. Przekraczają dozwoloną prędkość, a potem nie płacą mandatów, zasłaniając się immunitetem poselskim! Mało tego, nawet gdyby chcieli dostać mandat, to i tak policjant nie może go im wystawić. Szykuje się drakońskie rozwiązanie tego problemu... Bronek chce, żeby poseł, który chce zapłacić mandat, miał do tego prawo! Marszałek Sejmu ma już dosyć takich sytuacji, że gdy tylko spokojnie jedzie sobie po ulicach Warszawy 140 kilometrów na godzinę, to zaraz wyprzedza go jakiś inny poseł...

Środa, 8.07.2009 r.
Prezydent jest złośliwy. Gdy tylko zorientował się, że chcemy podnieść stawki akcyzy i podatku VAT, to zaraz zaproponował, żebyśmy zastanowili się nad obniżką... Teraz trzeba będzie z podwyżkami trochę poczekać. Muszę namówić go, żeby ogłosił, że wyższe podatki to także jego recepta na kryzys. Wcześniej tłumaczyliśmy ludziom, że nie chcemy ustawowo obniżać podatków, bo prezydent i tak nie podpisałby się pod taką ustawą... Teraz mamy dużo gorszy problem. Co robić, jeśli prezydent nie zaakceptuje podwyżek?

 

Czwartek, 9.07.2009 r.
Chłopaki od pijaru mieli fajny pomysł. Spotkanie z prezydentem było naprawdę potrzebne. Nie będzie z nami współpracował? To ogłosimy, że to jest dywersja! Będzie współpracował? To możemy powiedzieć, że sam zaakceptował wszystkie zmiany, za które płacą zwykli ludzie... Oficjalnie, mieliśmy się spotkać, żeby poszukać pieniędzy, które zginęły z budżetu. Razem przejrzeliśmy wszystkie biurka i szuflady. Niczego nie znaleźliśmy. Nie wiadomo, co się stało z tymi pieniędzmi... Trzeba będzie szukać dalej. Powiedziałem dziennikarzom, że jestem gotowy do dalszej współpracy i kolejnych spotkań. 

Piątek, 10.07.2009 r.
Może rzeczywiście cudu gospodarczego ciągle u nas nie ma... ale w różnych rankingach ekonomicznych idziemy w górę! Coraz lepsze miejsca mamy na przykład w Indeksie Ucisku Podatkowego. Według jakiegoś szwajcarskiego instytutu, który przebadał systemy podatkowe trzydziestu krajów OECD, Polska zasłużyła na 5,9 punktu w 7-punktowej skali! Dzięki temu zdobyliśmy trzecie miejsce. Wyższe podatki są tylko we Włoszech i Turcji. A to przecież nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo...

Sobota, 11.07.2009 r.
Jak przygotować naszych sympatyków do podwyżki podatków pośrednich? Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że najlepiej w sposób pośredni... Wystarczy, że powiemy: "w przyszłym roku nie należy spodziewać się podwyżki podatków dochodowych", a już nikt nie będzie mógł nam zarzucić, że nie ostrzegaliśmy przed wzrostem VAT i akcyzy! "Jacek" miał genialny pomysł z tym zaliczeniem do dochodów budżetu państwa przyszłych zysków NBP. Już tegoroczny zysk nieźle zmniejszyłby deficyt budżetu. A gdyby sytuacja się jeszcze bardziej pogorszyła? Możemy się ratować, dodając do naszych dochodów zyski z lat 2010-2030!

Niedziela, 12.07.2009 r.
Rozmawiałem z Jurkiem. Cieszę się z tego, że wstąpił do naszej partii, i że będzie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Nie dlatego, że awansował do roli jakiegoś ważniaka z Brukseli albo że dostanie samochód BMW z kierowcą. Cieszę się, bo zwykli ludzie, ci, którzy do tej pory głosowali na nas i finansowali naszą działalność (studenci, bezrobotni, emeryci...), znów zobaczą, ile robimy, żeby żyło się lepiej nam wszystkim. Wystarczy spojrzeć na byłych premierów: Jurek szefem PE, Kazik z Londynu podpisuje nową umowę z "największym bankiem inwestycyjnym świata", Janek-Krzysiu spokojnie inkasuje swoje 4,5 miliona rocznie w innym z banków... Polacy mają powody do zadowolenia.

Poniedziałek, 13.07.2009 r.
Chłopaki od pijaru przynieśli najnowsze wyniki badań opinii społecznych. Podobno już nie jestem politykiem, któremu wyborcy najbardziej ufają... Już mi nie wierzą, czy może nie słyszeli o naszych planach rozwoju do roku 2030? Radek, "Jacek", Jurek, Danusia, Kazik, Janek-Krzysiu... Wszyscy mamy coraz większe sukcesy! "Jacek" cierpliwie tłumaczy: "nasza sytuacja jest imponująca". I co? 65 proc. Polaków uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku... 74 proc. twierdzi, że polska gospodarka znajduje się w kryzysie! Ludzie zupełnie nie wiedzą, co się dzieje w kraju! Telewizji nie oglądają czy co?

Wtorek, 14.07.2009 r.
Jurek już oficjalnie objął swoją funkcję i od razu bardzo fajnie wszystkich zaskoczył. Jeszcze kilka dni przed głosowaniem belgijskie gazety pisały, że musi wygrać, bo jest miły, grzeczny i proniemiecki, a nawet "otoczony Niemcami". Dziennikarze mogli pomyśleć, że Jurek od razu po wyborze opowie się za wypłatą odszkodowań dla "wypędzonych"... A on wręcz przeciwnie! Wziął w obronę Rosję! "Rozmawiając z Rosją, musimy pamiętać, że hołduje ona innym zasadom niż zasady UE. Demokracja rosyjska jest inną demokracją niż ta, w którą my wierzymy. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni - Rosja - UE i UE - Rosji" - mówił Jurek. Przy tym ani słowa o "wypędzonych"!

Środa, 15.07.2009 r.
Dzwoniła Angela. Wszystko ma już ustalone z Władimirem i Andriejem. Gazociąg prowadzony pod Bałtykiem będzie budowany przy wsparciu Unii Europejskiej. Angela od razu zaznaczyła, że to bardzo ważna inwestycja dla całej Unii, dlatego ani protesty małych, ani średnich krajów niczego nie zmienią. Jest w tym sporo racji, bo trzeba równo traktować wszystkich członków UE! Jesteśmy krajem średniej wielkości. Jeżeli protesty małych krajów nadbałtyckich niczego nie zmieniły, to czemu cokolwiek miałby zmienić polski protest?

 

Czwartek, 30.07.2009 r.
Waldek z PSL-u zupełnie mnie nie słucha. Prosiłem, żeby latem nie udzielał wywiadów niezwiązanych z wakacjami, bo wiadomo, że w takim czasie tematy, które normalnie są tematem numer sześć, w wakacje są numerem jeden. Ale Waldek uparty jest jak filmowy Kargul... Tłumaczył dziennikarzom, że w Polsce bez koalicjanta rządzić się nie da, a nasza partia nie zawsze o tym pamięta i, zamiast po międzypartyjnych rozmowach, podejmujemy decyzje "po pracowitej lekturze sondaży". Do tego powiedział jeszcze, że niektóre argumenty przeciwników euro nie są pozbawione racji! Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, jest załamany...

Piątek, 31.07.2009 r.
Z sondaży wynika, że większość wyborców nie chce wprowadzenia euro do 2012 roku. Musimy to odłożyć na później. Dobrze chociaż, że ludzie chcą piłkarskiego "Euro 2012". Na razie stadionów nie zbudowaliśmy, ale Mirek z ministerstwa sportu zadbał o podwyżki dla chłopaków przygotowujących prezentacje multimedialne, no i teraz, jeszcze ładniej niż dotąd, rysują mapki z nowymi boiskami. A co z mapą drogową wejścia do strefy euro? Wyrzuciliśmy ją do kosza, tak jak wcześniej mapę dróg i autostrad, jakie mieliśmy zbudować przez pierwsze dwa lata rządów... Wejście do strefy wspólnej waluty dałoby nam same korzyści, ale wiadomo, że na całym świecie jest kryzys i stać nas na taki gest, żeby pomagać innym zamiast myśleć tylko o swoich korzyściach!

Sobota, 1.08.2009 r.
To, co zrobili zwolennicy opozycji w rocznicę Powstania Warszawskiego, to był prawdziwy "antyrządowy bucz". "Wybuczeli" Hanię (ostatnio świetnie poradziła sobie w wojnie z handlowcami!), naszego marszałka Sejmu Bronka, a nawet byłego premiera, szefa Parlamentu Europejskiego - Jurka. Te wszystkie złośliwości szczególnie zdenerwowały Stefana. Przed rokiem spotkało go to samo! Teraz wściekł się jeszcze bardziej, bo dodatkowo ludzie dokuczają mu teraz, że przeniósł się z partii ZChN do PPChN. Partia Pilnujących Chałupy Niemcom? Nawet Paweł, nasz rzecznik prasowy, nie słyszał o takiej partii!

Niedziela, 2.08.2009 r.
Michał, nasz minister, który nie może odnaleźć swojej teczki, bardzo odważnie i jednoznacznie powiedział dziennikarzom, że nasza sytuacja gospodarcza jest bardzo dobra. "Teraz wydaje się, że na pewno nie będzie recesji i produkt krajowy brutto nie będzie na minusie w żadnym z kwartałów, a przychody z podatków w II połowie 2009 roku będą trochę większe od założeń" - po jego słowach znów znaleźli się malkontenci komentujący, że uprawiamy propagandę sukcesu. A przecież Sławek z mojej kancelarii już to kiedyś stwierdził, że budżet państwa mogą uratować choćby nauczyciele. Wystarczyłoby, żeby każdy z nich oddał do budżetu 200 złotych. "Wydaje się, że to wcale nie jest wiele, ale gdy to pomnożymy przez ilość nauczycieli, to już robi się 2 miliardy złotych" - wyliczył Sławek.

Poniedziałek, 3.08.2009 r.
Dzwoniła Angela. Kryzys gospodarczy ciągle u niej trwa. Nastroje wśród ludzi nie są najlepsze. Po raz pierwszy od 22 lat Niemcy mają deflację! Przez ostatni rok ceny towarów i usług spadły o 0,6 procent. Tanieją jabłka, cebula, ziemniaki, kurczaki, chleb... Nawet paliwa! Pocieszyłem ją, że u nas benzyna drożeje, a ludzie i tak nie są z tego zadowoleni. Angeli poprawił się humor, kiedy przypomniała sobie, że słyszała o jakimś naszym pośle, który wyruszył samochodem do Niemiec, żeby pojeździć darmowymi autostradami i zatankować trochę taniego niemieckiego paliwa. Podobno, gdy się zorientował, że niemiecka benzyna ciągle nie jest tańsza, to próbował tą samą autostradą wrócić do Polski na wstecznym biegu! Oboje mieliśmy z tego niezły ubaw... To musiał być ktoś opozycji!

Wtorek, 4.08.2009 r.
Ewa z Ministerstwa Zdrowia boi się, że możemy stracić sporo poparcia w sondażach przez wzrost liczby zachorowań na świńską zarazę. Szczególnie, że opozycja już teraz próbuje wmawiać ludziom, że nie walczymy z chorobą, a źródłem zarazy może być świński ryj pokazywany przez Janusza z Lublina. Z wykresów, jakie zrobili nasi fachowcy z ministerstwa, wynika, że liczba zarażonych wzrośnie szczególnie jesienią. Na razie w szpitalach leczone mają być tylko takie osoby, które bezwzględnie tego wymagają. Według Ewy, Janusz nie musi iść do szpitala. Podobno jego zachowanie nie jest żadnym dowodem, że jest chory. Ewa podejrzewa nawet, że Janusz może symulować...

 

Czwartek, 6.08.2009 r.
Dzwoniła Angela. Pytała, co przed wyborami mogłaby obiecać swoim rodakom. Była trochę zdenerwowana, bo jej konkurent już obiecał Niemcom utworzenie 4 milionów nowych miejsc pracy! Na początku chciałem jej wysłać jakieś fajne ściągi wyborcze z poprzedniej kampanii. Tyle że 4 miliony miejsc pracy mogłoby na Niemcach zrobić większe wrażenie niż nasze "10 zobowiązań PO". Trzeba było czegoś więcej... Wreszcie znalazłem! Podpowiedziałem jej, że powinna razem z którąś z partyjnych koleżanek zrobić sobie zdjęcia w mocno wydekoltowanych sukniach i zamieścić te zdjęcia na plakatach z wielkim podpisem: "Mamy więcej do zaoferowania" albo "Zasługujesz na cud". Angela zaraz zadzwoniła do swoich chłopaków od pijaru...

Piątek, 7.08.2009 r.
Po prawie dwóch latach rządów moglibyśmy zrealizować trochę więcej obietnic. Ale co robić, gdy w terenie realizację programu wyborczego utrudniają nawet nasi działacze? Czasem brakuje im zwyczajnego koleżeństwa! Na przykład w Kętrzynie. Starosta, a jednocześnie szef powiatowego koła naszej partii wyrzucił z pracy sekretarza powiatu, mimo że ten też należał do naszego ugrupowania! Starosta został zawieszony w prawach członka partii na pół roku. Przez ten czas powinien przypomnieć sobie, co to znaczy robić wszystko, żeby żyło się lepiej. Nam wszystkim.

Sobota, 8.08.2009 r.
Nasi ministrowie też rzucają sobie kłody pod nogi. Grzegorz z MSWiA wpadł na świetny pomysł szybkiego zmniejszenia przestępczości. Gdybyśmy zrealizowali jego wizję, mielibyśmy wyniki lepsze niż wszystkie wcześniejsze rządy! To byłby medialny sukces! Wystarczyło przegłosować, że kradzieże i włamania do samochodów, piwnic i mieszkań będą ścigane na wniosek pokrzywdzonego, a nie - jak teraz - z urzędu. W statystykach mielibyśmy wiele tysięcy przestępstw mniej, ludzie czuliby się bardziej bezpieczni... Ale Andrzej z Ministerstwa Sprawiedliwości nie zgodził się. Szkoda, bo policji łatwiej byłoby odnaleźć pokrzywdzonego niż przestępcę.

Niedziela, 9.08.2009 r.
Dawni koledzy partyjni robią mi problemy! Nie chodzi tylko o to, co robi Janek z Krakowa. Zbyt hałaśliwy, za mało europejski zawsze był (pokrzykiwał np. "Nicea albo śmierć!", "Niemcy mnie biją!" itp.), więc nie żałowałem go ani wtedy, gdy policja wyprowadzała go z niemieckiego samolotu, ani teraz, kiedy został wyrzucony z redakcji niemieckiego dziennika... Bardziej martwi mnie Maciek, z którym kiedyś zakładałem Platformę. Atakuje mnie, bo sam chciałby zostać prezydentem! Mówi, że zdradziłem ideały Platformy, która przestała być "obywatelska". Na dowód przypomniał dziennikarzom moje słowa: "Zakładamy Platformę po to, żeby nikt z Warszawy nie ustalał nam list wyborczych". Maciek nie zrozumiał, że to właśnie jest realizacja naszego planu! Już nikt za nas nie ustala list. To ja siedzę w Warszawie i je ustalam!

Poniedziałek, 10.08.2009 r.
Zabieramy się do ciężkiej pracy! Nawet po godzinach musimy harować. Tak jak Paweł. Jest rzecznikiem rządu, ale nie zrezygnował z pracy dozorcy. Ja też nie muszę rezygnować z funkcji premiera, nawet gdy będę oficjalnym kandydatem na prezydenta. Chłopaki od pijaru cieszą się, że będę przez to dwa razy częściej w telewizji. Ale nie tylko telewizja się liczy. Jeszcze przed wybudowaniem dróg i stadionów przeprowadzimy prawdziwą internetową ofensywę! Będziemy filmowali, jak rozwija się kraj, i wrzucali wszystko do internetu. Dyrektorzy partyjnych biur w regionach już przeszli specjalne szkolenia z tworzenia stron. Teraz pora na każdego z posłów. Wyborcom będzie łatwiej wyrobić sobie obiektywną opinię. Żeby przekonać się, czy kraj rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej, nie będą nawet musieli wychodzić z domu. Wszystko będą mogli zobaczyć w internecie. Za darmo! Czy to nie jest "przyjazne państwo"? 

Wtorek, 11.08.2009 r.
Sondaże ciągle nie wyglądają dobrze. Pewnie jeszcze nie wszyscy wyborcy odczuwają, że już żyje im się lepiej... GUS podał dane o wynikach polskiego eksportu po pierwszym półroczu. I co? Jest prawie tak, jak mówił Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów! Sytuacja jest imponująca! Przez ostatni rok nasz eksport spadł tylko o 22,5 proc., gdy w tym samym czasie eksport Słowacji zniżkował o 28,4 procent. A przecież Słowacja czerpie same korzyści z tego tytułu, że ma euro! Ech, gdybyśmy i my już mieli euro albo przynajmniej ERM2 tak jak Litwini... Wygrałbym wtedy w pierwszej turze!

 

Czwartek, 13.08.2009 r.
To, co robi prezydent, to marnowanie pieniędzy. Powinien sam czytać gazety, a nie płacić jakiejś firmie za monitorowanie mediów! Co prawda Hania, nasza prezydent Warszawy, też płaci za monitoring mediów, tej samej firmie, ale widać, że myśli bardziej przyszłościowo. Dodatkowo wzięła 560 tys. euro z budżetu Unii Europejskiej na sfinansowanie szkoleń dla swoich 80 pracowników. Nauczą się obsługi komputera, angielskiego, opanują programy do przeglądania internetu... W końcu sami nauczą się czytać gazety i Hania będzie mogła zrezygnować z płacenia za monitoring!

Piątek, 14.08.2009 r.
Spisaliśmy się na medal! Byłem chyba w każdej wiosce dotkniętej kataklizmami. Dzięki oszczędnościom budżetowym mogliśmy pomóc ludziom! Miałem łzy w oczach... Spotkaliśmy szczęśliwych ludzi, którzy dzięki pomocy państwa i samorządu wybudowali lepsze domy. Teraz w każdym domu częstowano nas ciastem, herbatą i nie ukrywajmy, kieliszek czegoś mocniejszego też gospodarz znalazł... W samych Sieroniowicach na odbudowę wszystkich domów z budżetu wydaliśmy 4,2 miliona złotych! Radek cieszył się, że wcześniej udało mu się wyremontować polski konsulat w Chicago. Wydał na to ponad 8 milionów dolarów.

Sobota, 15.08.2009 r.
To jednak był nasz marketingowy błąd. Takie wielkie święto, a my go w ogóle nie wykorzystaliśmy. Madonna pierwszy raz przyjechała na koncert do Polski, a nasi ministrowie na urlopach! Wyjątkowy, uroczysty dzień, a oni co? Nie zrezygnowali z wakacji! Ja, żeby nikt nie oskarżał mnie o to, że robię sobie kampanię wyborczą, poleciałem do Afganistanu. Zabraliśmy mniej dziennikarzy niż poprzednim razem! Wszystko jest OK. Tylko niektórzy żołnierze mówili, że mają za mało sprzętu i żywności. Bogdanowi z ministerstwa obrony będzie trzeba oddać te pieniądze, które przy okazji majowych oszczędności znaleźliśmy w szufladach jego biurka.

Niedziela, 16.08.2009 r.
Nie spodziewałem się ciosu z tej strony! Wiedziałem, że opozycja, koledzy, z którymi tworzyłem Platformę, nawet niektórzy dziennikarze czy internauci nie potrafią docenić naszych sukcesów... Ale teraz przeciwko mnie obróciła się nawet Doda! Jeszcze niedawno śpiewała specjalnie dla mnie, mówiła, jaka jest zauroczona, popierała w wyborach i nagle... "Z tolerancją i respektowaniem zdania innego człowieka w Polsce jest jak z autostradami - dużo się o nich mówi, a ciągle ich nie ma" - skrytykowała pracę Ministerstwa Infrastruktury, zupełnie jakby nie wiedziała, że tylko patrzeć, jak ogłosimy podpisanie nowych umów na budowę autostrad.

Poniedziałek, 17.08.2009 r.
GUS ciągle nie zatrudnił żadnego z naszych chłopaków od marketingu. Znowu podali, że produkcja przemysłu spadła przez rok o prawie 5 procent! Potrzebujemy jakiegoś spektakularnego sukcesu. Na szybkie wybudowanie dróg i autostrad może nam nie wystarczyć pieniędzy. Stadiony? Też za drogie. Nawet boiska nie w każdej gminie da się zbudować. Za to wystarczy nam na darmowe jabłka, gruszki, marchew, rzodkiewki, paprykę, ogórki i soki dla dzieci z najmłodszych klas. Do września parę konferencji prasowych na ten temat da się zrobić!

Wtorek, 18.08.2009 r.
Olek z ministerstwa skarbu znów dostał kataru. Drugi albo trzeci raz. Osłabiony jest i zestresowany. Pamiętał, jak obiecywałem w telewizji, że jeśli pieniądze za sprzedaż stoczni nie wpłyną, to zaraz będzie zwolniony ze stanowiska. A wszystkie terminy, jakie mu wyznaczyłem, już minęły. Pogadaliśmy o tym wszystkim dzisiaj. Śmiechu było przy tym co niemiara... Olek nie wiedział, że z tą jego dymisją to był tylko żart! A sam kiedyś mówił, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami...

Środa, 19.08.2009
Polska opozycja jest najgorsza na świecie! Wszyscy tylko atakują rząd i wymądrzają się. Gdyby nie oni, już dawno mielibyśmy i drogi, i autostrady, i stadiony... Stefan jest dla mnie pełen podziwu, że z takim spokojem znoszę tych krzykaczy i furiatów. "Hitler by się zabił, gdyby ich zobaczył" - ciągle powtarza Stefan. Musimy być jeszcze twardsi.

 

Czwartek, 20.08.2009 r.
Udało się! W stosunkach polsko-katarskich wszystko jest już w najlepszym porządku! W Paryżu spotkałem się z panem premierem Kataru. To było znaczące spotkanie. Ale nie z powodu sprawy stoczni. Zostałem przez stronę katarską zaproszony. To duże wyróżnienie. Katar jest gotowy do zaangażowania miliardów dolarów. Nas traktują bardzo poważnie, dlatego mogą nam sprzedawać skroplony gaz znacznie drożej (nawet o 100 dolarów na tonie!) niż Japończykom! Pod koniec tego życzliwego spotkania powiedziałem, że nasze stocznie nie produkują ani tanich statków, ani dobrych. Katarczycy nie dali się przestraszyć. Zastanowią się. 

Piątek, 21.08.2009 r.
Kasia z ministerstwa edukacji nie ma lekko. Szczególnie dokuczają jej niewyrobieni politycznie, bezmyślni rodzice przedszkolaków i pierwszoklasistów. Przysyłają na jej adres faktury za zakupione książki i żądają zwrotu pieniędzy! Co prawda Kasia rok temu obiecywała, że pierwszoklasiści dostaną książki za darmo... Tyle że rok temu wszyscy przygotowywaliśmy się do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Nie można tak wszystkiego brać na poważnie!

Sobota, 22.08.2009 r.
Sondaże ciągle nie wyglądają dobrze. Rząd popiera 38 proc. Polaków, ponad 60 proc. uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku, a w rankingu zaufania polityków wyprzedził mnie już nie tylko Jurek z Parlamentu Europejskiego i Radek, ale nawet Bronek! Chłopaki od pijaru wymyślili, żebym ogłosił, że najlepszymi politykami są kobiety i dlatego oddajemy im połowę miejsc na listach wyborczych. Janusz z Lublina obiecał, że w jego okręgu wyborczym kobieta będzie na pierwszym miejscu. Ucieszył się z nowej akcji. Szczególnie że - jak wykazały badania lekarskie - ma obniżony poziom testosteronu i na pewno byłby lepszym szefem partii od Grzegorza.

Niedziela, 23.08.2009 r.
Dzwoniła Angela. Zgodziła się przemówić 1 września na Westerplatte. Razem z Władimirem z Moskwy przypomni, jak to hitleryzm 70 lat temu napadł na nasze trzy kraje i wywołał wojnę. Angela udziela teraz wielu wywiadów, bo uznano ją za "najbardziej wpływową kobietę świata". Właśnie przygotowywała odpowiedzi na najtrudniejsze pytania o swoje domowe zwyczaje, hobby i zainteresowania. Podpowiedziałem jej, że dziennikarze na pewno dobrze zareagują, gdy przyzna się, jak bardzo lubi pokopać piłkę albo upiec ciasto porzeczkowe. Nie powinna za to opowiadać, że lubi leżeć, patrzeć w sufit i leniuchować, albo mówić, że dla niej niemieckość to nienormalność.

Poniedziałek, 24.08.2009 r.
W związku z wizytą Władimira z Moskwy mamy diabelski dylemat. Bronić polskiej pamięci, czy ulepszać relacje z Rosją? Rosyjskie stacje telewizyjne ostatnio emitują programy, z których wynika, że wojnę wywołała Polska. Nie chciałbym rezygnować z polityki uśmiechów wobec Rosji. Poza tym inna reakcja rządu nie jest chyba konieczna. Bronek też namawia mnie, żeby nie reagować, bo prawda historyczna powinna być przypominana przez historyków. 

Wtorek, 25.08.2009 r.
Wspólne śniadanie z medalistami lekkoatletycznych mistrzostw świata to był mój wielki pijarowy sukces. Nasi lekkoatleci miło mnie zaskoczyli. Prawie tak jak kiedyś Doda. Co prawda niczego dla mnie nie zaśpiewali, ale dali mi medal! Wreszcie staliśmy się pierwszą potęgą wśród państw Unii Europejskiej. Na razie tylko w lekkiej atletyce. Osiem medali! Sami miotacze zdobyli cztery. Kiedy nasza mistrzyni świata w rzucie młotem zawieszała mi medal na szyi, zastanawiałem się, czy rzeczywiście na niego zasłużyłem. Nie rzucam przecież ani dyskiem, ani młotem... "Pan premier jest za to mistrzem świata w rzucaniu obietnicami" - powiedziała po cichu nasza mistrzyni.

Środa, 26.08.2009 r.
Z naszym budżetem nie jest tak źle, jakby się wydawało. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że sytuacja jest imponująca, a w przyszłym roku będzie jeszcze lepsza! Tegoroczny wzrost PKB w najgorszym razie będziemy mieli na "lekkim zerze", więc śmiało możemy zwiększać wydatki budżetowe! Tym bardziej że już w przyszłym roku pieniędzy w budżecie będzie jeszcze więcej. Podniesiemy akcyzę na olej napędowy, VAT na usługi hotelarskie, składki ubezpieczeniowe... Wyborcom najbardziej powinno się spodobać, że opodatkujemy też quady. Wiadomo, kto z opozycji jeździ quadami...

 

Czwartek, 27.08.2009 r.
Gorąca jest ta końcówka lata. Sopocki urząd miasta zgodził się na protest stoczniowców pod moim domem! Żeby nie wyszło na to, że przed nimi uciekam, trzeba będzie zorganizować jakąś uroczystość rodzinną za miastem... A to nie koniec kłopotów. Rosjanie nas trochę nastraszyli. Ogłosili, że zorganizują konferencję prasową na temat największych sekretów polskiej polityki zagranicznej! Najbardziej przestraszył się Olek z ministerstwa skarbu. Skąd oni mogli mieć informacje o naszych negocjacjach z inwestorami z Kataru? Skończyło się na strachu. Rosjanie odwołali konferencję.

Piątek, 28.08.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, bardzo się zdenerwował. OBOP niepotrzebnie ogłosił, że liczba przeciwników przyjęcia euro w Polsce jest już większa niż liczba jego zwolenników. Na dodatek do nagonki przeciwko euro oprócz opozycji włączył się Waldek z PSL. "Jacek" tłumaczył mu, żeby poszedł do telewizji i powiedział, że z przyjęcia euro będziemy mieli same korzyści. Waldek chyba go w ogóle nie zrozumiał, bo zaczął tłumaczyć dziennikarzom, iż Polska nie ma recesji, dlatego że ma własną walutę, a nie euro. Może nie zrozumiał, iż recesja to żadna korzyść?

Sobota, 29.08.2009 r.
No i co? Jednak mamy cud! "Jacek" miał rację. Sytuacja naszej gospodarki jest imponująca. Ludzie w to nie wierzyli, ale udało się! Nawet GUS wszystko potwierdził: Polska pędzi do dobrobytu. Mamy już ponad 1 proc. wzrostu PKB rocznie! Cała Europa nie może się nadziwić temu sukcesowi. Nawet premier Irlandii do mnie dzwonił. Pytał, jak sobie poradziłem ze światowym kryzysem i czy mógłby kiedyś przyjechać do nas, porozglądać się, popodpatrywać, nauczyć się czegoś nowego... Przygotowuje się do kolejnych wyborów i jego chłopaki od pijaru mają już plan na wyborczą wygraną. Chcą ogłosić, że zrobią w Irlandii "Drugą Polskę".

Niedziela, 30.08.2009 r.
W sondażu "Gazety Wyborczej" znowu mamy ponad 50 procent poparcia! To mi się podoba. Profesjonalne badanie dla profesjonalnej gazety musiało przynieść profesjonalne rezultaty. Dobre wyniki w gospodarce i od razu słupki z procentami idą w górę. W ogóle "Wyborcza" to przykład dobrej roboty dziennikarskiej mimo trudnych warunków na rynku mediów. Sprzedaż przez ostatni rok spadła im o prawie 10 procent, w tym w samym lipcu o ponad 8 procent. Dziennikarze już od dawna nie dostają w stołówce nawet ciepłej jajecznicy... Ale nie przejmują się tym. Nie poddają się. Dalej piszą prawdę! Żeby mogła dotrzeć do każdej rodziny w kraju. To prawdziwi polscy patrioci.

Poniedziałek, 31.08.2009 r.
Olek ostatecznie wyleczył się z Kataru. Cała opozycja gardłuje teraz przeciwko niemu. Przypominają, że obiecałem wyrzucić go z ministerstwa, jeśli nie uda mu się sprzedać stoczni. Ale przecież Olkowi udało się te stocznie sprzedać. I to dwa razy! Tyle że nie udało mu się dostać za nie pieniędzy... Dlaczego nie mielibyśmy mu dać jeszcze jednej szansy? Do trzech razy sztuka! Olek mówi, że jeśli Komisja Europejska zgodzi się na jeszcze jedną sprzedaż, to ma już na oku jeszcze lepszych kupców. Takich, którzy chcą nam sprzedawać gaz po cenie jeszcze lepszej niż Katarczycy!

Wtorek, 1.09.2009 r.
Uroczystości z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej wypadły wzorowo. Na Westerplatte byli i Angela, i Władimir z Moskwy. I nikt nie oskarżał nas, że to my tę wojnę wywołaliśmy! Za to wszyscy nam gratulowali organizacji. Tylko Barack z Ameryki nie przyleciał. Chyba nie był pewien, czy będzie u nas dobrze przyjęty. Może boi się polskiego rasizmu? To możliwe, szczególnie że do USA też dotarły już żarty o jego dziadku. Radek, gdy tylko miał dobry humor, opowiadał, że w żyłach Baracka płynie polska krew, bo jego dziadek zjadł kiedyś polskiego misjonarza... Bronek mówi, że o tych żartach Radka pisały nawet gazety na Jamajce! 

 

Czwartek, 3.09.2009 r.
Chłopaki od pijaru ułożyli bardzo fajny tekst z wywiadem dla jakiejś kolorowej gazety. Nie dla mnie, tylko dla mojej córki Kasi. Tak, żeby wyglądało, że nie jest żadną gwiazdą tańczącą w telewizji, tylko zwykłą zapracowaną córką zwykłego zapracowanego taty... "Pracowałam po 12 godzin dziennie", "Tata dostaje pensję i oddaje mamie, która świetnie nią gospodaruje", "Czasem tata ma w portfelu jedynie 10 złotych, jednak wcale mu to nie przeszkadza". Wszystko wydrukowali! No i teraz na wypadek, gdyby pytał o to jakiś dziennikarz, ciągle muszę nosić przy sobie dwie pięciozłotówki.

Piątek, 4.09.2009 r.
Trochę mnie dziwi ta awantura, która wybuchła wokół Pawła, naszego rzecznika rządu. Jeśli chodzi o sprawę tego hotelu, to pokój, tak czy siak, Paweł miał! A w tym hotelu jednoosobowych pokoi nie było! No to mógł zabrać syna w służbową podróż i go przenocować. Nawet Julia, nasza specjalistka od walki z korupcją, zabiera czasem męża w podróże służbowe. Jeszcze do niedawna ludzie chcieli "polityki prorodzinnej". Paweł pokazał, że takie hasła nam też są bardzo bliskie. Tak jak go prosiłem, nie fundował noclegu w hotelu temu niemieckiemu przedsiębiorcy, od którego bezpłatnie wynajmuje dom, ale własnemu synowi! Tanio mieszka, tanio dojeżdża, tanio wynajmuje miejsce w hotelu... Wyborcy chcą przecież taniego państwa!

Sobota, 5.09.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, to jednak prawdziwy ekonomiczny geniusz. Budżet państwa, który ułożył na następny rok, jest imponujący. Deficyt ma wynieść 52 miliardy złotych! Prawie dwa razy więcej niż w planach na ten rok! Żaden wcześniejszy rząd nie miał takiego wyniku! Co prawda "Jackowi" chyba nie uda się ściągnąć do budżetu "przyszłych zysków" z NBP, ale na wypadek, gdyby nam miało zabraknąć pieniędzy, przygotował już kilka nowych pomysłów. Trochę można zabrać przyszłym emerytom, niektórym firmom zabrać prawo do zwrotu podatków, podnieść akcyzę na paliwa... Ekonomiści zgodnie chwalą "Jacka". A on skromnie mówi, że to nie jest jeszcze budżet naszych marzeń!

Niedziela, 6.09.2009 r.
Ale było śmiechu z tą sprawą dymisji Olka z ministerstwa skarbu! Olek przez cały czas wzorowo wypełniał wszystkie zadania. Kiedy tylko miał ogłosić, że sprzedał jakąś stocznię, to bez dyskusji zaraz ogłaszał. Na konferencjach prasowych się pokazywał. Ciężko pracował i nie bał się nawet Kataru. Nie było powodu, żebym go zwalniał. Problem jest jedynie medialny, bo kiedyś zażartowałem, że jak mu się nie uda sprzedać stoczni, to wyrzucę go z rządu... no i niektórzy dziennikarze nie zrozumieli, że to żart! Na razie trzeba wysłać do mediów Sławka. "Powiem im, że zwolnimy Olka, jak ja zostanę premierem" - zażartował Sławek. Bałem się, że Olek pęknie ze śmiechu! We wtorek trzeba będzie na poważnie ogłosić, że zostanie w naszym rządzie. 

Poniedziałek, 7.09.2009 r.
Czarek z Ministerstwa Infrastruktury powinien dostać jakiś order. Z budową autostrad na razie jeszcze nie radzi sobie najlepiej. Jeszcze gorzej z remontami dróg. Za to zrobił fajną konferencję prasową! Okazało się, że przez ostatnie dwa lata podpisał umowy na budowę ponad 1000 kilometrów dróg krajowych, dróg ekspresowych, autostrad i obwodnic, a niektóre z nich będą wybudowane jeszcze przed Euro 2012! Ile on musiał wypisać długopisów... A ludzie nie rozumieją, dlaczego koszty administracyjne ciągle rosną.

Wtorek, 8.09.2009 r.
Julia mówi, że z tym przyznawaniem orderów musimy bardziej uważać. Na przykład nie powinniśmy podpisywać wniosku o Krzyż Orderu Odrodzenia Polski dla dyrektora oddziału ZUS oskarżanego o korupcję. Według niej, wyborcy mogą nie zrozumieć, że taki order przyznawany jest za zupełnie inne zasługi. Olek zostaje w rządzie, ale na swoje odznaczenia też na razie musi poczekać. Za to "Jacek" już teraz (52 miliardy!) zasłużył na jakieś specjalne wyróżnienie! Wyliczył, że w przyszłym roku miesięczna składka Polski do budżetu Unii Europejskiej wzrośnie o 160 milionów złotych. Jeśli stać nas na taki gest, to jest to najlepszy dowód na to, że wcześniejsze oceny "Jacka" nie były tylko przedwyborczą propagandą. Sytuacja jest imponująca!

 

Czwartek, 10.09.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, ciągle mnie zaskakuje. To dzięki niemu nasz projekt budżetu państwa wygląda coraz lepiej. Pieniądze po prostu leżą na ulicy i trzeba je tylko podnieść! Ostatnio "Jacek" znalazł 7,5 miliarda złotych w Funduszu Rezerwy Demograficznej. To, co się tam udało zebrać, miało być przeznaczone na wypłatę przyszłych emerytur, ale na razie, gdy emerytur nie musimy jeszcze wypłacać, to przecież te miliardy mogą uratować budżet! A co z funduszem? Jak będzie taka potrzeba, możemy go z łatwością odbudować przez pieniądze płynące z prywatyzacji! Szczególnie że Olek z ministerstwa skarbu ma już parę nowych pomysłów na kolejną sprzedaż naszych stoczni. 

Piątek, 11.09.2009 r.
Chłopaki od pijaru wymyślili bardzo fajny numer. Wszyscy mamy teraz mówić, że jesteśmy bardzo oszczędni, ograniczamy nasze wydatki, a na dodatek nie podniesiemy żadnych podatków, dopóki nie wyjdziemy z kryzysu! Szczególnie to ostatnie musimy często powtarzać, bo jak później, w kampanii wyborczej, trzeba będzie mocnego argumentu na to, że rzeczywiście wyszliśmy z kryzysu, to wtedy... wystarczy, że podniesiemy podatki! I to będzie najlepszy dowód na pokonanie kryzysu. 

Sobota, 12.09.2009 r.
Dzwoniła Angela. Opowiadała o przygotowaniach do obchodów 20. rocznicy zburzenia muru berlińskiego. Na uroczystości zaprosiła już Baracka z Waszyngtonu, Andrieja z Moskwy, Gordona z Londynu i Nicolasa z Paryża. O mnie jakoś nie mówiła. Nie wiedziałem, czy wypada tak bezczelnie poprosić ją o zaproszenie, więc tylko przypomniałem jej o plotkach, które już od lat krążą po całym świecie, że ten berliński mur, podobno bez niczyjej pomocy, zburzył Lechu z Gdańska! Angela była zaskoczona! Stwierdziła, że w tej sytuacji może uda jej się załatwić zaproszenia na tę imprezę i dla mnie, i dla Lecha. Na razie mamy czekać.

Niedziela, 13.09.2009 r.
Wystarczyło, że Sławek uporządkował Polski Związek Piłki Siatkowej i zaraz wszystko dobrze jedzie! Siatkarze wygrali na mistrzostwach Europy! Teraz Sławek dba o to, żeby nasi zawodnicy wiedzieli, z kim mają się spotykać, a z kim lepiej nie. Nasz rząd pod nic się nie podszywa. Wiadomo, że PZPS i rząd to niezależne instytucje. My nie możemy niczego nakazywać ani związkowi, ani siatkarzom. Jeśli związkowcy, trener i zawodnicy zdecydują, żeby przed kamerami telewizyjnymi z wdzięczności za wsparcie przyznać mi medal i reprezentacyjną koszulkę (najlepiej z numerem 1), to przecież jako premier nie mogę im tego zakazać!

Poniedziałek, 14.09.2009 r.
Oszczędzamy na całego! W Rządowym Centrum Legislacji mamy aż 90 prawników. Mieli zajmować się pisaniem ustaw, ale na razie nie stworzyli choćby jednego projektu. Uczą się nowego sytemu, który jest na rozruchu, grają w gry komputerowe... Płacimy im za to, żeby nic konkretnego nie robili, bo tak jest taniej. A to jeszcze nie koniec oszczędności. Od czwartku w Radomiu ruszy budowa Centrum Przetwarzania Danych Ministerstwa Finansów. Inwestycja pochłonie tylko 167 milionów złotych. Nie dość, że tanio, to jeszcze na wypadek gdyby funkcjonowanie Centrum okazało się zbyt drogie, "Jacek" zobowiązał się, że wszystkie wskaźniki może wyliczyć na swoim kalkulatorze! To się nazywa tanie państwo!

Wtorek, 15.09.2009 r.
Chłopaki od pijaru przynieśli nowe wyniki sondaży. Wygląda na to, że jednak nie wygram w pierwszej turze wyborów prezydenckich! Już dwie trzecie wyborców negatywnie ocenia działalność rządu! Nasza partia też ma już poparcie poniżej 50 procent. Długo myśleliśmy, co można z tym zrobić. Wreszcie ktoś wpadł na genialny pomysł: jeszcze przed wyborami będę musiał pokazać, że nie mam nic wspólnego ani z tą partią, ani z tym rządem! Na wiosnę mam zostać oficjalnym kandydatem na prezydenta i zrezygnować z szefowania partii! A jeśli to nie pomoże i dojdzie do drugiej tury wyborów? Wtedy premierem, jak zwykle w przełomowych czasach, zostanie Waldek z PSL. A ja jako niezależny kandydat będę mógł swobodnie krytykować jego rząd i powrócić do naszego sprawdzonego hasła: "Polska zasługuje na gospodarczy cud!".

 

Czwartek, 17.09.2009 r.
Byliśmy na progu III wojny światowej! A wszystko przez awanturnictwo prezydenta... Uparł się, żeby w rocznicowym przemówieniu zaatakować Władimira z Moskwy stwierdzeniami w stylu, że bez prawdy nie ma wybaczenia, a 17 września 1939 roku Polskę atakowali nie tylko Niemcy... Po tych prowokacjach wydawało się, że Rosjanie nie będą mieli innego wyjścia i znów na nas napadną! Pomóc mogli nam tylko Amerykanie! Na szczęście Radek zna Rona Asmusa... Amerykanie szybko ogłosili, że wycofują się z budowy tarczy, a Rosjanie jakoś dali się udobruchać. Dzięki naszej dyplomacji uśmiechów wojny znów udało się uniknąć.

Piątek, 18.09.2009 r.
W związku z niedoszłą amerykańską tarczą w mediach znów zrobiło się niepotrzebne zamieszanie. Dziennikarze pytają, czemu nie odebrałem telefonu od Baracka z Waszyngtonu. Na razie nikt się nie domyślił, że to przez Radka. Próbował wysłać Ronowi faksem nowe dowcipy o dziadku Baracka, no i całkiem zablokował nam linię. Dowcipy były bardzo fajne, nie wiem tylko, czy nawet dla najlepszego kawału powinien psuć polsko-amerykańskie stosunki... Podpowiedziałem Radkowi, żeby następnym razem, jak będzie miał coś na Baracka, przekazywał wszystko żonie. Niech ona opublikuje to np. w "Washington Post", a wtedy nikt nie będzie tego wiązał z szefem polskiej dyplomacji. 

Sobota, 19.09.2009 r.
Cieszę się, że Manuel z Brukseli znowu został wybrany na szefa Komisji Europejskiej. Pogadaliśmy sobie trochę i widać już, że obaj chcemy walczyć o wolność gospodarczą. Manuel już ogłosił, że dla dobra Europejczyków poprze pomysł nowego podatku od transakcji finansowych. Jeśli takie rozwiązania miałyby dotyczyć całej Unii, to jestem za. Obaj chcemy też, żeby nie było przymusu wypłaty premii dla bankierów według zasady, że im większe straty banku, tym większe premie... Janek Krzysiu, były premier, który teraz prezesuje w jednym z banków, myśli podobnie. Mówi, że taki ścisły związek między stratami i premiami nie jest konieczny. Sam zresztą dostaje w swoim banku fajne premie, i to mimo że nie spowodował żadnych strat!

Niedziela, 20.09.2009 r.
Dzięki rozmowie z Manuelem przekonałem się, jak wielkim uznaniem cieszy się na europejskich salonach nasz Janusz z Gdańska. Nawet najwięksi komisarze uważają go za polityka bardzo europejskiego - bez przesadnego egoizmu narodowego - i świetnie przygotowanego do objęcia wszystkich stanowisk. Janusz niekoniecznie musi się zajmować budżetem Unii. Bez żadnego wstydu będziemy mogli powiedzieć: "Handel? - Proszę bardzo: Janusz. Budżet? Proszę bardzo: Janusz". I będziemy wiedzieli, że w jednym, drugim i trzecim przypadku to jest bardzo dobra kandydatura. Komisarze też wiedzą, że od Janusza wszyscy mogą się sporo nauczyć, bo to najprawdziwszy wielki mistrz europejskiej demokracji.

Poniedziałek, 21.09.2009 r.
Chłopaki od pijaru wymyślili nowy fajny numer. Co prawda warto mieć swoich ludzi w telewizji, ale jednocześnie trzeba pamiętać, że... ludzie będą chętniej na mnie głosowali, gdy zauważą, że zupełnie mnie nie interesują gierki o wpływy w telewizji! Trzeba przypilnować dziennikarzy, żeby nagłośnili moje komentarze w tej sprawie. Będę tłumaczył, że nie interesuję się kontrolowaniem mediów, bo ci, którzy rzucają się na media po to, żeby je ujarzmić i mieć do własnej dyspozycji, z reguły przegrywają potem wybory i to jest reguła prawie bez wyjątku. Sławek namawia mnie, żebym dodatkowo powiedział, że media publiczne mnie nie podniecają.

Wtorek, 22.09.2009 r.
W państwach Europy Zachodniej, mimo gorszego stanu gospodarki, nie ma alarmujących raportów! A u nas? Tylko Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, jak jest, czyli że sytuacja jest imponująca. A inni ciągle biadolą o rosnącym zadłużeniu. Zapoznałem się z raportem Fitch Ratings. Podobno grozi nam przekroczenie progu długu publicznego w relacji do PKB na poziomie 55 procent. Ich analitycy stwierdzili, że ryzyko istnieje zwłaszcza z powodu sytuacji politycznej i cyklu wyborczego. Dlaczego wybory miałyby mieć wpływ na wysokość wydatków albo deficytu budżetowego? Takie nieobiektywne komentarze ekonomistów i dziennikarzy mogą wypaczyć wynik wyborów! Nie czytali materiałów naszego biura prasowego i dlatego nie wiedzą, że nie ma żadnego zagrożenia, bo rząd od dawna uważnie przygląda się sytuacji na światowych rynkach finansowych.

 

Czwartek, 24.09.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, coraz częściej się zapomina. Ostatnio wydaje mi się nawet, że zaczyna mnie olewać! Wybory coraz bliżej, a on ogłosił w mediach, że przyłączenie się do strefy euro musi być naszym strategicznym celem! Rozmawiał z prezesem europejskiego banku, a ten mu powiedział, że niezwykła odporność gospodarki polskiej w kryzysie zaskoczyła wielu naszych partnerów. Teraz wszyscy nam zazdroszczą i mówią, że to nie może tak być, żeby koszty kryzysu w naszym regionie ponosili tylko Słowacy i Litwini. Stać nas na taki gest, żeby przyjąć euro... Byle tylko nie przed wyborami! 

Piątek, 25.09.2009 r.
Chłopaki od pijaru przynieśli nowe wyniki sondaży. Ciągle jestem na pierwszym miejscu, ale mocno w górę poszedł Włodek z lewicy... Musimy szybko znaleźć dla niego jakąś dobrą robotę. Gdyby został sekretarzem generalnym Rady Europy, to nie opłacałoby mu się startować w wyborach prezydenckich! Ze startu w wyborach zrezygnowała Jolka, która umie ładnie jeść bezę... Z Bronkiem, marszałkiem Sejmu, ani z Januszem z Lublina też nie powinienem mieć problemów. Bronek trochę śmiesznie powiedział dziennikarzom, że gdyby "taka konieczność wchodziła w grę", to będzie szefem partii. Janusz zgodził się znowu kierować "przyjaznym państwem". Ma nowe pomysły na konferencje prasowe. Powinno być dobrze.

Sobota, 26.09.2009 r.
Już ponad rok walczymy, żeby żyło się lepiej. Nam wszystkim. Nie poddajemy się! Ale nie wszyscy walczą tak samo! Zbyszek, szef naszego klubu parlamentarnego, mówi, że są takie sprawy, w których ma za małe wsparcie ze strony Mirka z ministerstwa sportu i Grześka. Jak trzeba tekstu jakiejś ustawy przypilnować, to on sam musi prowadzić wojny! Czasem już nie ma siły sam walczyć z tym wszystkim... Przez rok biegał to tu, to tam i udawało mu się blokować sprawę dopłat do budżetu od firm zarabiających na hazardzie. Myślałem, że Mirek też trochę się w tej sprawie przysłużył, ale Zbyszek widzi to ostrzej. "To wyłącznie moja zasługa" - powtarza ciągle. Może trzeba będzie go trochę odciążyć?

Niedziela, 27.09.2009 r.
Olek z ministerstwa skarbu radzi sobie coraz lepiej. Ma świetny plan doprowadzenia do ugody z Eureko. Zapłacimy im kilka miliardów i będzie po kłopocie! Co prawda, kiedyś komisja sejmowa stwierdziła już, że stara umowa sprzedaży PZU była z mocy obowiązującego w Polsce prawa od początku nieważna, ale czasem nawet z niezawartych umów trzeba się wywiązywać! Nie potrzebujemy teraz konfliktów z instytucjami finansowymi... Kilka miliardów? Sytuacja budżetu jest imponująca. Stać nas na taki gest.

Poniedziałek, 28.09.2009 r.
Radek trochę przesadził. Dał się podpuścić Bogdanowi z ministerstwa kultury i wymyślił list do Amerykanów w obronie Romka, tego aresztowanego w Szwajcarii reżysera. Radek mówił, że trzeba mu pomóc, bo to wielki artysta, wielki polski patriota, no i nie może tak po prostu być trzymany w więzieniu jak jakiś przestępca. Podobno dla świata kultury to byłby straszny cios, gdyby Romek nagle zniknął niczym nóż w wodzie. Już chciałem go poprzeć, kiedy chłopaki od pijaru przynieśli wyniki nowych sondaży. Wyszło im, że wyborcom wcale nie żal Romka i według nich, nie powinien uniknąć normalnego osądzenia tylko dlatego, że umie nakręcić film... To mnie przekonało. Dziennikarzom powiedziałem, że nie warto podnosić narodowego larum wokół całej sprawy.

Wtorek, 29.09.2009 r.
Nastroje w Warszawie robią się coraz bardziej "marsowe". Ludzie źle zrozumieli zapowiedzi Hani na temat "zaciskania pasa". Nie domyślili się, że to właśnie mieszkańcy stolicy (a nie pani prezydent!) muszą teraz ostro oszczędzać. Dlatego zdziwili się, gdy Hania wydała 200 tys. zł z budżetu miasta na nagrody dla prezesów miejskich spółek. "Jacek" też zachowuje się dziwnie. Ktoś widział go ostatnio, jak w nocy spacerował po ulicy Marsa w Warszawie. Niby nic wielkiego... ale następnego dnia, na tej samej ulicy, na jednym z wielkich plakatów pojawił się napis: "Olewam Tuska". No i podpis: VINCENT. 

Środa, 30.09.2009 r.
Co za "Black Jack"? Jaki "Jednoręki Bandyta"? Na temat Zbyszka, szefa naszego klubu parlamentarnego, rozmawiałem ostatnio z Julią. W końcu nikt tak jak ona nie zna się na sprawach korupcji. No i Julia jednoznacznie stwierdziła, że w sprawie ustawy hazardowej żadnej korupcji być nie mogło. Jeśli nawet nie były to godne pochwały konsultacje społeczne, to można mówić co najwyżej o lobbingu. Andrzej z Ministerstwa Sprawiedliwości potwierdził słowa Julii. Chociaż nie znał sprawy, stwierdził, że może jednoznacznie zaświadczyć o bezwzględnej niewinności Zbyszka i Mirka. Jednoznacznie winni są za to dziennikarze, którzy ujawniają państwowe tajemnice!

 

Czwartek, 1.10.2009 r.
Nie ma mowy o żadnych dymisjach w rządzie! Stefan ma całkowitą rację. Cała ta afera hazardowa to jedna dzika, histeryczna, obrzydliwa i podła antyrządowa nagonka CBA, dziennikarzy i internautów. Przecież to właśnie my już prawie dwa lata walczymy z korupcją! Najlepiej całą sprawę skomentowała Julia. Nie wiadomo nawet, ile Rysiu chciał zapłacić za zmianę hazardowej ustawy. Może Zbyszek z dobrego serca mu obiecywał? A korupcja jest tylko wtedy, gdy wiadomo, że była ustalona jakaś konkretna cena! Na przykład, w wykrytej przez Julię aferze dorszowej... Do prywatnych transakcji wykorzystana została służbowa karta płatnicza! Za porcję dorsza facet zapłacił 8 złotych i 16 groszy. To była korupcja. 

Piątek, 2.10.2009 r.
Zbyszek trochę się spocił, ale wszystko bardzo fajnie wytłumaczył dziennikarzom. No i nikogo nie sypnął! "Mam kilku kolegów, których nazywam Miro. Kilku Grześków też" - cierpliwie tłumaczył dziennikarzom, no i dzięki temu część mediów ciągle nie zorientowała się, kto miał mu pomagać w załatwianiu spraw Rysia. Mimo to musiałem odwołać Zbyszka z funkcji szefa klubu parlamentarnego. Niby wiadomo, że nic złego nie zrobił, ale gdyby został na stanowisku, mógłby nam zaszkodzić w sondażach...

Sobota, 3.10.2009 r.
Miro mówi, że nie poda się do dymisji, bo ma czyste sumienie i może to udowodnić. Pisma, jakie podpisywał w sprawie rezygnacji z dopłat od właścicieli hazardowego biznesu, nie są żadnym dowodem przeciwko niemu. Miro zarzeka się, że ma naprawdę dużo roboty. Dlatego z zasady nie czyta papierków, które mu dają do podpisu. Ja mu wierzę. Jeżeli podpisywał nieświadomie, to jak można mówić o jego winie? Problem jest tylko jeden. Musi przekonać opinię publiczną, że ani z Rysiem, ani z jego biznesami nie ma niczego wspólnego. 

Niedziela, 4.10.2009 r.
Według mnie, w sprawie afery hazardowej wszyscy - poza CBA - są niewinni. Zachowywaliśmy się uczciwie i zgodnie z najwyższymi standardami! Komisja sejmowa nie jest tu do niczego potrzebna. Nie mamy niczego do ukrycia! Nawet Grzesiek po pytaniu dziennikarzy sam przypomniał sobie, jak ma na imię i stwierdził, że to pewnie o nim mówił Rysiowi Zbyszek. Miro też szczerze przyznał, że pomagał znaleźć pracę dla córki Rysia. Chciała spróbować swoich sił w Totalizatorze Sportowym. Dlaczego nie miał jej dać szansy?

Poniedziałek, 5.10.2009 r.
Mamy nowe sukcesy! Szkoda tylko, że media ich nie zauważają. A jest się czym pochwalić. Radek już prawie nam załatwił u Amerykanów drugą tarczę antyrakietową! Olek z ministerstwa skarbu jest bliski sprzedania (już trzeci raz!) polskich stoczni. Co prawda w Eureko powiedzieli mu, że zamiast stoczni wolą pieniądze, ale Olek ma już kilka nowych pomysłów. No a Jean-Vincent? To chyba największy sukces... Zmontował rekordową dziurę budżetową (na ponad 50 miliardów!), podpisał się pod umową, że pożyczymy 630 milionów złotych islandzkim bankom, i to wystarczyło! W Banku Światowym ogłosili go Europejskim Ministrem Finansów Roku 2009!

Wtorek, 6.10.2009 r.
Ufff... Mimo tego całego hazardowego zamieszania w rankingu prezydenckim ciągle jestem na pierwszym miejscu. Ale drugi jest już Włodek z lewicy! Musimy go skusić na jakieś stanowisko w rządzie. Gdyby zrezygnował ze startu w wyborach, mógłby zastąpić np. Andrzeja z Ministerstwa Sprawiedliwości, a może nawet Grześka! A Grzesia, na otarcie łez, zrobiłbym szefem klubu parlamentarnego. Zamiast Zbyszka. Ale kto wtedy będzie wicepremierem? Może Zbyszek...? 

Środa, 7.10.2009 r.
To była prawdziwa rzeź niewiniątek! Nie miałem wyboru! Sondaże były jednoznaczne. Polacy ciągle myślą, że planujemy tę hazardową niby aferę zamieść pod dywan. Większość chciała odwołania z rządu i Mira, i Andrzeja, i Grzesia... Wiem, że wszyscy są niewinni, ale przecież mamy demokrację. No i wybory coraz bliżej! Odwołałem całą trójkę. Od siebie dołożyłem jeszcze dymisję Sławka, naszego rzecznika Pawła, Adasia z Ministerstwa Gospodarki i Rafała... Prezydentura wymaga wyrzeczeń! Jak będzie taka potrzeba, to mogę wszystkich wyrzucić! Oprócz chłopaków od pijaru. 

 

Czwartek, 8.10.2009 r.
Grześ chyba się na mnie obraził. Ciągle chciał być wicepremierem! Mówiłem mu, że mam do niego pełne zaufanie i wierzę w jego niewinność... Nie chciał się przyznać do swoich rozmów z Rysiem, bo to była typowo sportowa znajomość. Czemu mieliby rozmawiać o ustawie hazardowej? Mają ciekawsze tematy... Przecież obaj są kibicami! Dziennikarze od dawna wypominają mi, że za dużo gram w piłkę. Grześ "nie pamiętał" o Rysiu, żeby ludzie nie mówili, że znów zajmujemy się tylko sportem! Ja to wszystko rozumiem, ale zdymisjonować go musiałem. Powinno być dla wszystkich jasne, że w tej wojnie z polityczną korupcją i opozycją nie odpuścimy nawet swoim kibicom! 

Piątek, 9.10.2009 r.
No i Pokojowa Nagroda Nobla przeszła mi koło nosa! Szkoda, bo to byłby prawdziwy pijarowy hit. Mieliśmy informacje, że w tym roku laureatem będzie polityk, który potrafi ludziom najwięcej obiecywać. Podobno byłem w ścisłej czołówce. Ostatecznie wygrał Barack z Waszyngtonu... Mimo naszej "dyplomacji uśmiechów" i prowadzonego przeciwko niemu "czarnego pijaru". Radek ciągle przypominał kolegom zza granicy o tym, że dziadek Baracka zjadł kiedyś polskiego misjonarza. I to nie pomogło! Może gdyby ten zjedzony był reżyserem...?

Sobota, 10.10.2009 r.
Dzwoniła Angela. Gratulowała nam ostatecznego ratyfikowania przez Polskę traktatu. Chociaż przez chwilę bała się, że cała Unia może upaść! A wszystko przez to niesprawne pióro, którym prezydent próbował się podpisać pod dokumentem... Na szczęście ktoś podrzucił mu zapasowy długopis. Angela chciała w imieniu swojego kraju dziękować i prezydentowi, i Radkowi, i nawet całej opozycji, ale wyjaśniłem jej, że nie ma takiej potrzeby, bo to wszystko to moja zasługa. Zdziwiła się, że Grześ i Miro tak słabo mnie wspierali... Czasem naprawdę miałem tego dosyć, ale ważne, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz, gdy Niemcy będą mieli większy wpływ na decyzje podejmowane w Unii, to będą też lepiej mogli zadbać o interesy naszego kraju! 

Niedziela, 11.10.2009 r.
Nie jest dobrze! Włodek z lewicy wygrywa ze mną w przedwyborczych sondażach! Szkoda, że nie udało się go wepchnąć na stołek sekretarza generalnego Rady Europy... Miałbym z nim spokój tak jak z Jurkiem, który jak tylko został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, to ani myśli o naszych wyborach. A Włodek przez te sondaże nawet do naszego rządu nie chce już wejść! Co można teraz z nim zrobić? Janusz z Lublina mógłby zwołać konferencję prasową i zapytać, czy Włodek nie ma problemów alkoholowych. A może Kostek coś wymyśli?

Poniedziałek, 12.10.2009 r.
To był genialny pomysł chłopaków od pijaru! Zgodnie z ich planem zasugerowałem, że chciałbym, żeby Bronek został prezydentem zamiast mnie. Dziennikarze podchwycili temat i razem z Januszem z Lublina tłumaczyli, że to byłby rzeczywiście świetny kandydat, że dużo lepszy od Andrzeja - tenora, i nawet od Włodka z lewicy... No i wtedy zrobiliśmy parę wywiadów Bronkowi! Nie wypierał się, że jest świetnym kandydatem, tyle że... ja jestem od niego lepszy! Teraz przygotowuje się Sławek... Musi wyrecytować dziennikarzom, że nawet po dymisji uważa mnie za człowieka wybitnego i najwybitniejszego polityka wolnej Polski! 

Wtorek, 13.10.2009 r.
Niektórzy dziennikarze niczego nie rozumieją. Oskarżają Olka z ministerstwa skarbu o korupcję przy sprzedaży stoczni i tłumaczą, że za każdą cenę (i jakąś prowizję dla Libańczyka z Kataru) był gotów wszystko sprzedać... nieistniejącemu funduszowi inwestycyjnemu! Przecież gdyby fundusz nie istniał, to nie mógłby niczego kupić, a gdyby nie mógł kupić, to Olek by nie mógł sprzedać... I gdzie ta korupcja? A przez medialne zamieszanie wpływy budżetowe spadają! Olek walczy, różne rozmowy prowadzi, odkłada przetargi w czasie... I niewiele to daje. Teraz okazało się, że Niemcy nie chcą kupić naszej firmy energetycznej. Nawet ten zakatarzony Libańczyk przestał się odzywać.

Środa, 14.10.2009 r.
Medialne zamieszanie wokół odwołania szefa CBA to gruba przesada. Naprawdę nie mam nic przeciwko walce z korupcją! Przecież to ja, zaraz po utworzeniu koalicji, jako pierwszy premier w Polsce stworzyłem stanowisko ministerialne i wybrałem antykorupcyjną pełnomocniczkę rządu! A sukcesy Julii, jej raporty i wykryte przez nią afery są już znane w całej Europie! Niedawno była w Strasburgu na konferencji z okazji dziesięciolecia utworzenia "Grupy Przeciwko Korupcji", międzynarodowej organizacji tworzącej antykorupcyjne przepisy. Urzędników z całej Unii uczyła, jak walczyć z korupcją! A szefa CBA tam nie było... Jak widać, nie chciał się uczyć od lepszych. Dlatego go odwołałem.

 

Czwartek, 15.10.2009 r.
Miałem bardzo fajny wywiad w najbardziej opiniotwórczej gazecie w kraju. Wytłumaczyłem w końcu, że wcale nie rezygnujemy z naszej polityki miłości. Pamiętamy, że Polacy nie chcą polityki, której głównym celem jest unicestwienie konkurenta. To, co się dzieje w rządzie, nie jest teraz takie ważne, dlatego (mimo braku zarzutów karnych!) przesunęliśmy do parlamentu naszych najbardziej wojowniczych ministrów. Tam jest medialna wojna. Niech walczą do ostatniej kropli żelu do włosów! A wojnę opozycji wypowiedzieliśmy tylko dlatego, żeby wywalczyć pokój! To tylko kolejny etap polityki miłości.

Piątek, 16.10.2009 r.
Media zagraniczne doceniają nas bardziej niż polskie. Bronek mówi, że teraz piszą o nas już nie tylko na Jamajce, ale nawet na Litwie! "Uczcie się od Polaków!" - napisał nawet jakiś litewski dziennik i postawił nasz rząd za wzór dla władz w Wilnie w skutecznej walce z kryzysem. U nich jest prawdziwa zapaść gospodarcza. Nie radzą sobie zupełnie! I to mimo że weszli do systemu walutowego ERM2. Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, nie dał się chyba przekonać Litwinom, bo stwierdził, że to jednak my musimy iść ich śladem. Powinniśmy jak najszybciej wprowadzić euro. Podobno stać nas na taki gest.

Sobota, 17.10.2009 r.
Z pracy "Jacka" jestem bardzo zadowolony. Udało mu się stworzyć gigantyczny deficyt budżetowy. Ponad 50 miliardów złotych! Już dziś może mieć czysto sportową satysfakcję z rekordu. A to przecież nie wszystko. O jego wyczynach będą pamiętały kolejne pokolenia Polaków... Nawet na urzędnikach UE ten wynik zrobił wrażenie. Dlatego "Jacek" został wybrany na najlepszego ministra finansów w Europie. Ale na Nagrodę Nobla dla mnie to nie wystarczyło. Barack z Waszyngtonu nie tylko pobił rekord, ale miał trzy razu większy deficyt od wcześniejszego amerykańskiego rekordu! Ciągle mamy się od kogo uczyć.

Niedziela, 18.10.2009 r.
Dzwoniła Angela. Ma jakieś drobne problemy z unijną komisarz do spraw konkurencji. Pani komisarz stwierdziła, że pomoc zaoferowana przez Niemcy inwestorom przejmującym upadający koncern samochodowy Opel nie jest zgodna z unijnym prawem, bo ma ratować głównie niemiecki rynek pracy! Angela nie za bardzo się tym przejmuje. Nawet ją rozbawiły te uwagi o bezprawnej pomocy, bo przecież Opel to nie są polskie stocznie... Ona nie musi się jakoś szczególnie w sprawie tej pomocy ograniczać. Mimo to ucieszyła się, że nasz rząd też chce się przyłączyć i wspomóc niemiecką firmę. Chyba stać nas na taki gest.

Poniedziałek, 19.10.2009 r.
Zarzuty wobec naszego rządu są mocno nieeuropejskie. Olek z ministerstwa skarbu miał preferowanego inwestora przy sprzedaży majątku stoczni...? Można powiedzieć, że rzeczywiście trochę kibicował temu Libańczykowi z Katarem. Tyle że w całej Europie politycy pomagają biznesmenom. Angela przy sprzedaży Opla też wybrała firmę, której zaoferowała sfinansowanie kredytów i poręczeń o wartości prawie 4,5 miliarda euro! Ile prowizji Libańczyka by się z tego uzbierało? A u nas robi się z tego wielką aferę! Opozycja opowiada o jakichś jednorękich bandytach, którzy przez kręcenie lodów przy majątku stoczni mogą dostać sondażowego kataru. Na szczęście chłopaki od pijaru uważnie przyglądają się wynikom na krajowym rynku sondażowym... Nie ma się czym przejmować. "Jacek" mówi, że sytuacja jest imponująca.

Wtorek, 20.10.2009 r.
Dziennikarze mają pretensje do Julii o to, że nie wykrywa afer! To śmieszne, bo po pierwsze, już wiele razy tłumaczyliśmy, że od dawna żadnych afer w kraju nie ma, a po drugie, nawet gdyby były, to ona ma zajmować się w rządzie czymś zupełnie innym. Mało kto już pamięta, że Julia nie jest jakimś szeryfem w kapeluszu, ale pełnomocnikiem ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów! Zgodnie ze swoim zakresem obowiązków, cały czas powolutku sobie ten program opracowuje... Mijają dopiero dwa lata od utworzenia rządu, a niektórzy już by chcieli, żeby Julia przedstawiła jakieś projekty ustaw!

 

Czwartek, 22.10.2009 r.
No i już wszystko jasne! Mam informacje z pierwszej ręki. W naszej partii nie ma żadnych jednorękich bandytów! Rysiu wcale się do nas nie zapisał, a tylko coś tam wpłacał na kampanię wyborczą. Zbyszek nie jest już szefem naszego klubu parlamentarnego, ale uczciwie wyjaśnił, że afera hazardowa to tylko medialna bzdura. Olek z ministerstwa skarbu stwierdził, że nie było afery stoczniowej. Miro też nic nie wie ani o aferze orlikowej, ani o totolotkowej, ani o przeciekowej... Nawet Julia, która już od dwóch lat patrzy nam na ręce niczego nie wykryła. A opozycja chce, żebym stanął przed komisją śledczą! Przed komisją to ja mogę najwyżej zaśpiewać i zatańczyć...

Piątek, 23.10.2009 r.
Julia przesadziła. Powiedziała dziennikarzom, że już dawno temu wysłała projekt ustawy antykorupcyjnej do rozpatrzenia przez Komitet Stały Rady Ministrów i że ten projekt powinien leżeć w teczce Michała... Michał nie wytrzymał. Wygarnął jej, że to jest populistyczny atak na niego, na jego urzędników i na całe nasze państwo. Wszyscy wiedzą, że Michał jest ministrem bez teczki, więc ustawa Julii może być teraz w najróżniejszych miejscach, ale na pewno nie w teczce Michała! Poza tym zaproponowane przez Julię rozwiązania były zbyt restrykcyjne. Nawet gdyby Michał odnalazł ten projekt, to i tak trzeba by go było wyrzucić.

Sobota, 24.10.2009 r.
Chłopaki od pijaru ułożyli bardzo fajne oświadczenie dla Zbyszka. Najpierw chcieli, żeby rozpłakał się przed kamerami i powtórzył wszystko, co o kręceniu lodów w Ministerstwie Zdrowia mówiła Beata. Zbyszkowi pomysł z płaczem nie za bardzo się spodobał. No i nie chciał mówić, że rozmawiał z Rysiem, bo uwiódł go agent Tomek... Zgodził się tylko na ciągłe wycieranie potu z czoła w czasie czytania oświadczenia. "W obliczu nagonki politycznej rozpętanej przez służbę specjalną, postanowiłem zawiesić swoje członkostwo w partii". Fajny tekst! Ale gdyby się przy tym dodatkowo rozpłakał, to efekt byłby na pewno dużo lepszy...

Niedziela, 25.10.2009 r.
Ufff... Włodek z lewicy nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich! Było już niewesoło, bo ciągle nie znaleźliśmy mu stanowiska w unijnych instytucjach, a od paru tygodni wygrywał w sondażach! Jak tylko Janusz z Gdańska zostanie unijnym komisarzem, to następny w kolejce powinien być Włodek. Jeśli będzie wiedział, że coś mu znajdziemy, to nie będzie go korciło, żeby startować w wyborach... A przy okazji wyborcy będą się cieszyli, że wywalczyliśmy kolejne dobrze płatne stanowisko dla Polaka! Mniejsza o to, czy z lewicy, czy nie. Ważne, że staramy się realizować obietnice wyborcze. By żyło się lepiej. Nam wszystkim.

Poniedziałek, 26.10.2009 r.
Jest problem z ustawą hazardową. Rysiu nie chce żadnych dopłat do automatów. Michał nawet przygotował już projekt ustawy, w którym tych dopłat nie ma... Ale kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami! Może powinniśmy obiecać zlikwidowanie w Polsce całego hazardu? Łącznie z Totolotkiem! Dobry pomysł, ale wtedy córka Rysia może się przestraszyć, że straci szansę na dobrą pracę... Chłopaki od pijaru wymyślili nowy fajny numer, żeby przekonać ludzi, że nie bronimy hazardowego biznesu. Trzeba wysłać do dziennikarzy kogoś, kto powie: "Rysiu nie będzie z tej ustawy zadowolony!". A na drugiej konferencji prasowej posadzić Rysia, żeby potwierdził : "Tak! Jestem bardzo niezadowolony!". 

Wtorek, 27.10.2009 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów usłyszał od jednego bardzo wysokiego komisarza z Brukseli, że będziemy mogli szybko przyjąć euro i całkiem się rozanielił. Mówi, że nasza sytuacja jest imponująca. W całej Unii wszyscy nas bardzo lubią, dlatego nasza dziura budżetowa to teraz żaden problem. A pieniędzy wystarczy na wszystko. Udało nam się wynegocjować, że "Eureko" dostanie z budżetu ledwie kilka miliardów. "J&S" będziemy musieli oddać jakieś 500 milionów. Do załatwienia zostanie jeszcze tylko "Vivendi". Chcą 12 miliardów. Stać nas na taki gest.

Środa, 28.10.2009 r.
Nie czekałem aż zadzwoni Angela... Sam do niej zadzwoniłem z gratulacjami. Znów została wybrana na kanclerza Niemiec! To chyba dobra wróżba dla mnie, bo mamy ze sobą sporo wspólnego. Nie udało się jej spełnić obietnic z kampanii wyborczej, problemy gospodarki są coraz większe, a ona chodzi na mecze, uśmiecha się i wciąż jest najpopularniejszym politykiem w kraju! Cieszę się, bo Angela zawsze stara się nam pomagać. Jurkowi marzy się, żeby jego Parlament Europejski oprócz siedziby w Brukseli zachował (mimo dużych kosztów) drugą siedzibę w Strasburgu. Gdyby tylko Angela go poparła, to Jurek mógłby sobie nawet trzecią siedzibę wybudować i nikt by go nie pytał, ile to kosztuje...

Tadeo
O mnie Tadeo

Uploaded with ImageShack.us Uploaded with ImageShack.us <

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka