Była sama, szła ulicą, której latarnie zaczynały się powoli zapalać. Myślała o przeszłości i myśli te nie dawały jej spokoju. Szybkim krokiem szła skręcając co chwilę w pierwszą lepszą uliczkę. Zaczęła iść coraz szybciej i szybciej.
Zaczęła się bać bez powodu i nie wiadomo czemu zaczęła biec. Biegła, mijała kolejne latarnie, przebiegła przez ulice aż, gdy trafiła na kolejny krawężnik, przewróciła się ze zmęczenia. Usiadła chwytając się za poranione i obolałe kolana, czuła jak bardzo bolą ją nadgarstki, jeden z nich krwawił.
Minęło kilka minut, wstała, lecz ciągle jakiś głos, jakaś wewnętrzna siła kazała jej biec jak najdalej przed siebie, w nieokreślonym kierunku. Usiadła jednak na przystanku autobusowym próbując się uspokoić i zebrać tak bardzo niezrozumiałe myśli. Nie czekała na autobus, czekała aż to wszystko się skończy, aż strach ucieknie i pozwoli jej odejść z tego przystanku niczym ze schronu.
Poczuła, że ktoś się za nią skrada i ten ktoś jest już tuż obok niej. Obejrzała się szybkim ruchem i poczuła tylko jak jakiś twardy przedmiot rozbija jej głowę. Została uderzona jeszcze kilkukrotnie. Po chwili otworzyła zalane krwią oczy i zanim zmarła powiedziała jeszcze:
- Ja bym tego nie zrobiła, ale on nie jest chrześcijaninem. To jego sumienie, jego sprawa.
Inne tematy w dziale Kultura