Ostatnio dziwne emocje wzbudziło pewne postanowienie sądu. Emocje cenzuralne. Wzburzył się takoż i Prezes. „To w pewnych aspektach przebija komunistyczną cenzurę. Ta decyzja jest wręcz niebywała, sprzeczna z Konstytucją i ze zdrowym rozsądkiem” – krzyczy. „Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do tego, by te naruszające prawo wyroki (sic!) były szybko uchylane, a wydający je sędziowie pociągani do odpowiedzialności dyscyplinarnej, a w konsekwencji usuwani z zawodu” – nawołuje.
Co tak pobudziło naszego Przywódcę? Ano Sąd Okręgowy w Warszawie, ustami sędziego Rafała Wagnera, wydał postanowienie (nie wyrok) zabezpieczające pozew Zbigniewa Bońka przeciw „Gazecie Polskiej”, „Gazecie Polskiej Codziennie” i Piotrowi Nisztorowi o zaprzestanie publikacyj sugerujących związki powoda ze służbami komunistycznymi, przypisujące mu nieprawidłowości w zarządzaniu Polskim Związkiem Piłki Nożnej, w tym relacji gospodarczych PZPN-u z rodziną powoda oraz nieprawidłowości podatkowe przy sprzedaży akcji Widzewa Łódź. Naturalnie również przeprosiny i wpłatę na cel społeczny. W praktyce oznacza to zakaz publikowania na te tematy przez okres wskazany przez sąd – w tym przypadku 1 roku. Chyba, że wcześniej zapadanie odmienne orzeczenie w sprawie głównej albo wyłonią się okoliczności odmienne od tych, na podstawie których wydane zostało przedmiotowe postanowienie zabezpieczające.
Do ogólnego tonu nadanego przez dr. prawa Jarosława Kaczyńskiego dostroili się także inni funkcjonariusze PiS, zgodnie z przekazem dnia krzycząc o cenzurze. Czy słusznie?
Rozwińmy temat zaczynając od zdarzonek z przeszłości. Zadziała to być może odświeżająco i uśmierzy nieco słuszny partyjny gniew. W 2011 r. ten sam SO i tenże sam sędzia Wagner nakazał „Super Expressowi” przeprosić Prezesa za tytuł „Czy zamkną Kaczyńskiego w psychiatryku?”. Sąd uznał, że sugerowanie „możliwych dysfunkcji psychicznych” narusza cześć i dobre imię Prezesa PiS. Dodatkowo decyzją sądu artykuły, z powodu których Kaczyński pozwał "SE" miały zniknąć ze stron internetowych tabloidu. Sędzia Wagner uznał wtedy, że teksty "SE" oraz tytułowe pytanie o "zamknięcie w psychiatryku" miało "służyć jedynie sensacji", zaś artykuły "pisane "w napastliwej formie" miały na celu poniżenie powoda, czyli prezesa PiS. Rok później, czyli w 2012 r. wyrok sędziego Wagnera podtrzymał w znacznej części Sąd Apelacyjny. Pełnomocnik Kaczyńskiego wyraził wtedy zadowolenie z wyroku. Ani słowa o cenzurze! Sędzia nie zdążył wydać postanowienia o zakazie publikacji, bo artykułów było tylko trzy a wyrok zapadł w miarę szybko. Jak ta sprawa się zaczęła? Być może pamiętają niektórzy, że w 2011 r. Janusz Kaczmarek, były Prokurator Krajowy i szef MSWiA w rządach PiS w latach 2005-2007 wytoczył Kaczyńskiemu proces, zakończony ostatecznie ugodą. Chodziło o to, że Kaczyński nazwał go "agentem-śpiochem", czyli przedstawicielem wrogiego środowiska, który wtopił się w PiS i szkodził partii. Kaczmarek twierdził, że słowa Kaczyńskiego "mogą poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania". Wtedy właśnie warszawski Sąd Rejonowy zdecydował o wysłaniu Kaczyńskiego na badania psychiatryczne. Kaczyński uznał to za skandal, a sąd z decyzji się wycofał. O sprawie napisał m.in. tabloid "Super Express", który jeden z artykułów na temat potencjalnych badań psychiatrycznych Kaczyńskiego opatrzył tytułem: "Czy zamkną Kaczyńskiego w psychiatryku?"
Postanowienie zabezpieczające w postaci zakazu publikacji przez tygodnik „Nie” informacji z życia prywatnego w związku z rozwodem uzyskał przed paru laty Jacek Kurski. Składano stosowne wnioski w sprawie zakazu publikacji „GW” o prezesie NBP o Adamie Glapińskim czy w sprawie publikacji o zatrudnieniu w KGHM chrześniaka Adama Lipińskiego. W tych sprawach też nikt nie wspominał o chęci cenzurowania prasy.
Nie można zatem powiedzieć, że przedstawiciele dobrej zmiany nie wiedzą czym jest i do czego służy postanowienie zabezpieczające w postaci czasowego zakazu publikacji na określony temat przez określone podmioty. Tym bardziej, że niektórzy z nich są prawnikami. Choć rozumiem, że dla tego formatu osobowości zajmowanie oddanych Polsce umysłów czymś tak przyziemnym jak postępowanie cywilne a postępowanie zabezpieczające roszczenie niepieniężne w szczególności, byłoby marnotrawstwem. Jednakowoż zdany egzamin magisterski kończący studia prawnicze do czegoś zobowiązuje.
Zadajmy więc, w świetle powyższego, naukotwórcze pytanie o istotę tego postępowania: What the Fuck is this?
Otóż postępowanie zabezpieczające (art. 730-757 k.p.c.) pełni funkcje pomocniczą w stosunku do postępowania rozpoznawczego, umożliwia bowiem zaspokojenie wierzyciela dochodzącego swych roszczeń w postępowaniu rozpoznawczym. Zabezpieczenie może być udzielone w każdej sprawie cywilnej. Sąd może zastosować każdy sposób zabezpieczenia, który uzna za najodpowiedniejszy.
Celem postępowania jest zabezpieczenie interesów strony, która prowadzi lub będzie prowadzić postępowanie sądowe przeciwko określonemu podmiotowi, aby nie okazało się, że mimo uzyskania korzystnego wyroku w sprawie, jego wykonanie będzie utrudnione bądź niemożliwe. Innymi słowy - antycypacyjne, tymczasowe udzielenie uprawnionemu takiej samej ochrony prawnej, jaką ma zapewnić mu przyszłe orzeczenie.
Naturalnie sąd może odrzucić wniosek o zabezpieczenie. Sąd nie udziela zabezpieczenia wtedy, gdy sprzeciwia się temu ważny interes społeczny. Ten interes musi być ważniejszy niż ochrona dóbr osobistych. Najwyraźniej sędzia w tym przypadku uznał, że wartość nisztorowych publikacyj nie wyczerpuje zakresu znaczeniowego składającego się na „ważny interes społeczny” i zabezpieczenia udzielił. W czterech na pięć proponowanych zakresów tematycznych.
Zwięźle i na temat scharakteryzował to pełnomocnik Zbigniewa Bońka, mec. Ślusarek: „Tylko zakaz sądowy może wstrzymać dalsze rozpowszechnianie takich rzeczy, przeprosiny po latach procesu mogłyby być znacząco spóźnione. Gdyby ścieżka sądowa była szybka, pewnie zabezpieczenia nie byłyby konieczne. Co ważne – w tej sprawie sąd nie zakazał jakichkolwiek publikacji na temat mego klienta, a wyłącznie czterech konkretnych i całkowicie nieuzasadnionych twierdzeń pana Nisztora”. Oto istota rzeczy: co komu po przeprosinach, jeśli w okresie do wyroku w sprawie głównej taki Nisztor opublikuje jeszcze dwadzieścia tekstów, które okażą się nierzetelne lub wręcz kłamliwe. Szkody wizerunkowe będą nie do naprawienia.
Naturalnie pewien problem powstanie wtedy, kiedy zabezpieczenia udzielono a następnie postępowanie rozpoznawcze (to główne) doprowadzi do konkluzji, że materiały prasowe są rzetelne, prawdziwe i ich publikacja ważna społecznie.
Co do okazanej przez Prezesa troski o:
• Bezprawność zabezpieczenia: spieszę donieść, że zabezpieczenie roszczenia niepieniężnego opisane jest w art. 755 k.p.c, a zabezpieczenie w postaci czasowego zakazu publikacji w środkach społecznego przekazu jest jak najbardziej dopuszczalne i stosowane od dziesięcioleci, a jak twierdzą niektórzy – od czasów rzymskich,
• Konstytucyjność tej instytucji prawnej: jej konstytucyjności nikt nie kwestionował, z wyjątkiem wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich z 2010 r. do Trybunału Konstytucyjnego o kontrolę abstrakcyjną art. 755 § 2 k.p.c. w którym wskazywał, że z uwagi na fakt, że postanowienie o zakazie publikacji jest wydawane na podstawie pobieżnej analizy materiału dowodowego dostarczonego przez stronę, a przecież (o święta naiwności!) zasadą powinno być domniemanie, że każdej publikacji prasowej, w centrum której znajduje się osoba publiczna i jej aktywność (z wyłączeniem pewnych zakresów prywatności), przyświeca działanie w interesie publicznym, TK powinien przepis zbadać, czy nie stanowi on nadmiernego zagrożenia dla wolności prasy. TK zbadał i wyrokiem z dnia 9 listopada 2010 r., K 13/07 uznał przepis art. 755 § 2 k.p.c. (w ówczesnym brzmieniu) za niezgodny z art. 14 i art. 54 ust. 1 w zw. z art. 31 ust. 2 Konstytucji RP przez to, że nie określał ram czasowych „na zabezpieczenie" polegające na zakazie publikacji w sprawach przeciwko środkom społecznego przekazu o ochronę dóbr osobistych. Trybunał nie zakwestionował konstytucyjności zabezpieczenia polegającego na zakazie publikacji materiału prasowego nasuwającego obawę naruszenia dóbr osobistych, podkreślając jedynie, że ze względu na zadania prasy w zakresie rzetelnego informowania obywateli, jawności życia publicznego, kontroli oraz krytyki społecznej, zakaz publikacji powinien mieć charakter wyjątkowy, uzasadniony dobrem osób trzecich i zagrożeniem wartości wskazanych w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.
TK skrytykował więc w istocie praktykę, w ramach której procesy cywilne przeciwko środkom masowego przekazu trwają zbyt długo. Jeżeli takiemu procesowi towarzyszy zabezpieczenie w postaci zakazu publikacji, to taka sytuacja, koliduje z postanowieniami Konstytucji. Niezbędne jest więc czasowe ograniczenie stosowania zakazu publikacji „przez wprowadzenie istotnych gwarancji prawnych szybkiego załatwiania spraw przeciwko środkom masowego przekazu o ochronę dóbr osobistych".
Wiśta wio! – łatwo powiedzieć – wiadomo skądinąd, że przeciwdziałanie przewlekłości postępowania wymaga koordynacji wielu rodzajów środków – legislacyjnych, organizacyjnych i ekonomicznych. W nowej redakcji przepisu, obowiązującej obecnie, nałożono na sąd obowiązek każdorazowego określania okresu, na który ma rozciągać się zakaz publikacji, z jednoczesnym zastrzeżeniem, że zakaz ten nie może trwać dłużej niż określony czas. Pozostawiono uprawnionemu możliwość domagania się dalszego zabezpieczenia, jeżeli postępowanie w sprawie nadal jest w toku.
• Niebywałość takiego orzeczenia – bywałość, bywałość, Prezes może zapytać swego ulubieńca Kurskiego,
• Sprzeczność ze zdrowym rozsądkiem – a to już zależy jaki kto ma rozsądek.
Tezę o przebijaniu komunistycznej cenzury zostawmy sumieniu Prezesa.
Oczywiście postanowienie to jest zaskarżalne – przysługuje na nie zażalenie. Zobaczymy, czy takie zażalenie zostanie wniesione. W każdym razie, przy całej sympatii dla wolności mediów, nie może być ona niczym nieograniczona. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy rzetelność czy szlachetne intencje publikatora budzą wątpliwości.
Meritum sprawy to zupełnie inna para kaloszy. W każdym razie Nisztor nie wnosi do dostępnej bońkologii wiele nowego. Na przykład te kawałki o Placzyńskim... media pisały o nim wielokrotnie, najstarszy znany mi duży tekst ukazał się bodaj we "Wprost" w 2005 r. Opisano wówczas również jego wywiadowczą przeszłość. Sportfive, jeszcze jako UFA Sports współpracuje z PZPN-em od 1997 r. Nie jest to żadna firma Placzyńskiego tylko wielka światowa firma, lider europejskiego marketingu sportowego. Na przykład kupiła wyłączność na transmisje tv z IO w Soczi i Rio do 40 krajów Europy i zaplacił za to MKOl - owi ponad 340 mln USD. To jest taka skala interesu. Placzyński w niej tylko pracuje. Chyba dobrze, skoro go nie wywalili, chociaż już emeryt. Po co np. w realizacji praw do transmisji pośrednik? Żeby minimalizować ryzyko. Jeśli np. transmisja meczu klubowego się nie sprzeda – Sportfive, nie PZPN, płaci klubowi odszkodowanie. Nie jest łatwo w dzisiejszym świecie ominąć tego rodzaju pośrednika. Kłopoty mogą być większe niż korzyści.
Marek Wawrzynowicz, uchodzący w środowisku dziennikarzy sportowych za jednego z największych krytyków Zbigniewa Bońka w tej sprawie wypowiada się tak:
«Mam mieszane uczucia w sprawie Nisztor vs Boniek. Z jednej strony każda forma cenzury powinna być potępiona, wolność słowa powinna być fundamentem demokracji. Z drugiej wygląda to na zlecenie partyjne, wiąże się Bońka z inwigilacją Jana Pawła II, padają naprawdę brudne i chore insynuacje.»
Piotr Nisztor to temat na odrębne wypracowanie, mimo młodego wieku ma dość dużo „osiągnięć” na koncie, bynajmniej nie dziennikarskich. Jakoś dziwnie mi się wydaje, że red. Wawrzynowicz może mieć rację. Jeśli tak, to sędzia Wagner, wydając przedmiotowe postanowienie, postąpił w sposób prawy i sprawiedliwy.
Dziękuję za uwagę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo