Polityka krwawej przemocy jakobinów, bolszewików, nazistów i neokonserwatystów z administracji Busha miała w istocie ten sam religijny korzeń, tkwiący w apokaliptycznych mitach chrześcijaństwa - przekonuje John Gray, znany brytyjski myśliciel polityczny, w książce Czarna msza*, która wyszła właśnie po polsku. Gray, prawicowy liberał, pisze o niebezpiecznej prawicowej utopii,która – jak wszystkie post-chrześcijańskie utopie - doprowadziła do katastrofy, tu konkretnie irackiej. Historyczny wywód od Jezusa do Busha jest całkiem pociągający, choć jest w nim pewna dziura…
Wszystko przez Jezusa
Gray mówi, że źródłem zachowań totalitarnych (realizacji utopii) jest nauczanie Jezusa o rychłym końcu świata i wspaniałym Królestwie na Ziemi, które miało po nim nastąpić. Objawienie św. Jana też zrobiło swoje i do dzisiaj taka wizja stanowi fundament ideologii sekt millenarystycznych oraz, jak podkreśla Gray, jądro intencji ruchów rewolucyjnych, od rewolucji francuskiej, po amerykański neokonserwatyzm. Jak wiadomo, wszystkie te prądy zlewały się w rzekę krwi. To jest ta powtarzająca się czarna msza, wypaczone chrześcijaństwo.
Jak wiadomo, samo chrześcijaństwo odcięło się od wizji Królestwa na Ziemi. Św. Augustyn wyjaśnił 400 lat po Chrystusie dlaczego apokalipsa nie nastąpiła: Królestwo jest tylko metaforą (życia duchowego). Nie należy do ziemskiego porządku, a Jezusowi chodziło o ten drugi, boski. Augustiański podział na „porządki” niczemu nie przeszkodził. Jezus stworzył trwały model sekty millenarystycznej, bo przekonał, że po wielkiej katastrofie wszystkim może być lepiej. Stworzył apokaliptyczny sen o globalnej harmonii, wynajdując przy okazji ideę społecznego postępu. Przemoc ma jednak jakiś walor: oczyszczający. Takie myślenie – mówi Gray – regularnie zmienia się w ludobójczy koszmar.
Apokaliptyczne inspiracje można łatwo odnaleźć w uniwersalistycznych (globalnych) ambicjach jakobinów i komunistów. Gray ma pewne kłopoty z wpisaniem w ten chrześcijański szereg nazizmu. Ideologicznie jakobinizm i bolszewizm zakładały, że na rewolucyjnych (krwawych) zmianach skorzysta cała ludzkość, a nazistom chodziło tylko o jeden wybrany naród - Niemcy. Brak chrześcijańskiego podejścia nazistów w tej kwestii nie przeszkodził im w przejęciu całej chrześcijańskiej demonologii, szczególnie w stosunku do Żydów.
Michnik wśród jakobinów
W każdym razie Bush z neokonserwatystami są bezpośrednimi spadkobiercami totalitarnych idei: kierowała nimi wizja demokracji typu amerykańskiego, panującej na całym globie. To miała być naturalna konsekwencja globalizacji towarowej i kulturowej, ale przyśpieszona, poparta zbrojnie. Ich wiara w błogosławione skutki dobroczynnej katastrofy doprowadziła do zwykłej katastrofy: Irak to dzisiaj krwawy kotlet. Wojna przyniosła prawie półtora miliona zabitych i islamizację kraju. Wszystko na odwrót, jak w czarnej mszy.
W świetle książki Graya nasz Adam Michnik, który na początku wojny zabrał głos, by pochwalić apokaliptyczne szerzenie „dobra”, to w gruncie rzeczy współczesny bolszewik, natchniony jezusową wizją. Jego pamiętny artykuł o szerzeniu demokracji był w istocie jednym z przykładów wspaniałych mów pogrzebowych, z których słynie do dziś. Bush-szef krucjaty powoływał się na Boga częściej niż ben Laden, Michnik-rewolucjonista przejął po prostu (pozornie) świeckie argumenty neokonserwatyzmu.
Dziura
Pierwsze zdanie książki książki Graya, tłumaczy jego podejście: Nowoczesna polityka to rozdział w dziejach religii. Ale weźmy taki fragment: (…) Podobnie niczym niezwykłym jest przekonanie o byciu narodem wybranym przez Boga. Holenderscy osadnicy w południowej Afryce, wspólnoty protestanckie w Irlandii Północnej i niektórzy syjoniści mieli zbliżone poglądy. Gray opisuje formowanie się narodowych mitów amerykańskich, przywołując ich główne hasła jak ziemia obiecana, naród wybrany i mesjanizm,ale marginalizuje ich pierwotne pochodzenie religijne, tak jakby mity innych religii nie manifestowały się we współczesnej polityce Zachodu. Termin „cywilizacja judeochrześcijańska”, tak akcentowany w neokonserwatywnej publicystyce po 11 września, w ogóle u niego nie pada.
W Ameryce istnieje potężny elektorat prawicowych chrześcijan-syjonistów, wierzących, że należy bezwarunkowo popierać nowożytne państwo Izrael, gdyż to tam ma się rozegrać straszny, ale zbawienny Armageddon. Baza republikańskiego elektoratu poparła więc neokonserwatystów, którzy pierwotnie byli, jak podkreśla Gray, trockistami. To według niego tłumaczy skąd się wzięła prawicowa utopia - z wczesnochrześcijańskich inspiracji wyrażonych w trockistowskim pragnieniu eksportu rewolucji. Pomija jednak kontekst ich przejścia na prawo. Wszyscy amerykańcy neokonserwatyści, których wymienia, po flircie z radykalną lewicą wrócili do religii ojców i stali się aktywnymi syjonistami.
Paul Wolfowitz, „architekt wojen” Busha był więc, według Gray’a, przykładem jezusowego utopisty. W 2005 Wolfowitz przeszedł prosto z Pentagonu do Banku Światowego, ale nie porządził tam długo, bo, jak się okazało, oszukiwał. Zanim jednak zniknął był kluczowym animatorem nadzwyczajnego zbliżenia izraelsko-amerykańskiego, do którego doszło po 11 września 2001. To było „judeochrześcijaństwo” w praktyce. Nie wszystkim to się podobało. [W aneksie poniżej przedstawiam artykuł izraelskiego publicysty Ari’ego Avnery’ego, który uważał, że tak wielki wpływ ideologii izraelskiej na politykę amerykańską jest groźny dla przyszłości państwa żydowskiego. Swój tekst napisał zaraz po ogłoszeniu „zwycięstwa” w Iraku, w kwietniu 2003 roku. Porusza podobne problemy (wagę mitów apokaliptycznych w polityce), co autor Czarnej mszy.]
Gray wzywa na koniec Zachód, by odszedł od agresywnej, mesjańskiej religii politycznej i zapomniał o „ziemi obiecanej”, na której miałby panować jeden system społeczny. Chyba najwyższy czas się zgodzić. Sięganie tak głęboko w historię do wyjaśnienia aktualnej sytuacji jest jednak dość ryzykowne. Co może przynieść dyskusja na temat konkurowania judaizmu z wczesnym chrześcijaństwem, którą rozpętał wywiad Petera Schaeffera w Rzeczypospolitej**? Stare dzieje religii, wszystko jedno której, nie wyjaśnią bardziej przyziemnych przyczyn aktualnego imperializmu. Najciekawsza w książce Graya jest analiza filozoficznych źródeł przekonania neokonserwatystów, że każdy powód wojny można sfabrykować „dla dobra sprawy”. Dziennikarze powinni to przeczytać.
*John Gray, Czarna msza. Apokaliptyczna religia i śmierć utopii,Wydawnictwo Znak, Kraków 2009
**http://www.rp.pl/artykul/372132.html
Aneks
Uri Avnery, Counterpunch, kwiecień 2003
(…)
Kto wygrał?
Grupa neokonserwatystów. Grupa zwarta, prawie wszyscy jej członkowie są Żydami. Trzyma kluczowe stanowiska w administracji Busha jak też w ciałach doradczych, które odgrywają ważną rolę w formułowaniu polityki amerykańskiej w rządzie i wśród najbardziej wpływowych gazet. Przez wiele lat była to grupa marginalna, która radykalizowała prawicę we wszystkich dziedzinach. Walczyła między innymi przeciwko legalnemu przerywaniu ciąży, homoseksualistom i pornografii. Kiedy Beniamin Netaniahu objął władzę w Izraelu poparła jego wojnę z Arabami. Jej wielka chwila nadeszła wraz z zawaleniem się WTC. Amerykańska publiczność i politycy byli w szoku, kompletnie zdezorientowani, niezdolni do zrozumienia zmienionego świata. Neokonserwatyści byli jedyną grupą, która miała gotowe wytłumaczenie i nawet rozwiązanie.
Już w dziewięć dni po 11 września William Kristol (syn założyciela grupy Irvinga Kristola) opublikował „List otwarty do prezydenta Busha”, wyjaśniający, że nie wystarczy zniszczyć siatkę Ossamy ben Ladena, że trzeba też „pozbawić władzy Saddama Husajna” i „ukarać” Syrię i Iran za popieranie libańskiego Hezbollahu. List opublikowano w Weekly Strandard, piśmie założonym przez Kristola za pieniądze ultraprawicowego magnata prasowego Ruperta Murdocha, który oferował „dla sprawy” 10 milionów dolarów.
Podpisało go 41 najbardziej wpływowych neokonserwatystów jak Norman Podhoretz, Żyd niegdyś lewicowy, który stał się ikoną skrajnej prawicy, wydawca prestiżowego Encounter Magazine, Frank Gaffney z Center for Security Studies, Robert Kagan, również z Weekly Standard, Charles Krauthammer z Washington Post i oczywiście Richard Perle.
Perle jest tu postacią kluczową. Do niedawna był szefem Defence Policy Board amerykańskiego departamentu obrony, do którego należą też Elliot Cohen i Devon Cross. Perle jest też dyrektorem izraelskiego Jerusalem Post, należącym do syjonistycznej prawicy. Jest kluczowym członkiem wpływowej grupy skrajnej prawicy American Enterprise Institute. Niedawno musiał zrezygnować z posady w Pentagonie, gdy ujawniono, że pewna prywatna korporacja obiecała mu milion dolarów za korzyści z jego wpływu na rząd.
Ten list był faktycznie początkiem wojny w Iraku. Został entuzjastycznie przyjęty przez administrację Busha, w której członkowie grupy zajmowali już decydujące posady. Paul Wolfowitz, ojciec wojny, jest numerem dwa departamentu obrony, w którym inny przyjaciel Perle’a Douglas Feith, kieruje Pentagon Planning Board. John Bolton jest podsekretarzem w departamencie stanu.
Elliot Abrams, odpowiedzialny za Bliski Wschód w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, był osobiście zamieszany w skandal Irangate [amerykańska broń dostarczna Iranowi za pośrednictwem Izraela w zamian za pieniądze z kokainy, którymi za swoją broń płacili contras w Nikaragui]. Główny bohater tamtej afery, pułkownik Oliver North jest członkiem Jewish Institute for Natonal Security Affair (JINSA), głównej organizacji wpływów żydowskich w Stanach Zjednoczonych, tak jak Michael Ledeen, inny bohater skandalu.
Ledeen promuje wojnę totalną, nie tylko przeciwko Irakowi, ale też przeciwko innym wrogom Izraela Iranowi, Syrii, Arabii Saudyjskiej i Autonomii Palestyńskiej. Dov Zakhein jest audytorem Pentagonu. Większość tych ludzi, wraz z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem i sekretarzem obrony Donaldem Rumsfeldem, jest zrzeszona w Project for the New American Century (Projekt na rzecz Nowego Amerykańskiego Wieku), który opublikował swój program „utrzymania i rozszerzenia pax americana”, który faktycznie oznacza pragnienie kontroli całej planety.
Meyrav Wurmser (Meyrav to teraz bardzo modne imię w Izraelu) jest dyrektorką Center for Middle East Policy w Hudson Institute. Pisze do Jerusalem Post i jest współzałożycielką izraelskiego MEMRI (Middle East Media Research Institute), który był autorem fałszerstw w irackim raporcie Tony’ego Blaira (skandal z lutego tego roku) i jest (według Guardiana) agendą Mossadu.
Mąż Meyrav, David Wurmser, jest szefem Badań Bliskowschodnich w American Enterprise Institute Perle’a. Do grupy należy też Dennis Ross, który przez lata zajmował się „procesem pokojowym” z ramienia administracji Stanów Zjednoczonych.
We wszystkich ważniejszych miediach są ludzie związani z grupą, jak William Safire z New York Times, człowiek kompletnie zahipnotyzowany przez Szarona, czy Charles Krauthammer z Washington Post. Inny przyjaciel Perle’a Robert Bradley jest wydawcą Wall Street Journal.
Przemówienia Busha czy Cheneya wydają się wychodzić prosto z ust Szarona, gdyż ich redaktorzy Joseph Shattan, Mathew Scully i John McConnel to neokonserwatyści, tak jak dyrektor gabinetu Cheneya Lewis Libby. Olbrzymi wpływ tej w większości żydowskiej grupy wywodzi się ze ścisłego sojuszu z chrześcijańskimi fundamentalistami ze skrajnej prawicy, którzy kontrolują Partię Republikańską.
Głównymi gwiazdami są tam teleewangelista Jerry Falwell z Moral Majority, który dostał prywatny odrzutowiec od Menahema Begina, oraz Pat Robertson z Christian Coalition i Christian Broadcasting Network, które finansują Chrześcijańską Ambasadę J.W. van der Hoevena w Jerozolimie, grupę popierającą żydowską kolonizację ziem palestyńskich.
Obie grupy łączy fanatyczne oddanie ideologii izraelskiej skrajnej prawicy. Widzą oni wojnę w Iraku jako walkę Dzieci Światła (the Children of Light) , które symbolizują Amerykę i Izrael z Dziećmi Ciemności (Arabowie i muzułmanie). Żaden z tych faktów nie jest zresztą objęty tajemnicą. Na temat tej walki pisano w tuzinach artykułów w amerykańskiej i światowej prasie. Członkowie grupy są z siebie dumni.
(…)
Nowa Deklaracja Balfoura.
Ideologia grupy wzywająca do powstania światowego imperium amerykańskiego i Wielkiego Izraela przypomina nam coś z przeszłości. Deklaracja Balfoura z 1917 roku, która obiecywała Żydom ojczyznę-matkę w Palestynie miała dwóch rodziców. Matką był chrześcijański syjonizm (wśród jego największych głosicieli byli Lord Palmerston i Lord Shaftesbury, jeszcze na długo przed żydowskim ruchem syjonistycznym), a ojcem brytyjski imperializm. Idea syjonistyczna była potrzebna Brytyjczykom, by oddalić francuską konkurencję w regionie i posiąść Palestynę, konieczną do kontrolowania Kanału Sueskiego, najkrótszej drogi morskiej do Indii.
To samo teraz się powtarza. W ubiegłym roku Perle zorganizował zebranie, na którym proponowano wojnę nie tylko przeciwko Irakowi, ale też Arabii Saudyjskiej i Egiptowi, by zabezpieczyć serce światowych rezerw ropy. Irak miałby być tylko „osią” tego przedsięwzięcia. Jedną z podstawowych racji tego projektu miało być bezpieczeństwo Izraela.
Na pozór wszystko to jest dobre dla Izraela. Ameryka kontroluje świat, my kontrolujemy Amerykę. Nigdy przedtem Żydzi nie mieli takiego wpływu na centrum światowej władzy. Ale ta tendencja mnie niepokoi. Jesteśmy jak hazardziści, którzy stawiają cale swoje pieniądze i przyszłość na jednego konia. Dobrego konia, konia, który nie ma teraz żadnej konkurencji, ale tylko jednego.
Neokonserwatyści spowodują długi okres chaosu w świecie arabsko-muzułmańskim. Wojna w Iraku pokazała już, że ich znajomość arabskiej rzeczywistości jest bardzo ograniczona. Ich przewidywania polityczne nie trzymają się kupy, tylko brutalna siła ratuje ich interesy. Kiedyś Amerykanie się wycofają, ale my tu zostaniemy. Musimy współżyć z narodami arabskimi. Chaos w krajach arabskich wystawia nas na niebezpieczeństwo. Wolfowitz i spółka marzą być może o Bliskim Wschodzie demokratycznym (sic), liberalnym, syjonistycznym i zakochanym w Ameryce, ale rezultatem ich awantur będzie fanatyzm i fundamentalizm, które zagrożą naszej egzystencji.
Sojusz żydowskich neokonserwatystów z chrześcijańskimi fundamentalistami może w końcu wywołać sprzeciw w Waszyngtonie. I jeśli Bush zostanie pobity w najbliższych wyborach tak jak jego ojciec po pierwszej wojnie w Zatoce, cały ten gang zostanie przegoniony. Biblia uczy nas o losie królów Judei, którzy oparli się na ówczesnym mocarstwie Egipcie... Bush i jego klika neokonserwatystów to nie jest jakiś kruchy twór. Wprost przeciwnie, jest teraz bardzo silny. Ale czy naprawdę wszystko mamy postawić na niego?
U.A. (tłum. J.S.)
Inne tematy w dziale Kultura