Ów niezmiernie istotny z punktu widzenia I Rzeczypospolitej (gdy Francuzi proponowali oddanie Szwecji Gdańska i Prus Królewskich jeden z polskich reprezentantów w Oliwie w roku 1660 powiedział, że "nikt dobrowolnie sobie gardła nie da poderżnąć") , zamieszkały przez prowadzących ogromnie profitogenny handel, niezwykle wiernych obywateli Rzeczypospolitej Polskiej - Niemców (nie mylić z dzisiejszą dowolną ludnością, pochodzącą z obszarów od Kołomyi po Pińsk i Radom, etc) nie raz stał się wymownym symbolem zdradzieckiego stosunku Zachodu do kwestii polskiej.
Tak też było w roku 1793, podczas trwania niesławnego Sejmu Grodzieńskiego (kóry jednak w tym czasie wysyłał do całej Europy dramatyczne prośby o ratunek), gdy 11 lipca 1793 roku angielski znaczący polityk lord Beauchamp zapewniał jednego z pruskich dyplomatów (Girolamo Lucceschiniego) tymi mniej więcej słowy:
"że gdyby nawet jego rząd miał kiedykolwiek jakiekolwiek tendencje do występowania przeciw zaborowi [ Polski] to było to po prostu spowodowane względami polityki wewnętrznej; i że był on [obecnie] upoważniony do stwierdzenia, że Anglia przestała interesować się Polską, oraz nie miała zamiaru wplątać się w konflikt z Prusami i Rosją z powodu portu w Gdańsku i kilku polskich towarów handlowych".
Słowa te były nie tylko złowieszcze, ale i prorocze. Po 146 kolejnych latach, - jesienią i zimą roku 1939 prasa francuska pełne była przecież artykułów o braku potrzeby "umierania za Gdańsk".
Tak oto magiczne słowo "Gdańsk"- o czy warto wiedzieć- stało się przynajmniej od drugiej połowy XVIII wieku symbolem zdrady przez Zachód sprawy polskiej.
@ artykuł chroniony prawem autorskim.
PS
Jak opisywano anonimowo Francis Seymour-Conway,'a 1st Marquess of Hertford (lorda Beauchamp) w 1777 roku, był on uważany za
"the worst man in His Majesty's dominions".
Inne tematy w dziale Kultura