W roku 1836, gdy pobór żołnierzy do moskiewskiej armii czynnej (na 25 lat, z tego 15 lat służby a 10 lat w rezerwie czynnej –tj. z obowiązkiem corocznego uczestniczenia w manewrach półrocznych) trwał już w Królestwie Polskim od kilku co najmniej dwu lat, dochodziło przy braniu rekrutów do sytuacji niezwykłych. I tak, w województwie augustowskim, we wsi Wigry nad jeziorem Wigry gdzie zebrano taka partię rekrutów, jeden z nich ukrył się przed strażą i rzucił się do jeziora, mającego w tym miejscu ok. kilometra szerokości. Ucieczkę te zauważył jednak stojący na warcie na wzniesieniu sołdat Atanazy Krawczenko z Jekaterynburskiego pieszego pułku piechoty. Czy to z moskiewskiego patriotycznego obowiązku, czy to ze strachu o niedopełnienie obowiązków, rzucił się on do wody i rozpoczął pogoń za uciekającym Polakiem. Po przepłynięciu ok. 800 metrów, Krawczenko dogonił płynącego Polaka - rekruta, obezwładnił go w odległości ok. 200 metrów od przeciwległego brzegu, i odholował spowrotem do miejsca pobytu wojska.
W nagrodę za udany pościg za zbiegiem przez tonie jeziora Wigry, carski namiestnik Królestwa Iwan Paskiewicz mianował sołdata Atanazego Krawczenko podoficerem, a car Mikołaj I wyznaczył mu nagrodę w kwocie 500 rubli.
Opisany przypadek zdaje się dobrze oddawać odczucie horroru jakie musiało towarzyszyć poborowi w moskiewskiego rekruta (na 25 lat) oraz oczywistą determinację nie tylko władzy najezdniczej ale i żołnierzy najazdu w czynieniu z polskiej siły biologicznej żolnierzy armii carskiej
@copyright Marek Rutkowski
Inne tematy w dziale Kultura