Wołyń to ziemia niezwykła, gdzie polskość spotkała się w owym genocidum atrox z lat 1943/1944, ale gdzie i podczas moskiewskiego zaboru działy się rzeczy przejmujące niezwykle w swojej istocie i wymowie. Otóż w roku 1838 połozonej na terenie Wołynia w powiecie ostrogskim wsi Chatni, sześcioletni syn polskiego szlachcica- „jednodworca” Mikołaj Wierzbicki, pozostał sam z półtoraroczną siostrą Anną, „bez żadnego środka wyżywienia się; matka ich umarła, a ojciec zbiegł”. W tej sytuacji sześciolatek „karmił się żebraniną, aż się znaleźli miłosierni ludzie, którzy się losem jego zajęli; dla zachowania zaś życia siostry, wpadł on na myśl szczególną/…/. Mały Wierzbicki karmił mniejszą jeszcze siostrzyczkę swoją mlekiem suki, i żeby zachować od zimna kładł na noc pomiędzy szczenięta tejże suki”.
Sprawa dotarła nawet do jakże niszczącego polskość moskiewskiego rządu najezdniczego za pośrednictwem generał-gubernatora kijowskiego. Petersburska rada ministrów zajęła się kwestią 12/24 lipca 1838 roku, a poinformowany o niej car Mikiołaj I zadecydował aby „Wierzbickiego, za wzorowy jego postępek wziąć do Aleksandrowskiego Korpusu Kadetów, a siostrze jego dać pensję aż do zamężcia, po 400 rubli rocznie i za dojściem lat, przeprowadzić do Aleksandrowskiego Instytutu Sierot w Moskwie”.
Iście epicki czy rzymski wręcz charakter i rys pozostawionego samemu sobie polskiego szlacheckiego dziecka, doceniony został przez zazwyczaj niemiłosiernych zaborców, którzy postanowili jednak zarazem poddać to dziecko i jego siostrę rusyfikacji.
@copyright Marek Rutkowski
PS Uwaga na ewentualne przekłamania, manipulacje i prowokacje, jakie mogą się pojawiać we wpisach na tym blogu
Inne tematy w dziale Kultura