Problem zanieczyszczania dróg bitych, szczególnie gnojówką czy w ogóle odchodami zwierzęcymi, był nieustanna bolączką Zarządu Komunikacji Lądowych i Wodnych. Szczególnie znamienny m tego przykładem było sprowadzanie z największego ośrodka miejskiego Królestwa – Warszawy – dużej ilości gnojówki („masę gnojów”), przeznaczonej na użyźnianie gruntów, przez podwarszawskich ogrodników, czy kolonistów, niekiedy nawet osiadłych o dwie mile od stolicy. Na skutek prowadzenia opisanego procederu drogi bite w okolicach Warszawy były cały czas zanieczyszczone gnojówką. Poowdem najczęściej było niedbale ułożenie ładunku obornika na furach. Owo zanieczyszczenie było tym większe, im bliżej dany odcinek drogi znajdował się od stolicy.
Z praktyki i doświadczenia Zarząd Komunikacji wysnuł wniosek o braku możliwości zmuszenia właścicieli furmanek do bardziej starannego układania „ładunku” na swoich furach, i to pomimo wielokrotnych napomnień służb drogowych. Co więcej, wójci w gminach, na których ciążył obowiązek odprowadzania osób uszkadzających system dróg bitych celem ich ukarania, często mieli swoje siedziby położone nawet o kilka mil od drogi bitej. Stąd nie byli oni praktycznie w stanie zapobiec nieustannemu niszczeniu dróg przez załadowane nieczystościami wozy.
Na skutek doniesień w tej sprawie, reprezentowany przez Naczelnie Zarządzającego generała-majora Księcia Teniszewa, Zarząd Komunikacji Lądowych i Wodnych w początku lat czterdziestych 19 wieku wydał skierowane do magistratu miasta Warszawy zarządzenie, nakazujące ogłoszenie w formie pism publicznych (obwieszczeń) specjalnych nakazów we względzie transportu obornika ze stolicy. Znajdowało się tam zastrzeżenie stwierdzające, że aby „fury nawóz z Warszawy wyprowadzające powinny być szczelnie deskami obite i gnoje tak dokładnie ładowane, ażeby nieporządek na drodze nie wynikł”. Teniszew nakazywał dodatkowo aby magistrat warszawski zobowiązał dozorców stacjonujących na rogatkach miejskich do ścisłego przestrzegania tego zalecenia.
Ku zaskoczeniu, jakkolwiek wydawałoby się to niespodziewane czy wręcz surrealistyczne, to właśnie w bezpośrednich okolicach stolicy Królestwa w latach czterdziestych XIX wieku (a można sadzić z bardzo duża dozą prawdopodobieństwa że i dużo wcześniej) – drogi bite znajdowały się w najbardziej opłakanym stanie sanitarnym w kraju. Inną już jest kwestią, że antycypowane zanieczyszczenie nie było niejako bezpośrednio zależne od Zarządu Komunikacji, a jego wyeliminowanie przekraczało – w danym porządku prawnym – uprawnienia służ transportowych. Właściwym pytaniem jakie wypadałoby w tym kontekście postawić jest problem długiego – jak się wydaje- zwlekania z podjęciem efektywnych działań zapobiegających takiemu szeroko zakrojonemu procesowi sanitarnej i estetycznej degradacji podwarszawskich dróg. Pytanie jest o tyle interesujące, gdy weźmie się pod uwagę, iż - następujący na stanowisku zarządzającego komunikacjami Królestwa po - wysługującym się Rosjanom ale jednak Polaku - generale Józefie Rautenstrauchu, Rosjanin Teniszew - bynajmniej nie należał do zwolenników utrzymania wysokich standardów estetycznych i ujednolicających na polskich drogach. Przykładem tego jest jego stanowisko podjęte w zakresie umożliwienia wprowadzania różnorodnych podjazdów do karczm czy domów zajezdnych, znajdujących się przy traktach bitych.
Czyżby władzom wczesnopaskiewiczowskiego Królestwa Polskiego nie przeszkadzało, że drogi prowadzące ze stolicy zalegają gnojem?
Czy był to może jeszcze jeden z - niezamierzonych, ale skwapliwie wykorzystanych - instrumentów poniżania Polski i Polaków?
@copyright Marek Rutkowski
Inne tematy w dziale Kultura