Na zdj. Jay Buchanan i Scott Holiday
Na zdj. Jay Buchanan i Scott Holiday
Kryptos Kryptos
92
BLOG

Rival Sons w Warszawie: Stodoła pełna rockowych brzmień!

Kryptos Kryptos Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
5 listopada 2023 r. w warszawskim klubie „Stodoła” odbył się koncert amerykańskiej grupy Rival Sons. Są oni jednym z najsłynniejszych współczesnych zespołów hard-rockowych. Koncert odbył się w ramach trasy koncertowej promującej nowy studyjny album „Darkfighter”

To nie był byle jaki koncert. Rival Sons, zespół rodem z Nashville, byli już dwukrotnie nominowani do nagrody Grammy. Od założenia w 2009 r. zdążyli nagrać 8 albumów studyjnych i zagrać na niezliczonych scenach w Ameryce i Europie. Ich muzyczny styl to rockowa ortodoksja – panowie grają hard-rock bez zbędnych zapożyczeń, ale na miarę XXI wieku. Moim zdaniem są kontynuatorami takich artystów, jak Led Zeppelin, Neil Young czy Lynyrd Skynyrd. Jak w przypadku poprzedników, ich znakiem rozpoznawczym są pełna wirtuozerii gra na gitarach, rytmiczna perkusja i mocny, czysty wokal.

Zespół występuje w składzie: Jay Buchanan (wokal, gitara akustyczna), Scott Holiday (gitara elektryczna), Dave Beste (gitara basowa), Michael Miley (perkusja). W trakcie koncertów towarzyszy im jeszcze grający na keyboardzie Todd Ögren.

Kiedy przybyłem do „Stodoły” na otwarcie bram, byłem nieco rozczarowany. Na płycie kręciło się w sumie niewiele osób. Postanowiłem zatem udać się do baru na piętro. Tutaj mnie spotkało poważne rozczarowanie – piwo z nalewaka kosztowało 16 zł za sztukę. Możecie mnie nie zrozumieć – ot, normalna warszawska cena – ale był to wierzchołek góry lodowej opłat. Do biletu była dołączona opłata serwisowa rzędu kilkunastu złotych, a na dodatek w środku była płatna szatnia. Rozumiem, że czasy są ciężkie, ale klub jest własnością Politechniki Warszawskiej. Jest to jedna z najlepszych uczelni w Polsce, którą oczywiście finansuje państwo. Jakoś nie mogę więc uwierzyć, że pieniądze nie mogą się znaleźć.

Z tego powodu zamiast strawy faktycznej (piwa) wybrałem strawę duchową (ciekawy wywiad na YouTubie). Następnie zszedłem na płytę, która zdążyła się już zapełnić słuchaczami.

Przed głównym koncertem wystąpił support. Na czas całej trasy koncertowej jest nim formacja L.A. Edwards. Jej członkowie – tak jak w wypadku Rival Sons – urodzili się w Kalifornii, ale różnią się od nich muzycznie.  Zagrali sympatyczny, melodyjny soft rock.  Był to z pewnością ciekawy kontrast w porównaniu z gwiazdami wieczoru.

Support zakończył występ i po dłuższej chwili na scenę wkroczyli ONI. Rival Sons.

Jak wspomniałem na początku, koncert odbył się w ramach The Darkfighter Tour.  Nie jest to jednak zupełnie prawda, bo właśnie jesienią tego roku muzycy wydali jeszcze jeden album studyjny! „Lightbringer”, bo taki nosi tytuł, powinien być traktowany jako druga część – a raczej dopełnienie – „Darkfightera” (zwracają na to uwagę podobne okładki obu płyt). Jak mówią sami muzycy, „Lightbringer” jest optymistycznym odpowiednikiem poprzedniej płyty. Różnicę widać nie tylko w przesłaniu, ale i w brzmieniu – pierwsza płyta jest pełna drapieżnych, drapieżnych utworów [LINK]; na drugiej zaś znajdziemy nieco wolniejsze piosenki, w których nie brakuje akustycznych akcentów.

Jak więc widać, Rival Sons mieli dużo do zagrania i oczywiście skorzystali z tej okazji. Zagrali dwugodzinny koncert przed salą pełną ludzi. Frekwencja naprawdę dopisała – dość powiedzieć, że nie bardzo mogliśmy tańczyć do ich muzyki. Na płycie było po prostu… za gęsto. Nikt przecież nie chciał uderzyć łokciem sąsiada!

Muzycy byli w świetnej formie – zwłaszcza Jay Buchanan, którego głos mógłby obalić mury Jerycha. Uwagę zwracał też ukryty za maską dandysa gitarzysta - Scott Holiday i basista Dave Beste w nieodłącznej hawajskiej koszuli.  Rival Sons złapali świetny kontakt z publicznością, która wspólnie z nimi śpiewała (wręcz wykrzykiwała) kolejne piosenki. Wśród nich znalazły się nowe, świetne kompozycje z 2023 r. („Rapture”, „Mirrors”) ale również starsze, sprawdzone hity – „Do your worst” czy „Somebody opened my eyes”. Był to hard rock w najczystszej, skoncentrowanej postaci. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednej piosenki – „Too Bad” z albumu „Feral Roots”. Trochę szkoda, bo zwłaszcza w mniej znanej, akustycznej wersji „Too Bad” jest po prostu cudeńkiem. Posłuchajcie sami! [LINK] Generalnie brakowało mi choć kilku cichszych, spokojniejszych kawałków. A przecież twórcy gatunku – Led Zeppelin – nie wahali się nagrywać melodyjnych, folkowych kompozycji, czego dowodem jest ich trzeci album! Mam nadzieję, że Rival Sons też pójdą tą ścieżką i na następnym koncercie zaskoczą mnie – kto wie? - nawiązaniami do country, bluesa albo jeszcze innego stylu.

Muszę też powiedzieć kilka słów o organizacji koncertu. Był to koncert w stylu „ciasno i głośno”. Nie przeszkadza mi to, mogę się do tego przyzwyczaić – w mojej okolicy, pod Warszawą, z takich koncertów słynie klub „Smok” (znacie?). Z drugiej jednak strony, zastanawiam się, czy nie dało się trochę bardziej podkręcić klimatyzacji. W pewnym momencie ktoś z tyłu sali stracił przytomność. To był niegroźny incydent, ale może trzeba było włączyć te wiatraki na sali...

Pewnym problemem był też dźwięk. Tak jak wspomniałem, muzycy byli w świetnej formie. Słyszałem głos Buchanana, słyszałem gitarę Holidaya, słyszałem mocną perkusję. Niestety, w ogóle nie słyszałem keyboardu, na którym grał Todd Ögren. Podobnie bas Dave’a Beste’a, który był raczej kosmetycznym dodatkiem niż pełnoprawnym instrumentem. Muszę podkreślić, że mam dobry słuch i stałem w samym środku sali. Zresztą przed pandemią byłem w „Stodole” na koncercie prawdziwej legendy – Johna Mayalla! - i pamiętam, że brzmienie było doskonałe. Ani za głośne, ani za ciche: wszystkich muzyków było idealnie słychać. Niestety nie mogę powiedzieć, kto odpowiada w tym wypadku za to niedopatrzenie – czy ekipa z Ameryki, czy ze „Stodoły”. Nie mam takiej wiedzy.

Te drobne niedociągnięcia nie są jednak najważniejsze. Najważniejsza jest muzyka, a ta jest naprawdę godna uwagi. Moim zdaniem, Rival Sons przeżywają aktualnie jeden z najlepszych okresów w swojej karierze – nie tylko jeśli chodzi o koncerty, ale również karierę studyjną. Jeśli ktoś poszukuje współczesnego, wysokiej jakości rocka made in America – Rival Sons są najlepszym wyborem.

Kryptos

(zdjęcia: Kryptos)

TAGI: #muzyka #rock #koncert #rivalsons #stodoła

Zobacz galerię zdjęć:

Support - formacja L.A. Edwards
Support - formacja L.A. Edwards Trzonem zespołu są bracia Edwards - tu na zdjęciu podczas wspólnego numeru Rival Sons w blasku świateł Od lewej: Todd Ögren (siedzi za keyboardem), Dave Beste, Jay Buchanan, Mike Miley (za perkusją), Scott Holiday Jay Buchanan wygląda jak Robert Plant :) Na zdjęciu Jay Buchanan (L) i Scott Holiday (P)
Koncert Rival Sons 5.11.2023 (zdjęcia Kryptosa)
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj2 Obserwuj notkę
Kryptos
O mnie Kryptos

Witaj, Drogi Gościu, na moim blogu.   "Szuflada Kryptosa" realizuje koncepcję dziennikarstwa obywatelskiego. Wpisy umieszczam za darmo, w wolnej chwili, bo tak lubię i chcę tak robić. Sztuka, literatura, wielkie idee, sprawy poważne i niepoważne - to wszystko znajdziesz w tym miejscu! "Szuflada Kryptosa": twój ulubiony blog hobbystyczno-humanistyczny!  Zapraszam do lektury! [zdjęcie w tle: Pixabay, zdjęcie profilowe autorstwa Kryptosa i Pawła P.]

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura