"W imieniu polskich kompozytorów przepraszam polską publiczność, że nie stworzyliśmy TAKIEGO musicalu" - Hadrian Tabęcki, kompozytor i aranżer
Stołeczną orkiestrę Sinfonia Varsovia już od wielu lat znam, szanuję i podziwiam. To wspaniała wizytówka Warszawy i Polski. Staram się – choć przyznam szczerze, że od wielu lat jestem „warszawiakiem na emigracji” – od czasu do czasu pójść na jakiś ich koncert. Zwłaszcza, że na niektóre jest wstęp wolny…
Tym razem jednak Sinfonia naprawdę mnie zaskoczyła. Mówię poważnie, nie spodziewałem się, że tak poruszy mnie ten koncert.
Być może nie wiedzieliście, Szanowni Czytelnicy, że w Korei Południowej powstał musical o… Marii Skłodowskiej-Curie. Ja nie wiedziałem. Co więcej, musical okazał się tam tak wielkim sukcesem, że Koreańczycy będą go promować za granicą. A pierwsza premiera zagraniczna miała miejsce… w Warszawie, na Pradze-Południu, w ramach Festiwalu Ogrody Muzyczne. Organizatorzy – Sinfonia Varsovia, Fundacja Ogrody Muzyczne i Koreańskie Centrum Kulturalne – zachwalali premierę jako wydarzenie bez precedensu. Ja traktowałem je bardziej jako ciekawostkę. Jak bardzo się myliłem…
Zwrot „premiera musicalu” może być trochę nieprecyzyjny – to było raczej „rozpoznanie bojem” (jak powiedzieliby wojskowi) lub „wczesny dostęp” (tak z kolei powiedzieliby gracze komputerowi). Koreańczycy zorganizowali dwa wydarzenia: 2 lipca odbyła się projekcja filmowej adaptacji „Marie Curie” (bodaj druga w Polsce), a 4 lipca, o godz. 18:30 – koncert na żywo z udziałem aktorów grających w spektaklu. I to w tym drugim wydarzeniu miałem okazję uczestniczyć.
Wszystko miało miejsce przy ul. Grochowskiej 272, w słynnym białym namiocie [dobija mnie fakt, że mimo swoich zasług Sinfonia Varsovia nadal nie doczekała się siedziby z prawdziwego zdarzenia! - przyp. K.]. Po powitaniu gości – na czele z JE ambasadorem Korei w Polsce i szefową Koreańskiego Centrum Kulturalnego – rozpoczęła się pierwsza część wieczoru: wywiad z twórcami musicalu (scenarzystami, kompozytorami, etc.) i dyrygentem polskiej orkiestry, która odpowiadała za muzyczną stronę wydarzenia – Hadrianem Tabęckim. Wywiad był dość długi i wielowątkowy, ale wart wysłuchania. Mogliśmy się dowiedzieć, skąd – tam, daleko w Azji – wziął się pomysł na musical o genialnej uczonej. Twórcy wyjaśnili, że w kraju tak patriarchalnym i hierarchicznym, jak Korea Maria Skłodowska-Curie może być inspiracją dla osób młodych, zwłaszcza kobiet. [Zakochanym w Korei polskim dziewczętom wyjaśnię, że sytuacja kobiet na Dalekim Wchodzie jest znacznie gorsza niż u nas - przyp. K.] Sukces spektaklu sprawił też, że w świadomości narodu koreańskiego słynna Polka nie występuje już jako Madame Curie (wpływ kultury francuskiej), co raczej Maria Skłodowska-Curie. Musical nie pokazuje bowiem tylko jej pracy naukowej we Francji, ale też jej młodość w Polsce i trudne studia na Sorbonie.
Moim zdaniem, produkcja i sukces tego przedstawienia w Korei może też wynikać z pewnych podobieństw między naszymi krajami – im także przyszło żyć między agresywnymi, imperialnymi sąsiadami (Chinami, Japonią, Rosją), oni także doświadczyli krwawej okupacji w czasie II Wojny Światowej, część z nich wciąż żyje pod jarzmem komunizmu (choć w nieco innej, azjatyckiej odmianie).
Drugą część wieczoru stanowił koncert wybranych piosenek z musicalu „Marie Curie”. W całym spektaklu jest ich około trzydziestu; nam zaprezentowano dwanaście najważniejszych, razem z czytanym komentarzem do kolejnych scen i napisami wyświetlanymi na ekranie. Na scenę wkroczyła delegacja koreańska, odziana niemal całkowicie w stylową, skromną czerń.
Już po drugim numerze artyści otrzymali od publiczności głośne brawa – i już to powinno być dowodem, jak dobrym przedstawieniem jest „Marie Curie”. Koreańscy wykonawcy zaprezentowali bardzo wysoki poziom; mają dobrze ustawione, dźwięczne głosy. Z zaprezentowanych nam krótkich scenek wplecionych w piosenki mogę również wywnioskować, że są także niezłymi aktorami. Ze swojego zadania wywiązała się też znakomicie wcielająca się w tytułową rolę Sohyang Kim (vel Sophie Kim) – solistka zaprezentowała nie tylko swój nienaganny głos, ale również pełną uroku osobowość sceniczną.
Razem z wokalistami wystąpili muzycy z Sinfonii Varsovii. Byli jak zwykle świetni. Czapki z głów.
A co z piosenkami? Jak przystało na koreański „hit eksportowy”, są one skrojone pod gust typowego (wychowanego na pomysłach amerykańskich i europejskich) widza. Wśród utworów znajdziemy bardziej dynamiczne utwory w duetach, jak i przejmujące, pełne uczuć pieśni śpiewane przez Sohyang Kim. Mi jednak najbardziej przypadły do gustu grupowe numery w stylu wodewilowym, jak „Miss Polska” (ang. „Miss Poland”) czy „Radowy raj” (ang. „Radium Paradise”). Z polskiego punktu widzenia warto zaznaczyć też liczne polskie tropy w fabule – nie ukrywam, sprawiły mi one przyjemność.
Skoro wszedłem w buty krytyka muzyki, to powinienem również napisać, co mi się nie podobało. Wymienię takich rzeczy kilka: w namiocie było dość duszno, samo tłumaczenie piosenek na ekranie było niezbyt poetyckie jak na piosenkę („Widzę układ okresowy pierwiastków” – musieliśmy uwierzyć, że to właśnie śpiewa Maria w jednej ze scen). Zdaję sobie jednak, że dobre tłumaczenie to niełatwa rzecz. Zatem te niewielkie minusy nie przesłoniły mi pozytywnej całości.
Nie da się ukryć – tego wieczoru koreańscy artyści zdobyli serca polskiej publiczności. Tak jak w przypadku projekcji dwa dni wcześniej, tak i teraz widzowie nagrodzili twórców owacjami na stojąco! Jeszcze przy wyjściu z namiotu obsadę powitał brawami tłum widzów. Koreańczycy nie spodziewali się chyba tak gorącego przyjęcia… Choć stałem daleko, to wydaje mi się, że w oczach Sophie Kim zobaczyłem nawet łzy wzruszenia…
Jestem przekonany, że „Marie Curie” okaże się międzynarodowym sukcesem. Z niecierpliwością będę oczekiwać polskiej adaptacji musicalu (może w warszawskiej „Romie”?). Być może pojawią się głosy zazdrości: dlaczego nie my wpadliśmy na ten genialny pomysł? Uważam jednak, że tak może być lepiej. Koreańska kultura pierwszy raz w swojej historii (dodam: w odróżnieniu od naszej) przeżywa okres międzynarodowej popularności. K-popu słuchają nastolatki na całym świecie, a film „Pasożyt” (ang. „Parasite”) dostał zasłużonego Oscara. Podjęcie takiego tematu przez twórców z Dalekiego Wschodu tylko doda mu międzynarodowego prestiżu. A wycieczki śladami polskiej noblistki i tak będą jeździły do Warszawy.
Podsumowując – wypatrujcie „Marie Curie” na afiszach kin i teatrów! Dawno nie widziałem tak pozytywnego obrazu Polski i jej mieszkańców, na dodatek w tak atrakcyjnej formie. A do rządzących niniejszym apeluję – dajcie twórcom tego dzieła medale „Gloria Artis”. Naprawdę na nie zasłużyli.
Kryptos
Wszystkie zdjęcia są własnością Fundacji Ogrody Muzyczne, której w tym miejscu pragnę podziękować za ich udostępnienie.
„Marie Curie”, gala musicalowa na żywo.
Muzyka – Jong Yoon Choi
Scenariusz – Se Eun Choun
Wystąpili:
Sophie Kim (Sohyang Kim) – Maria Skłodowska-Curie
Hieora Kim, Bomsori Lee – Anna Kowalska
Seng Lee Yang – Ruben Dupon
A Young Kim, Chan Ryeol Lee, Sang Hoon Song – pracownicy fabryki
Zespół pod kierownictwem Hadriana Tabęckiego w składzie:
Marcin Kamiński – flet
Mariusz Jeka – klarnet
Anna Konrad – skrzypce
Izabela Buchowska – wiolonczela
Maciej Szczyciński – kontrabas
Hadrian Tabęcki – fortepian
Piotr Maślanka – perkusja
Zobacz galerię zdjęć:
Zdjęcia z przedstawienia
Witaj, Drogi Gościu, na moim blogu.
"Szuflada Kryptosa" realizuje koncepcję dziennikarstwa obywatelskiego. Wpisy umieszczam za darmo, w wolnej chwili, bo tak lubię i chcę tak robić. Sztuka, literatura, wielkie idee, sprawy poważne i niepoważne - to wszystko znajdziesz w tym miejscu!
"Szuflada Kryptosa": twój ulubiony blog hobbystyczno-humanistyczny!
Zapraszam do lektury!
[zdjęcie w tle: Pixabay, zdjęcie profilowe autorstwa Kryptosa i Pawła P.]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura