r.szklarz r.szklarz
420
BLOG

Interwencjonizm - złudzenie kontroli

r.szklarz r.szklarz Gospodarka Obserwuj notkę 0

Złudzenie kontroli

 

Nie ma wątpliwości, że nadmierna liberalizacja potrafi być niebezpieczna i była jedną z przyczyn ostatniego kryzysu światowego. Z drugiej jednak strony nadmierne wtrącanie się państwa w gospodarkę może mieć równie fatalne skutki i teraz stawia nas przed widmem drugiej fali załamania.

Jeszcze niedawno wydawało się, że świat podnosi się z recesji. Stress testy europejskich banków przeprowadzone w połowie 2011 roku pokazały, że, poza kilkoma niechlubnymi wyjątkami w Grecji i Hiszpanii, europejskie banki mają zdrowe aktywa i są w stanie poradzić sobie z zawirowaniami. Poprawę koniunktury widać także w sektorze przedsiębiorstw, które znacznie zwiększyły swoje obroty w stosunku do 2009 roku, co naturalnie miało swoje odzwierciedlenie w indeksach giełdowych. A jednak w sierpniu doszło do znacznej wyprzedaży na giełdach, a media zaczęły głośno trąbić o drugiej fali kryzysu. Akcje spółek notujących rekordowe zyski można kupić wyjątkowo tanio, ale jednak niewielu uczestników rynku ma odwagę to zrobić w obawie przed dalszymi spadkami. Choć światowa gospodarka wciąż wydaje się być zdrowa i nie możemy jeszcze mówić o recesji, jest kilka gorących punktów, które mogą ją pogrążyć, jednak zupełnie innymi drogami niż to miało miejsce w 2008 roku.

Ostatnie lata to okres intensywnej deregulacji i liberalizacji rynków finansowych. Chodziło głównie o to by rynki finansowe w niczym nie zależały od państw, na terenie których się znajdują, były wolne i lepiej działały na nich mechanizmy związane z nieskrępowaną konkurencją. Ostatecznie skończyło się na tym, że korporacje finansowe mogły robić z grubsza to na co tylko miały ochotę, szczególnie w dojrzałych gospodarkach rynkowych takich jak Stany Zjednoczone. Tworzyły więc skomplikowane, wielopiętrowe instrumenty pochodne, które nie miały z gospodarką realną więcej wspólnego niż handel przedmiotami w internetowych grach komputerowych. Rynki finansowe przestały przypominać miejskie targowisko, na którym obraca się udziałami w spółkach, surowcami i długami przedsiębiorstw, czy całych państw, a zaczęły przypominać bardziej tory wyścigów konnych, albo kasyna. Do tego dochodziły banki, które rozdawały pożyczki na prawo i lewo, bez oglądania się na ryzyko kredytowe.

Sytuacja, z którą mamy do czynienia obecnie ma jednak zupełnie inne przyczyny. Rządy większości państw poradziły sobie z ostatnią recesją metodami Keynesowskimi, czyli pompując w gospodarkę ogromne pieniądze w postaci pakietów stabilizacyjnych. Znaczna ich większość trafiła bezpośrednio do systemu bankowego, jednak cała istota interwencjonizmu polega na dawaniu pieniędzy ludziom, dzięki temu mogą oni więcej wydawać, a firmy – sprzedawać. W Polsce akurat w dobrym momencie weszły w życiu obniżki podatków uchwalone jeszcze przez rząd PiS dzięki czemu ludzie mięli więcej pieniędzy na konsumpcję.  Oznacza to, że nasz kraj za rządów Tuska także ratowała się przed kryzysem metodami Keynesowskimi, zupełnie sprzecznymi z polityką liberalną, choć wyszło to trochę przypadkiem.

Stymulacja gospodarki z budżetu państwa jest metodą rzeczywiście skuteczną i wiele europejskich państw tylko dzięki niej nie pogrążyło się w o wiele głębszym i bardziej długotrwałym kryzysie, jednak ma pewien mankament – pieniądze na pakiety stabilizacyjne skądś trzeba wziąć. Zwykle podczas recesji dochody podatkowe się zmniejszają, a nałożenie nowych podatków i odbieranie ludziom pieniędzy często mija się z celem, zaś z drugiej strony rosnąca liczba bezrobotnych z prawem do zasiłku nie zmniejsza wydatków, co oznacza, że pieniądze te należy pożyczyć i wygenerować deficyt budżetowy. Główne zarzuty do rządu Donalda Tuska dotyczą właśnie tego jak bardzo zadłuża on nasz kraj, podczas gdy wszystkie inne kraje europejskie robią dokładnie to samo. Niektóre z nich pożyczyły tak wielkie kwoty, że pojawiły się poważne wątpliwości czy są one w stanie je spłacić. I najlepszym przykładem nie jest tu Grecja, gdzie problemy z finansami publicznymi były już wcześniej, ale Irlandia, która zaciągnęła taki dług na ratowanie swojego zszarganego kryzysem systemu bankowego, że musiała prosić o pomoc UE i MFW by móc go obsłużyć. Pokazuje to, że na dłuższą metę ratowanie gospodarki kraju przy pomocy interwencji rządu nie spełnia swojego celu. Przypomina bardziej leczenie objawów, a nie samej choroby, która tylko czeka, żeby uderzyć z większą siłą. Rządy uporały się z kryzysem zadłużając się u przyszłych pokoleń, a więc po prostu przesunęły go w czasie. Miały nadzieję przy okazji go w tym czasie rozłożyć, żeby jego skutki nie były aż tak bolesne, jednak dla wielu z nich okazał się to zbyt wielki ciężar i teraz poszukują pomocy w udźwignięciu go. I wymaganą pomoc dostają, ponieważ po upadku banku Lehman Brothers już nikt nikomu większemu od fabryki zapałek nie pozwoli upaść.

 

Ratowanie krajów grupy PIIGS pochłania coraz większe środki nieuchronnie spychając strefę euro ku przepaści, a tymczasem do krajów mających wyraźny problem ze swoim długiem dołączają Stany Zjednoczone. Problem z kryzysem zadłużenia jest szczególnie istotny także dla sektora prywatnego, ponieważ żadne przedsiębiorstwo nie może skutecznie działać w niesprzyjających warunkach makroekonomicznych, a do takich właśnie należy nadmierna nierównowaga finansowa kraju macierzystego. Doskonale zdają sobie z tego sprawę agencje ratingowe, które wyznają zasadę, że przedsiębiorstwo nie może mieć oceny wyższej niż kraj, w którym działa. To znaczy, że jeśli jakieś państwo jest oceniane jako bankrut, automatycznie tak samo na arenie międzynarodowej postrzegane będą spółki działające na jego terenie.

Podczas gdy pierwsza fala kryzysu szła od dołu – od ludzi wtrąconych w kredyty hipoteczne, których nie są w stanie spłacić, druga fala będzie szła od góry – od państw, a następnie, za pośrednictwem systemu bankowego, przełoży się na załamanie w światowej gospodarce. Pozostaje nam tylko nadzieja, że bankruci szybko pogodzą się ze swoim upadkiem i nie pogrążą za sobą krajów jak na razie stosunkowo zdrowych. Im dłużej wypłacalność Grecji i Portugalii będzie sztucznie podtrzymywana, tym boleśniejszy będzie przebieg ewentualnego kryzysu, który z pewnością nastąpi , gdy skończą się pieniądze w mechanizmach unijnych. Interwencjonizm zawodzi i musimy się z tym pogodzić pozwalając rynkom oczyścić się z trawiącej je choroby i znów normalnie funkcjonować i osiągać nowe szczyty. 

r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka