Zakończona wizyta premiera Chin w Polsce została odtrąbiona jako kolejny wielki sukces rządu. Jak zwykle podczas tego typu wizyt padło kilka frazesów na temat strategicznego partnerstwa. Tradycyjnie kilku publicystów stonowało nastroje przypominając o łamaniu praw cżłowieka w Chinach (tak jakby jakieś polskie protesty miały w tej kwestii znaczenie, na pewno wypowiedź w radiu tok fm albo na salonie24 zmieni sytuacje chińskiej opozycji). Na koniec ogłoszono, że Chiny będą inwestować u nas a my w Chinach. Wszystko świetnie. Troche zabrakło mi jednak refleksji nad tym o co dokładnie Chiny grają w Polsce? Po co w ogóle chiński premier wybiera się do Polski?
Wizyta Wena Jiabao była częścią szerszej chińskiej strategii forsowania swoich interesów w Europie. Chiny chcą po prostu wykorzystać słabość Europy do ugrania kilku punktów w ważnych dla siebie kwestiach. Najważniejszą z tych kwestii jest oficjalne uznanie Chin za "gospodarke wolnorynkową". Na pozór jest to tylko kwestia terminologii. W praktyce jest to jednak terminologia o ogromnym znaczeniu. Chodzi o to, że Unia Europejska stosuje niższe cła wobec państw, które uznaje za "gospodarki wolnorynkowe". Jest to dosyć logiczne. Jeśli dany kraj nie jest gospodarką wolnorynkową, to znaczy, że jego przemysł jest wspierany przez państwo. W takim wypadku niskie ceny produktów są zaniżane sztucznie - poprzez interwencje państwowe. Unia wychodzi z założenia, że tą nierównowage wynikającą z państwowych interwencji trzeba skorygować poprzez wyższe cła. Jeśli Chiny nie są uznawane za gospodarke wolnorynkową Europa może pobierać od chińskich produktów wyższe cła. A więc europejscy producenci są przynajmniej w pewnym minimalnym stopniu chronieni przez eksportem chińskim, bo chińskie towary są nieco droższe niż byłyby bez tych ceł.
Nic dziwnego, że Chiny chcą taką sytuacje zmienić. Kryzys, w jakim znajduje się Europa jest dla nich pretekstem, żeby to zrobić. Całkiem niedawno pojawił się pomysł, że Chiny będą inwestować swoje nadwyżki budżetowe w europejskie obligacje. Nie jest to oczywiście żaden gest przyjaźni, ale po prostu cyniczna zagrywka typu "my damy coś wam, a wy dacie nam coś w zamian".
W Europie chińska propozycja nie wzbudziła jednak specjalnego entuzjazmu. Jasne jest bowiem, że na takim układzie Europa może więcej stracić niż zyskać. Obniżenie ceł od chińskiego eksportu to mógłby być gwóźdź do trumny i tak już ledwo dyszącej europejskiej gospodarki. Poza tym Chiny nie są wcale tak strasznie bogate, a Unia nie jest znowu tak strasznie biedna, by rozpaczliwie potrzebować chińskich inwestycji w obligacje.
Wizyta chińskiego premiera miała więc pewnie służyć budowaniu długofalowych sojuszy, które kiedyś gdzieś tam w dalszej przyszłości umożliwią zmiane niekorzystnej dla Chin sytuacji. Jakie jest stanowisko polskiego rządu w tej kwestii? Chciałbym to wiedzieć. Niestety nie wiem, i pewnie się nie dowiem. Radek Sikorski chwali się na Twiterze, że piszą o chińskiej wizycie w Washington Post. Na pewno fajnie, że Amerykanie w ogóle zauważyli zdarzenie o tak niewielkiej dla nich randze. Szkoda, że premier czy rząd nie powie nam jednak więcej o co faktycznie grają Chiny i jak my mamy zamiar na ich gre odpowiedzieć.
pseud. i krypt.: J. S.; Krytykiełło Zachariasz; (ur. 29 sierpnia 1756 w Żninie, zm. 21 listopada 1830 w Jaszunach koło Wilna) – polski astronom, matematyk, filozof, geograf, pedagog, krytyk literacki i teoretyk języka, autor kalendarzy i poeta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka