Bronisław Wildstein postanowił najwyraźniej, że nauczy nas wszystkich logicznego myślenia. Na portalu wpolityce.pl ukazał się jego tekst, który dowodzi jak bardzo mylą się wszyscy, którzy a priori odrzucają hipoteze zamachu. Wildstein pyta dramatycznie:
"na podstawie czego prokuratura mogła tę hipotezę wykluczyć? To jest pytanie z metodologii, dla początkującego studenta. Jak można wykluczyć tę hipotezę, jak się nie ma pewności co do hipotez innych? W stosunku do niczego nie ma zresztą pewności, ale co do udziału osób trzecich stwierdza się, że ma się pewność, że ich nie było? Na podstawie czego? To jest po prostu niemożliwe."
Nie wiem czy Wildstein miał kiedyś do czynienia z metodologią, ale na podstawie jego notki odnoszę wrażenie, że raczej nie. Podstawą dla odrzucenia jakiejś hipotezy jest po prostu brak dowodów hipoteze potwierdzających. Jeśli nie ma żadnych dowodów na coś to nie ma sensu się tym zajmować. Tak jest właśnie w przypadku hipotezy zamachu. Nie ma po prostu żadnych dowodów, które by tą hipoteze potwierdzały. Istnieją natomiast dowody, które tą hipoteze obalają. Nie znaleziono na przykład żadnych śladów materiałów wybuchowych na szczątkach wraku samolotu. Jak mogło więc dojść do wybuchu, skoro nie ma po nim żadnych śladów?
Przekonanie o jakichś wybuchach na pokładzie jest po prostu hipotezą, której nic nie potwierdza. Nie potwierdzają tej hipotezy symulacje prof. Biniendy. Symulacja komputerowa nie jest przecież dowodem a luźną spekulacją jak sytuacja mogła przebiegać. W ciekawym wywiadzie prof. Keliber wyjaśnia, że takie symulacje są bardzo wrażliwe na najmniejsze nawet detale wprowadzanych danych. Jak mówi Kleiber:
"Kłopot w tym, że rezultaty tego typu analiz są bardzo wrażliwe na wprowadzane dane określające szczegóły problemu. Oznacza to, że stosunkowo małe zmiany w tych danych mogą w istotny sposób wpływać na końcowe wyniki."
Poza tym dla każdego poza Wildsteinem i Macierewiczem oczywiste jest chyba, że aby móc sprawdzić jakiś model komputerowy trzeba przeprowadzić badania na miejscu. Takich badań Binienda nie prowadził. Prowadziła je prokuratura i nie znalazła nic co mogłoby potwierdzać hipoteze wybuchu. Wyśmiewanie się z "pancernej brzozy" na podstawie czysto hipotetycznych niczym nie potwierdzonych spekulacji jest więc dosyć zabawne.
Odrzucenie hipotezy o zamachu nie ma w sobie nic z sekciarstwa. Jest to zwykły przejaw zdrowego rozsądku. Nie ma sensu badać czegoś, na co nie ma żadnych dowodów. Nie ma to sensu tym bardziej, że formułowanie bezpodstawnych oskarżeń to po prostu oszczerstwo. Wyobraźmy sobie prostą sytuacje, w której ja oskarżam Wildsteina o kradzież mojego zegarka. Nawet jeśli wiedziałbym że Wildsteinowi podoba się mój zegarek, to i tak musiałbym mieć jakiś dowód na to, by oskarżyć go o kradzież. Przy czym to, że na przykład Wildstein nie wpuścił mnie do mieszkania, kiedy udałem się do niego w poszukiwaniu zegarka, nie jest żadnym dowodem. Brak dowodów albo niedostępność dowodów to nie jest żaden dowód! Podobnie w przypadku katastrofy. To, że prokuratura czy komisja Millera zaniedbała jakieś czynności nie oznacza wcale, że na pewno był zamach. Trzeba być zupełnie na bakier z logiką by z braku dowodu robić dowód.
pseud. i krypt.: J. S.; Krytykiełło Zachariasz; (ur. 29 sierpnia 1756 w Żninie, zm. 21 listopada 1830 w Jaszunach koło Wilna) – polski astronom, matematyk, filozof, geograf, pedagog, krytyk literacki i teoretyk języka, autor kalendarzy i poeta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka