Jan Śniadecki Jan Śniadecki
81
BLOG

Zamach w stylu Gangu Olsena

Jan Śniadecki Jan Śniadecki Polityka Obserwuj notkę 30

Jeśli ktoś twierdzi, że katastrofa w Smoleńsku była następstwem zamachu, ryzykuje, że zostanie uznany za wariata. Pogląd ten żyje jednak swoistym utajonym życiem w wąskim gronie konserwatywnych publicystów i czytelników Gazety Polskiej, Naszego Dziennika i niektórych blogerów Salonu24. Większość mediów krytycznych wobec prawicy raczej wyśmiewa wiarę w zamach jako przejaw paranoi. Warto jednak zaznaczyć, że hipoteza zamachu to jedna (dokładnie czwarta) z czterech wstępnych wersji przyczyn katastrofy, które są zakładane przez polską prokuraturę. Jak podają prokuratorzy na razie jednak „żaden z uzyskanych dotychczas dowodów[tej wersji przyczyn katastrofy] nie potwierdza. Niemniej jednak odrzucenie tej wersji na obecnym etapie śledztwa byłoby przedwczesne. Może to nastąpić w sposób kategoryczny dopiero po przeprowadzeniu i ocenie całości materiału dowodowego”.[Komunikat Prokuratury Generalnej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej]. Skoro polska prokuratura bada hipotezę zamachu warto przyjrzeć się uważniej dowodom, które za nią przemawiają. Oczywiście nie mam zamiaru pisać na temat hipotezy zamachu książki (no chyba, że pojawi się taka wola ze strony dużej ilości komentatorów, którzy ewentualnie chcieliby taką książkę zasponsorować). Nie mam czasu, by analizować wszystkie możliwe wersje zamachu, wezmę na warsztat tylko jedną, którą znalazłem w Gazecie Polskiej [artykuł tu].

 
Dziennikarze GP snują ciekawe opowieści na temat obecności na wieży kontrolnej agenta FSB/GRU. Gazeta sugeruje także, że piloci schodzili poniżej dopuszczalnej wysokości dlatego, że pracownicy wieży wprowadzili ich w błąd. Kontrolerzy nie odradzali lądowania i za późno poinformowali załogę o konieczności poderwania samolotu. Spisek wyglądałby więc tak: kontrolerzy lotu wprowadzają pilotów w błąd za podszeptami funkcjonariuszy GRU, piloci słuchali kontrolerów i… Katastrofa gotowa. Putin z demonicznym uśmiechem zaciera ręce ciesząc się, że pozbył się swojego śmiertelnego wroga Lecha Kaczyńskiego, który tyle mu napsuł krwi swoją polityką wschodnią
 
Wersja ta nie trzyma się jednak kupy z tego względu, że przecież piloci mieli na pokładzie własne przyrządy mierzące wysokość i powinni samodzielnie je odczytywać niezależnie od informacji podawanych od wieży. Piloci mają na pokładzie dwa urządzenia, które mierzą wysokość. Jeśli kontrolerzy z wieży wprowadzali pilotów w błąd, powinni oczywiście wylecieć z roboty. Ich błędy nie usprawiedliwiają jednak pilotów, którzy sami błędnie odczytywali własne wysokościomierze. Gdyby faktycznie było tak jak chcę Gazeta Polska mielibyśmy do czynienia z dwoma błędami: pilotów i kontrolerów. Tak czy owak jednak kontrolerzy musieli być świadomi tego, że piloci posiadają własne wysokościomierze. Z tego względu taka wersja zamachu jest po prostu absurdalna. Rosjanie musieliby być niespełna rozumu, by wprowadzać w błąd pilotów, wiedząc, że ci w każdej chwili mogli odkryć, że są okłamywani. Pilot w każdej chwili mógł podnieść samolot do góry w tym momencie, w którym spojrzałby na wysokościomierz i uświadomił sobie że został okłamany. Cały zamach skończyłby się skandalem na niespotykaną skalę. Tylko ktoś o sprycie na poziomie gangu Olsena planowałby więc tak amatorski i debilny zamach. Oczywiście specjaliści Gazety Polskiej nie wierzą w błąd pilota. „Nawet początkujący nawigator nie popełni takiego błędu. Nie było żadnego powodu, by załoga miała złamać procedurę”– mówi cytowany przez Gazetę ekspert. A więc błąd jest tak niemożliwy albo tajemniczy, że w istocie go nie ma. Wyjaśnienie eksperta jest jednak naiwne, bo ludzie zawsze mogą popełnić błędy. Najlepsi piłkarze potykają się o piłkę, dlaczego najlepsi nawet nawigatorzy nie mieliby popełniać błędów? (Skądinąd wiadomo zresztą, że piloci i nawigatorzy byli dosyć słabi).
 
Fakty nie bardzo pasują do założonej wersji zamachu, dziennikarze Gazety Polskiej trudzą się więc dalej by jakoś wyjaśnić to co nie pasuje do teorii. Sugerują mianowicie, że działanie przyrządów w samolocie było zaburzone. A więc zamach był bardziej skomplikowany: kontrolerzy wprowadzali w błąd a poza tym zaburzano działanie przyrządów. To znowu jest jednak nieco absurdalne. Każdy przyrząd działa bowiem inaczej, a przyrządów jest w kabinie pilotów multum, każdy z nich musiałby więc być zakłócany w inny sposób. Tzw. meaconingiem można zakłócić sygnał GPS, nie można nim jednak zakłócić sygnału wysokościomierzy. Co ważne, to właśnie wysokościomierze a nie GPS są decydujące dla katastrofy, bo piloci zeszli zbyt nisko. Niestety w kwestii zakłócania wysokościomierzy dziennikarze GP milczą, najwyraźniej nie wiedzą jak można zakłócić ich działanie. Być może nie wiedzą, bo po prostu nie ma sposobu na to, by zakłócić ich działanie. Tak właśnie przypuszczam, chociaż nie znam oczywiście szczegółów technicznych sprawy. Tak czy owak hipoteza zakłócania wydaje się być nieuzasadniona – nie wiadomo jak w praktyce miałoby to wyglądać.
 
Pozostaje więc dziennikarzom GP jakieś mętne przypuszczenie awarii spowodowanej przez mgłę. Można oczywiście przypuszczać, że doszło do awarii pod wpływem sztucznie rozpuszczonej mgły. Dotychczasowe badania nie dają jednak absolutnie żadnych dowodów na rzecz takiej tezy. Jeśli nie ma na coś dowodów, jest to po prostu bajka i urojenie.Hipoteza zamachu jest więc urojeniem.

pseud. i krypt.: J. S.; Krytykiełło Zachariasz; (ur. 29 sierpnia 1756 w Żninie, zm. 21 listopada 1830 w Jaszunach koło Wilna) – polski astronom, matematyk, filozof, geograf, pedagog, krytyk literacki i teoretyk języka, autor kalendarzy i poeta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka