Wczorajsza debata kandydatów na prezydenta wzbudziła przede wszystkim znudzenie. Taktyka wybrana przez obu kandydatów była defensywna. Celem całej gry było wzbudzenie wrażenia, że kandydaci są ludźmi kompromisu, którzy będą jak ognia unikać jakichkolwiek ostrych politycznch starć. Mieliśmy do czynienia ze swoistą licytacją na to, który kandydat jest bardziej zgodny i kompromisowy.
Ta defensywna taktyka kandydatów jest zrozumiała i zakłamana jednocześnie. Jest ona zrozumiała, ponieważ niestety ogromna rzesza ludzi w Polsce żywi dosyć nierozsądne wyobrażenaia na temat polityki. Uważają oni ją za jakieś pozbawione sensu i szkodliwe konflikty toczone przez ludzi, którym nie zależy na interesie państwa a na interesie prywatnym. Polityka jest w opinii tych ludzi czymś zasadniczo złym, niemoralnym, nieetycznym, czymś w czym uczciwy człowiek nie powinien uczestniczyć. Jak łatwo się domyślić ludzie, którzy wyznają ten pogląd nie uczestniczą w wyborach, uznając je za procedure pozbawioną znaczenia, niemoralną itd. Zamiast działać na rzecz zmian zadowalają się marudzeniem i narzekaniem na kształ polskiej sceny politycznej. Ta skłonność do pustego, bezmyślnego, pozbawionego praktycznego znaczenia marudzenia jest czymś typowo polskim. Jak sobie wyobrażam już w rzeczpospolitej szlacheckiej istniały tłumy szlachty, które zamiast chwytać za pióro lub broń i walczyć o dobro kraju wolały siedzieć na zagrodzie i pomstować na niezrozumiałe dyskusje toczone w sejmie 4-letnim. Zarówno wtedy jak i teraz ludzie wyznający te absurdalne poglądy nie dojrzeli po prostu do demokracji. Nie zrozumieli, że demokracja ma być polem walki przeciwstawnych opcji światopoglądowych a nie dworem w Wersalu, na którym wszyscy całują się po rękach. Dwór w wersalu był dworem monarchy despoty, który nie tolerował krytyki. W demokracji wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Kandydaci na prezydenta oczywiście wiedzą jednak doskonale o tych nieco infantylnych wyobrażeniach sporej grupy potencjalnych wyborców. To właśnie diagnoza istnienia tych ciemnych mas, które pragną tylko kopromsu, czyli nie pragną w zasadzie niczego, skłania ich do przyjęcia postawy ugodowej i kompromisowej.
Ta taktyka udawanej ugodowości jest jednak głęboko zakłamana. Sfera polityki jest i musi być obszarem ostrych konfliktów wynikających z jasnych wyborów światopoglądowych. Dosyć wyraźnie widać było nieudolność i fałszywość maskowania konfliktu a propos in vitro. Zapytany o tę kwestie Jarosław Kaczyński opowiadał długo o koniecznośći wypracowania kompromisu i o woli porozumienia. Rzucał więc beztrosko szereg pustych frazesów i deklaracji. Znudzeni telewidzowie ziewali. Kiedy jednak Kaczyński został przyciśnięty do muru przez Monike Olejnik wydukał w końcu krótko: "jestem katolikiem, uważam zarodek za człowieka" (a więc w konsewencji: jestem przeciwnikiem in vitro). Nie mam nic przeciwko tej deklaracji. Ba, właśnie takie otwarte deklaracje mi się podobają, choć mam w tej kwestii odmienne zdanie niż Kaczyński. Nie podoba mi się jednak to, że Kaczyński tak długo kręcił w swojej odpowiedzi. Gdyby pytanie to zadawał kto inny niż Monika Olejnik, zapewne nie dowiedzielibyśmy się, jakie jest stanowisko kandydata w tej kwestii. Udałoby mu się zwieść nas pustymi frazesami i banialukami.
Rozumiem, że Kaczyński zwraca się do ciemnych mas, które nie mają żadnych poglądów i dlatego chcą prezydenta kompromisu, czyli kogoś kto także żadnych poglądów nie ma. Może uda mu się zwieść te masy swoimi fałszywymi maskami polityka ugodowego. Ja jednak oczekiwałbym od kandydata na prezydenta więcej szczerości. Nie ma sensu głosować na polityka, który kręci, ściemnia i wstydzi się własnych poglądów!
pseud. i krypt.: J. S.; Krytykiełło Zachariasz; (ur. 29 sierpnia 1756 w Żninie, zm. 21 listopada 1830 w Jaszunach koło Wilna) – polski astronom, matematyk, filozof, geograf, pedagog, krytyk literacki i teoretyk języka, autor kalendarzy i poeta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka