Co jak co, ale totalna kompromitacja kolei, której byliśmy świadkami niedawno, powinna była wzbudzić jakąś reakcję polityków. Tymczasem, jak dotąd, nikt nie zająknął się nawet słowem na ten temat. Ten brak reakcji jest dosyć zaskakujący, dookoła toczy się przecież kampania prezydencka, dlaczego nikt nie przedstawi jakiegoś pomysłu na reforme koleji? Przecież wiadomo, że jej stan jest fatalny.
Degrengolada PKP i brak reakcji polityków jest jednak typowy. Pokazuje jak śmieszna i absurdalna jest polska polityka. Jeden kandydat zaczyna kampanie od przywołania Jaruzelskiego, drugi opowiada coś o jakichś testamentach, trzeci w ogóle nic nie mówi, a jak już mówi to mało konkretnie i dosyć nudno. Całą ta gadanina polityków jest żenująca, śmieszna i wręcz niemoralna w obliczu totalnego kryzysu, w jakim znajduje się od dawna polska kolej. Łudzimy się, że stajemy się bardziej nowocześni, opowiada się nam jakieś banialuki o zielonych wyspach, o dumie narodowej, moralnej rewolucji, o tym że PRL był częścią naszej historii. Całe to pełne frazesów gadulstwo odwraca tylko naszą uwagę od fatalnej kondycji, w jakiej znajduje od dawna się polska kolej.
Milczenie na temat PKP jest jednak najzupełniej zrozumiałe. Nikt o tym nie mówi, bo sami obywatele mają w zasadzie swoje Państwo głęboko gdzieś. Polacy nie oczekują od polityków, by ci znali się na konkretnych sprawach państwowych, takich jak PKP. Od polityków oczekują raczej banialuk o testamentach, rewolucjach moralnych i zielonych wyspach. Nie ma w tych oczekiwaniach nic dziwnego dziwnego. Żyjemy w kraju biednym, zacofanym, zapuszczonym i głęboko zaniedbanym. Opieka zdrowotna, edukacja, infrastruktura, wszystko to znajduje się w tak żałosnym i straszliwym stanie, że gdyby ktoś nam powiedział wprost, nie chcielibyśmy go słuchać.
W zasadzie jednak żyjemy wszyscy w tym żenująco zacofanym kraju i... czujemy się w nim dobrze. Na ogół przecież wcale nie chcemy wyjeżdzać. Przywykliśmy do zacofania, ciemnoty, braku kompetencji i bałaganu, np. w PKP. Nasza frustracja wyraża się jedynie w jakimś bezradnym ględzeniu i narzekaniu, z którego absolutnie nic nie wynika, nikt zresztą nie wierzy nawet, że może być lepiej.
Człowiek wraca po prostu do domu po dwóch godzinach czekania na opóźniony pociąg na polskim dworcu, który przypomina melinę dla narkomanów i pijaków; na dworcu który jest zarzygany, zapuszczony, pełen brudu, połamanych ławek, rozpadających się schodów i krwi po bójkach meneli; na dworcu który wygląda tak, jakby został opuszczony przez ludzi w latach 80-tych; na dworcu, który przypomina jakieś zrujnowane ośrodki wypoczynkowe umieszczone w środku puszczy. Takich dworców jest w Polsce całe mnóstwo. Pasażerów, którzy czekają na nich godzinami na opóźnione pociąg, mając za towarzystwo lokalnych żuli, dla których tak obrzydliwe miejsca są naturalnym środowiskiem, są tysiące. Większość z nich mogłaby wydrzeć się, wspólnie z żulami, za Kazikiem "Polska, mieszkam w Polsce. Mieszkam tu, tu tu". Polskie dworce są reprezentatywne dla stanu polskiego państwa.
To, że nikt tego nie mówi, ani najwyraźniej nikt się tym nie interesuje, jest zrozumiałe. Po powrocie do domu z tych wszystkich dworców, po podróży zdezelowanym pociągiem z lat 80-tych, po rozpadających się torach, które ostatni raz były remontowane za Franza Josefa, człowiek nie chcę już nic więcej słyszeć o PKP. Woli posłuchać jak opowiadają mu banialuki o żałobie narodowej, testamentach brata, wzroście gospodarczym i o tym, jaki fajny był PRL. Polscy politycy doskonale wiedzą, czego ludzie chcą naprawdę słuchać. Dlatego nikt nawet nie wspomina o kolei podczas kampanii wyborczej.
pseud. i krypt.: J. S.; Krytykiełło Zachariasz; (ur. 29 sierpnia 1756 w Żninie, zm. 21 listopada 1830 w Jaszunach koło Wilna) – polski astronom, matematyk, filozof, geograf, pedagog, krytyk literacki i teoretyk języka, autor kalendarzy i poeta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka