„Boziewicz”: Nie uważa pan, że przedwojenny oficer na pana miejscu strzeliłby sobie w łeb?
– Chyba raczej w głowę. Ale tylko oficer, który uznałby postawiony mu zarzut za słuszny. Nie można wymagać od kogoś, kto wie, że jest niewinny, aby popełnił samobójstwo. Zwłaszcza że taki krok mógłby być interpretowany jako pośrednie przyznanie się do winy. Zwykle nieobecni, a zwłaszcza martwi, nie mają racji.
„Wprost” (29.07.2001). Internetowe spotkanie z Romualdem Szeremietiewem.
…………………………………………………………….
Mam przed sobą odpis wyroku z dnia 8 listopada 2010 stwierdzającego, że sąd: „oskarżonego Romualda Szeremietiewa uniewinnia od popełnienia zarzucanego mu czynu”. Odpis jest opatrzony pieczęcią i stwierdzeniem, że wyrok jest prawomocny z dniem 15 marca 2011 i podlega natychmiastowemu wykonaniu.
10 listopada 2001 prokurator Ludmiła Gaertig z warszawskiej prokuratury apelacyjnej rozpoczęła sprawę Ap II Ds. 2/01 i wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutów podejrzanemu Romualdowi Szeremietiewowi o ujawnienie tajemnicy osobie niepowołanej z art. 231 par. 1 KK w zbiegu z art. 265 par. 1 KK w związku z art. 11 par. 2 kk. To w tej sprawie zapadł wspomniany wyrok. Czyli zgodnie z powiedzeniem sąd nie rychliwy….
Jednak wtedy nie tylko o „tajemnicę” chodziło.
Afera, której nie było
7 lipca 2001 (była sobota) w dzienniku „Rzeczpospolita” zamieszczono szereg tekstów autorstwa Anny Marszałek i Bertolda Kittela informujących o wykryciu „największej w dziejach MON” afery korupcyjnej. Główny artykuł zatytułowano „Kasjer z MON”. Tym kasjerem - moim kasjerem - miał być mój współpracownik Zbigniew Farmus. W podtytule artykułu czytamy: „Asystent Romualda Szeremietiewa żądał w imieniu wiceministra łapówek od koncernów zbrojeniowych. Szeremietiew w ciągu czterech lat kupił lancię, działkę i wybudował dom, wydając znacznie więcej pieniędzy, niż zarobił.”
W poniedziałek 9 lipca minister sprawiedliwości Stanisław Iwanicki uruchomił prokuraturę. Prokurator Mariusz Pieczek z Prokuratury Okręgowej w Warszawie „po zapoznaniu się z treścią art. zamieszczonego w „Rzeczpospolitej” 7-8.07.01. autorstwa Bertolda Kittela i Anny Marszałek” wydał postanowienie o wszczęciu „śledztwa w sprawie” V DS. 203/01.
W prasie, radio i telewizji ruszyła kampania potwierdzająca słuszność oskarżeń gazety „Rzeczpospolita”. Np. "Życie Warszawy" jeszcze kilka lat później pisało: "O korupcji w departamencie zakupów MON podległym Romualdowi Szeremietiewowi wiedzieli kolejni ministrowie. Pracownicy, którzy protestowali przeciwko "ustawianiu przetargów", zostali odsunięci. Prokuratura, przekazując sprawę byłego wiceministra obrony Romualda Szeremietiewa do sądu, nie ujawniła szczegółów. Nam udało się dotrzeć do uzasadnienia aktu oskarżenia. Wynika z niego, że wiedza o nieprawidłowościach w pionie zakupów podległym wiceministrowi była publiczną tajemnicą w Ministerstwie Obrony. – Docierały do mnie niepokojące sygnały– potwierdza szef MON w latach 1997–2000 Janusz Onyszkiewicz. – Nigdy nie miały charakteru dowodu. Nie miałem możliwości uruchomienia wymiaru sprawiedliwości – dodaje. Onyszkiewicz przyznał, że chciał zrezygnować ze współpracy z zastępcą, ale nie udało mu się, bo Szeremietiew miał silne poparcie u szefa AWS Mariana Krzaklewskiego. Kolejny minister, Bronisław Komorowski, twierdzi, że opinie o sprawie odziedziczył po Onyszkiewiczu. – Zleciłem WSI objęcie działaniami Zbigniewa F. (asystenta wiceministra) i Romualda Sz. – mówi były szef MON. Sprawa wyszła na jaw po publikacji "Rzeczpospolitej". ("Przypadki ministra Szeremietiewa", ŻW 07.05.2004).
Lipiec 2001 korytarz sejmowy. Idą - minister obrony Komorowski, szef WSI gen. Tadeusz Rusak (chwalił się: „to ja zniszczyłem karierę Szeremietiewa”) i jego zastępca ds. kontrwywiadu płk Kazimierz Mochol (dziś „partner biznesowy” właściciela gazety „Rzeczpospolita”). .
We wtorek 10 lipca 2001 miała miejsce spektakularna akcja UOP na Bałtyku. Na polecenie ministra obrony Komorowskiego śmigłowiec Marynarki Wojennej osłaniany przez dwa samoloty patrolowe ścigał prom „Rogalin”. Prom był już na szwedzkich wodach terytorialnych więc poleceniem z Gdyni został zawrócony na pełne morze. Szwedzi zaniepokojeni tymi manewrami w pobliżu granicy poderwali samoloty bojowe. Z pokładu statku agenci UOP zabrali Farmusa. Anna Marszałek nieprawdziwie informowała, że Farmus uciekał za granicę „z czterema paszportami i tajnymi dokumentami”. Następnego dnia premier Buzek na wniosek ministra Komorowskiego odwołał mnie ze stanowiska. Minister indagowany w Sejmie oświadczył, że nie ma dowodów mojej winy, ale ma obszerną „wiedzę” na ten temat. Prokuratura i UOP podjęła szeroko zakrojone poszukiwania dowodów potwierdzających „wiedzę” Komorowskiego.
W następstwie:
I. W urzędzie skarbowym w Piasecznie 11 lipca 2001 podjęto dwa postępowania:
• „w sprawie określenia zobowiązania podatkowego w podatku dochodowym od osób fizycznych za lata 1996-2000”;
• oraz sprawdzenia okresu „1999-2000, celem ustalenia wysokości przychodów nie znajdujących pokrycia w ujawnionych źródłach lub pochodzących ze źródeł nie ujawnionych”.
II. W Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie wszczęto – jak później ustaliłem - kilkanaście postępowań (poza dwoma wszystkie wobec nie ujawnienia czynów sprzecznych z prawem umorzono).
W podjętych:
a) 10 listopada 2001 przeciwko mnie i dwojgu innym osobom pod zarzutem popełnienie przestępstw o charakterze korupcyjnym z zagrożeniem do 10 lat więzienia. Akt oskarżenia prokuratura złożyła w sądzie 23 kwietnia 2004;
b) 7 sierpnia 2002 przeciwko mnie i mojemu współpracownikowi pod zarzutem przywłaszczenia środków finansowych fundacji z zagrożeniem do 5 lat więzienia. Akt oskarżenia złożono w sądzie 28.06.2004.
Wynik powyższych postępowań był następujący:
W postępowaniach skarbowych:
• 4 grudnia 2001 urząd skarbowy stwierdził prawidłowość moich i żony zeznań podatkowych i wydał postanowienie o umorzeniu postępowania „z uwagi na jego bezprzedmiotowość”.
• 26 marca 2002 urząd skarbowy umorzył także drugie wszczęte postępowanie po ustaleniu, że nasze dochody przeważały nad wydatkami i tym samym „postępowanie w sprawie stało się bezprzedmiotowe”.
W sprawach karnych:
• Proces z oskarżenia o korupcję rozpoczął się 21 września 2005. Po trzech latach w dniu 24 października 2008 sąd ogłosił wyrok uniewinniający od zarzutów korupcyjnych jednocześnie skazał mnie na 3 tys. zł grzywny za złamanie przepisów o ochronie tajemnicy państwowej. Odwołałem się od tego wyroku. Prokuratura nie złożyła odwołania! Moje odwołanie rozpatrzył sąd odwoławczy 8 października 2009 i nakazał ponowne zbadanie zarzutu przez sąd I instancji. Od 7 kwietnia 2010 do 8 listopada 2010 sąd rejonowy dla Warszawy Śródmieścia rozpatrywał sprawę i wydał wyrok uniewinniający. Prokuratura nie odwołała się od wyroku.
• Proces w sprawie przywłaszczenia pieniędzy fundacji rozpoczął się 30 października 2006. Dnia 23 lipca 2009 sąd ogłosił wyrok uniewinniający. Prokuratura odwołała się od wyroku. Sąd apelacyjny odrzucił odwołanie prokuratury potwierdzając uniewinnienie.
Ogłoszenie wyroku – jestem niewinny.
Po dziewięciu latach zostałem prawomocnie oczyszczony z wszystkich zarzutów. Przy czym zarzuty korupcyjne sformułowane przez dziennikarzy i podjęte tak skwapliwie przez polityków oraz prokuratorów nie znalazły potwierdzenia w postępowaniach skarbowych i w procesach karnych przed sądami. Okazało się, że świadkowie oskarżenia mijali się z prawdą, dowody były naciągane, a oskarżyciele stronniczo i nieprawdziwie interpretowali fakty..
Kasjer bez kasy
Kluczową rolę w pogrążeniu mnie miał odegrać aresztowany mój współpracownik Zbigniew Farmus, nazwany w gazecie „Rzeczpospolita” malowniczo „kasjerem z MON”. Jak dowiedziałem się później Farmusowi proponowano wypuszczenie na wolność i zgodę na wyjazd za granicę, jeśli złoży obciążające mnie zeznania. Nic takiego nie zrobił więc odsiedział dwa i pół roku w areszcie.
Bałtyk. UOP wciąga Farmusa na pokład śmigłowca MW
Po spektakularnym ściągnięciu z promu, w obecności kamer i fotoreporterów, przy pomocy wysłanego przez min. Komorowskiego śmigłowca Marynarki Wojennej, Farmusa przetransportowano do Gdańska. Jeszcze tego samego dnia trafił on do aresztu w Warszawie. Ówczesny minister obrony Komorowski, szczycił się czujnością i chwalił się kilka razy - „to ja złapałem Farmusa”.
Kim był aresztowany?
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim (1972). Pracował jako starszy asystent w Zakładzie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. W 1979 wraz z żoną i dziećmi wyjechał z PRL do Austrii. Pozostał na emigracji. W 1982 osiedlił się w Kanadzie, uzyskał obywatelstwo kanadyjskie. Wydawał największy tygodnik polonijny „Echo Tygodnia” i działał w międzynarodowej organizacji Conference Solidarity Support Organisation popierającej Solidarność. Był członkiem pro-solidarnościowej kanadyjsko-polonijnej organizacji Polish-Canadian Action Group. Jako jej przedstawiciel uczestniczył w międzynarodowych konferencjach popierających Solidarność. Był przedstawicielem Polskiej Partii Niepodległościowej na terenie Kanady. Od połowy lat 80. XX w. aż do samorozwiązania członek Rady Narodowej RP na Uchodźstwie i wiceprzewodniczący jej oddziału w Kanadzie. Delegat Kongresu Polonii Kanadyjskiej na Pierwsze Spotkanie Kraj - Emigracja - Polonia Wschód-Zachód w 1990. Delegat Rady Narodowej RP - Oddział w Kanadzie na uroczystość przekazania w Warszawie insygniów władzy przez prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego wybranemu prezydentowi Lechowi Wałęsie. W roku 1992 wrócił do Polski. Był współorganizatorem Ruchu dla Rzeczypospolitej i AWS, członek Rady Politycznej RS AWS. Od 1998 doradca w pionie uzbrojenia i sprzętu wojskowego MON. Autor ponad 1500 artykułów publicystycznych i komentarzy politycznych, także na tematy wojskowe. Był współautorem programu AWS w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i obronności. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP na uchodźstwie w 1988 oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP w 1999. Awansowany na stopień porucznika rezerwy Wojska Polskiego, odznaczony medalem MON za wzorowe wykonywanie obowiązków (1999).
Farmus decyzją prokuratora trafił za kraty 10 lipca 2001. Akt oskarżenia prokuratura skierowała do sądu 24 sierpnia 2002. Były w nim dwa zarzuty dotyczące bezprawnego dostępu do informacji niejawnych oraz trzy zarzuty łapówkarskie: 20 tys. dolarów, 100 tys. dolarów i 50 tys. dolarów.
18 grudnia 2006 sąd rejonowy w Warszawie uniewinnił Zbigniewa Farmusa z zarzutów korupcyjnych, ale uznał go winnym złamania ustawy o ochronie informacji niejawnych za co skazał go na 2,5 roku więzienia. Po ogłoszeniu wyroku Farmus wyszedł na wolność bowiem jego „tymczasowe” aresztowanie trwało dokładnie 2,5 roku.
Od wyroku odwołania złożył Farmus oraz prokuratura.
7 czerwca 2008 Sąd Okręgowy X Wydział Karny w Warszawie uniewinnił Farmusa z zarzutów złamania ustawy o ochronie informacji niejawnych i nakazał ponowne rozpatrzenie dwu zarzutów korupcyjnych (20 tys. i 100 tys. dolarów). 2 lutego 2017 Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieście II Wydział Karny (sprawa II K 491/08) wydał wyrok uniewinniający Farmusa z wymienionych zarzutów korupcyjnych. Tym samym żaden z zarzutów postawionych w akcie oskarżenia nie utrzymał się. Od wyroku uniewinniającego odwołała się prokuratura. 15 wrześnie 2017 sąd odwoławczy odrzucił zaskarżenie prokuratury i utrzymał w mocy wyrok uniewinniający Zbigniewa Farmusa.
Po 16 latach od wybuchu afery „kasjer z MON” został ostatecznie prawomocnym wyrokiem uniewinniony. Miałem więcej szczęścia od mojego współpracownika bowiem mnie ostatecznie prawomocnie uniewinniono 8 listopada 2010, a więc „już” po 9 latach.
Ślepy koń
Pamiętam konferencję prasową ministra Komorowskiego z lipca 2001, na której bronił swojej decyzji w sprawie akcji na Bałtyku zatrzymania Farmusa i usunięcia mnie z MON. Mówił, że wprawdzie WSI nie znalazło dowodów przestępstw, ale będzie śledztwo i on jest pewny, że dowody znajdą się. Wtedy zapytano go, co się stanie, jeśli okaże się, że Szeremietiew jest niewinny. Komorowski odparł, że to będzie oznaczało koniec jego kariery politycznej. Podkreślił, że gdyby okazało się, że oskarżył niewinnego człowieka, to wycofa się z działalności politycznej bowiem jako człowiek honoru inaczej nie będzie mógł postąpić.
W listopadzie 2010 zostałem uniewinniony, a Komorowski w tym czasie był prezydentem RP. W 2015 Komorowski przegrał wybory i wtedy musiał zrezygnować z uprawiania polityki. Trafiłem na wiadomość, że Komorowski zapytany o ewentualny powrót na scenę polityczną (Polsat News) odparł: „Jestem emerytem politycznym, ale jak zagrają hejnał, to jak stary koń ułański pójdę do ataku”. Ten „koń” najwyraźniej oślepł skoro nie widzi, że brak honoru pozbawia go zdolności do uprawiania polityki.
Było, nie minęło
Jakiś czas temu natknąłem się na znajomego, który przed laty w ważnej instytucji zajmował istotne stanowisko. Z racji na moją pracę w MON co pewien czas spotkaliśmy się na różnych naradach i konferencjach. W kwietniu lub maju 2001 ten znajomy poprosił mnie o spotkanie i powiedział, że według tego co wie tajne służby przygotowują akcję skompromitowania mnie.
Znajomy oznajmił, że jest na emeryturze i wychowuje wnuki. Powiedział też, że z zainteresowaniem śledzi moje wypowiedzi na temat wojska i obronności. Dodał, że zgadza się ze mną i żałuje, że nie mogę tego co proponuje realizować. I mimochodem zapytał, czy chciałbym posłuchać co on wie na temat zdarzeń w 2001.
Usłyszałem, że cała afera była skrupulatnie przygotowywana przez dobrany zespół WSI. „Wszyscy świadkowie w pańskiej sprawie i w sprawie pańskiego współpracownika to albo tajni współpracownicy WSI, albo blisko z WSI powiązani, np. jacyś krewni oficerów WSI.” Mówił, że specjalny zespół nadzorowany i kierowany przez płk. Kazimierza Mochola zastępcę szefa WSI ds. kontrwywiadu tworzył „czarną legendę” mojej osoby. „Zbierano wszelkie plotki, do zdarzeń prawdziwych dodawano negatywne konteksty i to wszystko zapisywano w służbowych notatkach, meldunkach, które trafiały do materiałów operacyjnych”. Cała manipulacja obywała się pod bezpośrednim nadzorem ówczesnego ministra obrony Komorowskiego, który zapoznawał się z materiałami i nawet instruował szefa WSI gen. Rusaka i jego zastępcę Mochola jak mają postępować. Usłyszałem: „Cześć tych materiałów dostali dziennikarze i tak powstały artykuły na pański temat, a część poszła do prokuratury, ale większość zachowano w archiwum”.
Powiedziałem, że to poszło na marne skoro dowiodłem w sądzie, że zarzuty są nieprawdziwe i zostałem uniewinniony. Znajomy nie zgodził się ze mną. Powiedział, że materiał wytworzony przez służby nie koniecznie trafia do sądu, gdzie można wykazać jego fałszywość, ale zachowany w archiwum może być jako tajny udostępniany ważnym osobom. „Pokazuje się komuś decydującemu o pańskiej karierze i w ten sposób przekonuje, że jest pan niegodny zaufania”. Znajomy przypomniał, że archiwa służb nie giną i można latami do nich sięgać. „Myśli pan, że już dano panu spokój, zrezygnowano z blokowania pana” – dodał.
W 2001 w podległym mi pionie MON przygotowywaliśmy się do zakupu samolotów wielozadaniowych, kołowych transporterów opancerzonych, systemów rakiet ppanc., uruchamialiśmy programy armato-haubic 155 mm, korwet dla MW. Rozpoczęliśmy rokowanie ze stroną niemiecką w sprawie projektu nowego czołgu. Trwały prace nad programami śmigłowcowym i rakiet plot. Nadzorowałem też budowę systemu Obrony Terytorialnej. Moi następcy wykorzystali przygotowane przez nas przetargi i kupili samoloty, transportery. rakiety ppanc. Gorzej było z resztą naszych planów.
Miałem zgrany i kompetentny zespół współpracowników, którzy te prace realizowali. Po odwołaniu mnie ci ludzie zostali odsunięci; program armato-haubic jako „niepotrzebny” wstrzymano, MW nie dostała nowych okrętów, nie pozyskano nowych śmigłowców, nie pojawił się nowy sprzęt w obronie plot., jednostki OT rozwiązano. Sądząc po tym można chyba powiedzieć, że odsunięcie mnie od wojska, jak się wydaje na zawsze, nie było dziełem przypadku.
Inne tematy w dziale Polityka