Tygodnik „Sieci” nr 28 (296) 9-15 lipca 2018.
Minister Beck miał rację
Wrzesień 1939 roku i klęska polskiej armii, która nie mogła sprostać sile agresorów niemieckiego i sowieckiego, wybuch II wojny światowej, ciężkie straty jakie w tej wojnie ponieśliśmy, wreszcie zdrada sojuszników - skala tych nieszczęść ciąży na świadomości Polaków do dziś. To powoduję, że co pewien czas pojawiają się rozważania, czy Polacy mogli tych nieszczęść uniknąć; czy wszystko co wydarzyło się na polskich ziemiach po 1 września 1939 r. było rzeczywiście nieuchronne, czy tak być musiało?
Po zakończeniu kampanii polskiej 1939 r. Niemcy okleili mury okupowanych polskich miast plakatami na których ranny polski żołnierz wskazując na trupy i gruzy wołał do premiera Chamberlaina: Anglio, to twoje dzieło! Przesłanie tego plakatu było oczywiste - Anglia pchnęła Polskę do walki z Niemcami i to ona odpowiada za jej katastrofę. Ten przekaz hitlerowskiej propagandy jako prawdziwy został przyjęty przez niektórych polskich autorów – o fatalnych dla Polski skutkach sojuszu z Anglią wielokroć pisał popularny do dziś, chwalony przez niektórych, Stanisław Cat-Mackiewicz.
W okresie PRL obowiązywało twierdzenie, że rządząca Polską sanacja popełniła ciężki, ba, zbrodniczy błąd, odrzucając sojusz ze Stalinem, co miałoby Polskę obronić przed Niemcami i władze II RP wiążąc się z Zachodem sprokurowały Polakom wrześniową katastrofę. Po rozpadzie ZSRR i odzyskaniu przez Polskę suwerenności ta oczywiście fałszywa opinia zniknęła. Inaczej jednak stało się z poglądem przeciwnym – możliwością sojuszniczych związków II RP z III Rzeszą. Nieśmiałe i nieliczne początkowo głosy historyków (Paweł Wieczorkiewicz) zyskały naraz silny rezonans w publicystyce historycznej. Pojawiły się bowiem różne opracowania dowodzące, że Polska uniknęłaby katastrofy w 1939 r., gdyby jej przywódcy (zwłaszcza min. Józef Beck) podjęli współpracę z III Rzeszą godząc się na różne ustępstwa i podejmując wspólnie z Hitlerem agresję na Związek Sowiecki.
Wypowiadają się autorzy, określający się jako prawicowi, snujący wizje polskich zwycięstw u boku Niemców na Wschodzie, zapewniający, że w efekcie sojuszu z Hitlerem Polska kończyłaby wojnę światową jako mocarstwo. Aby tak się stało - twierdzą ci publicyści - potrzebny był tylko drobiazg: unicestwienie ZSRR, co można było osiągnąć wspólnie z Niemcami. Możemy przeczytać, że niemądra sanacja zamiast sprzymierzyć się z hitlerowcami wolała związek z podstępnym Albionem. Na głowy prezydenta Ignacego Mościckiego, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i zwłaszcza ministra Becka wylewane są ciągle kubły oskarżeń o głupotę, naiwność, tromtadrację.
Zamiar Hitlera
Piotr Gursztyn opublikował w Wydawnictwie Dolnośląskim książkę pod tytułem „Ribbentrop - Beck. Czy pakt Polska – Niemcy był możliwy?” Autor zebrał fakty, powiązał je ze sobą starając się wykazać ile realizmu zawiera odgrzewany dziś pomysł zawarcia sojuszu przez Polskę z III Rzeszą.
Hitler swoje zamiary polityczne wyłożył na kartach „Mein Kampf”. Określił tam jako cel swych działań uzyskanie dla Niemców „przestrzeni życiowej” (Lebensraum), według niego niezbędnej z racji na przeludnienie ziem rdzennie niemieckich i tym samym brak możliwości dalszego rozwoju Niemiec. Hitler uważał, że Lebensraum będzie można znaleźć jedynie na terenie Europy Wschodniej, dlatego też swoje aspiracje zdobywcze lokował na terenach znajdujących się na wschód od Niemiec kończąc na pasmie gór na Uralu, uznając, iż tam znajduje się naturalna granica między Europą i Azją. Na podporządkowanych Niemcom terenach Europy Środkowej i Wschodniej miały powstać zarządzane przez Niemców wielkie tereny kolonizacyjne. Dzięki temu Niemcy miał stać się mocarstwem dominującym na kontynencie europejskim i następnie supermocarstwem decydującym o losach świata.
W 1932 r. Hitler sformułował polityczny projekt budowania „nowych Wielkich Niemiec”. W jego ramach Niemcy miały włączyć do swego terytorium państwowego Austrię, Czechy, Morawy oraz zachodnią Polskę, aby w ten sposób powstał niemiecki „niezniszczalny stumilionowy blok, bez rysy obcych narodów”. Pozostałe państwa regionu środkowo-europejskiego miały stać się satelitami Niemiec, pozbawionymi suwerenności, bez własnej polityki zagranicznej i gospodarczej.
Od marca 1938 r., gdy zostały przyłączone do Niemiec tereny austriackie, zaczęto w Berlinie używać nazwy Rzesza Wielkoniemiecka (Großdeutsches Reich) bądź zamiennie - Wielkie Niemcy (Großdeutschland).
W strategicznym zamiarze Hitlera nie było miejsca dla suwerennego państwa polskiego. Twierdzenie, że Polska mogłaby stać się sojusznikiem i partnerem Niemiec, do tego obdarowaną przez Hitlera Ukrainą, zyskującą dzięki temu rangę mocarstwa, jest, najłagodniej mówiąc, bałamutne. Hermann Rauschning, prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska, gdy referował Hitlerowi treść rozmów prowadzonych z Piłsudskim w czasie swej wizyty w Warszawie (styczeń 1934 r.) usłyszał, że Führer zamierza „swoją politykę na Wschodzie” prowadzić z Polską, ale nie dopuści, aby tam powstało jakieś „nowe mocarstwo polskie”.
W ładzie światowym, jaki chciał ustanowić Hitler, Polacy, tak jak inni Słowianie, mieli być poddanymi niemieckiej „rasy panów”. Miał rację min. Beck, gdy mówił ministrowi spraw zagranicznych Rumunii Grigore Gafencu, że ustępstwa na rzecz Hitlera sprowadzą Polskę na pozycję wasala Berlina a po wygranej Niemiec „pasalibyśmy krowy Hitlera na uralskich pastwiskach”..
Zwolennicy sojuszu z III Rzeszą nie dostrzegają celów strategicznych III Rzeszy i twierdzą, że dopiero polski opór w 1939 r. rozjuszył Hitlera i dlatego zaczął on klasyfikować naród polski jako kandydata na niewolnika. Przytaczają różne propolskie wypowiedzi Hitlera z okresu, gdy relacje polsko-niemieckie były stosunkowo dobre (lata 1934-1938). Piotr Gursztyn w swojej książce opisując politykę niemiecką i wspominając różne wypowiedzi Hitlera i jego współpracowników (Goering) kuszących Polskę mirażami zdobyczy na Wschodzie wykazuje, że były to puste deklaracje i obietnice bez pokrycia. Wynikały z taktyki Hitlera, nie miały zakotwiczenia w jego planach strategicznych. Polska, łykając pochlebstwa i obietnice, miała po prostu stać się powolnym narzędziem niemieckiej polityki, a nie równoprawnym partnerem Niemiec.
Niemieckie oszustwa
Śledząc poczynania Berlina wobec Austrii, a zwłaszcza Czech dostrzeżemy - jak podkreśla Piotr Gursztyn, że metodą polityki Hitlera było używanie oszustw. Składane przez niego zapewnienia, że jakieś żądanie jest ostateczne i, że po jego spełnieniu Niemcy nie będą chciały niczego więcej, nie były nigdy dotrzymywane. Hitlerowi chodziło przecież nie o to, aby rozwiązać jakiś problem w relacji z sąsiadem, ale by - mamiąc możliwością porozumienia - osłabić wolę oporu upatrzonej ofiary, doprowadzić ją do izolacji pozbawiając wsparcia sojuszników i stosując coraz silniejszy nacisk, w tym szantaż użycia siły zbrojnej, doprowadzić do całkowitej kapitulacji.
Autor książki „Ribbentrop - Beck” odwołując się do austriackich i czeskich przykładów uważa, że relacje polsko-niemieckie, gdyby Polska w 1939 r. przyjęła żądania niemieckie, potoczyłyby się podobnie. Nie skończyłoby się na Gdańsku i budowie niemieckiej autostrady do Prus Wschodnich przez polskie Pomorze. Szybko pojawiły by się kolejne żądania niemieckie. A Polska ustępując Niemcom i wraz z tym rezygnując z sojuszu z Zachodem znalazłaby się całkowicie na łasce i niełasce Hitlera. Musiałaby podporządkowywać się we wszystkim, co Berlin chciałby osiągnąć realizując własne cele. Nie mogłaby się bronić, gdyby Hitler zażądał Pomorza, Wielkopolski, Górnego Śląska.
Hitler uważał, że wrogiem Rzeszy w realizowaniu wielkomocarstwowego programu będzie Francja, zezująca stale w kierunku Rosji, która mimo panującego w niej bolszewizmu wydawała się Paryżowi coraz bardziej cennym i pożądanym sojusznikiem. Hitler sądził, że o ile Anglia lokująca swoją aspiracje w koloniach, operująca na morzach, może ostatecznie zaaprobować europejskie aspiracje Hitlera, o tyle Francja, największa potęga na kontynencie europejskim, będzie starała się nie dopuścić do odbudowy mocarstwowej pozycji Niemiec. Dlatego sprawą o podstawowym znaczeniu dla realizacji strategicznych zamiarów na Wschodzie była wg. Hitlera wcześniejsza neutralizacja Francji. Jednak Francja była mocarstwem dysponującym potężną armią lądową. Hitler liczył się z tym faktem i dlatego usiłował przygotować się do starcia powiększając własny potencjał, rozbudowując armię i opanowując stopniowo kolejne kraje, w tym te, które definiowały się jako sojusznicy Paryża – Czechosłowacja, Rumunia, Polska.
W przypadku Czech cenne dla Hitlera były zdolności wytwórcze czeskiego przemysłu zbrojeniowego, Rumunia miała potrzebną Niemcom ropę naftową, natomiast Polska, dysponująca silną armią mogła wojskowo utrudnić niemieckie działania przeciwko Francji. Było oczywiste, że planując wojnę z Francją Hitler musiał wcześniej uzyskać pełną kontrolę nad Polakami - nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie w wschodzie suwerennego państwa polskiego, sojusznika Francji.
Dzisiejsi zwolennicy ustępowania Hitlerowi, opowiadający, że dzięki temu Polska zyskałaby na czasie i nie stałaby się obiektem agresji niemieckiej we wrześniu 1939 r., nie rozumieją powyższych uwarunkowań. Hitler dążyłby przecież do całkowitego podporządkowania sobie Polaków, tak aby Warszawa nie mogła prowadzić żadnej samodzielnej polityki w Europie. Kolejne żądania niemieckie wobec Polski byłyby metodą sprawdzenia na ile jest ona powolnym narzędziem w rękach Hitlera bez szans na samodzielne działanie. Taka perspektywa w relacjach polsko-niemieckich powinna być dla każdego oczywista.
Realną stawała się przy tym jeszcze inna groźba – czy Hitler całkowicie kontrolując Polskę nie zechciałby mimo to zapewnić sobie neutralności Sowietów w trakcie wojny z Francją np. płacąc Stalinowi kawałkiem Polski. Skoro po włączeniu Polski do swej strefy Niemcy de facto graniczyłby z Sowietami, to w razie wojny z Francją Stalin mógłby uderzyć od wschodu – jak to zakładał podpisany 2 maja 1935 r. pakt obronny, na mocy którego Francja i ZSRR miały pomagać sobie nawzajem i służyć pomocą w razie, gdyby jedno z nich zostało zaatakowane przez trzecie mocarstwo. Nie trudno więc wyobrazić, że Hitler mógłby próbować kupić Stalina oferując mu po prostu jakąś część polskiego terytorium. Wspomnijmy, że Rumunia, która zdecydowała się na sojusz z Niemcami ulegając naciskom Berlina w 1940 r. musiała odstąpić ZSRR Besarabię (44.4 tys. km.kw. - 1/6 terytorium Rumunii).
Rumunia na żądanie Hitlera musiała oddać Besarabię Sowietom oraz duże części swego terytorium Węgrom i Bułgariii.
W tym kontekście należy przypomnieć bieg wypadków jaki miał w tym czasie miejsce w Jugosławii. Niemcy zamierzały wesprzeć Włochy w wojnie z Grecją. Do tego potrzebowały zgody Jugosławii na przemarsz swych wojsk. Rząd Jugosławii, przy niejasnym stanowisku Wielkiej Brytanii, uległ Hitlerowi i 25 marca 1940 r. zawarł sojusz z Hitlerem. Było to posuniecie bardzo niepopularne, zwłaszcza wśród wyższej kadry dowódczej armii jugosłowiańskiej. W dwa dni później doszło w Belgradzie do bezkrwawego zamachu stanu, inspirowanego przez brytyjskie służby specjalne. Powstał nowy rząd, który zerwał pakt z Niemcami i dla równowagi 1 kwietnia zawarł układ o przyjaźni z sojusznikiem Hitlera Stalinem. Nic to nie dało - Hitler 6 kwietnia uderzył na Jugosławię, a 12 kwietnia Belgrad, stolica Jugosławii, skapitulował. ZSRR nie pomógł Jugosławii.
Mamy więc przykład Rumunii, która uległa naciskowi Niemiec i podporządkowała się w pełni woli Hitlera i przypadek Jugosławii, która uległa naciskowi Niemiec, ale usiłowała wyplątać się z tej zależności. Powstaje pytanie jaki wariant postepowania mielibyśmy w przypadku Polski, gdyby władze RP rzeczywiście ustąpiły w 1939 r. Niemcom – wariant rumuński, czy jugosłowiański?
Realia polityki niemieckiej
Piotr Gursztyn wskazuje na inną jeszcze ważną zależność decydującą o braku realności pomysłu sojuszniczej współpracy Polski z Niemcami. Jak wiadomo Polska została poddana wyjątkowo okrutnej okupacji ze strony Niemiec, co jakoby miało być następstwem tego, że sanacja odrzuciła ofertę niemiecką, Polska stawiła opór i dlatego właśnie została przez Niemcy surowo potraktowana. Powstaje jednak pytanie dlaczego okupacja niemiecka nie przybrała tak drastycznych form w państwach zachodnioeuropejskich, które też stawiły zbrojny opór Niemcom? W okupowanej Francji nie było prześladowań i normalnie działały francuskie szkoły. Belgowie i Francuzi zachowali radia, chociaż mieli zakazane słuchanie alianckich radiostacji. W Polsce zamknięto szkoły a posiadanie radia groziło śmiercią.
Okupacja niemiecka w Polsce i Francji
Dania stała się protektoratem III Rzeszy, ale urzędował król, działał parlament, odbywały się wybory w których uczestniczyły partie duńskie, w tym np. socjaldemokracja. W okupowanej Danii Niemcy nie wprowadzili przepisów antyżydowskich, władze niemieckie nigdy nie wymagały noszenia żółtej gwiazdy Dawida. Społeczność żydowska, licząca kilka tysięcy ludzi, została ewakuowana do Szwecji, czego Niemcy jakby nie zauważyli. Może dlatego, że ponad 12 tys. Duńczyków zgłosiło się ochotniczo do Waffen-SS.
W okupowanej Holandii też życie przeciętnego mieszkańca toczyło się normalnie, funkcjonowały zakłady pracy, banki, szkoły Około 25 tys. Holendrów dobrowolnie wstąpiło w szeregi Waffen-SS, łącznie w tej formacji znalazło się ich 50 tysięcy. Najbardziej znana była 23. Dywizja Grenadierów Pancernych SS „Nederland”. Różnica miedzy Holandią i Polską była np. taka, że Polak za jakakolwiek pomoc okazaną Żydowi był wraz z rodziną karany przez Niemców śmiercią, Holender za to dostawał mandat policyjny. Francuscy policjanci wyłapujący Żydów i oddając ich w ręce Niemców robili to dobrowolnie, byli polscy policjanci musieli podjąć służbę w tzw. policji granatowej pod groźbą rozstrzelania lub wysłania do obozu koncentracyjnego w razie odmowy.
Badając rzeczywistość okupacyjną na terenie Europy Zachodniej dostrzeżemy, że istniała tam przestrzeń dla ochrony interesów ludzi znajdujących się pod okupacją niemiecką, gdy na zajętych przez Niemców ziemiach polskich i terenach na wschód od Polski takich możliwości po prostu nie było.
Powinno też co najmniej zastanawiać, że Niemcy na terenie wschodniej Europy nie zaakceptowały żadnych rozwiązań skutkujących formowaniem struktur państwowych. Nie powróciły na mapę polityczną Europy zlikwidowane przez Stalina republiki nadbałtyckie. Na terenie Litwy, Łotwy, Estonii Niemcy tworzyli kolaborujące z nimi formacje policyjne i wojskowe (powstało kilka dywizji Waffen-SS) natomiast nie zgodziły się na odtworzenie organizacji państwowych. Terenami państw nadbałtyckich i Białorusi zarządzał niemiecki Komisariat Rzeszy Wschód podzielony na cztery komisariaty generalne – Estonii (Estland), Litwy (Litauen), Łotwy (Lettland) i Białorusi (Weißruthenien). Na Białorusi istniejące tam siły polityczne zabiegające o współpracę z Niemcami też nie uzyskały żadnych możliwości zorganizowania własnego państwa białoruskiego. Fiaskiem zakończyły się zabiegi o polityczną podmiotowość ośrodków rosyjskich generała Andrieja Własowa.
Bliską bardzo współpracę z Niemcami utrzymywali ukraińscy nacjonaliści. Po ataku Niemiec na ZSRR i opuszczeniu Lwowa przez armię sowiecką 30 czerwca 1941 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery ogłosiła deklarację niepodległości Ukrainy (Akt odnowienia Państwa Ukraińskiego), z tymczasową stolicą we Lwowie i powołała rząd ukraiński z premierem Jarosławem Stećko. Hasłem nowego państwa było wezwanie: „Niech żyją Adolf Hitler i Stepan Bandera – śmierć Żydom i komunistom”. Mimo tego wiernopoddaństwa „państwo” Bandery przetrwało tylko 12 dni. Cały skład rządu został aresztowany przez Niemców i z Banderą odesłany do Berlina. Następnie Hitler utworzył oddzielny Komisariat Rzeszy Ukraina likwidując tym samym nadzieje OUN na zbudowanie państwa ukraińskiego.
Fakty dowodzą, że Hitler na terenach przeznaczonych pod niemiecką kolonizację nie zmierzał tolerować żadnych struktur państwowych, nawet zależnych od Niemców. Twierdzenie zwolenników polsko-niemieckich sojuszy jakoby na terenie planowanego przez Hitlera Lebenesraum Polska mogła, przy akceptacji Niemiec, zbudować swoje mocarstwo, które w pewnym momencie mogłoby skutecznie zaatakować Niemcy i przyczynić się w sposób walny do klęski Hitlera jest nieprawdopodobnym głupstwem.
Opłakane efekty
Piotr Gursztyn polemizując z tzw. rewizjonistami, którzy ciągle oskarżają ministra Becka i przywódców II RP o nieudolność i braki w zakresie politycznej skuteczności pyta dlaczego w krajach, gdzie znaleźli się politycy którzy realizowali politykę, której nie chciała w 1939 r. uprawiać sanacja, właśnie ci politycy nie znajdują uznania i nie są wskazywani jako wzory postaw wartych naśladowania. Dlaczego w krajach zhańbionych kolaboracją z Hitlerem dziś sławi się wynajdywane najmniejsze nawet przykłady oporu i przemilcza liczne i widoczne działania kolaborantów? Nie można też powiedzieć, aby chwalebnie kończyli swoją działalność politycy europejscy, którzy podjęli współpracę z Hitlerem.
Emil Hácha, prezydent Czecho-Słowacji, a następnie utworzonego przez Hitlera Protektoratu Czech i Moraw po wojnie został aresztowany pod zarzutem kolaboracji i zmarł w więzieniu;. Rudolf Beran, premier Protektoratu Czech i Moraw w 1947 r. skazany na 20 lat pozbawienia wolności, też zmarł w więzieniu; Jaroslav Krejčí kolejny premier rządu Protektoratu aresztowany i skazany na karę 25 lat więzienia zakończył życie w więzieniu. Jeszcze gorzej kończyli politycy słowaccy - Jozef Tiso prezydent Słowacji w latach 1939–1944 po zakończeniu II wojny światowej został skazany na karę śmierci i powieszony; Vojtech (Béla) Tuka premier i minister spraw zagranicznych Państwa Słowackiego aresztowany i skazany na karę śmierci, którą wykonano 20 sierpnia 1946 r. w bratysławskim więzieniu. Podobnie skończył Ion Antonescu marszałek i dyktator Rumunii w latach 1940–1944. Sądzony w Bukareszcie został skazany na karę śmierci i rozstrzelany. Wyrok wykonano 1 czerwca 1946 r. Kolejni premierzy Grecji - Jeorjos Tsolakoglu, skazany na śmierć, wyrok zamieniono na dożywotnie więzienie, zmarł w więzieniu w 1948 r. - Ioannis Rallis, skazany na dożywocie za zdradę - zmarł w więzieniu w 1946 r.
Marszałek Ion Antonescu
przed i po egzekucji.
Na północy Europy Risto Ryti premier (1939–40), następnie prezydent Finlandii (1940–44). w 1946 r. został skazany na 10 lat więzienia z zarzutu przystąpienia Finlandii do wojny z ZSRR w 1941 r. i marszałek Carl Mannerheim, prezydent Finlandii 1944-46), który 9 maja 1946 r. ustąpił z urzędu i wyemigrował do Szwajcarii, gdzie przebywał do końca życia. Admirał Miklós Horthy regent Królestwa Węgier w latach 1920–1944, internowany przez Niemców, następnie był w niewoli u Amerykanów, zakończył życie na wygnaniu w Portugalii. Ferenc Szálasi premier Państwa Węgierskiego ujęty na terenie Niemiec przez Amerykanów został wydany Węgrom i skazany na śmierć. Wyrok został wykonany 12 marca 1946 r. w Budapeszcie. Vidkun Quisling dwukrotny premier Norwegii, wydano na niego wyrok śmierci, który wykonano przez rozstrzelanie. Wreszcie Francja: Henri Philippe Pétain, marszałek Francji, szef państwa Vichy skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie, generał de Gaulle zamienił mu karę na dożywotnie więzienie w którym Pétain zmarł; Pierre Laval premier rządu Vichy skazany na karę śmierci próbował się otruć - odratowany został rozstrzelany; Joseph Darnand, szef policji oraz sekretarz spraw wewnętrznych państwa Vichy otrzymał karę śmierci za zdradę stanu, którą wykonano przez rozstrzelanie.
W tym gronie ściganych i skazanych sojuszników Hitlera bez wątpienia znalazłby się też minister Józef Beck, gdyby w 1939 r. podpisał jakiś „pakt Beck-Ribbentrop”.
Zwolennicy współpracy z Hitlerem podnoszą jednak, że naród polski uniknąłby milionowych strat, gdyby sanacja nie upierała się niemądrze przy jakimś „honorze” (jak mówił o tym min. Beck w swoim sejmowym przemówieniu, gdy w maju 1939 r. zakomunikował, że Polska żądania niemieckie odrzuca). Czy to może być prawda?
Na początku maja 1933 r. (był to okres, gdy marszałek Piłsudski badał możliwości wywołania wojny prewencyjnej w celu odsunięcia Hitlera od władzy i wymuszenia na Niemcach rezygnacji z remilitaryzacji) miały miejsce w Moskwie rozmowy czołowego polityka sanacji Bogusława Miedzińskiego (reprezentującego Piłsudskiego) z Karolem Radkiem (doradcą Stalina ds. polityki międzynarodowej). Ze wspomnień Miedzińskiego dowiadujemy się o przebiegu rozmowy, w której zapewniał on Radka, że Polska nie sprzymierzy się nigdy z Niemcami przeciwko ZSSR. Uzasadniając polskie stanowisko, Miedziński wyjaśniał: „[...] co leży u podstaw takiego stanowiska zajętego przez Polskę: nie to naturalnie, żebyśmy was nagle i płomiennie pokochali, lecz nasz własny interes. Gdybyśmy się przyłączyli do niemieckiego ataku na Rosję - to jakież są perspektywy? W wypadku niepowodzenia - katastrofa dla nas oczywista. A w razie powodzenia niechże pan patrzy na tę mapę i wyobrazi sobie, w jakiej sytuacji znalazłaby się Polska, otoczona nowymi podbojami niebywałego dotąd imperium, na jego całkowitej łasce i niełasce. Czy myśli pan, że tego nie dostrzegamy?”
O tym jaka miała być przyszłość narodu polskiego pod niemieckim panowaniem możemy ustalić sprawdzając, co zawierał Generalplan Ost (Generalny Plan Wschodni) opracowany na polecenie Himmlera w 1941 r., uściślany kilkakrotnie, a będący rozwinięciem przyjętej przez Hitlera stworzonej w 1915 r. koncepcji MittelEuropy – niemieckiej dominacji we wschodniej części kontynentu europejskiego. Plan Mitteleuropy z lat I wojny światowej przewidywał aneksję znacznej części terytorium Polski i wypędzenie z tych ziem Polaków i Żydów zastępowanych stopniowo kolonistami niemieckimi. Hitler recypował to rozwiązanie na potrzeby III Rzeszy. W planie Ost zakładano opróżnienie ziem przyszłego Lebensraum pod germańskie osadnictwo. Zamieszkujące te ziemie narody miały być wytępione lub wypędzone w głąb azjatyckiej części Rosji.
Według Planu Ost Niemcy zamierzali „usunąć” (wypędzić, wymordować) 50 proc., Czechów, Łotyszy, Estończyków, Rosjan w 60 proc. (15 proc. Rosjan zamierzali wysłać na Zachodnią Syberię), Ukraińców w 65 proc., Białorusinów – 75 proc. Planowali pozostawić jedynie ok. 3 – 5 mln Polaków jako niewolniczą siłę roboczą, a pozostałe 85% ludności polskiej zlikwidować. Jak widzimy nie miało znaczenia, czy dany naród stawił opór Niemcom, czy nie – Litwini np. też byli przeznaczeni do unicestwienia w 85 proc., w takim samym odsetku, jak Polacy. Wspomnijmy, że jeszcze wiosną 1939 r., w obliczu planowanej z Polską wojny, wywiad niemiecki zaktualizował przygotowane imienne listy proskrypcyjne obejmujące przeznaczonych do likwidacji ponad 60 tys. polskich uczonych, duchownych, urzędników i działaczy politycznych, przemysłowców, ziemian. W ramach podjętej Inteligenzaktion Niemcy mordując elitę przywódczą chcieli naród polski obezwładnić.
W każdym razie gdyby Niemcom udało się rozbić ZSRR to następnie realizując swój plan Ost zasiedlenia ziem na Wschodzie zamierzali wymordować od 17 do 28 milionów polskich obywateli, znacznie więcej niż Polska straciła w czasie wojny. To zaś wskazuje jaką cenę mogła zapłacić Polska przyczyniając się do zwycięstwa III Rzeczy. Byłoby dużo gorzej niż sądzą współcześni naiwni obrońcy polskiej substancji narodowej.
Antypolityka historyczna
Historyk powinien ustalać co zdarzyło się w przeszłości, zgromadzone fakty powiązać ze sobą przedstawiając przebieg procesu historycznego. Skoro historia powinna być nauczycielką życia to rzetelne przedstawienie faktów ma zasadnicze znaczenie przy wyciąganiu wniosków z przeszłości. Nie można bowiem wyciągnąć prawidłowych wniosków jeśli będziemy posługiwać się półprawdami, albo niekompletną wiedzą. Rygory jakim powinien poddać się historyk czasem zdają się nie obowiązywać publicystów używających historii w prezentowaniu własnych poglądów i opinii.
Ostatnio modnym i popularnym terminem spotykanym w przestrzeni medialnej jest uprawiana przez państwa tzw. polityka historyczna. W tym przypadku często się zdarza, że ludzie realizujący tę politykę nie przyjmują jako zasadę, aby kierować się prawdą historyczną, ale starają się tak dobierać fakty z przeszłości i opatrywać je takimi interpretacjami, aby pokazać przeszłość własnego państwa w możliwie najkorzystniejszym świetle. W przypadku państw, które mają w historii paskudne zdarzenia dostrzegamy jak używa się nieprawdy i przekłamań, chcąc się wybielić i często podejmowane są starania, aby swoje grzechy przypisać innym. Takie działania podejmują władze na Kremlu udające, że ZSRR nie dopuścił się żadnych zbrodni i niegodziwości, natomiast wyzwolił Europę od faszyzmu, lub Niemcy, które przekonują, że w czasie II wojny światowej były pod okupacją nazistów, którzy zresztą coraz częściej okazują się być innej narodowości niż niemiecka. O tym jak daleko zaszło przypisywanie innym własnych win przekonaliśmy się przy okazji zamieszania wywołanego nowelizacją ustawy o IPN. Okazało się, że są wpływowe ośrodki w świecie przekonane, że Polacy uczestniczyli w mordowaniu Żydów i byli sprawcami tych zbrodni, a nie ofiarami niemieckiej opresji.
Teoretycznie realizacja polskiej polityki historycznej, przedstawianie historii Polski powinno być stosunkowo łatwe bowiem wystarczy podać fakty i mówić prawdę. Niestety w tym zadaniu Polacy nie zawsze dają sobie radę, a są też tacy, którzy wręcz Polsce szkodzą smarując jej dzieje czarnymi barwami.
A co zrobił Piotr Gursztyn? Rzetelnie zgromadził materiał i powiązał fakty przekonywująco uzasadniając główną tezę, że sojusz Polski z Niemcami w 1939 r. był niemożliwy. Z podstawowego powodu – nikt, dokładnie nikt w Polsce związków z Hitlerem nie chciał. Jednak zagłębiając się w książkę dostrzeżemy coś jeszcze – sojusz z III Rzeszą, nawet gdyby był możliwy, bardzo by Polsce zaszkodził. Dlatego autor książki „Ribbentrop - Beck” krytykuje poglądy i opinie tzw. rewizjonistów polskich dziejów najnowszych nie rozumiejących sensu polityki ministra Becka. Jednak praca Piotra Gursztyna ma znaczenie nie tylko jako polemika z współczesnymi „sojusznikami” Hitlera. Pisze wybitny historyk Andrzej Nowak, że publicystyka „rewizjonistów” jest szkodliwa także dlatego bowiem: ”Realizuje ona dokładnie zamówienie propagandystów rosyjskich i tych z innych narodów wrogich Polsce, którzy chcą pokazać, że Polska z całej swojej duszy chciała iść z Hitlerem i wymordować Żydów. I tylko z własnej głupoty tego nie zrobiła. A więc Polska jest (w tej wizji) połączeniem podłości z głupotą.’ Stąd wniosek, że polski autor oskarżający nieprawdziwie Polaków uprawia rodzaj bardzo szkodliwej antypolityki historycznej. Książką Piotra Gursztyna jest dobrą odtrutką na tę przypadłość.
Wspominał Józef Beck: „Przygotowując to przemówienie, myślałem o Komendancie, który nieraz powtarzał: gdy człowiek ma przed sobą kilka dróg, gdy męczy się i waha i nie wie, którą wybrać – niech wybiera drogę honoru, ta zawsze będzie właściwsza.”
Minister Beck postąpił tak jak trzeba. Miał rację!
------------------------------------------------------------------
Romuald Szeremietiew dr. hab. nauk wojskowych, prof. Społecznej Akademii Nauk. Działacz niepodległościowy i więzień polityczny w PRL, wiceminister i p.o. ministra obrony narodowej, poseł na sejm III kadencji, odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.
Inne tematy w dziale Kultura