Marszałek Piłsudski w 1933 r. proponował Francji, aby zmusić Niemcy do respektowania postanowień Traktatu Wersalskiego ograniczających wielkość sił zbrojnych Niemiec. Dla Polski było oczywiste, że remilitaryzacja Niemiec będzie końcem ładu wersalskiego w Europie, zagrozi pokojowi. Francja stojąca na straży ustanowionego w Europie porządku nie odważyła się na wspólną z Polską interwencję zbrojną (wojnę prewencyjną) i obalenie Hitlera.
Możliwości powstrzymania Niemiec pojawiały się też później, po śmierci Piłsudskiego w 1935 r., kiedy sternikiem polskiej polityki zagranicznej został minister Józef Beck. Spoglądając na bieg wypadków zanim doszło do wybuchu II wojny światowej możemy odnotować dwie takie możliwości zapobiegające katastrofie.
Nadrenia.
7 marca 1936 r. Hitler wypowiedział pakty lokarneńskie gwarantujące nienaruszalność granicy francusko-niemieckiej i obsadził wojskiem zdemilitaryzowaną strefę Nadrenii. Sprawa była poważna. Liczący 50 kilometrów pas niemieckiego terytorium na lewym brzegu Renu, z Kolonią, Koblencją i Moguncją, pozbawiony umocnień i garnizonów wojskowych, był rejonem, z którego Francja mogła z łatwością opanować przemysłowe serce Niemiec, Zagłębie Ruhry. Stąd można było sparaliżować niemiecki przemysł zbrojeniowy. Utrzymanie status quo w tym rejonie miało istotne znaczenie dla powodzenia działań francuskich w razie konfliktu z Niemcami.
Informacje o zamiarach Hitlera w Nadrenii przedostały się wcześniej do Francji i do Polski. Stanowisko Polski w sprawie remilitaryzacji Nadrenii starał się wybadać francuski minister spraw zagranicznych Pierre Flandin w czasie rozmowy z ambasadorem RP Chłapowskim (17 lutego 1936 r.). Ubolewał, że Francja nie jest pewna stanowiska Polski zarówno w sprawie zajęcia przez Niemcy Nadrenii, jak i w razie ataku niemieckiego na Czechosłowację. Francuski polityk nawet zagroził, że brak współdziałania polskiego w sprawie Nadrenii przekreśli sojusz i „Polska byłaby wskutek tego zniewolona liczyć tylko na własne siły”. Wyłożył też, czego Paryż oczekiwał od Warszawy. Minister chciał, aby Polska wraz z Francją złożyła w Berlinie protest dyplomatyczny, gdyby Hitler rzeczywiście próbował zająć strefę zdemilitaryzowaną. Polski ambasador odparł, że dotychczasowa polityka francuska nie potwierdza skuteczności wręczania Niemcom protestów dyplomatycznych, potrzebne jest bardziej stanowcze działanie..
W Warszawie pojawiła się konieczność sprecyzowania stanowiska w sprawie, która była przedmiotem rozmowy obu dyplomatów. Z prawnego punktu widzenia zajęcie Nadrenii nie naruszało integralności terytorialnej Francji, a więc nie obligowało Polski do wywiązania się z zobowiązań sojuszniczych, niemniej jednak Warszawa nie chciała przyglądać się temu obojętnie. Zarówno minister Józef Beck, , a także Generalny Inspektor Sił Zbrojnych gen. Edward Rydz-Śmigły, zdawali sobie sprawę jak istotne znaczenie ma ten obszar w razie wojny z Niemcami.
Kiedy więc rankiem 7 marca 1936 r. oddziały niemieckie wkroczyły do Nadrenii. Minister Beck, uzgodniwszy stanowisko z prezydentem, premierem i generalnym inspektorem, wezwał ambasadora Francji Leona Noela na rozmowę i powołując się na wolę najwyższych władz swego kraju, oświadczył: „wobec tego, co zaszło, Polska pragnie zapewnić Francję, iż w konkretnym wypadku pozostanie wierna swoim zobowiązaniom sojuszniczym”. Tym samym Polska deklarowała uruchomienie sojuszu wiążącego ją z Francją i użycie siły wobec Niemiec.
Słowa Becka wywarły ogromne wrażenie na ambasadorze, który nie podejrzewał, że usłyszy tego rodzaju deklarację. Z Paryża natychmiast przyszła wiadomość, że Francja dziękując Polsce za poparcie zapewnia, że jest gotowa do działania. Niestety, w Paryżu wzięła górę obawa przed wybuchem wojny. Mocarstwo posiadające największą armię lądową w Europie zachowało się biernie w obliczu słabych militarnie Niemiec. A wystarczyło przywołać Hitlera do porządku za pomocą ograniczonej akcji o charakterze policyjnym. Hitler zdając sobie sprawę z własnej słabości ryzykował, wydał też rozkaz natychmiastowego wycofania się, gdyby Francuzi interweniowali - interwencji nie było.
Ostatecznie postanowiono w Paryżu przekazać sprawę Nadrenii Lidze Narodów, którą Niemcy opuściły już w 1933 r. Anglia, drugi gwarant ładu wersalskiego ogłosiła ustami ministra spraw zagranicznych Anthony Edena: „Na szczęście nie ma jak dotąd żadnych powodów do przypuszczania, że obecne poczynania Niemiec kryją w sobie niebezpieczeństwo wojny”.
Francja zaprzepaściła okazję wspólnego z Polską powstrzymania Hitlera.
Czechosłowacja.
Podporządkowanie Czechosłowacji było w planach Hitlera kolejnym etapem na drodze do przygotowania agresji na Francję. Po łatwym opanowaniu Austrii Hitler, ośmielony ustępliwością mocarstw zachodnich, postanowił uczynić następny krok. Tym razem sprawa była trochę trudniejsza. Na celowniku było państwo większe i silniejsze od Austrii, cieszące się politycznym poparciem Francji i znajdujące się w sojuszu z Rumunią, Jugosławią oraz ZSRR. Wariant oderwania Sudetów od Czech wydawał się mało realny - tak przynajmniej uważali wątpiący w polityczne talenty Hitlera niemieccy generałowie.
Stanowisko Polski w dniach kryzysu czechosłowackiego wywołuje ciągle wiele kontrowersji. Znana i odwzajemniana niechęć Józefa Becka do przywódcy Czech Edwarda Benesza oraz wkroczenie wojsk polskich na Zaolzie zdają się sugerować polskie współdziałanie z Niemcami. W rzeczywistości tak jednak nie było. Polska miała złe stosunki z Czechosłowacją (w okresie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Czesi zajęli zbrojnie zamieszkałe przez Polaków Zaolzie), ale dostrzegała strategiczną potrzebę istnienia Czechosłowacji dla bezpieczeństwa Polski. W momencie, gdy zarysowała się groźba konfliktu czesko-niemieckiego, w Warszawie dostrzeżono konieczność wystąpienia po stronie Czechów. W tym czasie prezydent Ignacy Mościcki wystosował list do prezydenta Benesza, pytając czy Czechosłowacja będzie się bronić, zapewniając, że gdyby tak było, Polska zaangażuje się po jej stronie, Benesz odpowiedział, że Czechosłowacja szans obrony nie ma i Czesi chwycą za broń tylko w razie wykonania sojuszu wojskowego przez Francję. Podkreślił, że sama inicjatywy wojskowej przeciwko Niemcom nie podejmie.
Minister Beck ze swej strony sądził, że sprawa sudecka nie jest zagadnieniem zwrotnym w stosunkach między mocarstwami skoro Czechosłowacja nie podejmie obrony, a Anglia i Francja będą wymuszać na Czechach ustępstwa. Również ZSRR - według ministra - ograniczy się do dyplomatycznych protestów. W tej sytuacji Polska jedyne co może zrobić, uważał Beck, to rewindykować Zaolzie. Całą akcję należy jednak tak przeprowadzać - zalecał Beck - by Polska „nawet w sposób pośredni” nie znalazła się w roli sojusznika Hitlera. Gdyby jednak przewidywania te nie potwierdziły się i doszło do powszechnego konfliktu w obronie Czechosłowacji wówczas linia polityczna Polski powinna ulec natychmiastowej zmianie - konkludował Beck.
Gotowość zmiany stanowiska potwierdzała treść noty Becka wręczonej ministrowi spraw zagranicznych Francji Bonnetowi (24 maja 1938 r.) przez ambasadora RP Juliusza Łukasiewicza. Polski minister przypomniał w nocie, że w przeciwieństwie do Francji Polska nie ma żadnych zobowiązań traktatowych wobec Czechosłowacji, która zresztą takich zobowiązań ze strony polskiej nie chciała. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że inicjatywę w sprawach czeskich powinien przejawiać Paryż, a nie Warszawa. Dodał też, że rząd polski może mieć pretensje do polityki czeskiej na Zaolziu, ale mimo to: „w razie powstania konfliktu o szerszym charakterze wynikałaby stąd sytuacja nowa, co do której rząd polski musi sobie zarezerwować możność zbadania decyzji”.
Jaka będzie decyzja Polski, gdyby Francja wystąpiła w obronie Czechów, mówił następny punkt noty: „Będąc zmuszonym poczynić powyższe zastrzeżenie, potwierdzam jednocześnie, jak 7 marca 1936 r., gotowość polską wypełnienia zobowiązań sojuszniczych w ramach istniejących umów oraz gotowość przyjaznej dyskusji na temat wszystkich nowych zjawisk, opartej na wzajemnym zrozumieniu interesów Polski i Francji”. Beck w czytelny sposób odwoływał się do stanowiska Polski w 1936 r., kiedy Hitler zajmował zdemilitaryzowaną Nadrenię, a Warszawa deklarowała wykonanie zobowiązań sojuszniczych w razi zbrojnej kontrakcji Francji przeciwko Niemcom.
Minister Beck oświadczał, że odprężenie między Warszawą a Pragą byłoby możliwe po przyznaniu mniejszości polskiej w Czechosłowacji praw, jakimi „dysponuje mniejszość najbardziej uprzywilejowana”. W dokumencie Becka nie było słowa o oderwaniu Zaolzia, czy wspieraniu żądań Berlina w kwestii sudeckiej.
Przypomnienie stanowiska Polski z 1936 r. i sugestie, że „szerszy konflikt” wpłynąłby na zmianę stanowiska, wskazywał, że Polska była gotowa uczestniczyć wspólnie z Francją w obronie Czechosłowacji.
Ciekawie skonstruowany był postulat praw dla mniejszości polskiej. Wynikało z niego, że każde czeskie zaostrzenie na odcinku niemieckim, czytaj: uszczuplenie praw mniejszości najbardziej uprzywilejowanej (Niemców), oznaczało minimalizowanie polskiego żądania. I odwrotnie, ustępstwa na rzecz Niemców miały powodować wzrost żądań Polski. Beck starał się tym sposobem wymusić w Pradze wolę oporu w stosunku do Berlina. Tak formuła była niewątpliwie do przyjęcia tak w Paryżu, jak i w Pradze, gdyby zamierzano bronić Czechosłowacji.
Niestety dwa dni przed wspomnianym wyżej spotkaniem ambasadora Łukasiewicza z ministrem Bonnetem w Paryżu postanowiono, że Czesi muszą ustąpić Niemcom. W tej sytuacji Praga, przyjmując formułę Becka, pogorszyłaby swoje położenie, gdyż do ustępstw na rzecz Niemców musiałaby dodać „takie same prawa” dla ludności polskiej. Przy stanowisku Paryża i Londynu żądanie polskie prowadziło, po ustąpieniu Sudetów Niemcom, konsekwentnie do zwrotu Zaolzia.
21 września o godzinie 17.00 rząd w Pradze przyjął plan anglo-francuski w sprawie cesji Sudetów na rzecz Berlina. Sytuacja stawała się jasna - obrony Czechosłowacji nie będzie. Dwie godziny później minister spraw zagranicznych Czech Kamil Krofta otrzymał notę polskiego rządu, w której Warszawa domagała się załatwienia żądań polskich w taki sposób, jak uczyniono to z żądaniami niemieckimi.
Po kilku dniach oddziały polskie, dowodzone przez gen., Władysława Bortnowskiego, przekroczyły most na Olzie.
Terytorium państwa polskiego powiększyło się o 1871 km2. Teren ten zamieszkały przez Polaków miał nie tylko wartość emocjonalną. Ze względu na zasoby węgla i produkcję przemysłowa miał bardzo wysoką wartość gospodarczą. Po przyłączeniu Zaolzia produkcja stali w Polsce wzrosła o 38%, surówki o 67%, wyrobów walcowanych o 47%, koksu o 55% - było to więc poważne wzmocnienie potencjału Polski.
W 1940 r. Francja zaatakowana przez Niemcy poniosła klęskę, a Hitler odbierał defiladę Wehrmachtu na Polach Elizejskich w Paryżu. Francja mogła tego uniknąć gdyby jej przywódcy posłuchali Piłsudskiego w 1933 r., Becka w 1936 r. i w 1938 r. Można było doprowadzić do klęski Niemiec jeszcze w 1939 r. we wrześniu, gdy wybuchła wojna, gdyby tylko ruszyła francuska ofensywa wspierająca Polskę walczącą z Niemcami. Z winy Francji zmarnowano wszystkie okazje powstrzymania i spacyfikowania Hitlera.
Inne tematy w dziale Kultura