Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
369
BLOG

Tempus fugit (czas ucieka)...

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka Obserwuj notkę 21

imagePremier Donald Tusk: "Czasy pokoju się skończyły, era powojenna się zakończyła. Żyjemy w nowych czasach. W epoce przedwojennej".
Wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz: „W obliczu największego zagrożenia dla suwerenności Polski od zakończenia II wojny światowej bezpieczeństwo jest nie tylko racją stanu, jest najważniejszym zadaniem w tej kadencji”.

……………………………….
Zajmujący się problematyką bezpieczeństwa analitycy, eksperci i liczne ośrodki badawcze obserwujący wojnę tocząca się na Ukrainie zgodnie mówią, że w przeciągu 3-5 lat Europie grozi bezpośrednia konfrontacja zbrojna z Rosją. Snuje się rozważania kiedy dojdzie do napaści rosyjskiej na Mołdawię, państwa bałtyckie, na Polskę. Możemy znowu wspomnieć słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, gdy w 2008 r. w Tbilisi, stolicy zaatakowanej przez Rosję Gruzji, na wiecu mówił: "I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!" Jednak państwo polskie ma kłopot z obronnością. Od 1989 r., gdy Polacy zaczęli odzyskiwać państwo, kolejne rządy zaniedbywały potrzeby sił zbrojnych, przemysłu obronnego, przygotowanie społeczeństwa do obrony.

Jak wyglądają dziś główne problemy z jakimi państwo polskie musi uporać się w sferze obronności?

Pieniądze

Napoleon Bonaparte mówił, że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Respektując słowa cesarza można stwierdzić, że III Rzeczpospolita nie potrafiła, a czasem nawet nie chciała łożyć na wojsko.
W Gazecie Wyborczej (17.06.2024) ukazał się obszerny wywiad z byłym prezydentem Bronisławem Komorowskim: „Nie ma powodu do paniki. Nie straszmy się, Polacy.” Zwróciło moją uwagę, że Komorowski pochwalił się jak to już w 2001 r. opowiadał się za zwiększaniem wydatków na obronność. W tamtym czasie, gdy był on ministrem obrony w sejmie przyjęto ustawę z 25 maja 2001 r. o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2001-2006. Zgodnie z nią na wojsko miało być przeznaczane rocznie 1,95% PKB.

Byłem wtedy sekretarzem stanu w MON, pierwszym zastępcą ministra obrony (w rządzie AWS ministrem był najpierw Janusz Onyszkiewicz, a następnie Komorowski). Odpowiadałem w MON za modernizację techniczną armii, zakupy uzbrojenia, infrastrukturę wojskową, badania i rozwój uzbrojenia i sprzętu wojskowego (instytuty, zakłady produkcyjne). Jednak prace nad wspomnianą ustawą toczyły się w MON niejako w tajemnicy przede mną. Nie uczestniczyłem w pracach nad ustawą w żadnym stopniu. Nie miałem wpływu na jej zapisy.

W 1996 r. współtworzyłem Akcję Wyborczą Solidarność i zorganizowałem Zespół Zadaniowy AWS ds. Polityki Obronnej dla opracowania programu AWS w zakresie obronności. Jednak mimo włączenia afektów pracy mojego zespołu do programu wyborczego AWS nie znalazło to uznania w oczach premiera rządu AWS-UW Jerzego Buzka. Do tego ministrem obrony został polityk Unii Wolności, który nie rozumiał programu obronnego AWS i nie chciał go realizować. Moje usiłowania wprowadzenia programu w życie napotkało na opór, niechęć i wrogość.

W programie opracowanym dla AWS i przyjętym do realizacji postulowałem, aby na obronę przeznaczać 3% PKB.
Kiedy po wstąpieniu Polski do NATO w 1999 r. w MON przystąpiono do opracowania pierwszej strategii obronności RP zabiegałem, aby te 3% wpisać do strategii. Minister Onyszkiewicz stanowczo odmówił. Uważał, że nie zgodzi się na to ówczesny minister finansów i wicepremier w rządzie AWS Leszek Balcerowicz, też z UW. Onyszkiewicz zarzucał mi, że chcę „militaryzować” Polskę domagając się „nadmiernych” nakładów na obronę.

Po wielu dyskusjach z współpracownikami ustaliłem, że najmniejszym dopuszczalnym procentem może być 2,2% PKB, co jednak powodowało, że proces modernizacji armii będzie realizowany w dłuższym przedziale czasowym niż zamierzałem.
W styczniu 2000 r. w MON przyjęto „Strategię obronności Rzeczypospolitej Polskiej”, gdzie zawarte było zobowiązanie rządu do zagwarantowania rocznych wydatków na obronę w wysokości „co najmniej 2,2% PKB”.

Gdy w czerwcu 2000 r. ministrem obrony po Onyszkiewiczu został Komorowski w kilka miesięcy później, bez konsultacji ze mną przygotowano projekt ustawy o finansowaniu obronności. Komorowski zaakceptował, aby nakłady na obronę wynosiły 1,95% PKB, nie zmieniając zresztą stosownego zapisu w obowiązującej ciągle „Strategii obronności”. Sejm taką ustawę uchwalił.
Uzyskałem jedynie wcześniej zgodę ministra finansów, aby na planowany zakup samolotu wielozadaniowego (miałem go realizować) MON dostawał dodatkowo corocznie 0,05% PKB - co dawało łącznie 2% na obronność. Wadą rozwiązania było, że  o tym minister finansów decydował, czyli od jego dobrej woli zależało, czy 2% PKB na obronę  będzie.

W lipcu 2001 r. zostałem pod fałszywymi zarzutami usunięty z MON. Poziom wydatków na wojsko gwarantowany ustawowo nie był utrzymywany. W 2001 r. było to jeszcze 1,95%, ale później ten procent ustawicznie malał spadając pod rządami min. Klicha w 2008 r. na poziom 1,55% PKB. Do tego w 2004 r., gdy rządziło SLD, został przyjęty zapis zmieniający sposób naliczania odsetka wydatków względem PKB. Od tej pory ich wysokość miała być obliczana względem PKB roku poprzedniego, a nie – jak to miało miejsce dotychczas – względem roku, na który planowane były wydatki.

Sytuacja uległa istotnej zmianie dopiero pod rządami Zjednoczonej Prawicy, gdy zaczęto przekraczać poziom 2% PKB. W ustawie o obronie ojczyzny uchwalonej w marcu 2024 r. postanowiono, że wydatki na obronę będą wynosić nie mniej niż 2,2% PKB – w roku 2022 i co najmniej 3% Produktu Krajowego Brutto – w roku 2023 i latach kolejnych.
Mój postulat 3% PKB na obronę z 1997 r. został wreszcie zrealizowany! Powstaje  wątpliwość, czy „koalicja 13 grudnia” będzie to realizować?

Ostatnio TV Republika ujawniła dokument pochodzący ze Sztabu Generalnego, z którego wynika, że MON zamierzał ograniczyć o 25 proc. (ponad 57 mld zł) limit wydatków przewidzianych w latach 2025-2027 na realizację Centralnego Planu Rzeczowego (CPR) w odniesieniu do dotychczasowej prognozy. Wdrożenie tej propozycji oznaczałoby zmniejszenie nakładów postępujące w kolejnych latach: o 9 proc. w 2025 r., 11 proc. w 2026 r., 30 proc. w 2027 r. oraz o 44 proc. w 2028 roku.

Rezerwy

Donald Tusk, niedawny serdeczny rozmówca Putina cudownie przemieniony w „rusofoba” ogłosił, że jesteśmy w czasie „przedwojennym” – przed wybuchem wojny z Rosją. Jak wiadomo w razie wojny państwo przeprowadza mobilizację. Nie wystarczy wysłać na front istniejącą w czasie pokoju armię, trzeba ją zwiększyć. Ukraina przed wybuchem wojny w 2022 r. miała około 250 tys. żołnierzy, ostatnio prezydent Ukrainy podał, że na froncie walczy prawie 900 tys. wojska. Jak dotąd Ukraińcy ponieśli duże straty bojowe w ludziach. To oznacza, że Ukraina musiała skierować na front co najmniej milion ludzi – pokojowe stany armii zwiększono czterokrotnie! Polska ma obecnie pod bronią trochę ponad 190 tys.  - czy w razie zagrożenia wojennego będzie w stanie wysłać na front 800 tys. żołnierzy?

Karygodnym posunięciem rządu PO-PSL była rezygnacja z poboru w 2010 r.(zawieszenie Zasadniczej Służby Wojskowej), co oznaczało zaprzestanie szkolenia rezerw i postawienie na malutką armię zawodową. Kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy zapowiedział utworzenie 300 tys. armii, gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego WP, obecnie  rektor Akademii Sztuki Wojennej (od marca 2024 r.) orzekł: "Polski nie stać na 300-tysięczną armię". Tymczasem standard jest taki: siły zbrojne czasu "P": 0,5 - 1 proc. ogółu ludności, czyli w Polsce 190-380 tys. żołnierzy. Siły zbrojne czasu "W": 1 - 2 proc. ogółu ludności - 380-760 tys. żołnierzy. Ale trzeba też mieć przeszkolone wojskowo rezerwy: 10 proc. ogółu ludności, czyli 3,8 mln ludzi. Jak wiadomo w czasie wojny żołnierze giną i trzeba mieć odpowiednie rezerwy, uzupełniać straty, aby armia zachowała swoje zdolności bojowe.

Teoretycznie można by odwiesić to „zawieszenie” i pobór do wojska przywrócić, ale politycy zajmujący się wojskiem boją się tego. Uważają, że będzie to niepopularne i utracą poparcie wyborców. Jednak nawet, gdyby decydenci odważyli się, przywrócili obowiązek służby wojskowej, co jest bardzo wątpliwe, ale nawet gdyby… skoro powinno być ponad 3 mln. przeszklonych wojskowo obywateli, czy będzie dość czasu, aby wyszkolić tylu rezerwistów?

Dowodzenie

W wojsku zawsze obowiązuje zasada jednoosobowego dowodzenia. Na każdym szczeblu poczynając od drużyny i plutonu, poprzez bataliony, pułki, brygady i dywizje na całości sił zbrojnych kończąc zawsze mamy jednego dowódcę. Taki mechanizm uruchamiania działań w wyniku wydania rozkazu mamy w wojsku.

W siłach zbrojnych RP funkcjonował system dowodzenia w którym stanowisko najwyższego dowódcy zajmował szef Sztabu Generalnego WP („pierwszy żołnierz Rzeczypospolitej”), jemu podlegali dowódcy poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. W grudniu 2012 r. minister obrony Tomasz Siemoniak zaprezentował założenia „reformy systemu kierowania i dowodzenia”, następnie uchwalono ustawę wprowadzającą ten system i go wdrożono. Na szczeblu najwyższym rozdzielono dowodzenie pomiędzy szefa Sztabu Generalny Wojska Polskiego, Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, wszystkich bezpośrednio podporządkowując ministrowi obrony narodowej. Likwidacji uległy dowództwa rodzajów sił zbrojnych, ale nie rodzaje sił zbrojnych, którymi mieli dowodzić dowódcy generalny i operacyjny będący OBAJ dowódcami tych samych rodzajów sił zbrojnych. W dziwnej roli został obsadzony szef SG WP, który przestał być najwyższym dowódcą, a stał się „doradcą” ministra obrony pomagającym mu w kierowaniu całokształtem sił zbrojnych. Szef SG WP mógł więc nadal dowodzić „podpowiadając” ministrowi ON, który jest bezpośrednim przełożonym dowódców, generalnego i operacyjnego. Ministrem jest cywil, który, jak wiadomo z praktyki obsadzania tych stanowisk, nie miewa szerszej wiedzy wojskowej, „doradca” szef SG WP ma wielkie pole do popisu - może dowodzić wojskiem zza pleców ministra nie ponosząc przy tym żadnej odpowiedzialności za rozkazodawstwo.

System dowodzenia dodatkowo skomplikowało rozwiązanie przyjęte w związku z art. 134 Konstytucji RP stanowiącym, że „Prezydent na wniosek premiera mianuje Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych”. Postanowiono, że w czasie pokoju prezydent będzie wskazywał kandydata na naczelnego dowódcę, który zresztą będzie tylko „kandydatem na kandydata” bowiem w razie wybuchu wojny premier może wnioskować a prezydent mianować każdego innego wojskowego, nie koniecznie "kandydata", na naczelnego dowódcę. Kandydat miał „brać udział” w strategicznych grach i ćwiczeniach obronnych, planowaniu użycia sił zbrojnych do obrony państwa oraz w przygotowywaniu wojennego systemu dowodzenia siłami zbrojnym. Nie wiadomo czy np. może wydawać polecenia dowódcom (generalnemu i operacyjnemu i czy oni muszę je wykonywać.

W listopadzie 2015 r. powstał rząd premier Beaty Szydło. Ministrem obrony został Antoni Macierewicz, który zapowiedział także przebudowę systemu dowodzenia i - jak rozumiałem – przewrócenie jednoosobowego dowodzenia na szczeblu najwyższym. Ministerstwo obrony w grudniu 2016 roku przekazało do uzgodnień resortowych projekt ustawy wprowadzającej nowy system dowodzenia, ale jego naprawy nie przeprowadzono, w istocie pozostawiając poprzednie rozwiązania.

W maju 2024 r. prezydent Duda skierował do Sejmu projekt ustawy ws. wzmacniania zdolności państwa do przeciwdziałania zagrożeniom. Propozycja zakłada też reformę Systemu Kierowania i Dowodzenia Siłami Zbrojnymi, której celem jest zapewnienie spójności dowodzenia, zbliżenie struktur i procedur czasu pokoju i czasu wojny oraz przygotowanie się w czasie pokoju do realizacji zadań w podczas trwania konfliktu. Przekazało BBN: "W ramach reformy Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych przekształcone mają zostać w Dowództwo Połączonych Rodzajów Sił Zbrojnych. Utworzone mają zostać poszczególne dowództwa rodzajów sił zbrojnych: Dowództwo Wojsk Lądowych, Dowództwo Sił Powietrznych oraz Dowództwo Marynarki Wojennej, a także Dowództwo Komponentu Wojsk Medycznych".
Pamiętajmy: system dowodzenia siłami zbrojnymi w czasie pokoju powinien bardzo łatwo przekształcać się w system dowodzenia wojennego. Czy w razie konieczności wojennej będziemy mieli sprawny system dowodzenia polską armią?

Granica

Agresywni „nachodźcy” Łukaszenki pojawiają się na granicy uzbrojeni w noże i dzidy. Taką dzidą zabili jednego z naszych żołnierzy. Tymczasem „humanitaryzm” rządzącej koalicji 13 grudnia nie pozwala żołnierzom na używanie broni. Ci, którzy odważyli się w obronie wystrzelić są właśnie ścigani karnie przez „bodnarową’ prokuraturę, Żandarmeria Wojskowa, pod nowym „kosiniakowym” dowództwem, zakuła ich w kajdanki.

Premier Donald Tusk zapewnia: „Naszej granicy bronić będziemy wszystkimi dostępnymi środkami. Wojsko, Straż Graniczna i Policja mogą liczyć na moje pełne wsparcie. Jestem pod wrażeniem waszej odwagi, profesjonalizmu i poświęcenia.”
Rząd Tuska przyjął projekt nowelizacji kilku ustaw autorstwa MON, które miały usprawnić działania wojska, policji i Straży Granicznej na granicy. Do kodeksu karnego miały być wprowadzone przepisy, które w sposób szczególny chronią żołnierza w sytuacji użycia broni lub środków przymusu bezpośredniego. Tuż przed posiedzeniem rządu – w czasie Stałego Komitetu RM – wiceminister obrony Cezary Tomczyk z PO usunął z przygotowywanego projektu ustawy zapisy chroniące żołnierzy, którzy użyją broni także w sytuacji siłowego przekroczenia granicy, m.in. przy użyciu pojazdów czy z użyciem niebezpiecznych narzędzi. To jest pogorszenie sytuacji, którą mieliśmy do tej pory. Żołnierz, który został skierowany do ochrony granicy korzystał z uprawnień, które miała Straż Graniczna. Mógł użyć środków przymusu bezpośredniego, włącznie z użyciem broni służbowej. Mógł to zrobić w momencie kiedy ktoś nielegalnie przekraczał granicę używając przy tym niebezpiecznych narzędzi. W takiej sytuacji żołnierze i funkcjonariusze mieli prawo strzelać. A tymczasem mamy pogorszenie warunków w jakich będą mogli operować bronią. Tak wygląda „wsparcie” Tuska dla obrońców polskiej granicy!

MON zapowiada nadzwyczajne środki w obronie granicy. Odbyła się konferencja  na której minister Kosiniak-Kamysz, wiceminister Tomczyk i szef SG WP gen. Kukuła przedstawili projekt pt. Tarcza Wschód. Można by temu przyklasnąć, ale…poza przedstawionymi na konferencji slajdami chyba nic więcej nie ma. Do MON udali się posłowie PiS z kontrolą poselską chcąc poznać szczegóły przejętego projektu i okazało się, że żadnych planów nie ma. Usłyszeliśmy na konferencji, iż zrealizowanie projektu ma kosztować 10 mld PLN, co wydaje się małą kwotą, biorąc pod uwagę rozmach zapowiadanych umocnień i fortyfikacji. Do tego ten potężny zamiar ma być zrealizowany w błyskawicznym tempie – do 2028 roku – w niecałe cztery lata? Można więc nabrać podejrzeń, że mamy do czynienia z nieprzemyślanym i niedopracowanym pomysłem. Nie wiadomo też, czy Tarcza Wschód ma poprawić warunki służby na granicy, zwłaszcza, że obrońcom nie wolno strzelać bowiem mogą uszkodzić napastników.

Strategia

Józef Piłsudski uważał, że Polacy pozbawieni w rozbiorach własnego państwa zatracili zdolności myślenia strategicznego, wielu nie potrafi kalkulować całością sił państwa. Także współcześnie odnosząc się do tego problemu trzeba odnotować istotne ograniczenia polskiego myślenia w dziedzinie strategii. Możemy dostrzec w ośrodkach odpowiadających za obronność trudność z ujmowaniem problematyki bezpieczeństwa narodowego w wymiarze strategicznym.

Jak postępować w kwestiach obronności mówią przyjmowane strategie. Najważniejsza – strategia bezpieczeństwa narodowego i uszczegóławiające ją strategie resortowe, a wśród nich dotycząca obronności i wojska, zawierająca przyjęty sposób obrony kraju strategia obronności.

Polska nie ma opracowanej strategii obronności, co stawia pod znakiem zapytania wysiłki związane z modernizacją armii. Należy postawić pytanie: czy podejmowane kroki, dotyczące zmian w strukturze sił zbrojnych i modernizacji uzbrojenia mają sens, na coś się przydadzą. Na razie istnieje przekonanie, że w wojsku dobrze jest mieć czegoś więcej: jak kupimy więcej karabinów czy będziemy mieli dywizję więcej niż mamy, to będzie lepiej. Niestety - to tak prosto nie działa. Polskie przygotowania obronne powinny zniechęcać napastnika, powstrzymywać go przed agresją na nasz kraj. Innymi słowy celem polskiej strategii obronności musi być wykreowanie sytuacji w której Polska wojny uniknie. Mamy opracowaną i przyjęta w 2020 r. strategię bezpieczeństwa narodowego – powstaje kolejne pytanie: czy napaść Rosji na Ukrainę w 2022 r. coś w niej zmienia?

Należy zaktualizować strategię bezpieczeństwa narodowego i pilnie opracować STRATEGIĘ OBRONNOŚCI RP. Następnie sprawdzić, czy siły zbrojne RP będą w stanie ją zrealizować. Powinien być przeprowadzony przegląd obronności państwa oceniający potencjał państwa i siły zbrojne RP. Wtedy okaże się, gdzie są braki i zdecydować jak je usunąć. Dopiero na podstawie strategii obronności można rozstrzygać jak liczna ma być armia, jaka będzie jej struktura, w co powinna być uzbrojona oraz jakie mają być wydatki obronne. Pojawia się obawa, że na to też zabraknie czasu.
…………………………………………..
imageWydawało się, że zwłaszcza w okresie drugiej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy zaczęto, lepiej lub gorzej, ale na serio, zajmować się obronnością Rzeczpospolitej. Nie wydaje się, aby obecna „koalicja 13 grudnia” chciała kontynuować wysiłki poprzedniego rządu. Problem straconego czasu przedstawiłem w mojej wydanej przez Bellonę książce „Stracone dziesięciolecie”, lata 2007-2017. Jeśli będziemy nadal nieprzygotowani w razie wybuchu wojny okaże się, że cały okres III RP był czasem straconym.



Nowości od blogera

Inne tematy w dziale Polityka