W 1985 r. kierowałem Polską Partią Niepodległościową. Działaliśmy w konspiracji. Napisałem (pod pseudonimem Witold Skidel) tekst programowy „Powstań Polsko!”, a w nim, że niepodległa Polska powinna wstąpić do NATO. Wtedy ludzie „rozsądni”, kiedy im pokazywaliśmy nasz program – mówiąc wprost – pukali się w czoło. Nikt nie był sobie w stanie wyobrazić, że coś takiego może się w ogóle zdarzyć.
Mimo upadku PRL, rozpadu Sowietów i likwidacji Układu Warszawskiego kwestia członkostwa Polski w NATO nadal dla wielu wydawała się czymś całkowicie nierealnym. Usłyszałem niedawno, że pierwszym (?) politykiem, który mówił o potrzebie uzyskania członkostwa w NATO był Janusz Onyszkiewicz. Otóż w lipcu 1991 r. ówczesny wiceminister obrony Onyszkiewicz w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” mówił: „Polska nigdy nie zgłaszała i nie zgłasza chęci wstąpienia do Paktu Północno-Atlantyckiego i jego struktur wojskowych. I wcale nie dlatego, że moglibyśmy spotkać się z odmową, lecz z obawy przed odtworzeniem w Europie układu dwubiegunowego i w konsekwencji – nowego podziału kontynentu. Dotychczasowe pozytywne procesy mogłyby ulec zahamowaniu ze szkodą dla wszystkich, a sytuacja naszego kraju , jako kraju >frontowego<, mogłaby być wyjątkowo niekorzystna</i>.”
W 1991 r. powstał rząd premiera Jana Olszewskiego, w lutym 1992 r. zostałem wiceministrem a następnie kierowałem MON. Nasz rząd podniósł jako zadanie uzyskanie członkostwa w Sojuszu. Ale w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r. odbyło się jedno z najostrzejszych przesileń w polskiej polityce, tzw.: „noc teczek”, która zaowocowała przegłosowaniem votum nieufności i rozwiązaniem gabinetu Jana Olszewskiego – pierwszego po II wojnie światowej rządu RP wyłonionego w całkowicie wolnych wyborach. Rząd Olszewskiego został obalony. Mnie „premier” Pawlak usunął z MON. Wałęsa na czele resortu obrony postawił Onyszkiewicza, a ten w wywiadzie dla „Wprost”, w sierpniu 1992 r. mówił, że: „… domaganie się wejścia do NATO jest także sprzeczne z naszą polityką zagraniczną wobec wschodnich sąsiadów, bo musielibyśmy oficjalnie zamanifestować obawy, iż grozi nam wielki konflikt państwowy.”
W czerwcu 1996 r. powstawała Akcja Wyborcza Solidarność. Z gronem ekspertów opracowałem program w zakresie obronności; jednym z głównych punktów, obok ustalenia wydatków na obronę na poziomie 3 proc. PKB, zbudowania obrony terytorialnej w systemie obrony powszechnej zapisaliśmy uzyskanie członkostwa w NATO. Po wyborach w 1997 r. powstała koalicja AWS - UW, zostałem sekretarzem stanu, pierwszym wiceministrem w Ministerstwie Obrony Narodowej, odpowiadałem m.in. za pion uzbrojenia i infrastruktury. Ministrem został Onyszkiewicz, który wreszcie zrozumiał, że wejście Polski do NATO to sprawa realna. W tym czasie byłem jednym z tych, którzy przygotowywali siły zbrojne RP do członkostwa w Sojuszu. Już w 1999 r. znalazłem się z delegacją rządową w Brukseli, gdy przed Kwaterą Główną NATO wciągano na maszt polską flagę narodową.
Wejście Polski do NATO dla bezpieczeństwa Polski miało zasadnicze znaczenie, nawet nie tyle, jeśli idzie o stronę militarną, ale o pewien układ geopolityczny. Było oczywiste, że jeżeli Polska znajdzie się w NATO, to tym samym wyjdzie z rosyjskiej strefy oddziaływania.
Sojusz Północnoatlantycki ciągle spełnia swoją rolę, tzn. jest gwarantem naszego bezpieczeństwa, ale – jak każdy sojusz – jest przydatny i potrzebny każdemu państwu tak długo, jak długo jest to zgodne z interesem tego państwa, w tym wypadku z interesem Polski. W naszym interesie leży oczywiście, aby silna była tzw. flanka wschodnia NATO, żeby w rejonie wschodniej Europy byli natowscy żołnierze, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Żeby ten, który chce zmienić układ w świecie (widzimy co robi Rosja), był skutecznie powstrzymywany. Nie należy jednak traktować Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego jako wiecznej, niezawodnej i stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa i pokoju. Pamiętajmy, że każdy sojusz może zawieść w sytuacji zagrożenia. Żeby przed tym się ustrzec, trzeba mieć przygotowany narodowy system obrony państwa, w którym my, Polacy, będziemy decydować. To jest ostateczna i najważniejsza gwarancja naszego bezpieczeństwa. Potrzebna też w narodzie jest wola obrony kraju. Nie można jednak doprowadzić do sytuacji, że nasze „być albo nie być” będzie uzależnione od tego, czy nasi sojusznicy nam pomogą czy nie.
Inne tematy w dziale Polityka