Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
245
BLOG

Nie można bagatelizować zagrożenia

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka Obserwuj notkę 28

image

Rozmowa z dr. hab. nauk wojskowych Romualdem Szeremietiewem, wykładowcą akademickim, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej

.....................................

Po słowach Łukaszenki, że ma problemy z utrzymaniem w ryzach wagnerowców, którzy aż palą się na wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa, jakie są obawy związane z obecnością tych najemników przy granicy z Polską?

– Można to rozpatrywać w kontekście sojuszu Hitler – Stalin i jego odrodzenia.

Zabrzmiało to bardzo groźnie.

– Putin wprawdzie ma czołgi, ale używa ich niewiele, dlatego nie grozi nam, oczywiście, powtórka z września 1939 roku. Natomiast chodzi mi pewien mechanizm zbieżny wydarzeń sprzed lat z sytuacją obecną. Mianowicie, w interesie Rosji i Putina niewątpliwie jest zdestabilizowanie Polski i pozbawienie Ukrainy zaplecza, jeśli chodzi o toczącą się wojnę. Polska jako zaplecze dostaw militarnych oraz wsparcia humanitarnego, jako hub odgrywa tu najważniejszą rolę. Dlatego jeśli udałoby się Polskę kompletnie zdestabilizować, to wówczas Rosji byłoby o wiele łatwiej działać na Ukrainie.

Taka próba destabilizacji już była, zanim Rosja napadła na Ukrainę…

– Owszem, i była to próba nieudana. To, co się działo w 2021 roku na granicy polsko-białoruskiej, cały ten szturm z użyciem nielegalnych imigrantów zwożonych z różnych miejsc świata na Białoruś, to wszystko docelowo miało doprowadzić do zdestabilizowania Polski i uniemożliwienia nam wspierania Ukrainy. Ten zamiar się nie powiódł, ponieważ Polska obroniła swoją granicę przed napływem imigrantów muzułmańskich. Odparcie tych ataków i zbudowanie masywnej zapory to wszystko pozwoliło nam na późniejsze wsparcie Ukrainy. I teraz jest kwestia następna, bo mamy zagrożenie od wschodu, także ze strony wagnerowców, ale mamy też związane z tym zagrożenie wewnętrzne. To zagrożenie wewnętrzne stwarza – nie zawaham się tego powiedzieć – tzw. opozycja totalna i robi to na wszelkie możliwe sposoby. Tłumaczą to tym, że chcą odsunąć od władzy – w ich mniemaniu – paskudne PiS, a w związku z tym – jak twierdzą – nie atakują państwa polskiego, ale państwo PiS, i jeśli ten atak się powiedzie, to w Polsce zapanuje władza demokratyczna, która będzie miała doskonałe relacje z Unią Europejską i wszelkie kłopoty, jakie mamy, się skończą.

Tyle tylko, że jest to bajka dla naiwnych, bo nikt rozsądny przecież w sielankę obiecaną przez Platformę i Tuska nie uwierzy?

– Owszem, ale w tej narracji nie chodzi przecież o żadną racjonalność, ale o budowanie atmosfery oblężonej twierdzy, napięcia społecznego i grę na ludzkich emocjach. Natomiast rzeczywistość jest taka, że Putin musiał się zorientować, jaką rolę odgrywa opozycja w Polsce, i otrzymał ze strony totalnej opozycji i jej lidera bardzo wyraźny sygnał, co należy zrobić, żeby zdestabilizować nasz kraj.

Proszę o rozwinięcie tej tezy. 

– Proszę bardzo. Otóż Donald Tusk kilka dni temu wypowiedział się za pomocą Twittera, że PiS obawia się wyborów parlamentarnych, nie chce oddać władzy i bardzo liczy na wagnerowców. I pod pretekstem, że wagnerowcy atakują, w Polsce nie odbędą się wybory. Dlatego Tusk jako obrońca demokracji wyprowadzi ludzi na ulice i lud tę paskudną władzę PiS-u pogoni.

Jaki to jest sygnał dla Kremla?

– Sygnał jest taki, że wystarczy wywołać jakieś większe zamieszanie na polskiej granicy, a wagnerowcy się do tego doskonale nadają. Przypomnę, że wagnerowcy to nie jest armia rosyjska, ale prywatne, nie bardzo wiadomo czyje pospolite ruszenie, „wojsko”, którego jak powiedział w rozmowie z Putinem cytowany przez pana redaktora Łukaszenka, nie jest łatwo utrzymać w ryzach, bo tak bardzo rwą się odwiedzić Warszawę i Rzeszów. Wyobraźmy sobie, że rzeczywiście wagnerowcy podejmą się czegoś takiego i zaatakują polską granicę. Oczywiście, mamy świadomość, że ta garstka bandytów, nawet dobrze wyszkolonych, nie jest w stanie zagrozić nam militarnie, bo to nie jest żadna siła, która mogłaby stanąć w szranki z Wojskiem Polskim, ale jest to siła, której działania mogłyby nam skomplikować sytuację. To zaś wymagałoby interwencji państwa polskiego i podjęcia nadzwyczajnych środków. W związku z tym pojawia się pytanie, czy w takiej sytuacji można przeprowadzić wybory parlamentarne czy też nie? Jeżeli nie można, to do akcji wkracza Donald Tusk i jego akolici i mamy powtórkę – może w innej kolejności – z tego, co działo się w 1939 roku. Tam najpierw uderzają Niemcy, a następnie Sowieci, a tu najpierw uderzają ruscy, a klienci Niemców robią to samo. Więc tego typu wariant może być rozpatrywany, mam tylko nadzieję, że polskie władze, Ministerstwo Obrony Narodowej i wszystkie służby tajne, zdają sobie sprawę z tego zagrożenia, że biorą to pod uwagę i się do tego przygotowują.

Zatem Donald Tusk i jego akolici dają pożywkę do ataku na Polskę nie tylko Berlinowi i Brukseli, ale także Putinowi?

– Dokładnie tak. Dlatego nie bez przyczyny wspomniałem o pakcie Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku.

Mówiąc o zagrożeniu ze strony wagnerowców, trzeba też chyba brać pod uwagę słowa ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ Lindy Thomas-Greenfield, która wyraziła się jasno, że taki atak wojaków Prigożyna zostanie uznany za atak ze strony władz Rosji?

– Nie ma wątpliwości, że Grupa Wagnera to zbrojne ramię Rosji, ale pamiętajmy też, że zanim wybuchła II wojna światowa, to mieliśmy też bardzo poważny sojusz z takim mocarstwem jak Wielka Brytania, która zobowiązała się, że nie odpuści Niemcom, gdyby odważyły się zaatakować Polskę. Jak ten sojusz wyglądał w praktyce, też wszyscy wiemy.

Czy sojusze, jakie mamy dzisiaj, mogą zniechęcić Putina?

– Nie sądzę, choć decydując się na taki krok, musi brać i ten scenariusz pod uwagę. Putin cały czas szuka sposobu, żeby zdobyć przewagę i wygrać na Ukrainie. Być może doszedł do wniosku, że nie uda mu się zrealizować tego celu bez usunięcia zaplecza wspierającego Ukrainę, któremu na imię Polska. Trzeba więc wykonać operację, która może ten plan Moskwy uskutecznić.

Jakie są szanse powodzenia takiej operacji i czy Putin nie bierze pod uwagę, że bojownicy Prigożyna są z góry skazani na porażkę?

– Moim zdaniem nie ma żadnych szans powodzenia takiej misji, ale to nie oznacza, że w podobny sposób oceniają to władze na Kremlu i że z takiego zamiaru destabilizacji Polski łatwo zrezygnują. I tu nie chodzi o żadne tzw. zielone ludziki, tylko o działania dość dobrze wyszkolonych bandytów Prigożyna, którzy będą używali broni. Co więcej, będziemy słyszeć zarówno z ust Łukaszenki, jak i Putina, że oni z tymi ludźmi nie mają nic wspólnego i że nie byli w stanie powstrzymać pod kontrolą garnących się do walki wagnerowców. Przecież niedawno mieliśmy bunt wagnerowców w Rosji, groźby pod adresem Putina, rozpoczął się nawet marsz na Moskwę tych buntowniczych oddziałów.

Tylko czy nie był to kontrolowany spektakl, który miał właśnie przesunąć tych zbrodniarzy na Białoruś w okolice granicy z Polską, aby się na nas odegrać za wspieranie Ukrainy?

– Nie wiem. Natomiast już padały stwierdzenia, że Grupa Wagnera to jest coś, co niby samoistnie wyrosło, że są to ludzie, którzy de facto robią, co chcą, i za to nie odpowiadają. Dlatego Putin każde ich działanie będzie tłumaczył, mówiąc, że nie ma z tym nic wspólnego, że Prigożyn to buntownik, który chciał go obalić i maszerował już na Moskwę. Takiej narracji ze strony Kremla możemy się spodziewać.

Patrząc na to, jak rozwija się sytuacja i jak może się jeszcze rozwinąć, Zachód – zdaje się – nie wyciągnął żadnych wniosków z 2014 roku i destabilizacyjnych działań tzw. zielonych ludzików na Ukrainie?

– Niestety, Zachód – mam na myśli Niemców i Francuzów – zignorował te działania związane z aneksją Krymu w 2014 roku, ale także wcześniejsze znaki ostrzegawcze dotyczące agresywnych poczynań Rosji, m.in. napaści na Gruzję w 2008 roku. Putin skrzętnie to wykorzystał, przygotowując się do decydującego – jak mu się wydawało – uderzenia na Ukrainę.

Obecność wagnerowców w pobliżu przesmyku suwalskiego, nieopodal Grodna, może być także poważnym zagrożeniem dla Litwinów…

– To prawda, ale moim zdaniem to Polska jest głównym celem, ponieważ w ocenie Putina Polskę trzeba bezwzględnie wyeliminować. Jeżeli Kreml chce wygrać na Ukrainie, to musi wcześniej wyłączyć z gry Polskę. Putin ma świadomość, że bez tego wygrać z Ukrainą się po prostu nie da.

Biorąc to wszystko pod uwagę, wydawałoby się, że sprawa bezpieczeństwa Polski powinna być ponad podziałami, tymczasem znów dzieli polityków?

– A czego się pan spodziewał? Przecież bezpieczeństwo to doskonałe paliwo dla opozycji – zwłaszcza tak totalnej jak w Polsce, która wykorzysta każdą nadarzającą się okazję, żeby dołożyć Zjednoczonej Prawicy, i choćby po trupach, ale osiągnąć cel – władzę. Nie da się tego tematu rozważać ponad podziałami. To tak, jakby pan chciał przekonać w 1939 roku niemieckich dywersantów wywodzących się z mniejszości niemieckiej, żeby ponad podziałami działali na korzyść Polski i stanęli w jej obronie.

Jaki zatem może być scenariusz, biorąc pod uwagę nieobliczalność wagnerowców?

– Z całą pewnością spokojnie nie będzie. Mam tylko nadzieję, że spodziewamy się różnych działań i że jesteśmy dobrze przygotowani na każdą ewentualność. Mamy dobrze wyszkolone oddziały Straży Granicznej, Wojsko Polskie też jest tam obecne. Ponadto w związku z napiętą sytuacją w rejon granicy z Białorusią zostały oddelegowane dodatkowe oddziały wojska, policji, także kontrterroryści.

A jak przeciwstawić się szkodliwym dla Polski działaniom totalnej opozycji? 

– Nie ma na to skutecznego sposobu, dlatego że oni korzystają – zresztą nie tylko oni, bo Rosja też na tym korzysta – mianowicie ze zdobyczy demokracji. A ustrój demokratyczny charakteryzuje się tym, że każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, manifestować je, mówić, że się nie zgadza z tą czy inną władzą itd. W tej sytuacji próba opanowania tego wszystkiego, próby zdyscyplinowania, będą przedstawiane jako objaw dyktatury, totalitaryzmu, prześladowania nieszczęsnej opozycji. W związku z tym jazgot się podniesie w Brukseli, opozycja wyprowadzi jakichś ignorantów na ulice i będzie to rzekomo przejaw demokratycznego sprzeciwu wobec sprawujących władzę.

Ale to przecież nie oznacza, że rozsądni Polacy mają wyłączyć myślenie? 

– I to jest cały problem. Mam nadzieję, że nas zdroworozsądkowo myślących jest więcej. Jest też pytanie, czy można delikatnie, łagodnie rozwiązać problem, który wcale łagodny nie jest…? 


Dziękuję za rozmowę. 

Mariusz Kamieniecki

https://naszdziennik.pl/mysl/280662,nie-mozna-bagatelizowac-zagrozenia.html


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka