„Niezależnie od pragnień niektórych osób i prób wywarcia na nas presji, z całym szacunkiem – będziemy posuwać się na polu walki w sposób, który uważamy za najlepszy.”
Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla BBC
.............................................................
W lutym 2022 r. Rosja napadła na Ukrainę. Mamy czerwiec 2023 r., minął 484 dzień bohaterskiej obrony Ukrainy. Federacja Rosyjska to mocarstwo nuklearne, dysponujące armią ocenianą przez znawców wojskowości jako druga w świecie, po siłach zbrojnych USA, ale przed armią komunistycznych Chin (?). Wprawdzie nieudolne poczynania na Ukrainie osłabiły bardzo wojenną reputację sołdatów Putina, ale materialna przewaga Rosjan nad broniącymi się Ukraińcami jest niekwestionowana. Ludnościowo i w ilości uzbrojenia Ukraina ustępuje Rosji, a to oznacza, że Rosja wojnę powinna wygrać. Tak to teoretycznie wygląda!
Powoli do przodu.
Rosyjscy dowódcy wygrywali wtedy, gdy dysponowali dużą przewagą w ilości żołnierzy (marsz. Żukow rozpoczynał natarcie, jeśli miał 10-krotną przewagę). Ludiej u nas mnogo" - zwykł mawiać Józef Stalin i oto tym razem w 2023 r. na Ukrainie Rosja cierpi na brak wojska! Mówi się, że po stronie rosyjskiej na froncie jest 200-300 tys. żołnierzy. Tymczasem słabsza Ukraina ma około 700 tys. wojska. Rosja chcąc zwyciężyć musiałaby dysponować 3-krotną przewagą, czyli musiałaby wystawić przeciwko Ukraińcom ponad dwa miliony żołnierzy. Z różnych powodów nie jest w stanie takiej liczby zmobilizować.
Biorąc pod uwagę obecne stany wojsk na froncie można założyć, że jeśli Ukraińcy przygotowując się do kontrofensywy zdołali rozwinąć swoją armię do miliona żołnierzy (co zapowiadał ukraiński głównodowodzący gen. Waleryji Załużny) to by oznaczało, że na poziomie strategicznym mają wymaganą przewagę (Rosjanie – 300 tys. kontra Ukraińcy 1 mln.). A to oznacza, że powinni uzyskać powodzenie kontratakując. Prezydent Zełenski jakiś czas temu mówił, że jego wojsko osiągało stan pozwalający podjąć działania wyzwalające tereny okupowane przez Rosjan w tym Krym. Źródła zachodnie podawały, że na Ukrainie sformowano dodatkowo 16 brygad i ponad 80 tys. żołnierzy ukraińskich zostało już przeszkolonych przez NATO, w tym w Polsce, w posługiwaniu się zachodnim uzbrojeniem i sprzętem otrzymywanym z Zachodu, w tym z Polski. Czyli nie można wykluczyć, że Ukraińcy posiadają przewagę strategiczną i mają dość sił, aby prowadzić operację przełamania na wybranym odcinku frontu jednocześnie zachowując postawę obronną/defensywną na pozostałym froncie. Walki toczą się przecież wzdłuż całej linii frontu
Obserwując sytuację na froncie widzimy, że strona ukraińska przejęła inicjatywę operacyjną w toczonych działaniach wojennych. Ukraińcy uderzają w kilku kierunkach nie ujawniając nigdzie większego wysiłku co oznacza, że starają się odnaleźć/ustalić słabe punkty w rosyjskim ugrupowaniu obronnym. Widocznie chcą wprowadzić Rosjan w błąd co do głównego kierunku ich ataku. W każdym razie na tym etapie, niemrawej - zda się - kontrofensywy, Ukraińcy próbują wybadać słabe punkty linii obronnej, aby następnie tam uderzyć i jednocześnie usiłują zmylić Rosjan, gdzie dojdzie do głównego uderzenia.
Istotnym ograniczeniem w działaniach wojsk ukraińskich są wymagania Zachodu w zakresie używania dostarczanego uzbrojenie. USA ciągle ostrzegają Ukrainę, żeby nie używała amerykańskiej broni do ataków na terytorium Rosji. W Stanach Zjednoczonych czy generalnie na Zachodzie cały czas są obawy, że Ukraina przekraczając jakąś „czerwoną linię” doprowadzi do wybuchu III wojny światowej, wojny między Zachodem a Rosją. Zachód się tego boi i chciałby tego uniknąć. Moskwa o tym wie i tym straszy, jakkolwiek nie ma takich sił, żeby odważyć się na wojnę z Zachodem. Kreml stosuje więc groźby bez pokrycia, które w polityce czasami odnoszą skutek i na co w tym przypadku liczy Moskwa. W każdym razie pojawiające się coraz częściej uderzenia w cele na terytorium Rosji i rajd antyputinowskich rosyjskich oddziałów w obwodzie biełgorodzkim wskazują, że Ukraińcy starają się przenbieść działania wojenne także na terytorium Rosji.
Jak to z przewagą bywa
Rosja materialnie przeważa nad Ukrainą. Mamy podobny przykład „przewagi” z historii Polski; po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. w rok później Polska znalazła się na trasie marszu armii bolszewickiej zmierzającej do Niemiec. Michaił Tuchaczewskij dowódca jednej z sowieckich armii w 1920 r. w rozkazie do podległych oddziałów wołał: „Droga do światowego pożaru wiedzie przez trupa Polski. Naprzód towarzysze! […] Na Wilno, Mińsk, Warszawę – marsz!”.
Istniejący w świadomości Polaków obraz tamtej wojny, w której atakująca bolszewia to masa prącej naprzód na oślep bezładnie hołoty, a z drugiej strony wspierana przez Zachód nowoczesna i dobrze uzbrojona armia polska, walcząca rozważnie i uderzająca celnie, to niestety nieprawda. Wbrew pozorom bolszewicki agresor górował nad Polakami nie tylko liczebnie, ale także jakością armii, uzbrojenia i jej dowództwa.
Armia bolszewickiej Rosji została sformowana z sił, którymi dysponowała Rosja carska. Ta armia miała jednolite uzbrojenie i umundurowanie, dowodzili nią oficerowie byłej armii carskiej (około 50 tys., w tym tysiąc generałów wstąpiło do armii bolszewickiej aby walczyć z Polakami). Przy każdym ex-carskim dowódcą stał bolszewicki komisar pilnujący prawomyślności komandira, ale jego kompetencje dowódcze były wykorzystywane, a do tego wielu byłych wojskowych carskich uległo bolszewizacji, jak chociażby wspomniany Tuchaczewskij. Bolszewicy zachowali też wojskowych fachowców – np. artylerzystów, stąd artyleria bolszewicka była na wysokim poziomie, a w tamtym czasie to była broń decydująca na polach bitewnych. Na wojnie z Polską związkami operacyjnymi i operacyjno-taktycznymi dowodzili generałowie i pułkownicy byłej armii carskiej, absolwenci elitarnych akademii sztabu generalnego w Petersburgu i Moskwie. Wszyscy oni mieli doświadczenie bojowe z lat I wojny światowej, gdzie dowodzili dywizjami, korpusami, frontami, a nawet, jak naczelny dowódca armii carskiej gen. Aleksiej Brusiłow, dowodzili na najwyższym szczeblu. Dodajmy, że w szeregach armii bolszewickiej znalazło się też ponad 100 tys. Niemców różnych specjalności wojskowych, a Niemcy popierały Rosję blokując dostawy amunicji i uzbrojenia dla walczącej armii polskiej; taką samą blokadę zarządziły sprzyjające Rosji władze Czechosłowacji, niemieccy dokerzy w Gdańsku nie chcieli rozładowywać statków z zaopatrzeniem dla polskiego wojska. Uwzględniając więc powyższe trzeba stwierdzić, że Rosja miała wszelkie warunki, aby wojnę z Polską wygrać i dysponowała machiną wojenną, której Wojsko Polskie nie powinno było sprostać.
Państwo polskie odrodzone po ponad wieku niewoli nie dysponowało takimi środkami jak Rosja bolszewicka, żadnych podobnych zasobów na ziemiach odradzającego się państwa polskiego po prostu nie było. Budowane z wielkim mozołem Wojsko Polskie było zbiorowiskiem żołnierzy wywodzących się z armii zaborczych, z polskich formacji zbrojnych (Legiony, Błękitna Armia), różnie szkolonych, organizowanych, umundurowanych i do tego uzbrojonych w różnorodną broń, np. karabinów w WP było ponad trzydzieści typów, do każdego był potrzebny inny rodzaj amunicji, u bolszewików był jeden typ karabinów. Zaopatrzenie, logistyka polskiej armii, były skrajnie trudne. Na czele polskich dywizji, armii, frontów nie było absolwentów wyższych uczelni wojskowych. Wódz Naczelny Józef Piłsudski był samoukiem wojskowym z praktyką wojenną na stanowisku dowódcy brygady. Także dowódcy wyższego szczebla, poza nielicznym wyjątkami, nie mieli wyższego wykształcenia wojskowego, a w czasie I wojny światowej dowodzili najwyżej pułkami, brygadami. Do tego wsparcie Zachodu, głównie Francji, ograniczało się do pomocy intelektualnej (wysłano grupę oficerów z gen Weygandem) i dostaw uzbrojenia z francuskiego demobilu. Zwłaszcza Anglia (premier Lloyd George) traktowała Polskę i jej potrzeby z najwyższą niechęcią usiłując porozumieć się z Rosją i wymusić na Polakach fatalny dla państwa polskiego przebieg granic (linia Curzona). A jednak mimo tego Polska wygrała chociaż nie było w tamtych czasach NATO i nie było też żadnych oddziałów zachodnich sojuszników na terenie Polski.
W sierpniu 1920 r. ruszyła polska kontrofensywa znad Wieprza z jednoczesną bohaterska obroną Warszawy, a następnie bitwa nadniemeńska przekształciły atak wojsk sowieckich w katastrofalną ucieczkę. Wojna 1918-1921 jest przykładem pełnego wykorzystanie narodowych środków obrony państwa: narodu, armii, warunków terenowych oraz regularnych i nieregularnych form walki. Taka też jest obecna wojna Ukrainy z Rosją. Wtedy Polacy zatrzymali pochód bolszewicki, a broniąc Polski uratowali też Zachód. Prezydent Ukrainy ciągle podkreśla, że Ukraińcy walczą nie tylko o swoją wolność, ale także o naszą, całej Europy, czyli jakby o to samo chodzi. Mówi ambasador Ukrainy Wasyl Zwarycz: „Polska w swojej historii też doznała podobnej sytuacji w 1920 roku, kiedy horda bolszewicka najeżdżała na Europę. Wtedy liczba polskich bohaterów, polskich żołnierzy była wielokrotnie niższa niż szeregi bolszewików. Co się jednak wydarzyło? Cud nad Wisłą. Polska była jednak w stanie obronić całą Europę przed najeźdźcą bolszewickim. Nikt w to nie wierzył. Kraje, od których Polska wtedy oczekiwała pomocy, też nie były bardzo chętne nieść tę pomoc.”
Rozpoczęta właśnie kontrofensywa ukraińska powinna przynieść Ukrainie zwycięstwo.
Inne tematy w dziale Polityka