Trwa wojna ma Ukrainie. Na froncie toczą się walki pozycyjne i mamy sytuację patową – ani Ukraińcy ani Rosjanie nie mają sił do podjęcia działań ofensywnych. Zacięte walki toczą się w rejonie Bachmutu. Są opinie, że to ważny strategicznie punkt zarówno dla Ukraińców jak i dla Rosjan. Ale można sądzić, że ten rejon jest ważny dlatego, iż to miejsce, gdzie Rosjanie usiłują przełamać front ukraiński. Gdyby to się im udało ogłosiliby sukces, a tym samym poprawiliby swoją pozycję, jeżeli idzie o ewentualne rozmowy pokojowe. Wtedy bowiem politycy na Zachodzie wyczekujący zakończenia wojny mogliby naciskać na Kijów: Rosjanie wygrywają więc trzeba zgodzić się na rozmowy pokojowe i jakieś ustępstwa.
Potrzebne czołgi i działa?
Eksperci, zwłaszcza zachodni mówią, że wojna w Ukrainie może potrwać latami. Ukraińscy wojskowi i politycy twierdzą, że powinna się rozstrzygnąć w tym roku. Można mieć zaufanie do Ukraińców biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg wojny i to w jak umiejętny i efektywny sposób potrafili zorganizować obronę kraju. Należy bardziej polegać na tym, co mówią ukraińscy dowódcy, że wyzwolą okupowane terytoria, niż różnego rodzaju „eksperci”. Zwłaszcza, że ci ostatni często mylili się chociażby negatywnie oceniając szanse obrony Ukraińców.
Należy spodziewać się, że wiosna tego roku będzie czasem, kiedy armia ukraińska przejdzie do kontrofensywy i wyprze Rosjan z terenów przez nich okupowanych. Żeby to jednak zrobić Ukraińcy muszą otrzymać ciężkie uzbrojenie ofensywne. Przede wszystkim broń pancerną, czołgi, wozy bojowe i oczywiście środki ogniowe, artylerię rakietową i lufową dużych kalibrów. Ukraińcy cały czas o tym mówią, mówi prezydent Zełenski, mówią ukraińscy wojskowi – takie uzbrojenie jest im niezbędne.
Amerykanie zapowiedzieli największy pakiet pomocy, który popłynie na Ukrainę. Nie wiadomo dokładnie co w nim znajdzie się, ale właśnie transport z ponad tysiącem pojazdów wojskowych, w tym czołgów, transporterów, dział samobieżnych już jest wyładowywany w duńskim porcie. To uzbrojenie ma trafić na flankę wschodnią NATO, do Polski, na Litwę i... na Ukrainę. Zapewne będą spełnione te oczekiwania, które strona ukraińska zgłaszała. Należy też założyć, że strona amerykańska posiada informacje, które mówią, iż kontrofensywa ukraińska będzie skuteczna i Ukraina może wojnę wygrać, jeżeli wspomnianą pomoc otrzyma ze strony Zachodu. Zdaje się temu właśnie były poświęcone ostatnie rozmowy prezydenta Stanów Zjednoczonych z kanclerzem Niemiec. Czy władze Niemiec zaczną zmieniać zdanie, co do tego, jaki sprzęt trzeba posłać Ukraińcom i zrozumieją, że nie warto trzymać się przegrywającego Putina?
W tym kontekście pojawia się kwestia przekazania wojsku ukraińskiemu niemieckich czołgów Leopard. Ma je na uzbrojeniu nie tylko Bundeswehra. Polska deklaruje przekazanie Ukrainie kompanii leopardów (14 czołgów) i władze Rzeczpospolitej ogłosiły, że będą zabiegały o zbudowanie sojuszu państw natowskich posiadających leopardy mogących je wysyłać Ukrainie. Polska mogłaby swoje leopardy przekazać Ukrainie, ma ich 247, ale nie może ogołocić własnego wojska z czołgów – nie dotarły jeszcze do Polski amerykańskie M1 Abrams i koreańskie K2 Black Panther w zamówionej ilości. Chodzi więc o to, aby inne państwa natowskie, które mają na uzbrojeniu leopardy, a nie graniczą tak jak Polska z rejonem konfliktu, znajdują się z dala od miejsca wojny, wsparły Ukrainę.
Miejmy nadzieję, że do porozumienia państw natowskich w tej sprawie dojdzie i leopardy w większej liczbie trafią na Ukrainę. Jak dotąd zachęcone polskim przykładem Finlandia, a po niej Dania już zapowiedziały, że przekażą leopardy, podobną deklarację złożyła też Wielka Brytania gotowa przekazać swoje czołgi Challenger 2. Niemcy ciągle "nie wiedzą" co mają zrobić?
Pozostaje pytanie, czy Ukraina dostanie na czas potrzebne uzbrojenie?
Wojna wygrana?
Rozważając szanse Ukrainy w wojnie nie trzeba odwoływać się do wiary w jej zwycięstwo, ale należy wyciągnąć wnioski z dotychczasowego przebiegu działań wojennych. Okazało się ponad wszelką wątpliwość, że Rosja nie jest mocarstwem zdolnym zgromadzić takie siły, którymi mogłaby zmiażdżyć ukraińską obronę. Nie była w stanie opanować Kijowa i Charkowa, musiała ustąpić z zajętego Chersonia. Wprawdzie rozpoczynając tzw. operację specjalną Putin zlekceważył Ukraińców i ich możliwości obronne, ale po kilku miesiącach wojny musiał przecież zorientować się, że ma do czynienia z wymagającym przeciwnikiem. Pytanie wobec tego: dlaczego w ciągu początkowych miesięcy nie zdołał uruchomić swego, podobno, potężnego potencjału? Może dlatego, że go po prostu nie ma. A skoro tak, to pojawia się kolejne pytanie: czy będzie miał go teraz, nie może przecież tej wojny prowadzić bez końca.
Rosja jest mocarstwem i teoretycznie powinna mieć ogromne siły, ale jak widać, nie potrafi ich zmobilizować w formie sprawnych i licznych oddziałów bojowych. Oddziałów, które będą dobrze dowodzone i mają wysokie morale – w minionych wojnach rosyjscy dowódcy wygrywali bitwy używając ogromnej przewagi w ludziach i sprzęcie. Pamiętajmy też, że armia to nie tylko czołgi, działa, ale to także dowódcy i morale żołnierzy, którzy wykonują ich rozkazy. Jeżeli morale jest „pod zdechłym Azorem”, a tak jest w przypadku Rosjan, a dowództwo nieudolne, to na froncie nie będzie sukcesów. Jeżeli idzie o sprzęt, to też nie widać zaawansowanej techniki wojskowej, którą podobno miała mieć Rosja. Nie dostrzegamy by po stronie rosyjskiej działo się coś nadzwyczajnego, jeśli idzie o technikę wojskową. Wręcz odwrotnie - okazało się, że żołnierze ukraińscy, którzy przecież nie mogą być najlepiej przygotowani, aby posługiwać się bronią otrzymaną z Zachodu, potrafili przy pomocy tego uzbrojenia wykazać przewagę, że jest ono dużo lepsze od tego, którym dysponuje strona rosyjska. Wiele więc zmierza w tym kierunku, żeby Rosja wojnę przegrała.
Ukraina stara się o członkostwo w Unii Europejskiej i słyszymy głosy, że nawet jeśli wygra wojnę to proces jej wchodzenia do UE może trwać latami. Zapewne tak będzie, ale to nie powinno przeszkodzić w procesie odbudowy Ukrainy. Wprawdzie istnieje w Polsce pogląd, że obecność w Unii Europejskiej oznacza rozwój, dobrobyt, ale przecież wiemy, że są państwo na terenie Europy, które do Unii nie należą, a mają się całkiem dobrze. Więc to nie jest tak, że członkostwo UE to warunek sine qua non odbudowy Ukrainy.
Ukraina będzie aspirować do członkostwa w Unii Europejskiej i może tak być, że po stronie różnych ośrodków kierowniczych państw europejskich nie będzie chęci do jej przyjmowania. Ale to nie przeszkadza, aby Ukraina się odbudowała, rozbudowała i umacniała jako państwo niezależne i niepodległe od Rosji. Zwłaszcza, że wielu będzie chciało inwestować, bo Ukraina to kraj licznych bogactw naturalnych, dużych możliwości wytwórczych, to rolniczo bardzo obiecujący i ciekawy kraj. W związku z tym pojawią się chętni, którzy będą chcieli uczestniczyć w odbudowie Ukrainy. Polska może tu odegrać specjalną rolę nadal wspomagając Ukrainę.
Nasz sąsiad może mieć przed sobą piękną przyszłość, ale droga, po której będzie kroczyć, nie będzie łatwa. To będzie wielki wysiłek dla narodu ukraińskiego, kto wie, czy nie większy dla niż ten, kiedy Ukraińcy walczą z najazdem rosyjskim. Ale najpierw Ukraina musi wojnę wygrać.
Ład światowy utrzymany?
Wizyta prezydenta Zełenskiego w amerykańskim Kongresie, jego przyjęcie przez amerykańskich polityków wskazują, że USA nie zamierzają naciskać na prezydenta Ukrainy, aby usiadł do stołu negocjacji i ustępował Putinowi. To zaś oznacza, że Stany Zjednoczone chcą utrzymać swoją pozycję gwaranta ładu międzynarodowego, który się ukształtował w świecie po rozpadzie Związku Sowieckiego. I chcą, między innymi wspierając Ukrainę, umocnić gwarantowany przez siebie ład, a Polska ma odgrywać istotną rolę w powstrzymaniu imperialnych zamiarów Rosji. To zdaję się być oczywiste.
Dla USA ustępstwa w stosunku do Rosji kosztem Ukrainy, inaczej niż to było po zakończeniu II wojny światowej, kiedy zgodziły się na ustępstwa wobec Stalina, między innymi kosztem Polski, teraz nie wchodzą w rachubę. Ameryka tak dużo zainwestowała w Ukrainę militarnie i finansowo, i moralnie, że przegrana Ukrainy byłaby poniekąd i jej porażką. Ośrodki decyzyjne Stanów Zjednoczonych doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Niektórzy politycy krajów zachodnich, chociażby Francji czy Niemiec, nie wyobrażają sobie świata bez potężnej Rosji. To nic nowego. Także dawniej politycy Zachodu nie wyobrażali sobie świata bez potężnego imperium Rosji carskiej, a rozsypało się to imperium. Później nie wyobrażali sobie świata bez Związku Sowieckiego. Eksperci „kremlinolodzy”, znawcy ZSRS nie przewidzieli jego rozpadu, a Związek Sowiecki też się rozpadł. Dawne republiki sowieckie to dziś niepodległe państwa, które uwalniają się spod nacisku Rosji, najlepszym przykładem jest Ukraina. Więc jeśli Federacja Rosyjska rozpadnie się na kolejne mniejsze organizmy państwowe, co jest bardzo prawdopodobne, to nic strasznego nie stanie się. Stanie się tylko tyle, że imperializm rosyjski zniknie, albo co najmniej straci swoje zęby i nie będzie mógł kąsać.
Na świecie były już różne mocarstwa, które miały wpływy, a potem je traciły. Czy świat nie poradził sobie po tym, jak rozpadło się imperium Mongołów, imperium otomańskie, tureckie? Były czasy, gdy było Imperium Brytyjskie „nad którym słońce nie zachodziło” - obejmowało niemal jedną czwartą globu, a co piąty mieszkaniec planety żył pod panowaniem korony brytyjskiej. Co dzisiaj zostało z tego imperium? Niewiele, burmistrz Londynu pakistańskiego pochodzenia, który jest potomkiem przybyszy z kolonii brytyjskiej.
Świat co jakiś czas znajduje się w takim położeniu, że mocarstwa w wyniku różnych procesów znikają, a pojawiają się nowe. Taka jest kolej rzeczy. Świat będzie więc funkcjonował także bez imperium rosyjskiego. Były dwa rosyjskie podejścia, aby je stworzyć, były imperium carów i imperium towarzyszy spod czerwonej gwiazdy. Teraz mamy trzecią próbę, którą podjął Putin. Wszystko wskazuje, że będzie to ostatni raz. Następuje kres imperialnych ciągot, które wyrażali Moskale w swojej historii.
Chiny natomiast zyskają wolną od Rosji przestrzeń do zagospodarowania w Azji Centralnej. Zresztą Chiny już to robią wchodząc na tereny, które jeszcze do niedawna były zawsze w strefie rosyjskich wpływów. Przedtem Rosji carskiej, później sowieckiej, a ostatnio Rosji putinowskiej. Tam dziś pojawiają się Chińczycy – politycznie, gospodarczo, ale zdaje się, że i wojskowo. Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan, azjatyckie republiki, które były w obrębie imperium rosyjskiego, a które dzisiaj są niezależnymi państwami, ale ta niezależność była dotąd limitowana przynależnością do Wspólnoty Niepodległych Państw stworzonej przez Rosję. Teraz otwiera się przestrzeń dla Chin, a Rosja traci swoje azjatyckie wpływy.
Polska, aby sprostać roli jaką powinna odgrywać w regionie środkowo-wschodniej Europy musi tworzyć duży potencjał gospodarczy i wojskowy współpracując z USA oraz państwami regionu (Trójmorze/Międzymorze). MON zapowiada zakupy dużych ilości ciężkiego uzbrojenia, a do istniejących dywizji - 11 pancernej, 12 i 16 zmechanizowanych, budowanej czwartej 18 dywizji zmechanizowanej ma dołączyć piąta 1 Dywizja Piechoty Legionów na Podlasiu. Zapowiedziano też formowanie kolejnej dywizji w południowo-wschodniej Polsce.
Sądząc po tym Polska w planach USA ma być państwem, które odgrywa kluczową rolę, jeżeli idzie o flankę wschodnią NATO. Dlatego powinna dysponować siłą militarną, która będzie gwarantem bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Coraz więcej wskazuje, że Polska szykuje się do pełnienie roli gwaranta bezpieczeństwa we wschodniej części kontynentu europejskiego. Czy jednak tak będzie?
Inne tematy w dziale Polityka