Spośród wielu anegdot z czasów II Rzeczypospolitej jedna opowiada o tym, jak Wieniawa-Długoszowski wychodził z warszawskiej „Adrii” z Adolfem Dymszą. Panowie byli w stanie mocno „wskazującym” i Wieniawa miał powiedzieć – Dodek, skończyły się żarty, zaczynają się schody.
*****
III Rzeczypospolita wybrała związek z Zachodem (NATO, UE) jako gwarancję swego bezpieczeństwa. Przy tym z racji na pozycję USA w światowym ładzie międzynarodowym, jaki uformował się po rozpadzie bloku sowieckiego Warszawa wybrała jako głównego strategicznego partnera Waszyngton. Tak postępowały wszystkie kolejne rządy III Rzeczypospolitej, nie tylko rząd PiS manifestujący silnie związki z USA w czasach prezydentury Donalda Trumpa. Można powiedzieć, że bez względu na to, kto stał na czele amerykańskiego mocarstwa, republikanin Busch, demokrata Obama, stosunek władz III Rzeczypospolitej do Ameryki był ten sam – podkreślano zawsze, że USA to najważniejszy sojusznik Polski, gwarant jej bezpieczeństwa.
Mamy w Białym Domu Joe Bidena i w Polsce kłopot – nie dlatego wcale, że obecny prezydent USA obraził się na Polskę bo prezydent Duda nie śpieszył się ze złożeniem hołdu. Mamy kłopot bowiem coraz więcej wskazuje, że kierownicy polityki zagranicznej USA inaczej widzą interesy USA, niż to było dotąd. Polska i region środkowoeuropejski nie wydają się im już tak ważne. Na plan pierwszy wysuwa się partnerstwo z Niemcami i Rosją, stąd zresztą zmiana polityki USA w kwestii Nord Stream 2. Wchodzą w fazę realizacyjną zabiegi państw takich jak Rosja dążących do zmiany ładu światowego na układ wielobiegunowy („koncert mocarstw”). To może oznaczać różne zagrożenia i wyzwania dla pozycji i statusu III Rzeczypospolitej jako państwa niepodległego i suwerennego.
Władze Rzeczypospolitej w znacznej mierze zaczęły to dostrzegać stąd mamy nie tylko zabiegi o dobre relacje z USA (co zdaje się zawodzić), ale próby budowania wspólnoty interesów politycznych i gospodarczych z sąsiadami (Grupa Wyszehradzka, projekt Trójmorze) i tworzenie związków stopujących poczynania Rosji: Trójkąt Lubelski – współpraca polsko-litewsko-ukraińska i „Trilog” Polska-Rumunia-Turcja dla zapewnienia bezpieczeństwa w rejonie Morza Czarnego. Inicjatyw polskich w regionie środkowowschodnim Europy jest zresztą więcej i wszystkie one wywołują negatywne emocje na Kremlu, co jest zrozumiałe, ale nie cieszą się też sympatią w Berlinie i Paryżu, co na pierwszy rzut oka może dziwić, ale… postawę Europy Zachodniej można tłumaczyć tym, że zwłaszcza Niemcy nie chcą, aby za ich wschodnią granicą wyrósł ośrodek siły kierowany przez Polaków, z którym trzeba będzie się liczyć. Jak dotąd polskie inicjatywy, zwłaszcza Trójmorze wspierali Amerykanie – jaki będzie los polskich wysiłków jeśli Polska straci amerykańskie wsparcie?
Zabierając głos w kwestiach polskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego od dawna podnosiłem, że bezpieczeństwa nie wolno uzależniać od zachowań czynników na które władze RP nie mają wpływu, nawet, jeśli tym niezależnym czynnikiem są Stany Zjednoczone. Moje poglądy w tych kwestiach ostatnio przypomniałem raz jeszcze w tekście „Interesy są wieczne” https://zyciestolicy.com.pl/felieton-prof-romualda-szeremietiewa-interesy-sa-wieczne/
Coraz częściej pojawiają się refleksje, czy aby Polska nie znalazła się znowu w fatalnym położeniu „między Niemcami a Rosją”, a skoro tak, to jaka powinna być nasza polityka. Z racji „europejskich” silnie brzmi opcja proniemiecka, która coraz głośniej woła: Polacy idziemy pod Niemca! Pojawiły się książki przekonywujące, że w przeszłości władze II Rzeczpospolitej popełniły ciężki błąd nie wiążąc się z Hitlerem. Na taki temat można spotkać opracowania próbujące z „rewizjonistycznych” pozycji uzasadnić przymierze z Hitlerem. Wniosek można wysnuć taki: skoro w 1939 r. warto było iść z kanclerzem Hitlerem, to cóż dopiero teraz z kanclerz Merkel.
Istnieje jednak wśród Polaków dość powszechne przekonanie, że Niemcy i Rosja zawsze porozumieją się kosztem Polski więc o żadnych sojuszach z Niemcami mowy być nie może. To prawda potwierdzona historycznie, ale tylko częściowa prawda. Zdarzało się bowiem w przeszłości, że cele strategiczne Niemiec i Rosji wykluczały się. Dochodziło między nimi do konfliktów (dwie wojny światowe). Tyle, że z racji położenia naszego „między Niemcami a Rosją” te konflikty dewastowały Polskę.
Do niedawna wspólnym celem Niemiec i Rosji było usunięcie wpływów amerykańskich z Europy. Niemcy po rozpadzie Związku Sowieckiego i zjednoczeniu przestały bać się najazdu sowieckich czołgów, poczuły swoją siłę gospodarczą i uznały, że opieka USA jest im niepotrzebna. Rosja z kolei po okresie „smuty” za rządów prezydenta Jelcyna otrząsnęła się i włożyła znowu buty rosyjskiego imperializmu - postanowiła odzyskać mocarstwową pozycję nie dopuszczając do ekspansji amerykańskiej (NATO) u swych granic. Tymczasem jednym z państw, w którym Amerykanie mieli największe wpływy w Europie okazała się Polska. Wokół niej zaczęły grupować się kraje sąsiednie, nazwane przez sekretarza obrony Donalda Rumsfelda „Nową Europą”, zacieśniające swoje relacje z USA. To irytowało Rosjan, ale także Niemców. Niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” podawał, że w kręgach politycznych Niemiec funkcjonuje pogardliwe powiedzenie o Polsce jako „trojańskim ośle” Ameryki.
Przegrana Donalda Trumpa, objęcie prezydentury przez Joe Bidena w istotny sposób zmienia sytuację. USA mogą już nie potrzebować „trojańskiego osła”. Podejmowana jest kolejna próba „resetowania” relacji z Rosją i nawiązanie bezpośrednio kontaktu Bidena z Putinem. Można powiedzieć, że niejako bez wysiłku, Berlin i Moskwa dopinają swego. Jednak wraz z tym przyszłość wzajemnych relacji między Niemcami a Rosją stała się niejednoznaczna. Pojawia się bowiem pytanie: czy w tle rysuje się sprzeczność strategicznych celów Niemiec i Rosji; czy Berlinem i Moskwą nie zaczną rozgrywki, kto będzie rządził w „naszej” części świata?
Czy to będzie Eurazja „od Władywostoku do Lizbony” pod przewodnictwem Kremla, jak chciałby prezydent Putin – w opinii ministra Ławrowa, nic nie stoi na przeszkodzie, aby Rosja i UE wspólnie pracowały nad tworzeniem jednej przestrzeń gospodarczej, czy jednak Europa zjednoczona przez Berlin podporządkowująca Niemcom rosyjski rynek zbytu dla europejskich, tj. niemieckich towarów, z Rosją, dostarczycielką surowców dla europejskiej, tj. niemieckiej gospodarki.
Kto więc będzie w XXI wieku numerem jeden „od Atlantyku po Ural”?
W Berlinie podkreśla się co prawda, że przyszłość Niemiec to Europa, ale to Niemcy chcą definiować europejskie interesy i uważają, że mają do tego prawo. A to oznacza, że interesy europejskie stają się tożsame z interesem Niemiec, a UE środkiem do ich realizacji, czasem w uzgodnieniu z Francją. Niemcy widzą siebie jako centrum Europy. Uważają się za jej naturalnego lidera w Unii. Pojawiają się opinie w niemieckiej publicystyce wskazujące, aby politycy niemieccy zaczęli stanowczo artykułować narodowe interesy Niemiec. Kiedy wiec w Berlinie uświadomią sobie istnienie sprzeczności niemieckiego interesu z interesem rosyjskim?
W Berlinie pojawiają się obawy przed mocarstwową polityką Rosji i wątpliwości, czy Kreml będzie respektował niemieckie interesy gospodarcze na swoim terytorium. Do tego kanclerz Merkel oględnie, ale jednak potępiła groźby szefa sztabu generalnego rosyjskiej armii straszącego Europę rakietami Iskander.
Zapewne wiedziała co robi. W styczniu 2012 r. (wg innych danych w listopadzie 2011 r.) w rosyjskim sztabie generalnym na zamkniętym posiedzeniu prezentowano zagrożenia dla bezpieczeństwa Rosji. Ówczesny szef sztabu gen. Makarow informował, że Polska myśli o zajęciu białoruskich obwodów brzeskiego i grodzieńskiego. Następnie wskazał na państwa bezpośrednio zagrażające integralności rosyjskiego terytorium: Estonia chciałby odzyskać tereny przygraniczne utracone po II wojnie światowej, a Finlandia chciałaby zwrotu Karelii. Wskazał też na roszczenia Norwegii do terenów na półwyspie Kola i do szelfu kontynentalnego na Morzu Barentsa. Jednak nowe było wskazanie, że zagrożony jest także okręg kaliningradzki przez Litwę i… NIEMCY! Mimo deklarowanych przez Moskwę bardzo dobrych stosunków między obu państwami rosyjscy wojskowi pierwszy raz wskazali na Niemcy jako zagrażające dla bezpieczeństwa Rosji.
Można natomiast powiedzieć, że związki polsko-niemieckie są obecnie silne, zwłaszcza w gospodarce – Polska eksportuje do Niemiec więcej niż USA. Wartość niemieckiego handlu z czterema państwami Grupy Wyszehradu ma większą wartość niż cały niemiecki handel z Chinami lub USA. Wartość wymiany handlowej Niemiec z Rosją jest daleko w tyle za wymianą z Polską. Kreml stara się zdominować Europę zarzucając na nią sieć swoich rurociągów gazowych, ale przecież nie ma tylu stanowisk w Gazpromie, aby wszystkich wpływowych Niemców zatrudnić, jak Putin to zrobił z byłym kanclerzem Schroederem. Jeżeli więc sprzeczność strategicznych interesów Niemiec z Rosją rzeczywiście ma miejsce, to nie trudno wnioskować, że podobnie jak w przypadku Turcji zmaleją taktyczne względy współpracy, co oznacza, że istnieją podstawy do budowania bliskich i partnerskich relacji między Warszawą a Berlinem.
W niemieckiej myśli politycznej są dwa modele wiązania Niemiec z regionem środkowoeuropejskim – Mitteleuropa i Lebensraum. Przy czym Lebensraum to rozwiązanie polegające na stworzeniu „przestrzeni życiowej” dla narodu niemieckiego z wyeliminowaniem, a nawet wyniszczeniem narodów mieszkających nad Wisłą, Niemnem i Dnieprem, koncepcję tę usiłował realizować Hitler. Nie wydaje się, aby współcześnie, nawet przy sprzeczności strategicznej z Rosją, Niemcy podjęły próbę zdobywania Lebensraum na wschodzie, a więc Drang nach Osten, zwłaszcza zbrojny, nam nie grozi. Czym innym jest projekt Mitteleuropa. Najpełniej koncepcję przedstawił Friedrich Naumann w książce pt. „Mitteleuropa” w 1915 r. Według niej Niemcy miały się stać mocarstwem bez zdobywania kolonii, ale dzięki umocnieniu się na kontynencie europejskim. Naumann pisał: „Oczy nasze kierują się ku przestrzeniom Europy Środkowej od Morza Północnego i Bałtyckiego do Adriatyku i południowych krańców równiny naddunajskiej. Weźmy mapę do ręki i zobaczymy kraje leżące pomiędzy Wisłą a Wogezami, pomiędzy Galicją a Jeziorem Bodeńskim. Przestrzeń tą wyobraźmy sobie jako jedność, jako kraj bratni, jako związek obronny, jako teren gospodarczy”. W tym związku miała też znaleźć się Polska. Naumann dostrzegał fiasko germanizacji Polaków i państwo polskie miało stanowić element związku Mitteleuropa.
Wpływowy publicysta Rafał Ziemkiewicz, nazywający siebie „neo-endekiem”, pisał w artykule „Polska realna – czyli jaka?” („Rzeczpospolita”, 26-09-2009): „Być może jednak trzeba dziś wyraźnie powiedzieć, że zachowanie suwerenności wyszło z naszego realnego zasięgu. W takim razie trzeba sobie zadać pytanie o mniejsze i większe zło. Największym byłoby bez wątpienia rozdzielenie w Polsce stref wpływów pomiędzy Rosję i Niemcy, jak wielokrotnie w przeszłości. Jeśli już musimy znaleźć się w całości w jednej ze stref, należy więc zadać sobie pytanie: Rosja czy Niemcy? Wystarczy porównać Wielkopolskę z Białostockiem, żeby uznać odpowiedź za oczywistą. Tym bardziej że współczesne Niemcy nie kwestionują polskiej odrębności i prawa do państwowości – co w wypadku Rosji nie jest oczywiste.”
Nie warto godzić się się z kapitulanckim stwierdzeniem, że „zachowanie suwerenności wyszło z naszego realnego zasięgu”. Trzeba natomiast uważnie obserwować w jakim kierunku zmierza polityka niemiecka i badać na ile są szanse ułożenia partnerskich relacji z Niemcami aby wspólnie przeciwstawić się rosyjskim naciskom.
W polityce polskiej naprawdę zaczynają się schody!
Inne tematy w dziale Polityka