Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1514
BLOG

Historia zdrady (5)

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

imageJednym z „dowodów”, gdy skazywano mnie w PRL za obalanie ustroju i godzenie w sojusz z ZSRR było opracowanie „W obcym interesie. Zarys historii Komunistycznej Partii Polski” mojego autorstwa ogłoszone pod pseudonimem Roman Mieczysłowicz w drugim obiegu w 1978 r.

Opracowanie ma pięć rozdziałów, opublikowałem już rozdziały 1- 4, poniżej rozdział 5. - ostatni.

---------------

5. Unicestwienie

W 1934 r. nawet w Moskwie nie mogło być złudzeń, że komuniści niemieccy przegrali. Nad Niemcami załopotały wprawdzie czerwone sztandary, ale z czarną swastyką. Pochody 1-majowe urządzała odtąd Niemcom NSDAP. Stalin wystraszył się, że „burżuje” zbyt łatwo skapitulują przed Hitlerem, a ten będzie mógł zorganizować zapowiadaną krucjatę antybolszewicką. Moskwa wprawdzie chciała wojny, ale miała to być wojna między „imperialistami”, dzięki której komuniści później mieli zebrać owoce zwycięstwa. Wojna, w której samotny ZSRR miałby jako pierwszy doświadczyć ataku Niemiec i Japonii była mało zachęcająca i skończyłaby się klęską Sowietów. W tej sytuacji Stalin musiał na pewien czas zapomnieć o socjalfaszyzmie i bronić „zgniłej” – według komunistów – demokracji parlamentarniej.

imageW czerwcu 1934 r. Georgi Dymitrow, prawa ręka Stalina w zarządzaniu Kominternem zapowiedział zmianę kursu. Komuniści mieli odtąd „bronić demokracji tam, gdzie jej zagrażał faszyzm”. Socjalistów awansowano na „czasowych sojuszników” – nie oznaczało to poprawy losu rozgromionych działaczy KPP. Oni opowiadali o „czasowych sojusznikach” wcześniej bez zgody i aprobaty Stalina.

Pierwszy rekonesans na zakazanym dotąd terenie zlecono najwierniejszym wykonawcom dyrektyw Stalina komunistom francuskim, którzy zwrócili się do socjalistów z propozycjami współdziałania w ramach tzw. jednolitego frontu. W rzeczywistości jednak ten „historyczny zwrot” – jak twierdzili komunistyczni historycy – był jedynie manewrem taktycznym. D. Manuilski sekretarz Komitetu Wykonawczego Kominternu odpowiedzialny m. in. za sprawy polskie tłumaczył zaufanym towarzyszom, że teza Stalina o pokrewieństwie faszyzmu z socjaldemokracją była nadal aktualna i prawdziwa. Socjaliści zaś mieli być sojusznikami komunistów według modelu stalinowskiego, jak to podał Stalin w „Historii Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików)”. Sojusznicy mieli być niczym gliniane garnki, gdy bolszewicy to garnek żelazny, sojusz oznaczał włożenie garnków do worka i potrząsanie nim, aż z sojuszników zostały by skorupy.

Kapepowcy, zgodnie z poleceniem moskiewskiej centrali, zabrali się w Polsce do tworzenia „jednolitego frontu”. Początkowo wydawało się, że socjaliści uwierzyli w czystość ich intencji. Mieczysław Niedziałkowski pochwalił nawet KPP, że wreszcie stanęła „na gruncie niepodległości narodu polskiego”. Wkrótce okazało się, że KPP nie traktowała PPS jako równoważnego partnera. Nie chciała przyznać, że termin „socjalfaszyzm” był błędny. W organizacjach terenowych PPS pojawili się ludzie będący wtyczkami KPP, a przywódców PPS (np. Zygmunta Zarębę) komuniści oskarżali o współprace z policją i nasyłanie prowokatorów do KPP. Nic dziwnego, że nawet Adam Próchnik, skłaniający się do bliskiej współpracy z komunistami musiał przyznać, że „w wyciągniętej do nas ręce zabłysły pazury”. W maju 1936 r. agenci usiłujący podporządkować PPS komunistom (Bolesław Drobner, Wanda Wasilewska) przegrali. Rada Naczelna PPS stwierdziła: „Współpraca pozytywna PPS i KPP jest ze względów ideowych, jak i ze względów praktycznych rzeczą niemożliwą”. Nieufne od początku zajęli stanowisko ludowcy. Maciej Rataj stwierdził, że „dziwnym mu się wydaje widzieć komunistów w roli obrońców demokracji”. „Dyktatura komunistyczna – czytamy w uchwale Naczelnego Komitetu Wykonawczego Stronnictwa Ludowego z sierpnia 1935 r. - jest tak samo zgubna dla chłopów jak każda dyktatura”.

Socjaliści i ludowcy polscy nie uwierzyli w nagłą odmianę komunistów w obrońców demokracji i niepodległości. Dziwni to zresztą byli obrońcy skoro dekret Prezydenta RP z 1936 r. o utworzeniu Funduszu Obrony Narodowej prasa KPP skomentowała: „ani grosza sanacji na zbrojenia”. Poparcie partii opozycyjnych dla wysiłków rządu na rzecz modernizacji armii KPP nazwała „gotowością w uzbrajaniu rządu i reżimu prowadzącego Polskę do katastrofy”. Na aberrację umysłową zakrawał artykuł Rynga dopatrującego się w budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego przygotowań do wojny z ZSRR. W rezultacie i na odcinku „jednolitofrontowym” KPP nie odniosła żadnego sukcesu.

imageNie było to jednak najważniejsze dla losów KPP. W grudniu 1934 r. w podejrzanych bardzo okolicznościach zamordowano w Leningradzie szefa miejscowej partii Siergieja Kostrikowa „Kirowa”. Kirow przez wielu uważany był za działacza formatem przewyższającego Stalina. Śmierć Kirowa była dyktatorowi na rękę i stała się pretekstem do rozpoczęcia „czystki” w partii eliminującej rzeczywistych i pozornych przeciwników Stalina. Zaczęły się aresztowania, wyroki śmierci i zsyłki do obozów koncentracyjnych działaczy komunistycznych z najwyższych szczebli partyjnej i państwowej drabiny. Represje przybrały masowy charakter.

Nie mogły ominąć także „polskiego” segmentu aparatu sowieckiego. W 1934 r. NKWD aresztowało Czeszejkę-Sochackiego, Sylwestra Wojewódzkiego i Witolda Wandurskiego (tego ostatniego jeszcze w 1933 r.). Ich los podzielił wkrótce członek KC KPP Tadeusz Żarski oraz jego żona i kilku innych aktywistów szczebla centralnego. Agencja TASS ogłosiła, że „prowokatorzy przyznali się do winy”.

W sierpniowym numerze „Nowego Przeglądu” ukazał się tłumaczony z rosyjskiego artykuł „U źródeł peowiackiej prowokacji”. Członkowie KPP mogli się z niego dowiedzieć, że NKWD wykryło w kierownictwie ich partii agentów będących na usługach Walerego Sławka i Aleksandra Prystora. Ci „agenci” mieli być skierowani do KPP przez piłsudczykowską Polską Organizację Wojskową (działała w latach 1914-1921) w celu utworzenia tam partii „narodowo-komunistycznej”. Umieszczaniu agentów miały służyć wszystkie rozłamy w PPS i PSL-Wyzwolenie, inspirowane przez polską policję dla stworzenia alibi agentom wstępującym następnie do KPP. Początkowo NKWD zachowywało pewne pozory prawdopodobieństwa. Sochacki był niegdyś członkiem PPS-Frakcja Rewolucyjna i należał do POW, Żarski także uczestniczył w polskim ruchu niepodległościowym, a Wojewódzki nawet służył w I Brygadzie Legionów a następnie pracował w II Oddziale (wywiadowczym) SG WP.

Jak KPP w Polsce zareagowała na rewelacje z Moskwy? Historyk Kowalski napisał, że „kierunek zarzutów nie budził zastrzeżeń”. Innymi słowy w KPP wierzono bezgranicznie NKWD, przyjmowano, że na jej czele stali agenci polskiej policji. Tej wiary zresztą nic nie zachwiało, aż do smutnego końca i nawet po nim!

Po pierwszych aresztowaniach KPP ogłosiła komunikat w którym nazwano niedawnych współtowarzyszy „ludźmi bez zasad ze strzępami rożnych ideologii, awanturnikami zdolnymi do każdego łajdactwa”.

imageFala aresztowań przybierała na sile. Ofiarami stawali się nie tylko członkowie KPP, ale również wywodzący się z KPP komuniści Białorusi i Ukrainy. Zamordowano przebywających na „emigracji” w ZSRR Bronisława Taraszkiewicza i kilku jego współpracowników, właściwych twórców Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. W gronie tym było dwóch byłych białoruskich posłów na Sejm RP. Październikowy zjazd WKP(b) usuwał nowo wykrytych „nacjonalistycznych dywersantów” Mirona Zajączkowskiego „Kosara” i innych. Z obszernym referatem o kulisach „peowiackiej prowokacji” wystąpił na zjeździe Bronisław Bortnowski „Bronkowski” – wkrótce też aresztowany i zamordowany przez NKWD.

W lutym 1936 r. plenum KC KPP nadal czyściło szeregi. Wyrzucono z partii m.in. „białoruskiego nacjonalistę i agenta faszystowskiego”, długoletniego sekretarza KPZB Jazepha Łohinowicza (został on następnie zamordowany).

W KPP zabiegi o stworzenie „jednolitego frontu” rywalizowały z tępieniem „agentury peowiackiej”. Leński propagował w partii samokrytykę złożona przez Warskiego, w której ten przyznawał się do błędów. Historyk KPP Kowalski dziwił się, ze ten „niezłomny rewolucjonista” tak się złamał i przyznawał do przypisywanych mu win. Tłumaczył to „atmosferą” tamtych lat. Ten eufemizm klimatyczny miał chyba zamaskować istotę komunistycznego systemu terroru, ludzki strach przed więzieniem i śmiercią.

Stalinowi przestawało wystarczać, że wszystkiemu winni byli trockiści i „kostrzewizm”. Kierownictwu KPP dano do zrozumienia, że i ono było winne skoro tolerowało agentów w swoich szeregach. KC KPP uderzyło się w piersi i co więcej podziękowało NKWD za okazanie „bratniej pomocy”.

W 1937 r. agonia KPP weszła w fazę końcową. W lutym odbyło się w Moskwie ostatnie plenum KC KPP. Jego uczestnicy w komplecie zniknęli w lochach sowieckich więzień. Następnie zaczęli ubywać kolejni aktywiści KPP, działający w ośrodkach zagranicznym partii. Byli oni wzywani do Moskwy i przepadali bez wieści. Na jesieni zabrakło głównych szefów. Usiłowali partią kierować niżsi funkcjonariusze. W końcu i ta grupa została wezwana do Moskwy i zlikwidowana. W rezultacie jedyną „władzą” partii została urzędująca w Paryżu funkcjonariuszka Kominternu, która likwidowała placówki KPP i ekspediowała jej aparatczyków w łapy NKWD. Nazywała się, jakże trafnie z racji swej funkcji, Justyna Sierp.

W sierpniu rządowa „Gazeta Polska” doniosła o aresztowaniu przez NKWD Leńskiego. Kapepowcy nie uwierzyli „faszystowskiej” gazecie. W grudniu nie mieli już wątpliwości, Leński też okazał się „prowokatorem”. Z Moskwy przestały napływać pieniądze i rozkazy. Partia w Polsce została całkowicie izolowana.

W 1938 r. wobec braku kierownictwa i wskazówek co do wyboru nowych władz partii powołano tzw. Tymczasowe Kierownictwo KPP. Ale „robota się całkiem rozsypała” – biadoli komunistyczny historyk Kowalski. Tylko wiara w KPP w rzetelność władz sowieckich pozostała nienaruszona.

imageNa wiosnę trzech członków z grupy tzw. Dąbrowszczaków (Stefan Duchliński, Pinkus Kartin, Chaim Szraga) otrzymało polecenie Stalina udania się do Paryża, wezwania tam z Polski kilku niższych aparatczyków, aby przy ich pomocy ostatecznie zlikwidować resztki KPP. Miało się to odbyć za plecami Tymczasowego Kierownictwa. Obawy okazały się bezzasadne. Na czele TK stał Stanisław Radkiewicz, w Polsce „Ludowej” minister zbrodniczego „ministerstwa bezpieczeństwa publicznego”, który nie zamierzał sabotować poleceń Stalina. Cały aktyw gorliwie wykonywał polecenie likwidacji swojej partii. Kowalski pisał, że „nie analizowano merytorycznej motywacji uchwał KW MK” (o rozwiązaniu KPP), a „ludzie przeważnie wierzyli”, że należeli do partii kierowanej przez bandę prowokatorów i agentów polskiej policji. W ten sposób w ciągu „nie więcej jak 3 dni” Sowieci zlikwidowali w Polsce „nieustraszoną awangardę proletariatu”. W komunikacie, oczywiście popierającym decyzję Kominternu, czytamy: „...dzięki wzmożonej czujności rewolucyjnej mas członkowskich i kierownictwa III Międzynarodówki został przecięty łańcuch tych ohydnych zdrad. Uchwałą Komunistycznej Międzynarodówki rozwiązano Komunistyczną Partię Polski, aby w ten sposób oczyścić ruch rewolucyjny, zabagniony przez defensywę i jej agentów w rożnych instancjach”.

Wydawany przez Jezuitów „Przegląd Powszechny” zatytułował artykuł o rozwiązaniu KPP: „Reorganizacja partii komunistycznej w Polsce” - powstanie PPR-u dowiodło, że ten tytuł miał swoje uzasadnienie.

Wśród zamordowanych kapepowców znaleźli się wieloletni wykonawcy instrukcji z Moskwy. NKWD zamordowało frakcję Warskiego i frakcję Leńskiego. Działaczy Kominternu i aparatu państwowego ZSRR, którzy byli w przeszłości w KPP. Do więzień trafiły też żony i dzieci represjonowanych działaczy (były przypadki morderstw nieletnich, np. skazano na karę śmierci nieletniego syna komunisty z G. Śląska „emigranta” Komandera,). Podobny los spotkał literatów komunizujących i innych „emigrantów politycznych”, którzy z Polski trafili do ZSRR nielegalnie lub na drodze wymiany więźniów politycznych między Polską a ZSRR.

Nazwiska pomordowanych komunistów można długo wymieniać. Byli to bez wyjątku ludzie wierni Moskwie. W chwili śmierci byli na ogół ludźmi młodymi. Średnia wieku zamordowanych wahała się między 40-50 rokiem życia. Co myśleli stojąc w obliczu śmierci z rąk „sojuszników”, wykleci przez współrodaków, zdrajcy Polski?

Komuniści w Polsce mieli bardzo słabe wpływy w ośrodkach przemysłowych. W 1935 r. na 7,4 tys. członków jedynie 900 znajdowało się w okręgach przemysłowych. W tym samym rejonie PPS liczyła 14 tys., tj. prawie 16 razy więcej! Zjawiskiem charakterystycznym było, że komuniści coraz bardziej tracili wpływy wśród robotników, np. organizacja górnośląska straciła w ciągu jednego roku aż trzy czwarte swego stanu. Humorystycznie wyglądały wpływy komunistów na Pomorzu i Wielkopolsce – 46 i 75 członków – łącznie 121 komunistów! W tym rejonie PPS miała 2 tys. członków, a prawicowa Narodowa Demokracja 72 tys. Był to zapewne rezultat haseł komunistycznych o oderwaniu ziem zachodnich i konieczności ich włączenia do Niemiec.

Znaczenie KPP malało tam, gdzie rósł poziom wykształcenia i zamożności. Nie było przypadkiem, że demagogia komunistyczna jednała sobie zwolenników wśród niepiśmiennej biedoty wiejskiej, zwłaszcza na ziemiach wschodnich RP. Żerując na nędzy odziedziczonej po zaborcy rosyjskim, komuniści łudzili naiwnych mirażami szczęśliwego i dostatniego życia w Rosji Sowieckiej. Dopiero po wkroczeniu wojsk sowieckich na te ziemie w 1939 r. ludzie mogli przekonać się, że w tej najbiedniejszej części Polski żyło się bez porównania lepiej niż w ZSRR.

Zaplecze KPP było więc nietrwałe. W miarę jak Polska odbudowywała zniszczenia wojenne, rozwijała oświatę, przeprowadzała reformę rolną i zaczęła tworzyć nowoczesny przemysł – wpływy komunistów zanikały. Najpierw wśród robotników, a po 1936 r. także w okręgach rolniczych.

imageKPP była głównie partią sfrustrowanych inteligentów „rewolucyjnych” – dodają historycy komunistyczni. W 1932 r. było ich w partii 59 proc. (80 proc. w tej grupie stanowili Żydzi), robotników rolnych było 3 proc., chłopów – 20 proc. (na wsi większość komunistów to Białorusini i Ukraińcy) i tylko 10 proc. robotników. Jak na partię „robotniczą” nie był to zbyt imponujący odsetek. W propagandzie komunistycznej niekiedy podaje się wyższe odsetki robotników i chłopów, bowiem do tej kategorii bywali zaliczani zawodowi funkcjonariusze, którzy kiedyś pracowali na roli lub w fabryce. Ci funkcjonariusze stanowili pokaźną grupę. Było ich okresami ponad 800, a pod doliczeniu „funków” z KPZB i KPZU razem w granicach 1300-1500 osób („funki” otrzymywali pełną pensję, „półfunki” - 100-150 zł, byli jeszcze „zapomogowcy” dostający 30-75 zł miesięcznego zasiłku). Dodajmy do tego spory i bardzo dobrze opłacany personel szpiegowski „wojskówki” (np. adwokat Duracz pobierał miesięcznie 1500 zł), a otrzymamy około 2 tys. sowieckich utrzymanków. Można zasadnie twierdzić, że co trzeci członek KPP był materialnie związany z Moskwą. Nie można więc dziwić się, że partia nie przetrwała, gdy zabrakło pieniędzy „pracodawcy”.

imageKPP była partią wielonarodową. Przy czym najbardziej wpływową grupę stanowili komuniści pochodzenia żydowskiego. Było ich w partii do 60 proc. W warszawskiej organizacji KPP np. w 1923 r. znajdowało się 350 członków narodowości polskiej i 280 żydowskiej, a w dziesięć lat później 604 Polaków i 518 Żydów. Przypominam o tym w kontekście problemu żydowskiego w II Rzeczypospolitej. Nie powinniśmy zapominać, ze kilkumilionowej masie ludności żydowskiej była spora grupa uznająca się za wrogów Państwa Polskiego. Wiele razy Polacy spotykali się z sytuacją, gdy Żydzi otwarcie popierali politykę i działania szkodzące Polsce. Tworzyło to podglebie dla antysemityzmu („ żydokomuna”) i szkodziło Polakom jak i samym Żydom. Dopiero upadek Polski dowiódł Żydom, jakie znaczenie dla ich losów miało istnienie niepodległej Polski, gdy to jej zniszczenie pozwoliło Niemcom dokonać zbrodni Holokaustu. Flirt Stalina, w istocie rzeczy antysemity, który zręcznie wykorzystywał żydowską niechęć do Polski, z wrogiem narodu żydowskiego Hitlerem okazał się spóźnionym ostrzeżeniem, nota bene nie zauważonym przez komunistów pochodzenia żydowskiego. Opinia powyższa nie ma nic wspólnego z Polakami pochodzenia żydowskiego, którzy dali liczne dowody patriotyzmu w latach walki o niepodległość. Działalność komunistów w Polsce nie oceniam według składu narodowościowego KPP. Oceniam za słowa i czyny oraz ich skutki i ta ocena musi być jednoznacznie negatywna.

Skoro jednak KPP była tak posłuszna Moskwie, dlaczego została zlikwidowana? Jednym z podstawowych błędów było właśnie całkowite zlanie się SdKPiL, a następnie KPP z partią rosyjskich bolszewików. Zasiadając w jej władzach, walcząc o jej interesy, komuniści z Polski musieli również uczestniczyć w walkach frakcyjnych WKP(b) i w konsekwencji płacić cenę tych walk. W przypadku odwetu Stalina była to cena wysoka, cena życia. A Stalin słusznie też powiązał Kostrzewę i Warskiego z Trockim. Podobny błąd, jak można przypuszczać, popełnił Leński, który zbyt ostentacyjnie wiązał się z Kirowem. To właśnie Kirow umożliwił Leńskiemu zorganizowanie V Zjazdu KPP pod Leningradem, na którym ostatecznie rozgromiono Warskiego i Kostrzewę jednak związki Leńskiego z Kirowem nie mogły podobać się Stalinowi.

Stalina i Komintern musiało z pewnością denerwować, że KPP miała nikłe efekty swej działalności czerpiąc tak obficie z moskiewskiej kasy. Nie zdołała przeprowadzić skutecznej akcji dywersyjnej, gdy armie bolszewickie stały pod Warszawą w 1920 r. Podobnie było w latach 1923-1924. Komuniści niemieccy dysponowali milionami głosów wyborców i byli o krok od zdobycia władzy. Do zwycięstwa zabrakło bezpośredniego wsparcia ze strony sowieckiej. KPP nie zdołała na czas osłabić polskiej przeszkody, chociaż wewnętrzna sytuacja Polski była bardzo trudna. W czasie przewrotu majowego 1926 r. zamiast osłabić państwo polskie, poprała siły je umacniające. W latach kryzysu gospodarczego komuniści ciągle przekonywali Stalina, że wybuch w Polsce to kwestia najbliższego czasu. Te zapowiedzi nie sprawdziły się. Wreszcie całkowitym niepowodzeniem zakończyły się próby budowania „jednolitego frontu” z socjalistami i ludowcami.

Wnioski nasuwały się same; albo KPP nie dysponowała realnym wpływem na polskie społeczeństwo i oszukiwała Moskwę, chwaląc się sukcesami, albo kierownictwo partii opanowali agenci polskiej policji sabotujący polecenia i prowadzący partię na manowce. Tak czy inaczej zarówno kierownictwo Warskiego jak i Leńskiego było Stalinowi bezużyteczne.

imageDlaczego wybrano wariant z agenturą? Nie można wątpić, że Stalinowi zależało na posiadaniu partii w Polsce, a musiałby to być ośrodek dysponujący realnymi wpływami. Gdyby Moskwa po prostu stwierdziła, że komuniści nie zdołali uzyskać żadnego liczącego się poparcia, to by oznaczało, że Polacy są narodem antykomunistycznym, odpornym na wpływy sowieckie. Wyjaśnienie, że wszystkiemu winni agenci, dawało szansę odbudowy partii komunistycznej w przyszłości. Istnieli przecież w Polsce „prawdziwi” komuniści, tylko dali się oszukać agentom. Stalin zapewne przewidywał, że w przyszłości pojawi się szansa opanowania Polski i wówczas jakaś siła komunistyczna będzie niezbędna. Doraźnie KPP była niepotrzebna także dlatego, iż ZSRR zabiegał o sojusz z Hitlerem, a jego rezultatem miała być likwidacja Państwa Polskiego, jednak nie był to motyw najważniejszy, a na pewno nie on decydował. We Francji komuniści wzywali do dezercji w obliczu wojny z Niemcami, a po zajęciu Paryża gestapo wyraziło zgodę na wydawanie komunistycznej gazety „L’Humanite”, pisma „sojuszników”.

Oskarżenie szefów KPP o działalność agenturalną na rzecz Państwa Polskiego dawało Moskwie liczne korzyści. Po pierwsze ukrywało bankructwo KPP w walce o władzę i wpływ na społeczeństwo polskie. Pod drugie, tłumaczyło szeregowym partyjniakom, dlaczego ich działalność nie dawała oczekiwanych rezultatów. Po trzecie wreszcie, likwidowało personalną przeszkodę w formowaniu przyszłej nowej partii, która miała „przezwyciężyć błędy” KPP. Kto by uwierzył w patriotyczną frazeologię Polskiej Partii Robotniczej, gdyby na jej czele stali ludzie znani z długiej walki z demokracją i niepodległością? Dzięki likwidacji fizycznej aparatu kierowniczego KPP Stalin mógł wysunąć na czoło nowej partii ludzi mało znanych jak Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, czy Marceli Nowotko. Przed 1939 r. byli oni znani tylko NKWD i sowieckiemu wywiadowi. PPR mogła więc głosić frazesy o niepodległości Polski, a jej kierownictwu trudno było zarzucić, że nie tak dawno mówiło coś odwrotnego.

imageMożna przypuszczać, że wymordowanie wyższych funkcjonariuszy KPP było elementem planu Stalina. Zauważmy, że oszczędzono dwie kategorie członków KPP; funkcjonariuszy „wojskówki”, którzy z racji swej profesji szpiegowsko-dywersyjnej nie byli szerzej znani i tzw. Dąbrowszczaków, reklamowanych jako pierwszych polskich żołnierzy walczących z faszyzmem w Hiszpanii - działania wojsk gen. Franco wspierały wojska niemieckie i włoskie, co niejako potwierdzało ten tytuł Dąbrowszczaków. W tych dwu grupach znajdziemy Mariana Buczka, Aleksandra Zawadzkiego, Piotra Jaroszewicza, Bolesława Mołojca czy Grzegorza Korczyńskiego. Była to w ręku Stalina karta do nowej gry o Polskę. „Wypróbowani rewolucjoniści” z KPP mogli nie tylko utrudnić, ale wręcz uniemożliwić taką grę. Fizyczna likwidacja aktywu KPP była z punktu widzenia Stalina zabiegiem koniecznym ze względu na interesy ZSRR.

Kowalski pisze, że w losach komunistów „ujawnił się tragizm KPP, jej działaczy i członków, którzy w swej głębokiej, płomiennej wierze i zaufaniu do wszystkiego co związane było z pierwszym państwem socjalistycznym […] nie umieli jeszcze trzeźwo i realnie oceniać trudności i błędów w partyjnym i państwowy budownictwie ZSRR”. „Zarazem – według Kowalskiego – należy podziwiać hart rewolucyjny komunistów polskich, gdy odparowując sypiące się na nich zewsząd razy, broniąc w dobrej wierze fałszywej wersji – jednocześnie z niesłabnąca energią kontynuowali swoją walkę”.

Jeden z filozofów powiedział, że ci którzy zapominają o przeszłości będą musieli ją ponownie przeżywać. PZPR wolała nie wspominać o losie, jaki spotkał jej poprzedniczkę KPP. Jednocześnie aparatczycy PZPR, podobnie jak ich kapepowscy poprzednicy, z całkowitym posłuszeństwem i oddaniem służą Kremlowi. I tak jak tamci z KPP nie mają sukcesów. Tak samo toczą walki frakcyjne o to, kto ma wykonywać rozkazy Kremla. Zapominają, że idą w tym samym kierunku, w którym przed lat szli warscy i leńscy. Kiedy Moskwa przekona się, że PZPR jest w Polsce całkowicie nieprzydatna, jej los będzie przypieczętowany. Któż się wówczas o nią upomni, skoro nie miała odwagi uczcić pamięci zamordowanych w ZSRR poprzedników. Ofiary Katynia nie zostaną zapomniane nigdy, o kapepowcach, wrogach państwa Polskiego, zamordowanych przez NKWD Polacy nie muszą pamiętać. Nie pamiętają jednak i ci, którzy tak dokładnie poszli w ich ślady.

Służba obcym jest zajęciem haniebnym bez względu na oprawę w jakiej się ona odbywa. Równie haniebny bywa zwykle koniec tych, którzy służą obcym.

                                                                          Pisałem w 40 rocznicę likwidacji KPP przez Stalina.

========

Historia zdrady ma dziś ciąg dalszy...

image

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura