Co pewien czas pojawiają się przypomnienia, że Piłsudski w 1933 r. planował wywołanie wojny prewencyjnej, odsunięcie hitlerowców od władzy i zmuszenie Niemiec do przestrzegania rozbrojeniowych postanowień Traktatu Wersalskiego. Są też historycy którzy wątpią, aby taki zamiar rzeczywiście istniał podnosząc, że nie udało się w archiwach odnaleźć dokumentów wprost potwierdzających taki zamiar Piłsudskiego.
Zajmuję się publicystyką historyczną, nie podejmowałem samodzielnych badań źródłowych, jednak doszedłem do wniosku, że zestawiając różne fakty, które przedstawiono w publikacjach historyków można dostrzec wyraźnie, co w Warszawie zamierzano w 1933 r.
Władze II Rzeczypospolitej wiedziały dobrze, że remilitaryzacja Niemiec stanowi śmiertelne zagrożenia dla istnienia państwa polskiego i można temu zapobiec tylko skłaniając Francję do wspólnego przeciwdziałania. Potencjał polityczny Polski był zbyt słaby, aby powstrzymać Niemcy samodzielnie. Dodajmy, że próby skłonienia do tego Francji podejmowała Polska później, w 1936 r. (Nadrenia), a następnie w czasie kryzysu sudeckiego 1938 r. Z racji na politykę ugłaskiwania (appeasement) Hitlera uprawianą przez Paryż (i Londyn) to Polsce nie udało się.
W książce „Siła złego… Niemcy-Polska-Rosja”, Warszawa 2015 r. zastanawiałem się nad kwestią wojny prewencyjnej. Przedstawiam (w dwóch częściach) fragmenty książki dotyczącej tej kwestii:
5. Rok pełen napięć
Styczeń 1933 roku zapoczątkował „rok odwilży” w stosunkach z ZSRR, jak go nazwał po latach ówczesny pracownik polskiego poselstwa w Moskwie i historyk Drugiej Rzeczypospolitej Stanisław Zabiełło. Na początku miesiąca nastąpiła zmiana na stanowisku posła RP w stolicy wschodniego sąsiada Polski. Odszedł Stanisław Patek, który prowadził długie rokowania o pakt nieagresji, a jego miejsce zajął młody i energiczny, zaufany ministra Becka, Juliusz Łukasiewicz. Miał on utwierdzać sowieckie kierownictwo polityczne w przekonaniu, że Polska pragnie odprężenia i pokoju.
W tej sytuacji tym drażliwsze stały się dysonanse w stosunkach polsko-francuskich. Dnia 20 stycznia Polacy z niepokojem słuchali doniesień o wystąpieniu premiera Edouarda Herriota, który wypowiedział się za szybkim rozwiązaniem problemu „polskiego korytarza”. To oświadczenie premiera i ministra spraw zagranicznych III Republiki wskazywało wyraźnie, że za stworzenie europejskiego systemu bezpieczeństwa z udziałem Niemiec miała zapłacić Polska. Stanowisko to znajdowało pełną akceptację takich polityków, jak Alfred Hugenberg, Franz von Papen czy Kurt von Schleicher, którzy zdawali się mieć decydujący głos w polityce zagranicznej Rzeszy. Wkrótce (23 stycznia) lewicowa „La Republique” poparła premiera, wypowiadając się za taką rewizją traktatów, aby Niemcy uzyskały „równe prawa”, a polskie Pomorze przeszło pod kondominium niemiecko-polskie. Pomysły te przybrały znacznie konkretniejsze formy podczas konferencji (29-30 I) przemysłowców reprezentujących wielki kapitał Belgii, Francji i Niemiec. Oto jej rezultaty: postanowiono doprowadzić do likwidacji „korytarza”, aby Prusy Wschodnie mogły dołączyć do reszty Niemiec, podobnie jak Wolne Miasto Gdańsk, a nawet niedawno zbudowany port polski w Gdyni; w zamian Polska miała otrzymać dostęp do morza w Kłajpedzie (sic!), odszkodowanie za Gdynię, umowę handlową dla „wsparcia polskiej gospodarki” i gwarancje co do pozostałych granic. Należy tu jeszcze dodać, że Polska nie została poinformowana przez Francję o konferencji, chociaż przemysłowcy francuscy zasiadali tam za wiedzą i z upoważnienia rządu III Republiki. Co więcej, rząd francuski zaaprobował wyniki obrad i nie zmienił swego stanowiska, mimo że Hitler został właśnie kanclerzem Rzeszy.
Niemieckie plany zbrojeniowe niepokoiły Polaków coraz bardziej. W początkach stycznia Piłsudski postanowił ponownie wybadać stanowisko Francji wobec zamierzonych przez dowództwo Reichswehry planów rozbudowy armii niemieckiej. W tym celu senator Jerzy Potocki udał się do Paryża, aby poprzez swoje koneksje rodzinne dotrzeć do wpływowych kół politycznych Francji i zorientować się, jakie są rzeczywiste zamiary francuskiego rządu. O celu wyjazdu Potockiego sam Piłsudski mówił: „kazałem zapuścić sondę”. Wynik sondażu był jednoznaczny: Francja nie tylko sama nie zamierzała czynnie przeciwstawiać się niemieckim zbrojeniom, ale nawet obawiała się, by Polska nie poczyniła jakiś „awanturniczych” kroków.
W dniu 30 stycznia Adolf Hitler objął urząd kanclerza Rzeszy i sformował rząd koalicyjny, w którym zasiadał Alfred Hugenberg i jego ośmiu zwolenników (Franz von Papen - wicekanclerz i komisarz dla Prus, Konstantin von Neurath - sprawy zagraniczne, Werner von Blomberg - wojsko, Lutz von Schwerin-Krosigk - finanse, Alfred Hugenberg - gospodarka, wyżywienie i rolnictwo, Franz Seldte - praca, Paul Eltz-Rubenach - poczta i komunikacja, Otto Giereke - walka z bezrobociem) oraz trzech narodowych socjalistów (Hitler, Wilhelm Frick - resort spraw wewnętrznych, i Hermann Göring - minister bez teki); nie obsadzono ministerstwa sprawiedliwości przewidzianego dla chrześcijańskiej demokracji. Polsce nie wróżyło to niczego dobrego - takie przekonanie było dość powszechne. Wystarczyło bowiem, aby Hitler chciał kontynuować linię Stresemanna, a Polska mogłaby się znaleźć w krytycznej sytuacji. Czyż liderzy NSDAP nie zapowiadali, że „nie spoczną, dopóki zrabowana ziemia nie wróci do Rzeszy”? Polskie władze nie wątpiły, że głosząc taki program Hitler mógł zapewnić sobie współdziałanie z Hugenbergiem, poparcie Reichswehry i znacznej części społeczeństwa niemieckiego, które ulegało dość łatwo propagandzie antypolskiej. Zastanawiano się, czy Hitler zamierza zrobić „rewolucję narodową”, do której nawoływał szef Sturm-Abteilungen, Ernst Rohm, czy też będzie wolał szukać sojuszników w kołach konserwatywnych. Dnia 2 lutego Hitler złożył wizytę dowódcy wojsk lądowych generałowi Kurtowi von Hammerstein. W spotkaniu tym uczestniczył „człowiek Reichswehry” w rządzie Hitlera - minister wojny generał Blomberg, oraz grupa czołowych generałów i admirałów. W dwugodzinnym wystąpieniu kanclerz zapewniał generalicję, że odbuduje potęgę militarną Niemiec i nie dopuści do wojny domowej (poczęły się bowiem pojawiać rozbieżności między nim a kierownictwem SA). Po tym wystąpieniu przymierze Hitlera z kołami tradycyjnie wrogimi Polsce stało się faktem.
Kilka dni później, jakby w następstwie spotkania z wojskowymi, führer ujawnił publicznie swój pogląd na cele polityki zagranicznej Niemiec. W wywiadzie dla brytyjskiego pisma „Daily Mail” z 6 lutego znalazły się słowa: „Traktat wersalski jest nieszczęściem nie tylko dla Niemiec”. Hitler wyraził też przekonanie, że rewizji traktatu będą domagali się nie tylko Niemcy. Słowa te stały się potwierdzeniem francuskich nadziei i polskich obaw. Dnia 9 lutego polski konsul generalny w Berlinie informował: „Pierwszym zadaniem Niemiec po dojściu Hitlera do władzy jest rewizja wschodnich granic Niemiec”. Słowa raportu potwierdzał kolejny wywiad Hitlera z 12 lutego. Tym razem kanclerz Rzeszy mówił wprost P.T. Ethertonowi z „Sunday Express”, że „polski korytarz” powinien być natychmiast zwrócony Niemcom, aby wyrównać „haniebną niesprawiedliwość traktatu wersalskiego”. Mimo dementi ogłoszonego następnego dnia przez niemiecką agencję Wolfa słowa Hitlera zrobiły ogromne wrażenie w Europie. Polscy politycy mieli jeszcze mniej powodów, by wierzyć niemieckiemu dementi, gdyż poselstwo polskie w Berlinie donosiło, że dziennikarz angielski złagodził „dzikie” słowa Hitlera, aby nie alarmować opinii publicznej.
Odpowiedzią na wywiady Hitlera był artykuł Polityka czy agitacja (rządowa „Gazeta Polska” z 14 lutego). Pisano w nim: „Wobec [...] psychozy szerzącej się u sąsiada należy oczywiście przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności, które na pewno nie będą polegać na gadaniu”. Z głosem dziennika korespondowało sejmowe wystąpienie Józefa Becka z 15 lutego, w którym przedstawiał on stanowisko rządu w sprawie Niemiec. Streszczało się ono w stwierdzeniu: „Nasz stosunek do Niemiec i ich spraw będzie taki sam, jak stosunek Niemiec do Polski. W praktyce zatem więcej zależy w tej dziedzinie od Berlina niż od Warszawy”. Wypowiedź Becka trudno nazwać „wyciągnięciem ręki” - jak to się niekiedy określali krytyczni wobec sanacji historycy. Wydaje się, że było to raczej ostrzeżenie, wskazujące zachodnim zwolennikom pokoju, kto jest rzeczywistym agresorem w stosunkach polsko-niemieckich.
Antytraktatowe wywiady Hitlera spowodowały odruch solidarności w Czechosłowacji. Polski attaché wojskowy w Pradze, podpułkownik Czerwiński, pisał w raporcie z 16 lutego, że czeska opinia publiczna „należycie” zareagowała na wystąpienia Hitlera, „solidaryzując się zupełnie i lojalnie z polską racją stanu”. Wypływało to z przekonania o „łączności losów własnego kraju z losami Polski”.
W obliczu tak istotnych problemów ważny był głos opozycji politycznej w Polsce. Wiadomo przecież, że sanacja nie reprezentowała całego społeczeństwa. Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji 26 lutego na zjeździe Rady Naczelnej uchwaliło rezolucję „przeciwko roszczeniom Rzeszy Niemieckiej do naszych ziem zachodnich, a szczególnie przeciwko zbrodniczym atakom kanclerza Rzeszy Niemieckiej Adolfa Hitlera na Pomorze polskie”. Jako wytyczną dla polskiej polityki zagranicznej rezolucja zalecała „ścisłą kooperację” z państwami, które „przeciwstawiały się dążeniom do rewizji terytorialnych”. Tymi państwami były: Francja i członkowie Małej Ententy. Patrząc krytycznie na ten fragment rezolucji, trzeba stwierdzić, że ani Francja, ani Czechosłowacja (spiritus movens Małej Ententy) nie były przeciwne rewizjom terytorialnym, jeżeli ograniczały się one do terytorium Polski. W rezolucji natomiast nie wspomniano o roli ZSRR, który w miarę hitleryzacji Niemiec tracił możliwość uprawiania polityki ustalonej traktatem w Rapallo. Związek Sowiecki musiał zmienić stosunek do porządku wersalskiego i mógł być partnerem w rozgrywce z Niemcami. Trzeba dodać, że podobną ewolucję jak w wypadku ZSRR przechodziła polityka zagraniczna Czechosłowacji.
Tymczasem organizacje hitlerowskie prowadziły intensywną agitację, posługując się hasłami antypolskimi, zaczęły się też nasilać incydenty na terenach przygranicznych. W dniu 17 lutego dokonano napaści na budynek konsulatu Rzeczypospolitej w Kwidzynie. Niemiecka prasa prowincjonalna domagała się zerwania stosunków z „polską bandycką hołotą”. Takich faktów przybywało z każdym dniem. Ale wydarzenia w Rzeszy miały nie tylko antypolski charakter. Wieczorem 27 lutego wybuchł pożar w budynku Reichstagu. Stał się on pretekstem do rozpętania nagonki na przeciwników NSDAP - zlikwidowano też konkurentów do władzy z partii komunistycznej (KPD). Stanisław Schimitzek zastanawiał się, czy ta prowokacja nie była zamierzona na szerszą skalę, gdyż właśnie w tym samym czasie przez Berlin przejeżdżał komisarz spraw zagranicznych ZSSR Maksym Litwinow. „Jeżeli istniał zamiar powiązania tych dwóch faktów - pisze polski dyplomata - to cofnięto się w ostatniej chwili”.
Innymi następstwami pożaru Reichstagu były dwie ustawy „o obronie państwa i narodu”, wydające Niemcy na łaskę narodowo socjalistycznej dyktatury. Efektem tych ustaw były przeprowadzone w majestacie prawa aresztowania przeciwników reżimu. W ciągu kilku dni znalazło się w więzieniach około siedmiu tysięcy działaczy komunistycznych, a wśród nich przywódca KPD, Ernst Thalmann. Nie ograniczono się zresztą do konkurentów do władzy z partii komunistycznej, wzmogły się też szykany antyżydowskie.
W końcu lutego Piłsudski ponowił sondaż stanowiska Francji w sprawach niemieckich. Tym razem osobą zaufaną Marszałka był generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Piłsudski był przekonany, że niebezpieczeństwo niemieckie nieustannie przybiera na sile, dlatego najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby „wyjść mu na spotkanie” przez przedłożenie Hitlerowi ultimatum w sprawie zbrojeń, a po odmowie wkroczenie wojsk polskich do Prus Wschodnich i na Śląsk, a francuskich do Nadrenii i Bawarii. Pomoc Anglii wobec niewielkich liczebnie sił zbrojnych Rzeszy była niepotrzebna. Wynik wizyty Wieniawy rozwiewał nadzieje na tego rodzaju interwencję. Francuzi starali się nadal dystansować od sporu polsko-niemieckiego.
W marcu napięcie polsko-niemieckie nie malało. Represje dotknęły organizacje polskie działające na terenie Rzeszy, a jednym z elementów tej akcji było zawieszenie 3 marca takich gazet polskich, jak „Nowiny Codzienne”, „Dziennik Raciborski”, „Głos Pogranicza i Kaszub”, „Dziennik Berliński”, Gazeta Olsztyńska”, „Naród”. Niemiecka policja konfiskowała materiały przygotowane na kampanię wyborczą (5 marca wybory do Reichstagu i 12 marca do samorządów), dokonywano rewizji w lokalach organizacyjnych i mieszkaniach prywatnych polskich działaczy.
W Królewcu, stolicy Prus Wschodnich 4 marca przemawiał Hitler. Ogłosił, że Niemcy pod jego rządami pozbyły się „kajdan i niewoli”, a przyszłość zależy tylko od siły i odwagi Niemców. Kiedy kanclerz umilkł, na wzgórzach przy granicy z Polską zapłonęły ogniska wzniecone przez SA-manów. Miały one symbolizować „płonącą granicę”. W Europie to przemówienie Hitlera uznano za wyzwanie rzucone Polsce.
W tym samym czasie dowódca marynarki wojennej kontradmirał Jerzy Świrski wydał z polecenia marszałka Piłsudskiego rozkaz o wzmocnieniu garnizonu wojskowego na Westerplatte. Pretekstem była uchwała Senatu Gdańska z 16 lutego o zniesieniu policji portowej i zastąpieniu jej policją gdańską. Rankiem 6 marca transportowiec ORP „Wilia” wysadził na Westerplatte oddział piechoty morskiej. Następnego dnia „Gazeta Polska” opublikowała komunikat PAT o przyczynach tego kroku. W komentarzu redakcyjnym pisano o „podniecaniu umysłów” i „krwawych wypadkach w Niemczech”, których nieobliczalne następstwa mogły naruszyć prawa Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście. Wraz ze wzmocnieniem załogi Westerplatte Piłsudski zarządził stan pogotowia w 16 dywizjach piechoty i w jednostkach kawalerii, stacjonujących nad granicą Prus Wschodnich (były to siły odpowiadające planowanej w 1923 r. operacji pruskiej). Zarządzeniom o charakterze wojskowym towarzyszyły gwałtowne demonstracje antyniemieckie w całej Polsce, inspirowane i kierowane przez organizacje i związki prorządowe. Wśród organizatorów demonstracji można wymienić terenowe koła BBWR, Związek Rezerwistów, Związek Obrony Kresów Zachodnich i szczególnie aktywny Legion Młodych. W sprawozdaniu kwartalnym ówczesnego MSW (za I kwartał 1933 r.) stwierdzono, że „przeprowadzenie kampanii protestów antyniemieckich przypadło organizacjom prorządowym”.
Jednak i tym razem, gdy sprawa stanęła na porządku dziennym Rady Ligi Narodów (14 marca), Polska nie uzyskała poparcia jej głównych członków. Ani Francja, ani tym bardziej Anglia nie znajdowały zrozumienia dla poczynań Warszawy. W tym stanie rzeczy Beck wyraził zgodę na kompromis - Polska wycofała swoich żołnierzy, a władze Gdańska uchwałę o policji.
Druga połowa marca. nadal nie wróżyła niczego dobrego. W połowie marca Niemcy i Wielka Brytania otrzymały projekt paktu autorstwa Mussoliniego. Uczestnikami tego układu miały być Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy, dlatego układ nazwano paktem czterech. Szczególne powody do zaniepokojenia musiał budzić artykuł drugi projektowanego paktu: „Cztery mocarstwa potwierdzają zasadę rewizji traktatów zgodnie z postanowieniami Paktu Ligi Narodów w razie, gdy by stwierdzono istnienie sytuacji mogących spowodować zatarg między państwami”. A więc podstawową myślą było umożliwienie ingerencji Anglii, Francji, Niemiec i Włoch w żywotne interesy takich państw jak chociażby Polska.
Tymczasem związek między NSDAP a pruskimi konserwatystami zdawał się umacniać. Dnia 21 marca - w rocznicę otwarcia Reichstagu II Rzeszy przez cesarza Wilhelma II dokonano inauguracji nowo wybranego parlamentu. Symboliczne było miejsce uroczystości - kościół protestancki w Poczdamie, związany z rodzinną tradycją pruskiej dynastii. W centralnym miejscu ustawiono pusty fotel dla nieobecnego cesarza. Uroczystości patronował marszałek Hindenburg i przedstawiciele pruskiego militaryzmu oraz kanclerz Hitler ze zwolennikami brunatnego porządku. W uroczystości nie brali udziału posłowie socjaldemokracji, którzy nie zjawili się w Poczdamie, i posłowie komuniści, którzy byli w więzieniach.
Następnego dnia prasowy organ NSDAP „Volkischer Beobachter” pisał: „Niemcy obaliły marksizm, podziały, partykularyzmy, które były reliktami średniowiecza. Nawiązują do tradycji, która zapewniała im wielkość i dla której zginęły dwa miliony Niemców”.
„Od 44 lat - pisała opiniotwórcza gazeta „Borsen-Zeitung” - hasłem była wolność i pokój. Nie jest to dewiza pruska. Prusy głosiły walkę, posłuch, wyrzeczenie. Dzisiaj „Prusy, duch pruski, tradycja pruska przyświecają kierownictwu spraw niemieckich. To nowy chrzest. [...] Taki jest sens dnia 21 marca i powód, dla którego uroczystość była obchodzona w Poczdamie”.
Dnia 23 marca niemiecki parlament skapitulował przed Hitlerem. Dzięki głosom konserwatywnych nacjonalistów kanclerz otrzymał nieograniczone pełnomocnictwa dla „przeprowadzenia koniecznych reform”. Od tego dnia przez cztery lata Hitler miał prawo ogłaszania ustaw bez zgody Reichstagu. Rząd nie musiał liczyć się z konstytucją Republiki Weimarskiej i mógł zawierać traktaty z innymi państwami - przedtem było to zastrzeżone dla parlamentu. Po delegalizacji innych partii NSDAP zyskiwała możliwość swobodnego budowania monopartyjnego państwa dyktatury totalitarnej.
Projekt paktu czterech i wypadki w Niemczech wskazywały na konieczność znalezienia sojuszników wśród państw w równym stopniu jak Polska zagrożonych przez hitleryzm. W początkach marca polskie MSZ postanowiło nawiązać rozmowy z władzami Czechosłowacji. Minister spraw zagranicznych ĆSR, Edward Benesz, przygotowywał pakt przyjaźni z Polską. Ustalono też miejsce spotkania. Miała nim być Genewa. Gotowość Benesza do rozmów osłabła jednak po interwencji posła ĆSR w Warszawie, Wacława Girsy. Dowiedziawszy się o planowanym spotkaniu, w liście z 18 marca przestrzegał Benesza przed traktowaniem Becka jako partnera do rozmów, gdyż nie miał on „potrzebnych walorów duchowych”, a efekt rokowań - według Girsy - mógł być łatwo zdezawuowany przez Piłsudskiego. Jak pisał Jerzy Kozeński, stanowisko Girsy „budzi podejrzenie braku dobrej woli”. W ten sposób czeski dyplomata osłabił jedną z nielicznych możliwości porozumienia między Polską a Czechosłowacją.
W tym czasie wyraźnie zmieniło się stanowisko ZSRR dotyczące oceny sporu polsko-niemieckiego. Z prasy sowieckiej zniknął termin „korytarz”, pisano teraz o „polskim Pomorzu”, a linię kolejową Śląsk-Gdynia nazywano „strategiczną linią kolejową Polski”. Z aprobatą wyrażano się o stanowczości polskiego rządu w sprawie Westerplatte. „Izwiestija” z 23 marca zamieściły artykuł Karola Radka, w którym chwalił zdecydowane stanowisko Polski w obronie jej praw do Pomorza.
Dania 29 marca Beck w sposób demonstracyjny odłożył swoją wizytę w Paryżu. „Gazeta Polska” w numerze z 29 marca pisała o pakcie czterech: „Opinia polska musi z wielką uwagą śledzić grę, zmierzającą do zniszczenia podstaw dzisiejszego współżycia narodów, grę, chcącą niedoskonałe zastąpić złym”. Ambasador Rzeczypospolitej w Paryżu utwierdzał kierownika polskiego MSZ w nieustępliwości. Raport z 31 marca. informował, iż w samej Francji istnieje wielu przeciwników paktu czterech, dlatego - pisał - „energiczne zajęcie przez nas stanowiska może odegrać decydującą rolę”.
W kwietniu demonstracje antyniemieckie nie ustawały. Do frontu wrogiego hitlerowskiej Rzeszy dołączały dalsze partie opozycyjne. Uchwała Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej z 1 kwietnia nazwała hitleryzm, a zwłaszcza jego politykę zagraniczną, groźbą dla niepodległości narodów, które wyzwoliły się po wojnie światowej. W uchwale stwierdzano, że sojusz z Francją stanowił podstawę polityki polskiej w odniesieniu do Niemiec i ubolewano, że we Francji brakło wpływowych zwolenników zdecydowanej polityki antyniemieckiej, a tak liczni są ci, którzy ulegają Niemcom.
Dyplomaci zasiadający w berlińskim Auswärtiges Amt zaczynali obawiać się, czy Hitler nie nazbyt wcześnie zrezygnował z linii Rapallo. Ta polityka - według ministra Neuratha - zapewniała dotychczas szachowanie Polski, co przy ówczesnej polskiej przewadze militarnej miało duże znaczenie. Stąd też pod jego naciskiem rada ministrów Rzeszy ratyfikowała protokół przedłużający traktat niemiecko-sowiecki z 1926 r. Jednocześnie Hitler dał się przekonać Neurathowi i przyjął na audiencji najpierw ambasadora ZSRR i dopiero po nim posła Rzeczypospolitej.
Te zabiegi Neuratha nie mogły wywoływać obaw po polskiej stronie. Od dłuższego czasu trwały półoficjalne rozmowy między zaufanymi Piłsudskiego: Bogusławem Miedzińskim i Ignacym Matuszewskim, a posłem ZSRR w Polsce Władimirem Antonowem-Owsiejenką. Artykuł Miedzińskiego, opublikowany w „Gazecie Polskiej” (początek kwietnia), zawierał rekapitulację tych rozmów. Z enuncjacji redaktora naczelnego sanacyjnego dziennika wynikało, że mimo różnic ustrojowych i ideologicznych nie było powodów do napięć we wzajemnych stosunkach. Sugestią strony sowieckiej było przeniesienie rozmów do Moskwy. W ten sposób Miedziński został zaproszony do ZSRR przez redakcję dziennika „Izwiestija”. Stanowisko w żywotnych dla Polski sprawach starał się referować moskiewski korespondent „Gazety Polskiej”. W jego korespondencji z 5 kwietnia czytamy: „Związek Bałtycki na Północy, zaś Mała Ententa na Południu, spięte klamrą wspólnego porozumienia i wzajemnego zaufania polsko-sowieckiego - oto mur, o który musiałby się załamać niemiecki Drang nach Osten [...] byłaby to, jak mówią, jedyna godna odpowiedź na rzymsko-germańskie projekty o »czterech dyktatorach Europy«”.
Zupełnie „nowy język” usłyszał ambasador Jules Laroche w rozmowie z Beckiem tegoż 5 kwietnia. Beck zagroził, że jakiekolwiek próby zmiany granic polskich będą oznaczały wojnę. Twierdził, że Berlin zrozumiał to lepiej niż Rzym, Londyn, a nawet Paryż. Jednocześnie polski minister twierdził, że Hitler nie czuje się jeszcze „zbyt pewnie na nogach”, należy więc rozmówić się z nim, zanim reżim hitlerowski okrzepnie. Podobny ton można było odnaleźć w artykule Matuszewskiego Prawdziwa stawka („Gazeta Polska” z 15 kwietnia): „Dla nas ta sprawa [rewizja granic - R. Sz.] nie istnieje, nie istniała i nie będzie istniała. Żadnych rozmów w żadnym trybie o żadnej z granic Polski żaden rząd polski prowadzić z nikim nie będzie. »Tryb« rozmów z Polską na ten temat jest tylko jeden - ogień działowy. Wtedy będziemy odpowiadać. Każdemu. Ze wszystkich armat”.
Tego samego dnia radca ambasady polskiej w Paryżu pisał o przychylnym nastawieniu premiera Paula-Boncoura do niemieckich planów rewizji granic na Wschodzie. Francuski polityk otwarcie mówił o „konieczności wszczęcia rozmów na temat rewizji granicy polskiej”.
W dniu 18 kwietnia - jak wspominał adiutant Piłsudskiego major Mieczysław Lepecki - otrzymał on do przepisania projekt dekretu o powołaniu Rządu Obrony i Jedności Narodowej przewidzianego na wypadek wojny. Na pytanie adiutanta, czy Polsce grozi agresja wojsk Hitlera, Marszałek odpowiedział zagadkowo: „Nawet gdybyśmy na niego napadli, to też byłaby obrona”. Tego samego dnia wydane zostały rozkazy o postawieniu w stan pogotowia części jednostek wojskowych.
Wypada żałować, że zamiar powołania Rządu Obrony i Jedności Narodowej nie został zrealizowany we wrześniu 1939 r. Opozycja zgłaszała wówczas pragnienie uczestniczenia w pracach rządu niestety „sanacja” odrzuciła tę ofertę. Następcy Piłsudskiego nie rozumieli, jak wielkie znaczenie miał dla nich udział opozycji w podejmowaniu decyzji państwowych. Rozumiał to dobrze Piłsudski.
W tym samym czasie Beck wysłał instrukcje do posła Alfreda Wysockiego w sprawie rozmowy z Hitlerem. Jako jej przedmiot zalecał sprawy gdańskie. Wysocki miał stwierdzić, że polska opinia publiczna przypisywała Hitlerowi „ingerencję w sprawy gdańskie, przeciw prawom i legalnym interesom Polski”. Rząd Rzeczypospolitej wzywał, aby Hitler zakazał publicznie takiej działalności. „Niesprecyzowanie tego stanowiska - czytamy w instrukcji - stwarzałoby naszym zdaniem trudności i zmuszałoby nas do wyciągnięcia pewnych konsekwencji”. Beck domagał się wyjaśnienia tej sprawy, ponieważ „Marszałek przywiązuje bardzo dużą wagę do tej rozmowy wobec konieczności ustalenia naszej polityki gdańskiej, co w znacznej mierze będzie zależeć od wyniku tej rozmowy”.
Kiedy Wysocki oczekiwał na spotkanie z Hitlerem, prasa wileńska (20 kwietnia) w dodatkach nadzwyczajnych zapowiadała przybycie Piłsudskiego do miasta. Komunikaty oficjalne donosiły o koncentracji wielu tysięcy wojska oraz przyjeździe premiera Aleksandra Prystora i ministra Becka. Odbywały się konferencje Marszałka, najpierw z premierem i ministrem spraw zagranicznych, później z wyższymi dowódcami skoncentrowanych jednostek wojskowych. I chociaż wszystko działo się w pobliżu Litwy, to w Berlinie nie było wątpliwości, nad czym radzono w Wilnie. Zaniepokojenie w Rzeszy, a zwłaszcza w Prusach Wschodnich, rosło. Pierwszy raz mieli Niemcy okazję oskarżać Polskę o „imperializm” z pełnym przekonaniem.
Dnia 22 kwietnia (okres wileńskich narad Piłsudskiego) opanowany zwykle von Moltke, poseł niemiecki w Warszawie, zjawił się u ambasadora Francji Laroche'a. Tym razem nie potrafił ukryć swoich uczuć - był widocznie zdenerwowany. Niemiecki poseł pytał francuskiego dyplomatę, dlaczego „rząd [polski - R. Sz.] podnieca umysły, zamiast je uspokajać”. Na zapewnienie ambasadora Francji, że nie można mówić o wojnie, chyba że byłaby to dla Polski wojna obronna, Moltke zauważył, iż jest rzeczą niezwykle trudną stwierdzić, jaką wojnę należy uznać za obronną, a jaką za agresywną. Laroche nadal uspokajał Moltkego, przekonując, że sojusz polsko-francuski będzie zawsze interpretowany w Paryżu w duchu defensywnym. Francja nie poprze Polski, gdyby ta chciała atakować Niemcy. Stwierdzenie to Moltke przyjął z „widoczną ulgą”.
Manifestacjom w Polsce odpowiadały wiece i demonstracje antypolskie na terenie Rzeszy. Na zjeździe SA w Sztumie (23 kwietnia) nawoływano do wojny z Polską. Na wiecu w Opolu wśród powszechnego entuzjazmu recytowano wiersz, zaczynający się od zdania: „Czego chcecie, bandyci, nad gdańskim morzem”, a kończący się wezwaniem: „Wstań, Hitlerze, chwyć za miecz i prowadź nas do Polski, do zwycięstwa”. Powtarzały się incydenty wymierzone przeciwko konsulatom Rzeczypospolitej. Jednocześnie poseł Moltke w sposób znamienny informował swoich przełożonych (26 kwietnia): „atmosfera wojny prewencyjnej utrzymuje się w Warszawie”.
O wydarzeniach kwietniowych pisał obszernie czeski poseł Girsa w swym okresowym raporcie z 10 maja. Twierdził on, że wojna polsko-niemiecka jest nieunikniona, a Polacy, chcąc być pewnymi zwycięstwa, podejmą ją, nim Hitler się umocni. Ta idea preventivni valky miała - według Girsy - zwolenników w marszałku Piłsudskim i polskim Sztabie Głównym. Na początku kwietnia Polska poczyniła widoczne przygotowania wojskowe. Poseł twierdził, że przy granicy niemieckiej na Suwalszczyźnie koncentrowano kawalerię, a „korytarz” został obsadzony formacjami Korpusu Ochrony Pogranicza, ściągniętymi z granicy polsko-sowieckiej. Wojna miała wybuchnąć po wyborach w Gdańsku, które, przynosząc zwycięstwo hitlerowcom, stanowiłyby pretekst do podjęcia działań. Wtedy - pisał Girsa - „trudno będzie stwierdzić, kto kogo zaatakował”. Wileńską defiladę wojskową uważał poseł jedynie za maskowanie rzeczywistych zamiarów.
Zachowanie Polski zdawało się odpowiadać Czechosłowacji, skoro w wystąpieniu Benesza (25 kwietnia) na posiedzeniu praskiego parlamentu znalazły się słowa: „Nasze stosunki z Polską są coraz bardziej przyjazne. Świadomość wspólnych interesów stale wzrasta, przy czym z obu stron specjalne zainteresowania jednej i drugiej są w pełni respektowane. [...] Nasza polityka zagraniczna ma w programie porozumienie się z Polską o charakterze wiecznej i trwałej przyjaźni”.
W początkach maja zaczęły się moskiewskie rozmowy Miedzińskiego z Radkiem. Obaj politycy nie kryli, że prezentują poglądy decydujących politycznie czynników Polski i ZSRR. Ze wspomnień Miedzińskiego dowiadujemy się o przebiegu rozmowy, w której zapewniał on Radka, że Piłsudski nie sprzymierzy się z Niemcami przeciwko ZSSR. Uzasadniając to stanowisko Marszałka, Miedziński wyjaśniał: „[...] co leży u podstaw takiego stanowiska zajętego przez Polskę: nie to naturalnie, żebyśmy was nagle i płomiennie pokochali, lecz nasz własny interes. Gdybyśmy się przyłączyli do niemieckiego ataku na Rosję - to jakież są perspektywy? W wypadku niepowodzenia - katastrofa dla nas oczywista. A w razie powodzenia niechże pan patrzy na tę mapę i wyobrazi sobie, w jakiej sytuacji znalazłaby się Polska, otoczona nowymi podbojami niebywałego dotąd imperium, na jego całkowitej łasce i niełasce. (podkr. R.Sz.). Czy myśli pan, że tego nie dostrzegamy?” Zastanawiające, że tego co widział Piłsudski w 1933 r. a nie potrafią dostrzec dziś zwolennicy sojuszu z Niemcami ganiący Becka za brak paktu z Ribbentropem.
W dniu święta obchodzonego w Sowietach, 1 maja, Piłsudski w obecności Becka przyjął na audiencji posła ZSRR w Warszawie, Antonowa-Owsiejenkę. Rozgłos, jaki nadała temu spotkaniu prasa, oraz fakt, że oskarżany o antysowieckość Piłsudski przyjmował sowieckiego posła 1 maja, dawały dużo do myślenia. Zwłaszcza że następnego 2 maja poseł Wysocki miał rozmawiać z Hitlerem.
Jak było uzgodnione z Berlinem o godzinie dwunastej Alfred Wysocki został przyjęty przez Hitlera i ministra Neuratha. Wysocki w długim wystąpieniu przedstawił krytyczną ocenę niemieckiej polityki podkreślając, że wynika to „z zachowania się stronnictwa narodowosocjalistycznego w Gdańsku. Jego przywódcy i prasa - mówił poseł Wysocki - przekonują obywateli Wolnego Miasta, że przyłączenie do Rzeszy to kwestia najbliższych dni, szczególnie odkąd pan kanclerz objął ster rządów w Rzeszy”.
Odpowiedź Hitlera była niezwykle pojednawcza. Zapewniał polskiego dyplomatę, że jest zwolennikiem pokoju i porozumienia z Polską, podkreślił, że Niemcy i Polska mają wspólnego wroga w Związku Sowieckim, wyraził też zgodę na ogłoszenie komunikatu, którego domagała się strona polska, i z własnej inicjatywy rozszerzył jego treść na całokształt stosunków z Polską. Komunikat podkreślał „zdecydowany zamiar rządu niemieckiego postępowania w ramach istniejących traktatów” i zachęcał, aby „obydwa kraje na nowo rozpatrzyły swoje wspólne interesy i traktowały je beznamiętnie”.
Następnego dnia Beck w rozmowie z ambasadorem Francji, mówiąc o spotkaniu Hitler-Wysocki, stwierdził: „Ci, co oskarżają rząd polski o chęć wywołania wojny prewencyjnej [...], będą mogli równie dobrze oskarżyć go o rzucenie się w ramiona Niemiec”.
Metoda prowadzenia rozmów z Hitlerem z pozycji siły wydawała się skuteczna, a ranga Polski Europie wzrosła. Nawet Benesz w wywiadzie dla francuskiego dziennika „L'Echo de Paris” (4 maja) zapewniał, że „z 32 milionami mieszkańców Polska jest wielkim mocarstwem”.
Nieprawdopodobny obrót spraw w stosunkach polsko-niemieckich (co odnotowała prasa europejska) znalazł znacznie słabszy rezonans w Polsce. Rządowa „Gazeta Polska” dnia 5 maja pisała, że dopiero trwałość wysiłków ze strony Niemiec może stworzyć „układ pokojowego współżycia między narodem polskim a niemieckim”. Tego samego dnia ukazał się wywiad Hitlera w „Daily Telegraph”: kanclerz zapewniał, że los Niemiec zależy od ich granic wschodnich. Natomiast „Prawda” publikowała artykuł Radka przeciwny rewizji traktatu wersalskiego.
W dniach 5-6 maja odbyła się w Wydziale Zachodnim MSZ konferencja na temat stosunków z Rzeszą. Jej uczestnicy uznali, że Polska powinna zażądać ratyfikacji umów normujących stosunki handlowe i sposoby usuwania incydentów granicznych oraz domagać się zaprzestania propagandy szkalując ej Polskę.
Mimo pewnego złagodzenia napięcia „Gazeta Polska” nie przestawała śledzić spraw niemieckich. W dniu 7 maja publikowano ostrą odpowiedź na wydany w Rzeszy antypolski paszkwil Ernsta Thiela Polen greiffen. Następnego dnia płk Gustaw Paszkiewicz w artykule "Powaga chwili" ostrzegał, że Niemcy będą „zarzewiem przyszłej wojny o nasileniu bardziej okrutnym aniżeli miniona z lat 1914-1918”, natomiast polski attaché wojskowy w Berlinie podpułkownik Antoni Szymański informował Drugi Oddział SG WP: „Posunięcia niemieckie wypływają z sytuacji aktualnej, są manewrem, zatem ze szczerością, poważniejszą zmianą stosunków polsko-niemieckich` nie mają nic wspólnego. [...] Umizgi hitlerowskie pod naszym adresem mają charakter tymczasowy”.
Tymczasem 14 maja gdańscy liderzy NSDAP spotkali się z wysokim komisarzem Ligi Narodów, Helmerem Rostingiem i zapewnili go, że po zwycięstwie ich partii w wyborach do gdańskiego senatu hitlerowcy zaczną realizować program „przyjaznego porozumienia z Polską oraz respektowania jej praw na terenie Gdańska”. W dniu 17 maja w przemówieniu Hitlera na forum Reichstagu znalazło się sformułowanie o konieczności godzenia „zrozumiałych aspiracji Polski z naturalnymi prawami Niemiec”.
Zadowolenie, jakie wyraził Beck Moltkemu z powodu przemówienia Hitlera, było wyraźnym dysonansem wobec komentarza „Gazety Polskiej”, nazywanej powszechnie „tubą Becka”. W artykule zamieszczonym w dzienniku 19 maja zalecano „sceptycyzm” przy ocenianiu słów kanclerza Niemiec, a w numerze z 22 maja pisano, że Hitler nie różni się zbytnio od nieprzyjaznych Polsce polityków z okresu weimarskiego. Dziennik nawet dostrzegał „czający się między wierszami [przemówienia Hitlera - R. Sz.] duch rozbiorów Polski”. Być może redakcja gazety miała dostęp do raportu polskiego posła w Berlinie, który informował MSZ (21 maja), że generałowie cieszący się zaufaniem Hitlera, nie krępując się zbytnio, mówili o planach odebrania Polsce Pomorza i przesiedleń ludności polskiej.
W dniu 22 maja czeski poseł Girsa potwierdził wobec Becka pogłoski, że blok Małej Ententy wycofał się z poprzednio zajętego stanowiska w sprawie paktu czterech. „Wycofanie się Małej Ententy z opozycji przeciwko paktowi czterech - czytamy w pracy Jerzego Kozeńskiego - było wyraźnym dziełem Benesza. [...] Ryzykował on mało, gdyż na pierwszą ofiarę rewizjonizmu niemieckiego przeznaczono w tym czasie Polskę”. Trudno się zatem dziwić, że 1 czerwca poseł Wacław Grzybowski w Pradze zapowiedział odwołanie uzgodnionej wizyty Becka, motywując to zmianą stanowiska Czechosłowacji w sprawie paktu czterech. Zmiana stanowiska Czechosłowacji stała się kolejną okazją dla Francuzów, by podkreślić realizm Benesza i podzielić sojuszników na dobrych (Czesi) i złych (Polacy). Paul-Boncour miał nawet powiedzieć posłowi Czechosłowacji w Paryżu, że Francja zastanawia się nad wypowiedzeniem umowy sojuszniczej z Polską, która zbytnio sobie „pozwala”, protestując przeciwko paktowi czterech.
Tymczasem wybory do gdańskiego senatu dobiegały do brunatnego końca. W dniu 27 maja, w przededniu wyborów, gdańscy Niemcy wysłuchali przez radio przemówienia Hitlera wygłoszonego w Królewcu, z którego wynikało, że „narodowy socjalizm odrzuca wszelką politykę zmiany granic kosztem innych narodów”. Wiadomo było, o jaki naród chodziło. W pełni uzależnione od Hitlera polityczne kierownictwo Wolnego Miasta było posłusznym narzędziem führera. Nic też dziwnego, że prezydent senatu Herman Rauschning w swym przemówieniu na forum gdańskiego Volkstagu 23 czerwca mówił: „Jeśli chodzi o stosunki Wolnego Miasta z Polską, oświadczamy się za zasadą polityki pokoju, polityki respektowania istniejących traktatów i umów”.
W dniu 3 lipca Rauschning i jego zastępca Artur Greiser złożyli wizytę w stolicy Polski. Rauschning deklarował, że oznacza to początek „nowej epoki” w stosunkach polsko-gdańskich. Niemcy usłyszeli znamienne słowa Marszałka: „Cieszę się, że szukacie jedynie rozsądnej drogi w naszych wzajemnych stosunkach! Nie życzę wam przybycia tu w charakterze wrogów: źle by się to dla was skończyło, gorzej, niż sobie wyobrażacie”. Tego samego dnia dziennik „Petit Parisien” zamieścił wywiad z Rauschningiem, w którym zapewniał on, że nowe władze Gdańska będą dążyły do likwidacji napięć w stosunkach z Polską.
Koniec czerwca to także rewizyta Karola Radka w Polsce. Doszło do niej na wyraźne polecenie Stalina. W kolejnych rozmowach z Miedzińskim polityk sowiecki, zgadzając się z zapewnieniami o pokojowych celach polskiej polityki zagranicznej, zapytał: „Cóż zrobicie, jeśli Niemcy postawią wam ultimatum, że albo pójdziecie razem z nimi, albo przejdą przez was siłą?”[podkr. R.Sz] Miedziński odpowiedział: „w takim przypadku przeciwstawimy się, będziemy się bić, nie rozważając ani szans zwycięstwa, ani stosunku sił”. [podkr. R.Sz]
Dnia 3 lipca Afganistan, Estonia, Iran, Łotwa, Polska, Rumunia, Turcja i ZSRR podpisały konwencję o definicji napastnika. Akt ten uzupełniał w istotny sposób obowiązujący od 1928 r. pakt Brianda-Kellogga. Józef Beck pozytywnie ocenił podpisany dokument, nazywając go „ważnym aktem politycznym o znaczeniu wybitnie twórczym”. „Dla polityki zagranicznej Polski - mówił minister - konwencja o definicji napastnika jest logiczną konsekwencją szeregu instrumentów politycznych, na których podstawie kształtują się coraz pomyślniej stosunki polsko-sowieckie”.
Dziennik PPS „Robotnik” (5 lipca) nazwał konwencję „ciosem” w pakt czterech.
Kontakty polsko-sowieckie były dostrzegane przez Niemców, a dyplomaci starej bismarckowskiej szkoły cierpli na myśl o antyniemieckim sojuszu polsko-rosyjskim. Uznawany za eksperta od spraw polskich Erich Zechlin, będący wówczas posłem Rzeszy w Kownie, ostrzegał w raporcie z 6 lipca: „nie można już dłużej mówić o antagonizmie rosyjsko-polskim. Można przypuszczać, że zbliżenie polsko-rosyjskie zmieni sytuację w Europie wschodniej, co jest dla nas fatalne”.
Tym korzystniejsze dla Niemców było wystąpienie premiera Francji Edouarda Daladiera, o którym pisała 11 lipca „Gazeta Polska”. Premier podkreślał pokojowe tendencje paktu czterech i nie omieszkał dodać, że przed Francją stanęła konieczność utrzymania przyjaznych stosunków z „wielkim sąsiadem wschodnim [Niemcami], który wskutek nieporozumień był zbyt długo oddalony od Francji”. Również Anglia nie traciła nadziei na pozyskanie Niemiec za poparcie rewizjonizmu - zapowiadał to minister John Simon podczas spotkania z pracownikami Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (11 lipca). Instytut miał się zająć studiowaniem możliwości zmian granic w Europie.
W dniu 13 lipca odbyła się kolejna rozmowa posła Wysockiego z Hitlerem. Führer stwierdzał historyczne prawa Polski do istnienia i rozwoju, a przy okazji już drugi raz przy Wysockim powiedział, że „gdyby tzw. korytarz był przesunięty dalej na wschód”, wówczas między Rzeszą a Polską nie byłoby żadnych spornych spraw. Nawiązywał też do licznych pomysłów skompensowania polskiego dostępu do morza częścią terytorium Litwy.
Pośrednią odpowiedzią na sugestie Hitlera był artykuł Henryka Korab-Kucharskiego w „Gazecie Polskiej” z 13 lipca. „W Polsce wiedzą ludzie coś niecoś o fantastycznych planach Alfreda Rosenberga, który chciałby załatwić polubownie spory z Polską i pchnąć ją jednocześnie ku wielkim zdobyczom na Ukrainie czy na Litwie. Nikt się tym specjalnie nie wzruszył i rząd nie odstąpił od linii swych działań, doprowadzając gorliwie do podpisania londyńskiego paktu [chodziło o konwencję o definicji napastnika z 3 lipca 1933 r. - R.Sz.]”.
W końcu lipca nastąpiła zmiana posła w Berlinie. Alfred Wysocki, który udawał się na placówkę do Rzymu 21 lipca zgłosił się do Piłsudskiego po instrukcje. Rozmowa przeprowadzona podczas tego spotkania, dość dokładnie odtworzona na podstawie sporządzonej przez Wysockiego notatki, oddaje najprawdopodobniej rzeczywiste zamiary Piłsudskiego w polityce zagranicznej. Nawet zakładając, że Marszałek nie wszystko wyjawił dyplomacie (znana była jego skrytość wyniesiona z konspiracji), to, co powiedział, na pewno było szczere. Piłsudski zauważył, że „ustalenie się reżimu hitlerowskiego” nie musi oznaczać pogorszenia stosunków z Polską. Marszałek dostrzegał usuwanie z niemieckiego MSZ przez Hitlera „junkrów i nacjonalistów” i pozbawianie ich wpływu na politykę zagraniczną Rzeszy. Wskazując na traktaty, dzięki którym Polska uzyskała pewna poprawę położenia, Piłsudski mówił, że jeśli państwa europejskie zaprzestaną obrony postanowień traktatowych, wówczas i Polska postąpi tak samo. Zwłaszcza że byłaby to okazja o uwolnienia się od „tych wszystkich zobowiązań, które przez traktaty zostały nam narzucone”.
Mówiąc o Małej Entencie, Marszałek nie wykluczał możliwości porozumienia z Czechami, sądząc jednak po słowie, którym określił Benesza, nie miał najlepszego zdania o czeskim polityku. Napięcie w stosunkach włosko-niemieckich z powodu Austrii sugerowało Piłsudskiemu, że Hitler uwikła się w konflikty w rejonach odległych od Polski, z Włochami i być może z całą Europą Zachodnią.
Politykę wobec ZSRR zamierzał Marszałek opierać na trwałym odprężeniu. Następnie przechodząc do sprawy sojuszu z Francją, mówił: „Jesteśmy zawsze gotowi spełniać nasze zobowiązania wobec Francji, jeżeli zajdzie tego potrzeba, i uważam przymierze z nią za jedną z podstaw mojej polityki narodowej. Staje się ona aktualna w razie agresji Niemiec w stosunku do Francji lub nas, pozostawia jednak obu stronom zupełną swobodę ruchów”.
Przewidywania sporów niemiecko-włoskich znalazły swoje odbicie na łamach prasy. Rządowa „Gazeta Polska” z 18 sierpnia uznała jako naturalne „parcie Rzeszy ku połączeniu z Austrią”. „Dlatego - czytamy w dzienniku - prawdziwa ofensywa polityczna Niemiec obrała kierunek południowy, a nie wschodni”. Uzasadnienie stanowiska Polski w sprawie Austrii przedstawił Beck w jednej z rozmów z ambasadorem Francji. Stwierdził mianowicie, że o los Austrii winny zatroszczyć się państwa „powołane specjalnie do zajęcia się tym zagadnieniem, jak Francja, Wielka Brytania i Włochy”. Jednocześnie Beck wyraził wątpliwość, czy uratują one austriacką niepodległość, „chyba że Francja i Włochy przeprowadzą mobilizację”.
W dniu 29 sierpnia „Izwiestia” i „Gazeta Polska” jednocześnie drukowały artykuł Karola Radka pt. Odrodzona Polska i Związek Sowiecki. W artykule podkreślono zbieżność polityki zagranicznej obu państw, a Polskę nazwał Radek sojusznikiem ZSRR w walce o pokój. Powstanie niepodległej Polski było jednym z nielicznych - jak pisał autor artykułu - pozytywnych rezultatów I wojny światowej. Życzliwy komentarz do artykułu Radka zamieszczony w sanacyjnym dzienniku potwierdzał „zbieżność polityki międzynarodowej Polski i Rosji Sowieckiej” i optymistycznie oceniał, że miała ona „przed sobą przyszłość pozytywną”. „Być może - jest to naszym szczerym pragnieniem - przeżywany przez nas okres polityki europejskiej znajdzie swoje miejsce pod nagłówkiem: Ex oriente pax”.
W początkach września Piłsudski i Beck dokonali analizy sytuacji wewnętrznej Niemiec pod kątem stosunków polsko-niemieckich. Obaj politycy uznali, że dojście NSDAP do władzy pozwala Polsce podnieść sprawy, których nie można było poprzednio załatwić. Piłsudski sądził, że zjednoczenie Niemiec północnych (Prusy) i południowych (Austria) spowoduje osłabienia polityki antypolskiej, gdyż w polityce Rzeszy powinny wziąć górę interesy zachodnich Niemiec. Z takim poglądem Beck wyjechał do Paryża (20-21 września), aby następnie udać się na genewską sesję Rady Ligi Narodów. W Genewie spotkał się z politykami niemieckimi, 25 września z ministrem Neurathem, a 26 września z Josefem Goebbelsem. Wtedy też pierwszy raz padła ze strony niemieckiej propozycja bardziej gruntownej normalizacji stosunków na zasadzie kontaktów bilateralnych. Znalazło to oddźwięk w słowach Becka, że trzeba zacząć przestawiać opinię publiczną w tym kierunku.
Październik okazał się jednak złym miesiącem do rozmów z Niemcami. Początkowo wszystko szło po dawnemu. Ustąpiły kwasy polsko-francuskie. Wrześniowa wizyta polskiego ministra spraw zagranicznych w Paryżu była przedstawiana przez Quai d'Orsay jako moment wyjaśniający wszystkie poprzednie nieporozumienia. Paul-Boncour w publicznych wystąpieniach nazywał politykę Becka „mądrą” i stwierdzał, że Francja z zadowoleniem wita odprężenie stosunków Polski z jej wielkimi sąsiadami. Tymczasem rozpoczęły się przygotowania do konferencji rozbrojeniowej i Anglia z Francją podjęły bezpośrednie rozmowy przygotowawcze. W Polsce pojawiły się znowu pogłoski, że zanim przyjdzie do powszechnego rozbrojenia, wcześniej zalegalizuje się zbrojenia niemieckie. „Gazeta Polska” z 3 października zamieściła artykuł o znamiennym dla polskich obaw tytule - "Niepokojące pogłoski o nowych ustępstwach Francji".
Tymczasem Niemcy ogłosiły, iż nie wezmą udziału w konferencji rozbrojeniowej i występują z Ligi Narodów. W ten sposób Hitler odzyskał pełną swobodę w zbrojeniach, ale też zadrwił z polityków angielskich i francuskich, którzy z takim samozaparciem tworzyli system kontroli zbrojeń obejmujący Niemcy. Jak było do przewidzenia, Londyn i Paryż zdobyły się jedynie na złożenie protestu w Berlinie. Polska i ZSRR zrezygnowały z protestów, zdając sobie sprawę, że werbalnymi protestami nie uda się zatrzymać Hitlera.
Niemcy jednak liczyły się z kontrakcją skoro ich krok był wyzwaniem rzuconym całej Europie. W Berlinie sądzono, że Francja, wsparta przez Anglię, uruchomi sojuszników i zbrojnie będzie próbowała wymusić na Niemcach rezygnację z remilitaryzacji. Działania miała według dowództwa Reichswehry rozpocząć Polska, wspierana przez Czechów i Belgów, a później wkroczyłaby armia francuska. Przewidywanie niemieckich sztabowców uwzględniały szybkości mobilizacyjne wojsk w poszczególnych państwach. Polska wg niemieckich wojskowych jako pierwsza zakończyłaby mobilizację sił. W razie polskiego ataku dyrektywy ministra wojny Rzeszy (z 25 października) przewidywały ewakuację Śląska, walki opóźniające, obronę na linii Odra-Nysa oraz utrzymanie ufortyfikowanego rejonu wokół Królewca.
W tej sytuacji Berlin tym gorliwiej zaczął zapewniać Polaków, że pragnie jak najdalej idącej normalizacji stosunków z Warszawą. Na naradzie kierownictwa NSDAP 17 października Hitler wyraził gotowość zawarcia układu likwidującego spory a Rauschningowi polecił podjąć starania w celu doprowadzenia do spotkania z Piłsudskim.
Stanowisko Polski było wyczekujące, lecz nie pozbawione elementów groźby wobec Niemiec. Wykorzystując bowiem rocznicę odsieczy wiedeńskiej, zarządzono wielką rewię kawalerii, a wraz z tym koncentrację licznych pułków jazdy i artylerii konnej w Krakowie. W tym samym okresie (21 października) Piłsudski zorganizował w Belwederze naradę, w której wzięli udział, obok ministra Becka i wiceministra MSZ Jana Szembeka, szef Sztabu Głównego, generał Janusz Gąsiorowski, oraz referenci spraw niemieckich pułkownicy Witold Wartha i Kazimierz Glabisz. W wyniku tej narady Marszałek polecił, aby przedstawiono mu w ciągu pięciu dni (krótki termin!) kompletne dane o stanie niemieckich zbrojeń.
Sprawozdanie o zbrojeniach miało zawierać - tak sobie życzył Piłsudski - stan czynnych jednostek wojskowych, możliwości produkcyjne przemysłu zbrojeniowego, wielkość budżetu wojskowego, stan rozwoju broni pancernej, lotnictwa i broni chemicznej oraz służb specjalnych Reichswehry. Ze studium porównawczego o niemieckich zbrojeniach, które przedstawiono Piłsudskiemu, wynikało, że gotowość bojową wojsko niemieckie osiągnie około 1943 r. (nie wykluczano terminu o 2-3 lata krótszego).
Dane polskiego wywiadu skonfrontowano z informacjami posiadanymi przez wywiad francuski. W tym celu zaproszono do Warszawy szefa francuskiego Drugiego Oddziału pułkownika Louisa Koeltza,. Jego rozmowy, również z Piłsudskim, upewniły Francuzów, że w Warszawie nadal uważano Niemcy za kraj nieprzyjacielski.
Na przełomie października i listopada - pisał Jan Ciałowicz - miała miejsce kolejna misja osobistego wysłannika Piłsudskiego do Paryża. Tym razem wybór Marszałka padł na Ludwika Hieronima Morstina, byłego oficera łącznikowego przy marszałku Fochu. Z instrukcji Piłsudskiego wynikało, że jego wysłannik miał za pośrednictwem generała Maxime'a Weyganda postawić rządowi Francji dwa pytania:
1) Czy w razie zaatakowania Polski przez Niemcy na jakimkolwiek odcinku jej granicy Francja odpowie ogólną mobilizacją sił zbrojnych?
2) Czy wystawi w tym wypadku wszystkie siły zbrojne, jakimi dysponuje, na granicy Niemiec?
Odpowiedź, której oczekiwał Piłsudski, miała brzmieć: „tak” lub „nie”. Poprzez Weyganda pytania Marszałka trafiły do Paula-Boncoura i na posiedzenie francuskiego rządu. Odpowiedź była następująca: „W wypadku zaatakowania Polski przez Niemcy Francja nie zarządzi ogólnej mobilizacji i nie wystawi swych sił na granicy Niemiec”. Przyrzekano jedynie pomoc w uzbrojeniu i „organizowaniu opinii publicznej na korzyść Polski”.
Mimo takiej postawy Francja, nie decydując się na bardziej stanowczą politykę w stosunku do Rzeszy, obawiała się, że Polska może wejść na drogę porozumienia z Niemcami bez francuskiego błogosławieństwa, i do tego z inicjatywy Berlina. Konsekwencje takiego kroku wydawały się Francuzom mało sympatyczne. Zagraniczna aktywność hitlerowców mogłaby się przenieść w rejony bliższe sercu Francji niż Gdańsk czy „korytarz”. Dnia 2 listopada Laroche zapytał Becka o pogłoski na temat polsko-niemieckiego paktu o nieagresji. Beck odpowiedział - zgodnie z prawdą - że takiego projektu Polska nie otrzymała, ale jeżeli się to stanie, wtedy Rzeczpospolita przestudiuje zagadnienie uważnie, ponieważ nie powinno się to odbić na sojuszu Polski z Francją.
W dniu 4 listopada w obecności Becka Piłsudski przyjął posła polskiego w Berlinie Józefa Lipskiego. Ustalono tryb rozmów z Niemcami. Od początków listopada Polska zaostrzyła swoje wymagania w toczących się rokowaniach o skończenie zaczętej w 1925 r. wojny gospodarczej. Na tym tle doszło nawet do różnicy zdań między Neurathem a Hitlerem; minister sugerował zerwanie rozmów, aby „przywołać Polaków do porządku”, kanclerz jednak zadecydował, że Niemcy powinny ustąpić. Żądania polskie ponowił Lipski już po rozmowie z Piłsudskim, natomiast 11 listopada w czasie spotkania Becka z Moltkem polski minister oświadczył, że postulaty polskie muszą być uwzględnione, w przeciwnym wypadku „byłoby trudno ominąć istniejące przeszkody bez przedstawienia [...] dużych korzyści gospodarczych”.
Kilka dni później (15 listopada) doszło do rozmowy posła Lipskiego z Hitlerem. Polski dyplomata stwierdził, że dojście hitlerowców do władzy spowodowało zamieszanie w stosunkach międzynarodowych, w związku z tym Polska rozważała możliwość zastosowania środków obronnych. Ostatecznie władze Rzeczypospolitej zrezygnowały z tego, uznając, że polityka kanclerza nie stwarza takiej konieczności. Bezpieczeństwo Polski opiera się - mówił Lipski - na dwu zasadach. Są to dwustronne stosunki z innymi państwami i współpraca w ramach Ligi Narodów. Jednak od czasu wystąpienia Niemiec z Ligi bezpieczeństwo Polski zostało zachwiane. Rząd polski pyta - mówił poseł - czy Niemcy nie zechcą wyrównać tego osłabienia przez nawiązanie bezpośrednich rokowań z Polską.
W odpowiedzi Hitler zapewniał, że rozumie stanowisko Polski, i zaproponował, aby pierwszym punktem porozumienia było wyrzeczenie się wojny w stosunkach polsko-niemieckich. Po rozmowie ukazał się w prasie polskiej i niemieckiej komunikat stwierdzający „zupełną zgodność obu rządów w ich zamiarze traktowania na drodze bezpośrednich rokowań spraw dotyczących obu krajów”.
Następnego dnia (16 listopada) Beck poinformował Laroche'a o przebiegu rozmowy Lipskiego z Hitlerem. Minister zapewniał ambasadora, że Polska chciała jedynie przywrócić zachwianą ostatnio równowagę bezpieczeństwa w stosunkach z Niemcami, natomiast nie chce naruszać sojuszu z Francją i odprężenia z ZSRR.
Tego samego dnia rada ministrów Rzeszy postanowiła przystąpić do prac nad przygotowaniem propozycji porozumienia, mającego normalizować stosunki z Polską, a także przyjęła żądania w sprawie eksportu polskiego węgla do Rzeszy. Do 20 listopada wydział prawny niemieckiego MSZ opracował projekt deklaracji o nieagresji, a 27 listopada poseł Moltke przekazał ten dokument marszałkowi Piłsudskiemu. Aprobując ogólne założenia projektu, Piłsudski stwierdził, że strona polska musi dysponować pewnym czasem, aby dokładnie go przestudiować. Dla Niemców oznaczało to przedłużenie rokowań. W końcowej części rozmowy Marszałek stwierdził, że obok przyczyn politycznych również sytuacja gospodarcza każe Polsce unormować wzajemne stosunki.
Ostatni miesiąc 1933 roku upłynął pod znakiem rozmów polsko-niemieckich, zmierzających do podpisania deklaracji o nieagresji.
Dnia 9 grudnia minister Beck wraz z Lipskim i Dębickim przystąpił do szczegółowej analizy przedłożonego przez Niemców projektu dokumentu. Jednocześnie Beck polecił Lipskiemu, aby ten zwlekał z bezpośrednimi rozmowami na temat deklaracji. W ten sposób dopiero 20 grudnia miało dojść do spotkania posła z upoważnionym pracownikiem Auswärtiges Amt, podczas którego strona polska miała przedstawić swoje uwagi do niemieckiego projektu.
W rozmowie z ambasadorem Anglii (4 grudnia) Beck tłumaczył, że Polska skorzystała z niemieckiej oferty dopiero wtedy, „gdy się okazało, że nie będzie jakiegoś kolektywnego wystąpienia zainteresowanych państw, którego można było się spodziewać”. Beckowi chodziło o sytuację, jaka powstała w momencie opuszczenia Ligi Narodów przez Rzeszę.
Niemcom spieszyło się coraz bardziej. W dniu 11 grudnia przybył do Warszawy Hermann Rauschning. Polacy wiedzieli, że niemiecki gość był zwolennikiem współdziałania polsko-niemieckiego, a jednocześnie należał do zaufanych ludzi führera. Ukoronowaniem wizyty Rauschninga była rozmowa z Piłsudskim. O jej przebiegu dowiadujemy się z notatki sporządzonej przez Kazimierza Papéego, następcy Strasburgera na stanowisku komisarza generalnego RP w Gdańsku. Marszałek, mówiąc o narodowym socjalizmie, określił go jako „rewolucję niemiecką, posługującą się metodami bardzo ryzykownymi”. W postępowaniu Hitlera nie dostrzegał polski przywódca respektu dla niemieckiej maksymy: „po umiarze poznać mistrza”. Kiedy Rauschning zaczął się rozwodzić na temat pokojowej polityki kanclerza Rzeszy, Piłsudski się zgodził, iż nie należy przyspieszać wojny, „która może wybuchnąć dopiero za sto lat”. Wreszcie na propozycję spotkania z Hitlerem w cztery oczy Marszałek zasłonił się „trudnościami technicznymi”, które, jego zdaniem, uniemożliwiały takie spotkanie (Hitler kilka razy zabiegał o spotkanie z Piłsudskim, ale za każdym razem spotykał się z odmową). Mówiąc dalej o stosunkach polsko-gdańskich, Piłsudski ostrzegał swego rozmówcę, iż polska opinia publiczna nadal traktuje odprężenie nieufnie, przeświadczona, że Niemcy postępują nieszczerze.
W tym samym czasie toczyły się inne rozmowy. Rząd czeski naciskany mocno przez dowództwo armii wystąpił do Polski z propozycjami porozumienia. Współpraca sztabów obu armii przebiegała pomyślnie, a nastroje polonofilskie w czechosłowackim wojsku umacniały się, gdyż wojskowi zdawali sobie sprawę, że bez Polski obrona granic Czechosłowacji stoi pod znakiem zapytania. W pierwszej dekadzie grudnia poselstwo polskie w Pradze otrzymało propozycję uzgodnienia współpracy obu krajów w trzech płaszczyznach: polityki międzynarodowej, współpracy ekonomicznej i wojskowej. Poseł Grzybowski w opinii przekazanej do polskiego MSZ (10 grudnia) stwierdzał, że poza sprawami wojskowymi porozumienie nie dawałoby Polsce żadnych większych korzyści. Poseł podkreślał oportunizm Benesz w stosunku do Francji i brak samodzielności w polityce czeskiej. Przykładem była niedawna sprawa paktu czterech, które zachwiała wiarę Polaków w samodzielność praskiej polityki. Grzybowski stwierdzał, że „obecne uzależnienia Czechosłowacji od Francji [...] czynią z niej [Czechosłowacji - R.Sz.] partnera mało realnego”. Dodatkowym komplikującym elementem ewentualną współpraca było odmawianie przez Czechów uznania traktatu ryskiego z 1921 r. za podstawę relacji Polski z Rosją. W 1933 r. Czechosłowacja jeszcze nie uznawała państwa sowieckiego i traktat ryski uważała za godzący w suwerenne prawa „białej” Rosji do polskich ziem zabużańskich.
Dnia 18 grudnia odbyło się spotkanie Becka z posłem Girsą. Czeski dyplomata, sceptycznie nastawiony do polskiego ministra, tym razem spędził dwie godziny na szczerej wymianie zdań. Beck nie ukrywał, że Polska prowadzi rokowania z Niemcami ale podkreślał, że nie zmieni to w niczym polityki polskiej i jej związków z Francją. Przedstawiwszy główne elementy zamierzone normalizacji w relacjach z Niemcami Beck zasady poprosił Girsę o przekazanie treści rozmowy Beneszowi.
Finał rozmów z Czechami miał miejsce podczas genewskiego spotkania Becka z Beneszem (z inicjatywy Becka) 20 stycznia 1934 r. Wiesław Balcerak przekonująco uzasadnił, że Beck sugerował Beneszowi zawarcie sojuszu o charakterze antyniemieckim. Czeski polityk pośrednio odrzucił ofertę polskiego ministra oświadczając: „[...] z Niemcami żadnych sporów nie mamy, sporów granicznych między nami nie ma, żadne inne spory także nie istnieją, przeto my sami nie znajdujemy się w konflikcie z Niemcami”. W takiej sytuacji Beckowi trudno było proponować sojusz skierowany przeciwko Niemcom.
W dniu 26 stycznia 1934 r. między Rzeszą Niemiecką a Rzeczpospolitą Polską została podpisana deklaracja nieagresji. Pojawiły się spekulacje, czy poza jawnym dokumentem nie ma jakichś tajnych porozumień między Berlinem a Warszawą. Plotki na ten temat rozpowszechniali przede wszystkim Sowieci. Takie podejrzenia rozpowszechniano też na terenie Francji. Polska nie zamierzała wspierać Hitlera, chciała jedynie unormować stosunki z Niemcami i poza deklaracją o nieagresji nie zamierzała zawierać żadnych porozumień, w szczególności takich, które przekształciłyby niepodległą Rzeczpospolitą w satelitę Niemiec.
===========================
cd. Wojna, której nie było – niestety! (cz. II.)
Inne tematy w dziale Kultura