"W tej perspektywie podstawowym zagadnieniem jakie staje przed przeciwnikami reżimu to nie porozumienie z władzami, ale zdobycie władzy. Problem dialogu z władzą zniknie bezpowrotnie, gdy na czele państwa staną ludzie wybrani przez społeczeństwo.”
Na początku 1986 r. w tzw. II obiegu (Wydawnictwo im. Jerzego Łojka) wydrukowano: „POWSTAŃ POLSKO! Zarys Myśli Programowej Nowej Prawicy Polskiej”. Autor Witold Skidel – to był wtedy mój pseudonim.
Rada Naczelna PPN przyjęła tekst jako programowy, przedstawiający czym jest PPN, ku czemu dąży, jak widzi przyszłość Polski.
Poniżej kolejna część tego opracowania
===================
Zamiary reżimu
Pisaliśmy już wyżej, że reżim PRL zdołał przetrwać, ale jest to trwanie bez pewności jutra. Początkowo, jak można przypuszczać, komuniści uważali, ze zdołają się uratować jeśli:
- ugrupowania niezależne zostaną całkowicie zniszczone przez siły represyjne;
- środkami politycznymi i represjami uda się obezwładnić „Solidarność” i skłonić jej robotniczych przywódców do kolaboracji z reżimem;
- wprowadzi się tzw. reformę gospodarczą, rozumianą jako drakońskie podwyżki cen właściwie na wszystko, co jest człowiekowi potrzebne do życia.
Plan został częściowo zrealizowany. Wprawdzie udało się izolować część przywódców ugrupowań niezależnych, ale nie zdołano sparaliżować działalności tych grup, a nawet powstały nowe. Całkowitym fiaskiem zakończyła się próba wmontowania w system fałszywej „Solidarności”. Mimo gorączkowych usiłowań nie znaleziono zdrajców gotowych spełnić oczekiwania komunistów. Nie udało się też zmontować owego „robotniczego trzonu” Związku, który podobno został oszukany przez politykującą ekstremę. W rezultacie władze musiały zlikwidować wszystkie związki zawodowe, czym zraziły sobie również w zasadzie wiernych dotąd branżowców. Najboleśniejsza okazała się klęska na odcinku reformy gospodarczej. Reżim sądził, że jeżeli zlikwiduje „Solidarność” to tym samym dowiedzie „kapitalistom” kto w Polsce rządzi. „Wiarygodny” rząd Jaruzelskiego będzie więc mógł liczyć na nowe kredyty. Tymczasem banki zachodnie niepomne jakoś o własne interesy odmówiły kredytów. Pierwszy raz nie sprawdziły się znane słowa Lenina o głupocie kapitalisty, które sprzeda na kredyt linę na której się go powiesi.
PRL pod rządami komunistycznych generałów przypomina dziś pociąg złożony z mocno sfatygowanych wagonów, prowadzonych przez ślepawego maszynistę po torach wymagających pilnej naprawy. Na trasie przejazdu są osłabione mosty i wiadukty, zacinające się zwrotnice i dróżnicy zapominający co pewien czas o zamykaniu rogatek. W którymś miejscu nastąpi zbieg kilku niekorzystnych zjawisk zakończonych wykolejeniem pociągu. Nie wiemy kiedy ta kastratora nastąpi i jak długą drogę ma ten pociąg przed sobą. Wiemy, ze w miarę upływu czasu prawdopodobieństwo katastrofy jest coraz większe. Taka jest przyszłość PRL.
Reżim komunistyczny w Polsce ma przed sobą prawdopodobnie trzy drogi:
1. Pozorna liberalizacja. Jak już pisaliśmy reżim nie może sobie pozwolić na prawdziwą liberalizację. Może natomiast i potrafi stworzyć pozory liberalizacji. W tym celu przeprowadza się zakrojona szeroko kampanię represyjną polegająca na przyciśnięciu społeczeństwa do ziemi. Po pewnym czasie represje ustają, sytuacja normuje się na poziomie będącym przed represjami i … dzięki temu pozornemu ruchowi ludziom wydaje się, że jest lepiej. Oto skutek takiej pozornej liberalizacji. Nie należy wykluczać, że obecna akacja zaostrzenia prawa karnego i uchwalenie przez Sejm PRL różnych „brudnych ustaw” jest przygotowaniem do takiej właśnie pozornej liberalizacji. Istotnym problemem jest w takim ewentualnym zamiarze kwestia więźniów politycznych. Jedynym rozwiązaniem wydaje się ustanowienie statusu więźnia politycznego, o co zabiega Episkopat. Spowodowałoby to eliminację wielu pól konfliktu i nie działałoby tak na wyobraźnię społeczeństwa. Słabością tego rozwiązania byłaby jednak znaczna minimalizacja represyjnych skutków uwięzienia. W konsekwencji ludzie zagrożeni uwięzieniem mniej by się bali. Rozwiązaniem drugim, ciągle rozważanym przez reżim, jest skazanie na banicję czołowych działaczy. Informacje poufne mówią o listach obejmujących grubo ponad tysiąc nazwisk osób, które zostałyby deportowane, poza granice PRL. Mówi się o Libii, Mongolii lub Kubie jako miejscu osadzenia deportowanych, oczywiście z prawem udania się do państw zachodnich. Rozwiązanie takie wydaje się mało prawdopodobne, ale stan wojenny też przeszedł nasze wyobrażenia o możliwościach reżimu. W końcu byłoby to jakieś przerwanie zaklętego kręgu uwiezień i ciągłych amnestii.
2. Powrót do stalinizmu. Wariant najmniej prawdopodobny w obecnych warunkach zważywszy na położenie międzynarodowe Związku Sowieckiego. Byłoby to możliwe, gdyby w Moskwie obalono Gorbaczowa. (Jego pozycja nie jest zbyt mocna o czym można wnosić porównując wystąpienie szefa KPZR na ostatnim zjeździe tej partii z tekstem uchwały końcowej zjazdu.) Oczywiście w takim przypadku doszłoby do ostrego konfliktu z Zachodem i być może trzeciej wojny światowej. Twierdzenie, ze powrót do stalinizmu jest niemożliwy, gdyż nie ma ludzi zdolnych do popełniania takich zbrodni jak UB-owcy Stanisława Radkiewicza jest bardzo naiwny. W obecnym MSW jest niewątpliwie więcej funkcjonariuszy pokroju naczelnika wydziału Grzegorza Piotrowskiego, zdolnych mordować, posłusznych wykonawców, którzy nie zawahaliby się przed popełnieniem zbrodni bądź z przekonania, bądź ze strachu przed przełożonymi.
3. Lawirowanie. Wariant najbardziej prawdopodobny i charakterystyczny dla linii Jaruzelskiego. Obecny szef PZPR osiągnął klasę mistrzowską w polityce przeczekiwania. Tyle, że jego sytuacja przypomina dawny dowcip o trzech strategach, Kutuzowie, Stalinie i Naserze, którzy wpuścili wroga w głąb kraju i czekali na zimę. Położenie Jaruzelskiego przypomina oczywiście sytuację Nasera. W tych warunkach może się znaleźć grupa aparatczyków, która nie będzie chciała dłużej czekać i obali Jaruzelskiego. Jest on niewątpliwie zawalidrogą dla każdego śmielszego rozwiązania obecnego kryzysu. W końcu komunistom nie chodzi o to, aby Jaruzelski był 1-szym sekretarzem Politbiura, ale o usuniecie groźby wybuchu wiszącej ciągle jak miecz Damoklesa.
PRL przypomina obecnie beczkę prochu. Tego prochu ciągle przybywa. Jest nim powszechna świadomość nieuchronności klęski reżimu, rosnąca niechęć, wręcz wrogość do komunizmu. Aby ten proch wybuchł potrzebny jest lont i ogień zapalający lont. Lontem są zorganizowani w ugrupowania przeciwnicy reżimu. Ludzie uczestniczący w buncie muszą mieć pewność, że ich protest będzie miał pozytywne następstwa. Społeczeństwo musi znać przywódców, ugrupowania i programy działania, aby mieć przekonanie o potrzebie i słuszności oporu, który zostanie przekształcony w zwycięstwo. Przypomnijmy, że wątła „opozycja” lat gierkowskich okazała się wystarczającą by nadać organizacyjne ramy rodzącej się „Solidarności”. Obecnie zadania są znacznie większe, ale i szeregi przeciwników reżimu nieskończenie liczniejsze niż w 1980 r. Aby lont spełnił swoją rolę musi zapłonąć ogień. Będzie nim pierwsza widoczna społecznie i skuteczna akcja zmuszająca reżim do cofnięcia się. Jeżeli działacze polityczni i związkowi zdołają ja przetworzyć w falę protestów ogarniających kraj, wówczas reżim nie zdoła już opanować sytuacji.
Pierwszym rezultatem takich wydarzeń będzie oczywiście utworzenie jawnych struktur „Solidarności”. W tym samym czasie, jeżeli władze nie zdołają zahamować protestu, komuniści znowu zaczną deklarować postawy pojednawcze, będą się mnożyły apele o spokój i porządek, o rozsądek. Niestety, nie unikniemy sytuacji, w której apele reżimu spotkają się z pozytywnym oddźwiękiem. Znajdą się na pewno naiwni gotowi rozmawiać „jak Polak z Polakiem” i reżim przyciśnięty do muru na pewno do takich ludzi sięgnie.
Skoro więc nie unikniemy rokowań, to musimy brać w nich udział i tak na nie wpływać, aby nie doszło do kolejnego oszustwa.
1. Władze komunistyczne proponujące rozmowy nie zamierzają zawierać uczciwego porozumienia jednakowo zobowiązującego obie strony. Komuniści w każdych rokowaniach chcą jedynie oszukać przeciwnika i zyskać na czasie. Takie porozumienie wiąże przecież ręce strony podchodzącej do umowy rzetelnie i nie daje żadnych gwarancji, że komuniści postąpią podobnie. Przykładem niech będzie tzw. umowa warszawska, w której udało się oszukać Wałęsę, czym chełpił się Rakowski w redakcji „Polityki”, a zwłaszcza jej następstwa w grudniu 1981 r. Dlatego podpisując porozumienie z władzami pamiętajmy, że musi ono gwarantować nam realny udział w rządzeniu krajem, a więc wpływ na te struktury, bez których reżim nie może istnieć.
2. Porozumienia muszą gwarantować realny postęp w następujących sprawach:
- przywrócenia własności spółdzielczej i prywatnej, jej pełny rozwój;
- przejęcie własności państwowej przez załogi fabryk i przedsiębiorstw;
- kontrolę nad wojskiem i milicją (zwłaszcza SB) np. Za pośrednictwem niezależnych związków zawodowych wojskowych i funkcjonariuszy MO i SB;
- wpływ na politykę zagraniczną i kontrolę handlu zagranicznego;
- wyraźnie oświadczenie władz władz, że tzw. pryncypia ustrojowe jak rola PZPR czy stosunki z ZSRR są uzależnione od stanowiska obywateli wyrażonego w wolnych wyborach lub referendum.
3. Bez względu na skalę ustępstw reżim nie jest w stanie zawrzeć uczciwego kompromisu również dlatego, że ostateczną instancją dla takich porozumień będzie zawsze Moskwa. Sowieci nie będą związani żadnymi ustaleniami z władzami PRL Na szczęście swoboda działań Moskwy ulega coraz dalszemu ograniczeniu. W tej perspektywie podstawowym zagadnieniem jakie staje przed przeciwnikami reżimu to nie porozumienie z władzami, ale zdobycie władzy.
Problem dialogu z władzą zniknie bezpowrotnie, gdy na czele państwa staną ludzie wybrani przez społeczeństwo. Taka władza wraz z utratą zaufania społecznego przestaje rządzić. Jej miejsce zastępują inni mający takie zaufanie. Do zmiany na stanowiskach państwowych, w polityce państwa, nie trzeba będzie buntów i rozlewu krwi, ale wystarcza wybory. Stanu takiego nie osiągniemy nigdy pozostawiając totalitaryzm komunistyczny przy życiu.
Inne tematy w dziale Kultura