Na początku 1986 r. oficyna Polskiej Partii Niepodległościowej działająca w tzw. II obiegu (Wydawnictwo im. Jerzego Łojka) ogłosiła tekst „POWSTAŃ POLSKO! Zarys Myśli Programowej Nowej Prawicy Polskiej”. Autor Witold Skidel – to był wtedy mój pseudonim.
Rada Naczelna PPN przyjęła tekst jako programowy, przedstawiający czym jest PPN, ku czemu dąży, jak widzi przyszłość Polski.
Poniżej część 4. tego opracowania (Radykałowie, Lewica-Prawica).
=====================
3) RADYKAŁOWIE. Niegdyś kierunek najsłabszy dziś niewątpliwie dominujący po stronie przeciwników reżimu. Co prawda jego zasięg nie znajduje odbicia w ilości publikacji, gdzie nadal dominują „Reformiści”.
Nazwy tego kierunku nie należy kojarzyć z jakimś radykalizmem społecznym. Kierunek ten jest w zasadzie prawicowy i przeciwny socjalizmowi. Celem „Radykałów” jest odzyskanie niepodległości, wyzwolenie się z zależności od ZSRR i zbudowanie demokratycznego, suwerennego państwa polskiego. Przez długi czas kierunek ten był uważany za oderwany od realiów, awanturniczy, a nawet prowokacyjny. Jego hasła łatwiej trafiały do środowisk robotniczych niż inteligenckich.
Początkowo jedynie KPN dysponowała całościowym programem działania i, jak się okazało, niezwykle trafną wizją nadchodzących wydarzeń. Można się o tym przekonać czytając opracowanie Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji” drukowane już w czerwcu 1979 r. Przywódca KPN zapowiedział wybuch społecznego gniewu o charakterze rewolucyjnym. Sądził, że w trakcie eksplozji siły niezależne zorganizują społeczeństwo w struktury niezależne od władz. Przewidywał, że następnie powstaną ugrupowania polityczne, które w trakcie kolejnych faz wytworzą alternatywny ośrodek władzy i z czasem obalą komunistyczną dyktaturę.
W sytuację posierpniową KPN weszła z własną, odmienną koncepcją taktyczną. Jej przywódca postanowił, że działacze KPN, ci najbardziej znani, nie wejdą do „Solidarności” i nie będą walczyć tam o wpływy. Moczulski sądził, że tarcia „Lojalistów” z „Reformistami” będą miały korzystny wpływ na pozycję KPN w przyszłości, skoro nie brała ona udziału w utarczkach personalnych. Przywódca KPN uważał też, że z czasem doły członkowskie „Solidarności” zradykalizują się i wraz z rosnącą liczbą bezrobotnych nastąpi napływ członków do Konfederacji. Wówczas będzie można przystąpić do realizacji programu KPN w myśl zasady „pełzającej rewolucji”.
Taktyka ta całkowicie zawiodła. Nastąpił wprawdzie znaczny napływ ludzi, ale nie zdołano ich zorganizować w odpowiednie struktury, gdyż reżim znając już plany Moczulskiego aresztował najpierw jego a wkrótce pozostałych przywódców Konfederacji. Ułatwił to sam Moczulski, skoro kierownictwo KPN nie miało żadnych związków z „Solidarnością”. „Lojaliści” i „Reformiści” kierujący Związkiem nie uważali sprawy uwolnienia kierownictwa KPN za najważniejszą więc i starania w tej sprawie były dość anemiczne. W rezultacie przywódcy KPN, którym wkrótce wytoczono proces sądowy cały czas, poza lipcem 1981 r., przebywali w więzieniu. Wydarzenia na sali sadowej całkowicie przesłoniły Moczulskiemu sens i znaczenie procesów społecznych zachodzących wówczas w Polsce. Był on tak dalece niewolnikiem własnych wyobrażeń o przyszłości, że zwolniony z aresztu na kilkudniową przepustkę (9-14.12.1981) i przebywając wówczas w Katowicach, a więc tam gdzie KPN miała największe wpływy, nie wziął udziału w organizowaniu oporu i dobrowolnie wrócił do więzienia mimo ogłoszonego właśnie stanu wojennego. Następstwa 13 grudnia i bezczynność Moczulskiego były fatalne, zwłaszcza, że zawiódł też mianowany przez Moczulskiego nominalny szef KPN Krzysztof Gąsiorowski. Nie przygotowano tak podstawowych spraw jak poligrafia i środki finansowe, a uderzenie policyjne spadło na całkowicie nieprzygotowaną organizację.
Błędy i zaniechania Moczulskiego spowodowały kryzys w łonie kierownictwa KPN. Znalazło to swój wyraz przy końcu 1984 r. kiedy to Zygmunt Goławski, Tadeusz Jandziszak, Tadeusz Stański i Romuald Szeremietiew ogłosili wystąpienie z KPN. Wraz z nimi wystąpiły reprezentowane przez nich grupy skonfederowane w KPN i większość znanych działaczy tej organizacji. Próby wyegzekwowania od Moczulskiego koniecznych zmian nie powiodły się.
Mimo niekorzystnych zjawisk w łonie KPN kierunek „Radykalny” nie zamarł. Najpierw w miejsce pozostawione przez KPN weszła dynamiczna wówczas organizacja niepodległościowa „Solidarność Walcząca”, kierowana przez ukrywającego się do dziś Kornela Morawieckiego z Wrocławia. Wkrótce zaczęły działać inne ugrupowania: Unia Demokratów Baza, Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”, Organizacja „Wolność-Sprawiedliwość-Niepodległość”, Ruch Polityczny „Wyzwolenie”, Kongres Solidarności Narodu i wiele innych, mniejszych.
Zakładając PPN kierowaliśmy się przekonaniem, że nadszedł czas na sformowanie siły politycznej dążącej do niepodległości, ale także wskazującej jaka ma być wolna Polska, siły politycznej mieszczącej się w powszechnym nurcie nowoczesnej i demokratycznej prawicy, dotąd słabo reprezentowanej w Polsce. PPN jest po prostu partią nowej polskiej prawicy.
Lewica – Prawica
Lata rządów komunistycznych zaowocowały różnymi anomaliami. Jedną z nich jest swoista osobliwość naszego życia politycznego. Mamy na myśli działalność niezależną; maść polityczna szkap ciągnących reżimową brykę mało nas obchodzi.
Jak wiadomo w normalnej sytuacji możemy bez trudu wydzielić partie prawicowe, lewicowe i centrowe. W Polsce tak nie ma. Widzimy panoszącą się Lewicę, ledwie widoczną Prawicę i nieobecne Centrum. Obraz taki będzie miał każdy, kto wnioskuje na podstawie ukazującej się w kraju prasy i wydawnictw oraz tego co wraca do Polski za pośrednictwem rozgłośni radiowych z Zachodu.
Skonstatujmy najpierw, że nie udało się dotąd stworzyć polskiego Centrum. Ostatnią próbą sformowania programu dla takiego Centrum był pomysł Andrzeja Micewskiego powołania swoistego łącznika między podziemną „Solidarnością” z władzami PRL. Propozycja ta została wyśmiana przez publicystów reżimowych. Nie ulega wątpliwości, że pomysł Micewskiego jest nierealny. Centrum może istnieć tam, gdzie działają skrajności, ale mieszczące się w jednym porządku prawnym. W naszej sytuacji reżim woli korzystać z MSW w „kontaktach” z podziemiem i inni pośrednicy nie są mu potrzebni. Polityka środka nie istnieje. Ponadto prawdziwym jest pogląd, że w istocie taki środek to jedynie miejsce, od którego działalność polityczna zmierza w lewo lub w prawo. Całkowicie niezależnego Centrum po prostu nie ma. W państwach demokratycznych partie centrowe dochodzą do władzy dzięki aliansom z lewicą lub prawicą. Widać to chociażby na przykładzie FDP w Niemczech Zachodnich.
Polskie Centrum nie może powstać skoro reżim go nie potrzebuje a ugrupowania niezależne są dla potencjalnych centrystów obiektem mało kuszącym.
W tej sytuacji po stronie przeciwników reżimu pozostał podział na Lewicę i Prawicę.
Jak wyglądają wpływy tych dwu skrzydeł w Polsce? Najpierw musimy stwierdzić, że sytuacja w PRL doprowadziła do nienaturalnej wielkości wpływy środowisk lewicowych. Komuniści uważają się za Lewicę. Posługują się lewicową frazeologią. Ich lewicowi pobratymcy z socjaldemokracji, mimo potępienia komunistycznego totalitaryzmu, zawsze mieli dużo sympatii dla „braci odłączonych”, podobnie jak socjaliści wyznawców Marksa. W państwach komunistycznych socjalista rezygnujący z głośnego protestu wobec komunistycznych metod rządzenia mógł bez trudu zaaklimatyzować się i nawet awansować w dziedzinach działalności intelektualnej. Przykładem chociażby przed opozycyjne losy prof. Edwarda Lipińskiego, nagradzanego i odznaczanego medalami. Droga taka była niemożliwa dla człowieka o przekonaniach prawicowych. Komunistyczny aparat przymusu tępił nie tylko polityków polskiej prawicy, ale także jej elity intelektualne. Socjalista mógł zasadnie twierdzić, że postępuje zgodnie ze swymi przekonaniami wstępując do PZPR, która mieściła w sobie również wchłoniętą PPS. Prawicowiec kumający się z reizmem nie miał takiego alibi i w końcu pozostawała mu rola kolaboranta, czego dowodzi chociażby pozycja Jana Dobraczyńskiego. W rezultacie można powiedzieć, że władze PRL uczyniły wszystko, aby uniemożliwić istnienie autentycznych elit intelektualnej prawicy. W oświacie i na uczelniach wyższych eliminowano ludzi o przekonaniach prawicowych. Młody uczony, artysta czy pisarz nie miał szans na karierę jeśli przyznawał się do Prawicy. Cenzura pilnowała, aby nic co trąci prawicowością nie poszło do druku.
System stalinowskich represji wyniszczył ludzi prawicy na terenie polityki, a także kultury i oświaty. Ich miejsce prawie bez wyjątku zajęli lewicowcy, często z legitymacjami PZPR i mała grupka prokomunistycznych renegatów prawicy polskiej.
Zmiany zachodzące w PRL po październiku 1956 r. nie przyniosły Prawicy istotnej zmiany położenia. Wprawdzie ustały procesy sądowe i egzekucje, a za przekonania prawicowe nie szło się tak łatwo do więzienia jak przedtem, ale monopol Lewicy pozostał. Mimo potężnego kaca po słynnym referacie Nikity Chruszczowa odsłaniającym cześć zbrodni Stalina, Lewica szybko doszła do siebie. Rozczarowani do komunizmu, a raczej do „stalinizmu”, nie zamierzali rezygnować z odgrywania „postępowej” roli w społeczeństwie. Aby zachować monopol trzeba było zdyskredytować i ośmieszyć konkurentów do rządu dusz z prawej strony. Rozpoczęto więc kampanię przeciwko niedobitej całkiem Prawicy. Lewica twierdziła, że odradzająca się Prawica to obraz zacofania i ciemnoty. Wyśmiewano polską tradycję podejmując krytykę tzw. bezrozumnego bohaterstwa – „bohaterszczyzny”. Atakowano „reakcyjnego” Prymasa Stefana Wyszyńskiego i Kościół katolicki. Człowiek prawicy był utożsamiany z szowinistą i antysemitą, prawie faszystą. Ta kampania odniosła zamierzony skutek. Młodzi Polacy nie znający ideologii prawicowych odżegnywali się od posądzeń o reakcyjność. Szukali inspiracji i podniety w jak sądzili postępowym tygodniku „Po prostu” i wśród liberałów lewicowych. Wierzyli, że istnieje „prawdziwy socjalizm” i byli utwierdzani w przekonaniu, że wraz z Gomułką dojdą doń tzw. polską drogą.
Może wydać się to paradoksalne, ale klęska reformistów w PZPR i powstanie grup przeciwników reżimu nie osłabiło monopolu Lewicy. Ponieważ elita prawicowa nie istniała, programowy kształt oporu powstawał w kręgach intelektualistów usuniętych z partii komunistycznej. I tylko ten program Polacy poznawali dzięki programom Radia Wolna Europa. Ogromną rolę odegrał też miesięcznik „Kultura” wydawany od lat przez Jerzego Giedroycia w Paryżu. Główny ideolog tego pisma jeden z najwybitniejszych publicystów polskich nieżyjący dziś Juliusz Mieroszewski prezentował następującą koncepcję: socjalizm sowiecki przeorał dogłębnie społeczeństwo polskie i zmienił w istotny sposób polską świadomość narodową. Polscy robotnicy tak dalece nim przesiąkli, że wartości tradycyjnie polskie są im obce. Niepodległość, symbole takie jak orzeł w koronie, a nawet religia to sprawy jakoś przebrzmiałe. (Jeden z naszych kolegów został nazwany w 1972 r. „pogrobowcem” umarłych idei, ponieważ usiłował przekonać Mieroszewskiego, że patriotyzm i niepodległość to sprawy bardzo czytelne dla młodych Polaków.) Nadzieję na zmiany pokładała „Kultura” w komunistycznych rewizjonistach. Polski październik 1956 r., a zwłaszcza reformy Aleksandra Dubczeka w Czechosłowacji okresu Praskiej Wiosny 1968 r. zdawały się potwierdzać słuszność przyjętych założeń. W „Kulturze” uważano, że nośne będą wszelkie programy socjaldemokratyczne, „prawdziwy socjalizm” ze Szwecji, a nie koncepcje i rozwiązania prawicowe.
To stawianie na partyjnych dysydentów, a więc na Lewicę, miało określone następstwa w działalności informacyjnej. Przez lata RWE i „Kultura” preferowały myśl i działania grup uważanych za lewicowe, np. bardziej propagowano marcowych „raczkujących rewizjonistów” niż Rewolucyjną Unię Chrześcijan (Ruch) Andrzeja Czumy, a później podawano wszystko co było związane z KOR-em i prawie nic o KPN. Trend ten, może już tylko na zasadzie sympatii personalnych, trwa do dziś.
Ocena znaczenia Lewicy przypomina nadmuchany balon. Ludzie tego nurtu zdołali zawładnąć prawie całą sferą informacyjną i wydawniczą na terenie Warszawy, a stolica stanowi główny ośrodek opiniotwórczy. Znowu zasięg wpływów Prawicy i Lewicy oceniany jest przez pryzmat warszawskiego kręgu intelektualnego. Jest to krąg zdecydowanie lewicowy i na jego rzecz ciągle działają dawne przyjaźnie i sympatie polityczne na Zachodzie. Wydawnictwom prawicowym brak autorów i poligrafii, pomoc z zagranicy trafia przede wszystkim do Lewicy. Polska Prawica jest praktycznie pozbawiona pomocy mimo rządów sprawowanych przez jej potencjalnych sojuszników w wielu państwach demokratycznych. Polska Prawica przez lata spychana na margines, mimo przeważającego poparcia społecznego, nie może ciągle przebić się do kręgów opiniotwórczych. Ciągle jeszcze głos jednego lewicowego intelektualisty brzmi w świecie donośniej od głosów prawicowych robotników. Ale siła Lewicy to pozór. Dawno temu J. Piłsudski zauważył, że w konspiracji paru ludzi wydających regularnie pismo będzie uchodzić za potężną siłę polityczną. Kiedy dochodzi do ujawnienia tej siły w konkretnym działaniu politycznym, wówczas okazuje się, że poza gazetą nic więcej nie ma. Przed Sierpniem KOR był oceniany jako znaczna siła, a KPN uważany za małą grupkę bez większego znaczenia, tyle że krzykliwą; tak pisano nawet w dobrze poinformowanym tygodniku „Newsweek”. W tej sytuacji znaczne wpływy KPN w środowisku robotniczym na Górnym Śląsku i brak wpływów KOR były niewytłumaczalne. Było to niezrozumiałe dla słuchaczy programów RWE.
Inne tematy w dziale Kultura