Red. Warzecha, z którym starłem się broniąc Mariana Banasia wyraził żal na Twitterze, że stało się to zanim sąd cywilny ogłosił wyrok, w którym sędzia Jakubowska-Pogorzelska uznała, że Anna Marszałek i Bertold Kitell nie muszą mnie przepraszać.
…………………………………….
Łukasz Warzecha
@lkwarzecha
Szkoda, że wyrok zapadł dosłownie chwilę po mojej rozmowie z @RSzeremietiew
w studio @wPolscepl
. Nie mogłem do niego nawiązać.
…………………………………..
Jak rozumiem pan redaktor użyłby tego wyroku do obrony red. Kittela, który obsmarował Mariana Banasia - o czym we wspomnianym programie rozmawialiśmy.
https://wpolsce.pl/magazyn/9961-o-co-chodzi-w-sprawie-banasia-ostry-spor-szeremietiewa-i-warzechy
Jak wiadomo w długim i żmudnym postępowaniu karnym ustalono, iż odnoszące się do mnie zarzuty B. Kittela i A. Marszałek przedstawione na lamach „Rzeczpospolitej” były nieprawdziwe.
Sąd cywilny orzekający 4. bm. w kwestii mojego pozwu uznał jednak, że pozwani działali rzetelnie i starannie więc redaktor Warzecha ogłosił, że skoro rzetelnie i starannie ogłosili nieprawdę (nie kwestionuje wyroków uniewinniających mnie) to wszystko jest w porządku. Wynikałoby z tego, że dziennikarz może łgać, byle robił to "starannie" i "rzetelnie".
Red. Warzecha nie wie, że w moim pozwie wskazywałem nie tylko na kłamliwość opowieści Marszałek i Kittela, ale także ich nierzetelność i brak staranności dziennikarskiej.
Posłużę się jednym przykładem braku tej rzetelności - dziennikarze twierdzili, że ukryłem rzeczywistą wartość kupionej działki, bowiem wg nich jej wartość była dwukrotnie wyższa, niż podana przeze mnie. To zaś miało wskazywać, że dysponowałem „nieudokumentowanym majątkiem”.
Tymczasem jak wynika z pisma Urzędu Skarbowego cena działki nabytej przeze mnie wynikająca z aktu notarialnego umowy sprzedaży z dnia 20 czerwca 1998 r. była ceną rynkową, a nie zaniżoną. Sąd karny orzekający w mojej sprawie nie miał wątpliwości, co do tego, że Marszałek i Kittel zawyżyli cenę działki o około 200 tys. PLN - dodajmy powtarzali to wiele razy w swoich materiałach prasowych i dowodząc, że miałem majątek z którego nie mogę się wyliczyć.
W postępowaniu przed Sądem Okręgowym w Warszawie pozwani dziennikarze twierdzili, że zasięgnęli informację o cenie mojej działki od pośrednika obrotu nieruchomościami. Tymczasem jest ewidentne, że rozmowa, w której podobno zasięgnęli informacji o cenie działki takiej, jaką w określonym roku nabyłem nie mogła mieć miejsca bowiem jest wykluczone by pośrednik pomylił się w cenie dwukrotnie. (nawiasem dziennikarze nie potrafili wskazać pośrednika nieruchomości z którym rzekomo rozmawiali). Zatem nie tylko, że pozwani nie dochowali „podwyższonej staranności”, ale wręcz byli rażąco niestaranni w stopniu graniczącym z celowym przeinaczaniem faktów w celu uzasadnienia z góry założonej tezy.
Dodam, że następstwie opowieści Marszałek i Kittela o moim majątku „niewiadomego pochodzenia” i tego, że „wydawałem więcej niż zarabiałem” obok prokuratury podjął działania Urząd Skarbowy w miejscu mojego zamieszkania i 11 lipca 2001 r. podjęto dwa postępowania:
1. „w sprawie określenia zobowiązania podatkowego w podatku dochodowym od osób fizycznych za lata 1996-2000” ;
2. w celu sprawdzenia okresu „1999-2000, celem ustalenia wysokości przychodów nie znajdujących pokrycia w ujawnionych źródłach lub pochodzących ze źródeł nie ujawnionych”.
Wynik powyższych postępowań był następujący:
• 4 grudnia 2001 r. Urząd Skarbowy stwierdził prawidłowość moich i żony zeznań podatkowych (mamy wspólność majątkową) i wydał postanowienie o umorzeniu postępowania „z uwagi na jego bezprzedmiotowość”;
• 26 marca 2002 r. Urząd Skarbowy umorzył także drugie wszczęte postępowanie po ustaleniu, że nasze dochody przeważały nad wydatkami i tym samym „postępowanie w sprawie stało się bezprzedmiotowe”.
Sąd cywilny orzekający 4 grudnia br. miał również tego typu dowody i… ich nie uwzględnił? Nie dostrzegł, że pozwani dziennikarze podawali dwukrotnie zawyżoną ceną mojej działki w swoich artykułach i twierdzili, że mam nieudokumentowany majątek.
Sędzia Jakubowska-Pogorzelska nie wiedzieć czemu uznała, że działali „rzetelnie” i dochowując należytej staranności. To przyjmuje jako prawdę red. Warzecha i nawet pisze: "Nie można dziennikarza rozliczać z tego, czy napisał prawdę, bo to byłaby druzgocąca cenzura." Rzeczywiście publiczne napiętnowanie kłamcy może być dla niego bardzo przykre.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo