Maciej Świrski Maciej Świrski
1337
BLOG

SuperMario

Maciej Świrski Maciej Świrski Polityka Obserwuj notkę 9
Wprawdzie Mariusz Kamiński skazany został za stawianie oporu podczas demonstracji w maju 1984, a ta scena pochodzi z początku stanu wojennego, to pamiętam, że zawsze Mario był w pierwszym szeregu, i ciągle chodził ze stłuczonymi okularami. Więc trochę przestawiłem chronologię, żeby to pokazać. I to jest naprawdę facet który nikogo się nie boi i swoje od ZOMO zebrał. Więc teraz żaden Tusk mu nie podskoczy. CBA nie pęka!
 
Poniżej fragment mojej powieści "Tytuł zastępczy", którą wydałem 10 lat temu.

 

                fot. Maciej Świrski

Jeśli spojrzało się na Warszawę z Pałacu Kultury, miało się wrażenie, że miasto jest rozdeptane przez historię na stopniu skarpy wiślanej jak skórka banana. Ku południowi hotel MDM, a przedtem pusta powierzchnia placu Konstytucji, skrzywienie osi Marszałkowskiej i pokraczny rozjazd Waryńskiego - wszystko po to, żeby nie było widać kościoła Najświętszego Zbawiciela.

Aleje Jerozolimskie obstawione w stronę Wisły stalinowskimi blokami od skrzyżowania z Marszałkowską, ale potem jakby im się odechciało, stalinizm zmienia się w pedet, a po prawej stronie jest przedwojenny budynek Banku Gospodarstwa Krajowego z piaskowcowymi płaskorzeźbami na fasadzie, dalej Wisła i Most Poniatowskiego, przedtem egiptopodobne budynki Muzeum Narodowego, budynek KC z ostatnim piętrem w rusztowaniach - coś w tym kraju musi się w końcu odnawiać, jak odnowa to od nowa.
 
Patrząc na północ, w stronę Intraco na Stawkach po prawej stronie widać Krakowskie Przedmieście i kościoły. Niebieskie suki milicyjne wzdłuż Parku Saskiego, na Królewskiej, na tyłach Grobu Nieznanego Żołnierza. Przy Zachęcie parking dla armatek wodnych, z hydrantów, wkręconych do pokryw wodociągów w chodnikach, zwisały długie sople. Armatki wodne stały zaparkowane wzdłuż chodnika, obniżone tyły zbiorników wyglądały jak podkulone w przysiadzie, a zomowcy wężami parcianymi nalewali wodę, szuflami dosypywali z pryzmy niebieskawy środek na mróz, barwiący ubrania, mogli rozpoznać i wyłapać dzięki temu demonstrantów.
 
Na placu Dzierżyńskiego, naprzeciw szkieletu wieżowca, w którego kratownicach hulał wiatr i gnieździły się ptaki, obok pomnika Dzierżyńskiego, stał transporter BWP i koksownik. Dzierżyński patrzył z góry na dobrą czekistowską robotę, gołębie obsrały mu fryzurę, ale nie przejmował się. Na skrzyżowaniu ze Świerczewskiego zamarzające zwrotnice tramwajowe obsypane solą, przy muzeum Lenina koksownik. Na ścianie pałacyku litery napisu zamazane czarną farbą, spod której przebijała biel „WRON won za Don". Na Bielańskiej przy ruinach Banku Polskiego zaparkowane nysy milicyjne, z wypukłymi reflektorami, jak żabie oczy, i otwartymi gębami krat chłodnic. W środku zomowcy, przez otwarte szyby kłęby dymu z papierosów. Milicyjna latryna pod ścianą Banku Polskiego, tam, gdzie 31 sierpnia batalion Broda 53 wychodził do ataku w kierunku Placu Bankowego. Ślady kul, w spoinach, pomiędzy cegłami wbity czarny odłamek, zębate wyrwy w skorodowanej stali. Wręby gwintowania i litery Krupp na stopce pocisku. Dym z koksownika, plastikowe tarcze ustawione po trzy, w kozły. Środek dnia. Chmury nisko nad dachami, sklep sportowy zamknięty, po przeciwnej stronie pawilon 22 lipca d.E.Wedel z zawiniętym ogonem ludzi, czekających na dostawę wyrobów czekoladopodobnych w opakowaniach zastępczych.
Przed Teatrem Wielkim parking zastawiony milicyjnym żelastwem. Grzeją silniki, niebieski dym z diesla unosi się kłębami i z wiatrem leci na pomnik Nike. Granitowe płyty przykryte zlodowaciałym śniegiem, wydeptana ścieżka wzdłuż Senatorskiej w stronę Placu Zamkowego. Pomnik odgrodzony milicyjnymi barierkami zrobionymi z jasnego metalu, każda z klapą utrzymującą ją sztywno prostopadle do ziemi. Klapa zrobiona z grubej prążkowanej blachy z wytłoczonym napisem STEYR. Zimny wiatr zza Wisły, rozpędzony wzdłuż kamienic ulicy Senatorskiej i z Placu Zamkowego. Na półokrągłym podjeździe przy Pałacu Prymasowskim zaparkowane trzy białe fiaty, w środku cywile. Jeden z nich trzyma w rękach długą białą pałkę i wygina ją rytmicznie. Muzyka z wnętrza, głośnik rzęzi.
 
Mimo wiatru i zimna było wrażenie wilgotności. Szykowała się odwilż, ale mróz jeszcze nie zelżał. U wylotu Świętojańskiej szło dwóch chłopców, trzymali w rękach kije, na nich flagi szarpane wiatrem. Z tyłu ludzie w brązowo-burych płaszczach, zlewających się kolorem ze ścianami kamienic i kocimi łbami bruku Placu Zamkowego. Msza w katedrze Świętego Jana skończyła się i idący z przodu byli popychani przez tłoczących się z tyłu, wychodzących z katedry. Ci na przedzie szli coraz wolniej, bo zobaczyli szpaler utworzony przez zomo, mieli przejść pod pałkami jak para młoda pod szablami. Zomowcy stali w dwóch rzędach tworząc wąską alejkę od Świętojańskiej w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, odcinając przejście do schodów w dół do tunelu trasy WZ. Ludzie z tyłu tłoczyli się, pochód musiał ruszyć do przodu, bo wszyscy nie mogli pomieścić się w wąskiej przestrzeni na Świętojańskiej przed katedrą. Zaczął padać drobny śnieg, pojedyncze płatki wirowały i osiadały na hełmach zomowców, odcinały się bielą od niebieskiego lakieru. Powoli ludzie przechodzili wzdłuż tego szpaleru i gdy czoło pochodu minęło kolumnę Zygmunta a prowadzący weszli na asfalt, ze szczekaczek na milicyjnej suce rozległa się komenda „Na - obywatela!". Zomowcy utworzyli falangę i z dwóch stron zaczęli tarczami napierać na tłum. Do tej pory była zupełna cisza, lecz ten niespodziewany ruch wyzwolił z ludzi wrzask. Zawirowało. Ci, którzy znajdowali się tuż przed napierającymi zomowcami nie mieli ruchu. Nagle, pod wpływem nacisku ludzi wychodzących cały czas ze Świętojańskiej, tych, którzy zobaczyli, co się dzieje, tłum gwałtownie ruszył do przodu, falanga zomowców załamała się i ludzie ogarnęli ich swoją liczbą. Wtedy z lewej strony, z Podwala wyjechała armatka wodna, ścinając strugami wody ludzi z nóg. Na dachu kabiny dysze obracały się w dwie strony jak czułki żuka gnojarka. Zielony kadłub powoli przesuwał się wzdłuż tłumu, strugi wody raz wystrzeliwały na dwadzieścia metrów w głąb, a raz bardzo blisko w pierwszy szereg. Zomowcy cofnęli się i na nowo utworzyli zwarty szyk, jednak już nie tak blisko ludzi jak poprzednio. Silnik armatki ścichł, wyłączyli pompę, ludzie zaczęli szybkim krokiem iść w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. „GE-STA-PO, GE-STA-PO." Dudniący krzyk, nierówno przenoszący się z początku pochodu na tył. Wtedy zza wieży kościoła Św. Anny, tam, gdzie są schody do trasy WZ, wyszedł zwarty oddział z tarczami i długimi pałami, na twarzach mieli maski gazowe z lejkowatymi ryjami pochłaniaczy. Czoło pochodu było już u wylotu Miodowej do Krakowskiego przedmieścia, naprzeciw bramy kościoła Św. Anny. Zamaskowani zomowcy biegli, wymachiwali pałami starając się trafić uciekających, jeden z nich dopadł chłopca z flagą. Gdy zamachnął się na niego, ten zasłonił się kijem od flagi, jakby zastawiał sztych, pałka trafiła w drewno i kij pękł. Chłopak chwycił flagę w garść i zaczął uciekać w głąb Miodowej. Miał rude włosy i druciane okulary, jedno ze szkieł stłuczone i rozsmarowaną krew na czole - któryś z ciosów musiał być celny. Zomowiec biegł za nim, waląc w plecy uciekającego pałką jak w bęben. Uderzenie i sieknięcie, uderzenie i stęknięcie. Był szybszy, wyższy i silniejszy. Zomowiec okładał go pałą, w pogoni zapomniał gdzie jest, zapędził się, jezdnia była pusta, ale na krawężnikach stali ludzie, a nigdzie w pobliżu nie było zomowców, najbliżsi po przeciwnej stronie Krakowskiego Przedmieścia, dopiero pod szarymi arkadami biblioteki rolniczej, obok kościoła Św. Anny.
 
Nagle, gdy ludzie zobaczyli osamotnionego zomowca pastwiącego się nad chłopakiem z flagą, puścili się biegiem i wyciągnęli ręce po milicjanta, zszarpnęli z niego tarczę i wyrwali pałkę. Chłopak podniósł się, podniósł leżącą bojową pałę i zaczął okładać zomowca. Zomowiec potknął się upadł - tak był zaskoczony. Było już za późno - ludzie pokryli go jak muchy. Po chwili zomowiec leżał na ziemi w samych kalesonach. Chłopak zniknął razem z ludźmi.Biała długa pała leżała naziemi. Milicjanci przy Św. Annie zobaczyli to, ale gdy przybiegli nikogo już nie było. Pan Zbyszek schronił się w bramie obok poczty, obok wejścia do kawiarni. Z zadymionego wnętrza wyglądały zaciekawione kelnerki. Postawił na podłodze ciężki plecak wypełniony towarem, brzęknęło. Butelki wiózł na Rondo Wiatraczna i właśnie chciał się przesiąść ze 159 na tramwaj, ale zapomniał, że jest 13 stycznia, pierwsza Miesięcznica.
 
 
Zapraszam do wstępowania do Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Formularz jest na stronie Reduty http://reduta-dobrego-imienia.pl/?page_id=2.
 
Zapraszam także do składania podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie uznania użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” za kłamstwo oświęcimskie. Formularz PDF do pobrania jest pod tym linkiem : http://reduta-dobrego-imienia.pl/?wpdmact=process&did=NS5ob3RsaW5r

 

 

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka