W sobotę wieczorem byłem na imieninach u kolegi filmowca, gdzie wśród wielu gości znaleźli się Filip i Tito.
Nie znałem ich wcześniej, przysiadłem się, ponieważ zainteresowała mnie dyskusja, jaką dość głośno prowadzili. Okazało się, że chociaż są starymi szkolnymi kumplami i przyjaźnią się do dzisiaj, to Tito jest prawicowym narodowcem za to Filip czytuje Wyborczą. Obaj panowie w wieku ok 40 lat wybrali się w piątek do centrum popatrzeć na to "co będzie się działo". Wybrali się razem - właściwie to Tito wyciągnął Filipa do miasta. Filip mieszka pod Piasecznem i wymagało to nieco starań ze strony Tito, żeby go na taką eskapadę namówić.
Przysiadłem się żeby ich posłuchać, ponieważ chociaż obaj byli stale razem, obserwowali te same zdarzenia, rozmawiali z tymi samimy ludźmi, to ich opowieści były tak różne, jakby dotyczyły zajść z dwóch róznych miast, z dwóch różnych czasów.
Predyspozycje światopoglądowe zdominowały całkowicie ich relacje a były one tak przeciwstawne, jak tylko mogły być. Gdyby ci panowie się tak dobrze nie znali, to być może nawet między nimi doszłoby do rękoczynów, bo zaczęły już padać naprawdę mocne słowa.
Morał - w Polsce narasta wrogość. Taka pryncypialna, dotycząca fundamentów stylu życia, fundamentów samo-identyfikacji, fundamentów wspólnotowości i podstawowych relacji z tymi, którzy do wspólnoty nie należą.
Następuje zanik "obiektywności" - wydarzenia nie są już "zewnętrzne", podlegające niezależnej ocenie, lecz stanowią część narracyjnego łańcucha przyczynowo-skutkowego, będącego integralną częścią światopoglądu każdej ze stron.
Nie było mnie w Warszawie na Świeto Niepodległości. Rozmowa Filipa i Tito pozwoliła mi zbudować sobie pewien obraz wydarzeń i przyznam, że nie jest to obraz jednoznaczny. Jedno wiem - teraz nasi politycy będą pracowicie zagospodarowywać rozpalone 11 listopada emocje. Prawica już krzyczy, że to wszystko prowokacja, z którą ona nie ma - a jakże - nic współnego. To samo mówi też Michał Sutowski. Tak jakby jedni nie wiedzieli nic o kibolskich hordach wspierających tych z prawa a ci z lewa nie mogli się nadziwić, że wśród "niemieckich przyjaciół" znalazła się spora grupa zawodowych zadymiarzy. Ogólnie - gdyby tak prywatnie jednych i drugich zapytać szczerze o opinię, to okazałoby się, że i jedni i drudzy uważają, że tym drugim "przecież wpierdol się należał". Cała ta gadka na temat "skandalicznych wydarzeń", to pic i fotomontarz. Eskalacja przemocy jest dziś politykom na rękę, gdyż zarówno skrajna prawica jak i skrajna lewica (wspierane odpowiednio przez mniej skrajną prawicę i mniej skrajną lewicę) doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tylko poprzez kryzys mogą uczynić wyłom w zdominowanym przez PO centrum.
Kibole na swoich stronach już szykują się na przyszły rok. Można się spodziewać, że lewaccy bojówkarze zorganizują się podobnie. Zapowiada się, że nasze narodowe święto niepodległości stało się zakładnikiem politycznych ambicji zwaśnionych środowisk, które używają pałkarzy jak pionków na szachownicy. Nic dobrego z tego nie będzie.
Inne tematy w dziale Polityka