Wczoraj na Rozdrożu zadałem Pawłowi Zalewskiemu i Zbigniewowi Ziobrze pytanie - dlaczego Polska jest takim dziwnym krajem, że dosłownie żaden polityk, z którym miałem okazję rozmawiać w ciągu minionego roku nigdy nie słyszał o Okrągłym Stole Przemysłowców Europejskich - bezdyskusyjnie najbardziej wpływowej organizacji lobbystycznej na kontynencie?
Czym jest European Round-Table of Industrialists?
ERT został utworzony w 1983 roku w Amsterdamie dzięki inicjacywie ówczesnego prezesa grupy Volvo, Pehra Gyllenhammara. Dżentelmen ów przekonał prezesów kilku największych firm europejskich, że wielki biznes europejski musi jakoś się zorganizaować, aby móc skutecznie wpływać na politykę Eropejskiej Wspólnoty Gospodarczej jako całości. Gyllenhammar doszedł do wniosku, że postępujący proces europejski wymaga od przemysłu działań wykraczających poza granice poszczególnych krajów członkowskich także w zakresie lobbingu gospodarczego. Obecnie ERT jest eltarnym klubem 44 prezesów firm z 18 krajów europejskich, których łączne obroty są na poziomie ponad póltora biliona Euro i które zatrudniają łącznie około 4.5 miliona pracowników. Można zatem śmiało stwierdzić, że ERT to jest crème de la crème biznesu europejskiego - grupa wpływu, za którą stoi potencjał jakiego nie da się zlekceważyć.
O ERT dowiedziałem się przypadkiem wiele lat temu, kiedy pracowałem w beligijskim koncernie chemiczno-farmaceutycznym Solvay. Któregoś dnia nadeszła wiadomość, że do polski wybiera się prezes firmy, baron Daniel Janssen. Bezpośrednim powodem były negocjacje, jakie Solvay prowadził wówczas nosząc się z zamiarem wykupienia części zakładów chemicznych Zachem w Bydgoszczy (ostatecznie transakcja nie doszła do skutku). Przy okazji okazało się, że planowane jest spotkanie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, gdzie baron Janssen - jako ówczesny przewodniczący ERT - chiałby porozmawiać o perspektywach ekspansji europejskiego biznesu w Polsce.
Trudno mi zrozumieć jak to się stało, że pomimo spotkania na taki szczeblu istnienie ERT zostało jakby zapoznane przez polską klasę polityczną, która po prostu nie zdaje sobe sprawy z wpływu, jaki lobby to ma na politykę Unii Europejskiej. Znajdujące się na stronie internetowej ERT dokumenty w dość jaskrawy sposób pokazują, że tematy, którymi ERT zaczyna się interesować nieomal zawsze po około dwóch latach wchodzą do oficjalnej agendy unijnej a sugerowane w nich rozwiązania bardzo często okazują się oficjalnym stanowiskiem Komisji Europejskiej.
Wielokrotnie na przykład uśmiechałem się pod nosem widząc zaangażowanie naszych polityków mające na celu osiągnięcie jakiejś zmiany polityki europejskiej wobec Rosji. Moja ironia wynikała ze znajomości raportu ERT w sprawie stosunków Unia-Rosja, z którego niedwuznacznie wynika, że wielki biznes europejski oczekuje poważnego zbliżenia z Rosją i wiąże z tym dalekosiężne plany. Jednym słowem - nasi politycy mogli sobie podskakiwać, tymczasem sprawy były już "posprzątane" a polityka Unii wobec Rosji ustawiona na lata.
ERT jest klubem "Starej Europy" - nowe kraje członkowskie praktycznie nie są tam reprezentowane. Niemniej jednak wyłom uczynili Węgrzy, którym udało się umieścić w ERT szefa swojej największej firmy - już od wielu lat członkiem ERT jest Zsolt Hernádi - prezes węgierskiej grupy petrochemicznej MOL. Ma też nawet w ERT swojego przedstawiciela nie będąca członkiem Unii Europejskiej Turcja - jest nim Bülent Eczacibaşi właściciel wielkiego przedsiębiorstwa produkującego artykuły gospodastwa domowego.
Czas najwyższy, żeby w ERT zasiadł Polak. Jedynie dwie polskie firmy kwalifikują się do tego gremium: KGHM i Orlen. Prezes jednej z nich powinien zostać członkiem ERT i działania zmierzające do osiągnięcia tego celu powinny stać się jednym z priorytetów polskiej polityki gospodarczej. Jeśli nasi politycy nie są w stanie tego zrozumieć, to są zwykłymi glupcami!
Inne tematy w dziale Gospodarka