Wbrew licznym sceptykom porządku politycznego w Europie kontynentalnej od dłuższego już czasu największe g... rozlewa się po świecie z krajów anglosaskich. Tamtejszy przedziwny system polityczno prawny staje się źródłem niepokojących wstrząsów zarówno w sferze gospodarczej (kryzys) jak i cywilizacyjno-kulturowej.
Ostatnio szczęka mi opadła, gdy dowiedziałem się o sprawie niejakiego Tima Nicholsona, który wlaśnie wygrał w brytyjskim sądzie dość precedensową sprawę. OtóżTim Nicholson był sobie pracownikiem firmyGrainger PLC, któraj jest największym właścicielem nieruchomości w Zjednoczonym Królestwie.Tim Nicholson był zatrudniony na stanowisku szefa działu "sustainability", czyli był odpowiedzialny w firmie za sprawy ekologiczne. Wykształcony na OksfordzieTim Nicholson był na tyle przejęty swoją rolą i na tyle poważnie zaczął traktować kwestię globalnego ocieplenia, że poinformował swojego pracodawcę, że odmawia służbowego latania samolotami, gdyż uważa, że ruch lotniczy bardzo przyczynia się do niekorzystnych zmian klimatu a on nie chce w tym brać udziału. Kiedy jego przełożeni zorientowali się, żeTim Nicholson latać nie będzie i już - nawet kosztem interesów firmy - postanowili gościa zwolnić a ten wóczas zaskarżył byłego pracodawcę w sądzie... i właśnie sprawę w pierwszej instancji wygrał. SędziaMichael Burton uznał bowiem, iż:
"A belief in man-made climate change is capable, if genuinely held, of being a philosophical belief for the purpose of the 2003 Religion and Belief Regulations Act"
Czyli, że szczere i głębokie przekonanie o tym, że człowiek odpowiada za zmiany klimatu wypełnia znamiona przekonania religijnego w sensie Ustawy o Religii i Wyznaniu z roku 2003.
Konsekwencje tego nieprawdopodobnego werdyktu będą w Wielkiej Brytanii wielorakie i głębokie:
1) Od tej pory publiczne kwestionowanie czyiś opinii na temat zmian klimatu może być potraktowane jako obraza jego uczuć religijnych.
2) Od tej pory pracodawcy brytyjscy muszą zacząć uwzględniać przekonania ekologiczne swoich pracowników i dostosować pracę przedsiębiorstwa tak, aby ich ekologicznych przekonań nie urażać. Nie wiadomo jeszcze dokładnie co to ma oznaczać w praktyce, ale można się spodziewać bardzo wielu skarg mających na celu np. skłonienie brytyjskich pracodawców do przejścia na samochody elektryczne, zaopatrywania się wyłącznie u dostawców odnawialnych źródeł energii itd.
Wyrok sądu brytyjskiego - ze względu na podobieństwa systemów prawnych - może ponadto być uznany za ważną przesłankę prawną w obszarze jurysdykcji amerykańskiej, czyli należy się w najbliższym czasie spodziewać lawiny podobnych spraw w USA.
W ten oto sposób wpływowa kultura anglosaska staje się źródłem kolejnego cywilizacyjnego problemu. Przypadek Tima Nicolsona jest wyjątkowo niepokojącym sygnałem zmiany paradygmatu dyskursu publicznego, w którym nagle pewne poglądy o charakterze stricte politycznym, naukowym lub publicystycznym stają się tak zrytualizowane i uświęcone, że uzyskują kosztem wolności słowa ochronę prawną taką, jaką zwykły mieć przekonania religijne. Przykład ten pokazuje także, jak wysoce destrukcyjny potencjał ma w ogóle koncepcja "obrazy uczuć religijnych", która moim skromnym zdaniem powinna być całkowicie wyrugowana z kodeksów jako absurdalna i - właśnie - społecznie szkodliwa.
Firma Grainger PLC zapowiedziała złożenie apelacji - możemy zatem być pewni, że sprawa Tima Nicolsona jeszcze powróci. Wypada mieć nadzieję, że sąddrugiej instancji wykaże się wiekszym rozsądkiem, inaczej proponuję wybicie podzwonnego nad niegdysiejszą świetnością Imperium Brytyjskiego, którego i tak już nędzne resztki mocą tak postępowych wyroków sądów powszechnych zostaną niebawem żywcem pogrzebane.
I wypada mieć nadzieję, że podobna degeneracja demokracji nie przeniknie do Europy kontynentalnej, ponieważ w takim wypadku będę musiał zgodzić się z Wojtkiem Cejrowskim i emigrować do Ekwadoru.
Inne tematy w dziale Polityka