Prezydent Lech Kaczyński - główny narodowy specjalista od dęcia patriotycznego balona - "apeluje o ustanowienie nowego święta narodowego upamiętniającego rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego".
Żadne chyba wydarzenie przed 1945 rokiem nie dzieli Polaków tak bardzo, jak właśnie Powstanie Warszawskie. To właśnie w stosunku do PW widać jak w soczewce jak poszczególni obywatele naszego państwa widzą sprawy narodowe, jaki wyznają model patriotyzmu, z jakimi tradycjami się identyfikują i - z dużym prawdopodobieństwem - kogo popierają. Można też łatwo zauważyć, że między zwolennikami różnych opcji nie ma wielkiej sympatii - reprezentują oni przeciwstawne modele obywatelskości, które nawzajem się nie znoszą.
Dla mnie - na przykład - w Powstaniu Warszawskim nie ma niczego, co chiałbym przekazać moim dzieciom, poza jednym:
Widzicie - nigdy nie dajcie się złapać na taką głupotę !!!
Nie robią na mnie wrażenia opowieści dziadków o bohaterstwie powstańców, którzy szli na czołgi uzbrojeni w saperki. To znaczy robią... Myślę sobie wówczas - boże, kto ich wychował, że zginęli w tak kretyński sposób? Kto im dał taki system wartości, że nie dostrzegali tego, iż to właśnie oni - żyjący - są chodzącymi pojemnikami, w których tli się polskość i że byli gotowi zginąć na rozkaz jakiegoś wąsatego dupka, który sądził, że erupcja waleczności w wykonaniu harcerzyków w krótkich spodenkach powstrzyma Stalina przed realizacją planów powziętych w Teheranie.
Nie robią na mnie wrażenia o opowieści dzieciach, które broniły barykady przed ostrzałem z działa. To znaczy robią... Myślę sobie wówczas - boże - kim byli ich rodzice, ich opiekunowie a nawet - ich starsi powstańczy koledzy, że pozwalali takim kajtkom rozrywać się na strzępy?
Nie robią na mnie wrażenia opowieści o kobietach, którym Dirlewanglerowcy rozpruwali ciężarne brzuchy. To znaczy robią... Myślę sobie wówczas - boże - kim byli inicjatorzy tej nieszczęsnej awantury, którzy dali Hitlerowcom pretekst i sposobność do bestialskiego zgniecenia stolicy i jej mieszkańców?
Nie robią na mnie wrażenia opowieści o młodych ludziach zagazowanych w kanałach. To znaczy robią... Myślę sobie - boże - kim byli dowódcy powstania, którzy pozwolili im walczyć bez uzbrojenia, bez przeszkolenia, bez wsparcia logistycznego, bez rozpoznania, którzy puścili gówniarzy w żywioł walki z olbrzymem, niczym mięso armatnie poświęcając kwiat polskiej młodzieży inteligenckiej w imię - no właśnie - w imię czego?
Tak. Nie ma u mnie żadnej zgody na czczenie godziny "W". Owszem - przystaję gdy wyją syreny - czcząc pamięć tych biedynych ludzi, zgładzonych przez nieodpowiedzialność polityków i przez to, że wyznawali nieprzystający do realiów system wartości nakazujący podporządkowanie się takim właśnie nieodpowiedzialnym, wręcz głupim decyzjom.
Powstanie Warszawskie powinno być pamiętane wyłacznie jako moment ostatecznej klęski doktryny "Bóg - Honor - Ojczyzna" - doktryny, której oddanie skrwawiło naród dzoszczętnie tak, że jeszcze dzisiaj wygląda jak jakieś pokancerowane zomie: wykastrowany z inteligencji, z kultury, z tradycji.
Ten brak szacunku do życia, do przetrwania, niezdrowa fascynacja "honorową śmiercią", bezrozumne oddanie pustym w istocie ideom prześladują Polaków po dziś dzień. Anglicy wciąż się śmieją z gen. Sosabowskiego, który pozwolił swoich żołnierzy wystrzelać jak kaczki... za frajer. Dali mu za to po wojnie pracę - magazyniera - pracę w sam raz jak dla hrabiego...
Anders również nie był litościwy dla naszych żołnierzy pod Monte Cassino. Tania krew - tania śmierć... Inne nacje jakoś wyżej się wyceniały, ale Polaków zawsze można było wysłać w celu "rozpoznania walką" - nasi dowódcy wszak nigdy nie oponowali - przecież wiadomo: Polak kuli się nie boi!
Mojej córeczce będę zawsze powtarzać - miej swój rozum, swoje rozpoznanie, swoją wartość, swoje przekonanie. Nie pozwól, żeby ktoś ci mówił czemu powinnaś się poświęcać, co powinno być dla ciebie najważniejsze. Przeżują cię i wyplują. Na świecie szanuje się tylko tych, którzy nie oddają się tanio. Nie miotaj się na oślep - walcz tylko wtedy, gdy możesz zwyciężyć. Twoja krew to nie jest keczap.
Zatem nie zgadzam się z Prezydentem. Godzina "W" to nie jest dzień narodowej chwały, lecz narodowej klęski. Czcenie go pod fanfarami to kolejny gest narodowej głupoty! Francuzom nigdy nie przyszłoby do głowy fetowanie Waterloo!
Inne tematy w dziale Polityka